czwartek, 26 września 2013

Mr. & Mrs. Henderson. Part II.

Zamiast do pokoju, poszłam na plażę i wybrałam numer do swojej najlepszej przyjaciółki. Eva odebrała już po dwóch sygnałach.
- Vera?
W odpowiedzi usłyszała tylko mój szloch. Chciałam jej wszystko opowiedzieć. W końcu miałyśmy tego samego szefa i zajmowałyśmy się tym samym, ale mogłam mówić dopiero, gdy się trochę uspokoiłam.
- Chodzi o Logana – powiedziałam szybko, walcząc, by głos mi się nie załamał.
- Ten patafian cię zranił? Niech ja tylko go dorwę, a popamięta – wysyczała groźnie.
- Nie!  - zaoponowałam gwałtownie. – Nie o to ch-chodzi.
- No to co się stało? Pokłóciliście się?
Wzięłam głęboki oddech. Musiałam komuś o tym powiedzieć, bo inaczej sama sobie nie poradzę. Eva tkwiła w tym samym bagnie co ja, i nikt inny, tylko ona mogła mnie zrozumieć. Tym bardziej, że także okłamywała swojego męża.
- Logan dowiedział się, kim jestem.
Na chwilę po drugiej stronie zapadła głucha cisza. Dopiero po dłuższym czasie do Evy dotarło, co właśnie jej powiedziałam.
Zaczęła się na mnie wydzierać, że jakim cudem mogłam pozwolić na takie zaniedbanie ze swojej strony i umożliwić mu poznanie prawdy.
To było nierozważne, że przed wejściem do pokoju, z którego tak łatwo nie można było się wydostać, nie upewniłam się, że ktoś niepożądany czai się w szybie wentylacyjnym. Nikt nie musiał mi przypominać, że nawaliłam na całej linii.
Odkąd tylko wybiegłam z hotelu, jak głupia bez broni, myślałam w kółko o tym samym. Mój mąż jest tajnym agentem.
- Veronica – zaczęła poważnym tonem.
Jej głos wydarł mnie z zamyślenia i uświadomił mi, że wcale jej nie słuchałam. Nie miałam pojęcia, co do mnie mówiła.
- Stephen już pewnie o wszystkim wie.
- Wiesz, co każe ci zrobić? – mogłabym przysiąc, że zmarszczyła brwi.
- Będę musiała zabić Logana – te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Nie mogłam pozwolić sobie na okazanie słabości. Spędziłam jednak trochę swojego życia z tym człowiekiem i nie byłam w stanie od tak po prostu go pozbawić życia. Przez swoją głupotę.
- Kochasz go?
- Nie – skłamałam, a moje serce wykonało dziwny podskok.
- Więc go zabijesz.
- Tak – przytaknęłam.
Eva rozłączyła się, zanim zdążyłam dodać coś więcej. To akurat było mi na rękę.
Przystanęłam w miejscu, a mój wzrok powędrował na ocean. Na falach zgrabnie pomykali surferzy. Wszyscy chłopcy byli umięśnieni, ale jeden szczególnie zwrócił moją uwagę. Miał brązowe włosy i doskonale radził sobie na desce. Z tyłu przypominał młodego Zacka Efrona.
Mogłabym się założyć, że jego oczy są niebieskie, a usta wprost stworzone do całowania.
Nie tylko jaskrawozielone kąpielówki wyróżniały go z tłumu, ale także gracja i pewność siebie, z jaką pokonywał największe fale. I oczywisty fakt, że był mega ciachem.
Chłopak popatrzył w moim kierunku, jakby poczuł na sobie, że go obserwuję.
Odwróciłam głowę w stronę plaży i zaczęłam udawać, że z wielką uwagą przyglądam się układance z ręczników rozłożonych na piasku.
Byłam chyba zbyt rozkojarzona, żeby dostrzec, że na jednym z nich widnieje wizerunek One Direction.
Kusiło mnie, żeby nadeptać im na twarze, ale jakby ku przestrodze moim myślom dziewczynka, do której należał ten jakże cenny skarb, z naburmuszonym wyrazem twarzy podniosła go i zarzuciła sobie na ramię. Zmarszczyła czoło i pobiegła do swojej mamy.
Nie dane było mi długo ubolewać nad niegrzecznym zachowaniem małolaty. Brakowało tylko, żeby tupnęła nogą, splunęła z pogardą na moje stopy i wydała z siebie zawodzący pisk, bo ktoś krzywo spojrzał na jej idoli.
Normalnie nie zwróciłabym na nią uwagi, ale w tym momencie byłam w takim stanie, że nawet bzyczenie muchy mnie denerwowało.
Chciałam wrócić do hotelu, zaszyć się w pokoju i zdecydować, co mam dalej zrobić ze swoim życiem. Swoim i Logana.
Zatrzymałam się jednak w półkroku. Nie mogłam tam iść. Przecież Logan tam był, a ja nie wiedziałam, czy byłby gotowy mnie zabić. Może był bardziej skłonny do wykonywania zadań niż ja?
W tym momencie wyświetlacz mojego iPhone’a rozbłysnął, a na ekranie wyświetlił się komunikat o nowym połączeniu. Musiałam się zmierzyć z gniewem Stephena i przyjąć na klatę nową misję.
Z bijącym sercem odebrałam telefon.
- Tak? – powiedziałam.
Nic więcej mu nie było trzeba. Potraktował to jako zaproszenie do wyładowania na mnie frustracji.
- Jak mogłaś?! – udarł się tak głośno, że musiałam odsunąć telefon od ucha. – Zachowałaś się nieodpowiedzialnie! Myślałem, że jesteś najlepszą agentką, jaka może chodzić po Ziemi, ale ty wszystko spieprzyłaś!
- Myślisz, że mnie jest z tym łatwo? – w moich oczach znowu pojawiły się łzy.
- Musisz teraz wszystko naprawić! Logan nie może wiedzieć, kim jesteś! Jeśli komuś o tym powie, będziesz skończona!
- Stephen! – przerwałam mu wymienianie zarzutów. – Jest jeszcze jedno, o czym powinieneś wiedzieć.
- Ktoś jeszcze wie, jaka jest prawda?
Mogłabym się założyć, że kłęby dymu wychodziły z jego uszu tak, jak na kreskówkach.
- Nie – ucięłam szybko.
- Więc? – popędził mnie.
Był naprawdę wściekły za moje niedopatrzenie.
Wzięłam głęboki oddech. Wiedziałam, że to co zaraz powiem, jeszcze bardziej go rozeźli, ale zatajenie przed nim tego faktu, byłoby gorszym błędem. W tej sprawie wolałam być szczera.
- Logan jest tajnym agentem.
Tym razem gdy wypowiedziałam te słowa, już tak bardzo mnie nie szokowały jak pięć minut temu. Były już po prostu suchym stwierdzeniem faktu.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Stephen zareagował dokładnie tak samo jak Eva. Ku moim oczekiwaniom nie wydarł się na mnie tak jak wcześniej. Zaczął tylko coś mruczeć pod nosem. Co drugie słowo, które wyłapywałam, było przekleństwem.
Już nie obwiniał mnie. Chyba dotarło do niego, że to nie moja wina.
Minął dłuższy czas, zanim powiedział coś skierowanego do mnie.
- Mam nadzieję, że wiesz, co musisz teraz zrobić? – zapytał spokojnie.
- Tak – przytaknęłam słabym głosem.
- Szef Logana da mu takie samo zlecenie. Zlikwidować ciebie.
Jeśli oczywiście się o tym dowie, pomyślałam. To jednak zachowałam dla siebie.
- Będziemy chcieli się nawzajem zabić – podsumowałam.
Wszystkie łzy już zużyłam, dlatego też nie miałam już czym płakać. Piekły mnie oczy i chciałam się do kogoś przytulić. Najlepiej do kogoś o ciemnych włosach i brązowych oczach.
- Proszę, nie daj się zabić.
- Postaram się tym razem nie zawieść – odpowiedziałam hardo.
Rozłączyłam się, zanim Stephen zdołał coś wtrącić.
Dam sobie radę. Tym razem należycie wypełnię powierzone mi zadanie i wszystko będzie tak jak dawniej. Z jednym szczegółem. Logana już nie będzie, a ja zostanę wdową.
Rozśmieszył mnie absurd tej sytuacji. Dwudziestoletnia wdowa. Jakby mało facetów chodziło po tej Ziemi.
Szkoda tylko, że moje serce już oddałam jednemu z nich. I musiałam go zabić. W imię swojego honoru.

~*~


                Do hotelu wróciłam z duszą na ramieniu. Żałowałam, że nie mam ze sobą żadnej broni za wyjątkiem niewielkiego scyzoryka, który ściskałam w ręce, jakby to był mój największy skarb. Co prawda nikogo nim nie zabiję, ale przynajmniej nie czułam się aż tak bezbronnie.
Przekroczyłam prób apartamentu i przylgnęłam do ściany nośnej. Wstrzymałam oddech i zaczęłam nasłuchiwać, czy ktoś jest w pokoju dziennym.
Był.
Usłyszałam ciche szuranie butów, a potem odgłos sprężyn uginających się w kanapie.
Stałabym pewnie jeszcze długo w ukryciu, ale zdradził mnie cichy trzask drzwi zamykających się pod wpływem wiatru.
Logan drgnął.
Byłam prawie pewna, że rozmawiał ze swoim szefem i teraz tylko czekał, aż się pojawię, żeby mógł mnie zabić.
Oczywiście istniał jeden procent szans, że jednak informację o mojej tożsamości zachował dla siebie, ale wolałam nie rozniecać płomyka nadziei, który we mnie zapłonął. Tym razem nie ucieknę z płaczem.
- Veronica? Czy to ty? – zawołał w przestrzeń i poderwał się z miejsca.
Drgnęłam na dźwięk jego głosu. Jakby nie brzmiał, zawsze budził we mnie wspomnienia szczęśliwych chwil.
Ścisnęłam scyzoryk w dłoni, ale wtedy zaświtała mi do głowy pewna myśl. Przecież przyjechałam tu wypełnić swoją misję. Zabezpieczyłam się zapasową bronią na wszelki wypadek.
Torby, które nie były jeszcze rozpakowane, leżały raptem kilka metrów ode mnie. Wiedziałam, że sekundy, a nie minuty dzielą mnie od konfrontacji z Loganem. Niedługo okaże się, które z nas jest lepsze.
Błyskawicznie dopadłam do torby ze zdecydowanie niedozwoloną na lotnisku zawartością.
Gdy rozsunęłam zamek, okazało się, że jest całkowicie pusta.
Wytrzeszczyłam oczy szeroko ze zdziwienia. Starałam się nie wpaść w panikę, ale bezskutecznie. Od Logana już nic mnie nie dzieliło.
- Zginęło ci coś? – w jego głosie słychać było troskę. Udawaną jak na mój gust.
- Lepszym określeniem byłoby zabrano.
Starałam się zachować zimną krew, nie chciałam okazać, że panicznie boję się konfrontacji.
Wtedy jednak dostrzegł, co ściskam w ręce. Na jego twarzy na chwilę zagościło zdziwienie, ale nie dałam się zwieść.
Szybko jednak doprowadził się do porządku.
- Chyba tego szukasz.
Zza pasa wyjął dobrze znany mi pistolet Walther P99. Mój ulubiony. Ten, który zostawiłam koło Barta.
Logan uśmiechnął się uwodzicielsko, odsłaniając równe i białe zęby.
Ku mojemu zaskoczeniu, położył moją broń na podłodze i kopnął ją lekko.
Pistolet z cichym zgrzytem przejechał po panelach i zatrzymał się, uderzając w moje stopy.
Popatrzyłam na Logana, jakby spadł z księżyca. On tylko wzruszył ramionami i z kieszeni kurtki wydobył drugi pistolet.
Chyba wiedziałam, do czego zmierza.
- Jesteś moją żoną – wyjaśnienie zamknął w tym jednym, prozaicznym zdaniu.
Jednak zrobiło mi się cieplej na sercu. Nawet w takiej sytuacji zachowuje się jak dżentelmen. Rozum jednak przebił się wraz z moją feministyczną stroną przez chwilowy błogi nastrój. Byłam niezależna i nie potrzebowałam forów.
- Więc nie masz żadnej firmy – próbowałam odwlec w czasie nieuniknione.
Czekając na odpowiedź, podniosłam się z kucek. Wypuściłam scyzoryk z ręki i natychmiast zastąpiłam go pistoletem. Instynktownie naładowałam go i wymierzyłam prosto w głowę Logana. On widząc moją reakcję, zrobił dokładnie to samo.
- A ty wykorzystywałaś pracę pisarki jako przykrywkę.
- Przynajmniej ja wydałam jakąś książkę, a ty mnie cały czas okłamywałeś.
- Taniec ze smokami? Mogłem się domyśla, że te wszystkie twoje spotkania z fanami to była jedna wielka ściema.
- A twoje wyjazdy po towar? – zmarszczyłam brwi. – Też mi wymówka.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Jego były brązowe, takie, jakie zawsze mi się podobały. Nie mogłam oderwać od nich wzroku, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Dla niepoznaki zaśmiałam się pod nosem. Chciałam zabić faceta, którego kochałam. Absurd tej sytuacji nadałby się na materiał do cyrku i film dokumentalny w kilku częściach. Tym bardziej, że Logan wybuchnął śmiechem razem ze mną i tym samym trochę rozładował atmosferę w pokoju.
Upuścił broń na ziemię.
- Nie mogę. Nie umiem… - w głosie Logana czaiła się nutka smutku. – Chyba za bardzo cię kocham.
Zamiast odpowiedzieć, że ja jego też, zaczęłam gorączkowo myśleć nad rozwiązaniem. Cały czas trzymałam w ręce swojego ulubionego Walthera. Nie zamierzałam go puścić.
Po mojej twarzy pociekły łzy. Znowu.
Logan podbiegł do mnie i wziął mnie w ramiona. Zaczął mnie całować po dekolcie, szyi, twarzy…
Swoją wędrówkę zakończył pocałunkiem w moje usta. Prawie rozpłynęłam się pod zachłannym dotykiem jego warg. Były takie miękkie i smakowały Tequilą.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i mocniej przywarłam do jego ciała, tym samym pogłębiając pocałunek.
- Veronica… - wyszeptał Logan w przerwie na zaczerpnięcie oddechu. – Nie powiedziałem im o tobie.
Było jednak za późno. Pociągnęłam za spust, nie patrząc, gdzie poleci kula.
W ułamku sekundy oczy Logana zaszły mgłą. Jego ciało na chwilę skamieniało, a potem osunęło się na ziemię, pociągając mnie za sobą.
Upadliśmy na podłogę. Ja cała we łzach, mój mąż cały we krwi.
- Przepraszam – wyszeptałam chyba jeszcze nie do końca świadoma swojego czynu.
Wyplątałam się z wiotczejących objęć Logana i patrzyłam, jak uchodzi z niego życie. Każda kropla krwi pokazywała bezmiar mojej głupoty.
Przez moją głowę przelało się jakieś miliard myśli.
Gdy w końcu dotarło do mnie, co właściwie zrobiłam, czym prędzej wybrałam numer na pogotowie i zaniosłam się niepochamowanym płaczem.

~*~


                Siedziałam jak na szpilkach w szpitalnym holu. Znak z napisem operacja był zaświecony na zielono już od kilku godzin i nie zanosiło się, by szybko zgasł.
Oficjalna wersja wydarzeń prawie nic nie miała wspólnego z prawdą. Policja znalazła ciało Clary’ego Barta, a chwilę później razem z karetką została wezwana do wykrwawiającego się Logana.
Stephen wszystko załatwił. Wmówił wszystkim, że do hotelu wtargnął terrorysta i to jego sprawką były oba postrzały.
Ja jak przystałam na dobrego kłamcę, złożyłam fałszywe zeznania i opisałam fikcyjnego sprawcę. Nigdy nie będzie dane im go znaleźć.
Nikt nie podejrzewał, że miałam coś wspólnego ze zbrodniami. Gdy przyjechała karetka, byłam zbyt roztrzęsiona, by składać logiczne zdania. Dopiero po sporej dawce środków uspokajających w miarę doszłam do siebie. Przynajmniej moje ciało, bo dusza rozpadła się na miliony malutkich kawałeczków.
Przez ostatnie godziny miałam dużo czasu do przemyślenia swojego życia. I wiedziałam już, co zrobimy.
Jeżeli tylko Logan się zgodzi, wyjedziemy w kraju. Do Europy. Albo do Azji. Nawet Australii, byleby dalej od Stanów.
Byłam już tak zdesperowana, że moglibyśmy kupić jacht i pływać po wszystkich morzach i oceanach, cumując w portach tylko raz na kilka tygodni. Na otwartej wodzie trudniej nas będzie schwytać.
Uciekniemy.
Jeśli Logan się zgodzi. Jeśli mi wybaczy.
No właśnie. Jeśli…

~*~


                Znowu straciłam świadomość. Tym razem ocknęłam jednak się w sali Logana oparta o jego łóżko. Chłopak leżał pod narkozą, a do jego ciała było przypięte całe mnóstwo rurek. Jedna od pikającego urządzenia typu pierwszego, druga od drugiego i tak w kółko. Nie miałam pojęcia do czego jest większość z nich.
Cały brzuch Logana był zabandażowany. Oberwał co prawda w plecy, ale kula rozerwała mnóstwo tkanek. Na szczęście nie sięgnęła serca.
Opowiadałam mu wszystko. Począwszy od mojej reakcji gdy pierwszy raz go zobaczyłam, kończąc na naszej konfrontacji w hotelu. Nie omieszkałam wspomnieć o swoich planach, które niedługo miały także stać się naszymi.
Chciałam zrezygnować z pracy płatnego zabójcy. Zająć się pisaniem na poważnie.
Gdy tak to mówiłam na głos, wcale nie brzmiało źle. I mogłabym przysiąc, że usta Logana wykrzywiły się w delikatnym półuśmiechu.
- Kocham cię – wyszeptałam.
Nachyliłam się nad nim i ostrożnie pocałowałam go w czoło. Nie chciałam sprawić mu bólu, wykonując gwałtowniejsze ruchy.
Wtedy jednak Logan otworzył z wysiłkiem oczy i popatrzył na mnie z taką miłością, jaką okazywał jedynie na początku naszego związku.
Przez chwilę myślałam, że wszystko już będzie dobrze. Ale to tylko było przez chwilę.
Jego klatka piersiowa uniosła się jeszcze dwa razy i zamarła w bezruchu. Powieki mu opadły i już wiedziałam.
Zabiłam własnego męża.
Łzy popłynęły mi po policzkach, a ja nie miałam siły, by je ocierać.
.
.
.
.
.
- I… Cięcie! – wrzasnął Ramos.
Otarłam wierzchem dłoni fałszywą łzę i posłałam Loganowi przyjaznego kuksańca w żebra.
Chłopak wygrzebał się z pościeli i przewodów medycznych, które były jego charakteryzacją. Jednak bandażu nie mógł się tak łatwo pozbyć i rozpraszały mnie twarde mięśnie brzucha, które przezierały przez cienki materiał.
Z oszałamiającym uśmiechem wyskoczył z łóżka.
- Byliście niesamowici! – udarł się John.
Zarumieniłam się lekko i spojrzałam niepewnie na Logana. Ten tylko szczerzył żeby do całej ekipy filmowej.
- Wpadniesz dziś do mnie? – zapytał, bez poruszania ustami.
Pokiwałam twierdząco głową. Powstrzymałam pokusę, żeby go nie pocałować. Wieczorem będziemy mieli na to mnóstwo czasu.
Przeszłam części studia, w której znajdowały się garderoby. Chciałam jak najszybciej pozbyć się ohydnego szpitalnego kitla w kolorze przytłaczającej zieleni.
Ostatni klaps padł na planie. To był koniec zdjęć i koniec filmu, ale za to początek mojego nowego życia. U boku osoby, którą kochałam. Logana.
Miałam tylko nadzieję, że nasz związek nie skończy się tak jak ten zagrany przez nas na ekranie.

THE END


---------------------------------------------------


Z dedykacją dla Weroniki! ;D
Mam nadzieję, że mnie nie zabijesz xd. Logan ginie u mnie już drugi raz. Nieważne, że to tylko fikcja do filmu... :D
Dziękuję wszystkim za pozytywne komentarze pod poniedziałkową notką z Titaniciem. Katastrofa będzie, ale trochę zmieniona. W zemście na Oli...
I tak, Kendall pisze piosenki, bo nie chciałam powtarzać motywu rysownika, a poza tym My Heart Will Go On doskonale pasuje do Kendalla.
Dziękuję za wyświetlenia! Niedługo stuknie kolejny tysiąc! ;***
PS. Jeśli są tu jakieś Directioners.. Nie obrażajcie się za ten fragment z ręcznikami. Równie dobrze można zastąpić 1D lalką Barbie.


                

9 komentarzy:

  1. Nie no zajebiste :) Serio uwierzyłem, że ona go na serio zabiła!!! Wow wow i jeszcze raz Wooow ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham cie xD ale uwazaj xd zawsze moge reaktywowac bloga i tam Kedziol zejdze sie z Chrissy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz co?! To był cios poniżej pasa!
    Szantażować to ja, a nie mnie!!!
    xDDD

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuuu! Super jest. Ja myślałam, że ona go na serio zabiła. A tu film o.O
    Ale fajne, fajne :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurcze, ja tu zaczynam ryczec jak opentana, moja mama nie ogarnia co sie dzieje. Zaczynam czytac dalej i tu kurwancyk okazuje sie ze to jakis film kreca !!! No i ja w smiech xD Moja mama juz leci sie ubierac i mowi mi ze mne na Mączną wywozi. A na Mącznej jest psychiatrych ( w Szczecinie mieszkam ) xD Super to bylo ! < 3 Kocham normalnie twojego bloga .! ; ****

    OdpowiedzUsuń
  6. Łał! Świetne. Biłabym Ci oklaski, gdybyś tylko mogła je usłyszeć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rany to bylo piekne. Twoja najlepsza Historia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurcze ale mnie zdołowalas przy koncu i przy postrzale
    Genialne opo.:-) .

    OdpowiedzUsuń