Potrząsnęłam głową, przywołałam na twarz wymuszony uśmiech i wyszłam na korytarz.
Kendall stał na zewnątrz oparty o ścianę. Założył jasnoniebieską koszulę i czarne spodnie. Grzywkę miał podniesioną do góry. Wyglądał nieziemsko, mimo że miał na sobie zwyczajne ciuchy. Kontrast między nami nie był aż tak duży jak kiedyś, ale zawdzięczałam to lakierowi do włosów i makijażowi. Złudne poczucie piękna.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że Kendall nic nie powiedział. Wpatrywał się we mnie urzeczony. Gdybyśmy byli razem, mogłabym pomyśleć, że to jego reakcja na sam mój widok, ale miałam beznadziejne nadzieje.
- Może być? - przerwałam ciszę pytaniem, które samo cisnęło mi się na usta.
Wspięłam się na palce i okręciłam się wokół niego jak mała dziewczynka, chwaląca się nową sukienką.
- Naprawdę dziękuję, że to dla mnie robisz - powiedział tylko, doprowadzając się do porządku.
Jego twarz przybrała bardziej przytomny wyraz, natomiast z mojej zniknął nawet ten cień uśmiechu, który zdobił ją przed chwilą.
- Jesteś moim przyjacielem - wzruszyłam ramionami jakby to było oczywiste. - Zawsze ci pomogę.
- Mimo to jestem ci wdzięczny.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę i żadne z nas nie rwało się do pójścia na kolację.
Stalibyśmy pewnie jeszcze przez długi czas, ale moje serce dorwało się do głosu. Pocałowałam Kendalla w policzek i z promiennym uśmiechem zeszłam na dół.
~*~
Do hotelu Biokovo dotarliśmy odrobinę po czasie, ale rodzice Kendalla taktownie nie wypomnieli nam spóźnienia.
Siedziałam na krześle cała spięta. Był ze mnie kłębek nerwów. A co jeśli nasz plan nie wypali? Przecież rodzice Kendalla nie byli głupi.
Pocieszenie przyniósł mi fakt, że nie na mnie spadną oskarżenia. To nie ja będę musiała się tłumaczyć.
Taka postawa nie była fair w stosunku do Kendalla, ale za to mnie poprawiła humor.
Kathy musiała kilka razy powtórzyć moje imię bym zareagowała.
- Słucham? - palnęłam nieprzytomnie.
Przy stoliku od dłuższego czasu toczyła się rozmowa, najprawdopodobniej o mnie. Nie chciałam jasno okazać, że ich wszystkich ignorowałam, ale wyraz mojej twarzy mówił sam za siebie.
- Zastanawiałam się właśnie, co sprawiło, że zostaliście parą.
Kendall popatrzył na mnie porozumiewawczo i skinął głową. Super. Oddał mi pałeczkę i mogłam wymyślić, co mi się żywnie podobało.
- Nikt nie opowiada tego lepiej niż Claudia - wyszczerzył się do mnie, ale mój nastrój się mu udzielił. Na jego miejscu już bym żałowała.
- Byliśmy z Kendallem w wesołym miasteczku i gdy mnie odprowadzał, po prostu powiedział, że mnie kocha.
- To do niego podobne - zaśmiał się Kent.
- Po prostu dotarło do mnie, że Claudia jest zabawna, inteligentna, miła, ładna, no i ma charakterek - posłał mi blady uśmiech.
Zaparło mi na chwilę dech w piersiach. Trochę mi zajęło odzyskanie panowania nad swoim ciałem, ale nie odezwałam się ani słowem. Bałam się, że głos mi zadrży.
- Wiedziałam, że prędzej czy później i tak będziecie razem. Pasujecie do siebie.
Kathy starała się okazać mi akceptację. Zdawałam sobie sprawę, że mnie lubi bardziej, niż jakąkolwiek inną byłą dziewczynę swojego syna, ale nigdy nie powiedziałaby tego głośno. Nie chciałaby nikogo urazić.
- I to nastąpiło szybciej niż myślałem - dorzucił swoje trzy grosze Kent. - Claudia nie była ci obojętna od momentu waszego pierwszego spotkania.
- Wepchnęłam mu twarz do strumyka - parsknęłam na to wspomnienie.
- Chciałbym, żeby to był strumyk - prychnął Kendall. - To było bagno!
- Nie zawracałam sobie wtedy głowy takimi szczegółami! Byłeś dla mnie chamski, no to ci pokazałam gdzie twoje miejsce.
Chłopak spojrzał na mnie oczami, w których czaiły się błyski czegoś, czego jeszcze nigdy u niego nie widziałam. Na potrzeby tej chwili oszukiwałam się, że symbolizują miłość.
Na tej kolacji nie było tak źle, jak myślałam.
Zanim kelner przyszedł z naszym zamówieniem, Kent przypomniał wszystkie wstydliwe historie z Kendallem w roli głównej. Począwszy od biegania nago po domu i śpiewania do dezodorantu przebojów Michaela Jacksona, skończywszy na pomyłkach przy wysyłaniu smsów. Nie raz Kathy dostała wiadomość, która była przeznaczona dla Jamesa, Logana czy Carlosa. Kendall potem musiał się gęsto tłumaczyć.
Żadne z nas nie chciało, żeby ten wieczór był oficjalny, dlatego też na kolację zjedliśmy pizzę z czerwonym winem.
Kendall wyraźnie się rozluźnił. Ufał, że to, co mówię, nie odbije się na nim negatywnie.
Po blisko dwóch godzinach chłopak podniósł się i oznajmił rodzicom, że na nas już czas. Pożegnaliśmy się grzecznie i poszliśmy do samochodu. Przez całą drogę powrotną nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Zachodziłam w głowę, co się stało, ale nie miałam odwagi zapytać. Radosny nastrój ulotnił się w jednej chwili i nie zanosiło się, by powrócił.
- Dziękuję ci za tę kolację - odezwał się w końcu Kendall.
Uśmiechnęłam się do niego blado. Zachowałam się jak prawdziwa przyjaciółka, którą przecież byłam.
Spodziewałam się, że chłopak jeszcze coś doda, ale pozostało mi tylko gorzkie rozczarowanie.
Przez resztę drogi wpatrywałam się w krajobraz zmieniający się za oknem.
Nie zauważyłam, gdy Kendall zatrzymał BMW na podjeździe pod moim domem. Grzecznie czekał, aż wysiądę, ale ku mojemu zdziwieniu wyszedł z samochodu i razem ze mną poszedł do drzwi.
- Jesteś bardzo dobrym aktorem - powiedziałam do niego i zaczęłam bawić się frędzlami od torebki. - Jakbym nie była wtajemniczona, to pewnie bym myślała, że naprawdę mnie kochasz.
- Tego nie wiesz - mruknął do siebie, ale dookoła było tak cicho, że usłyszałam każde słowo.
Wbrew zdrowemu rozsądkowi zapłonęła we mnie iskierka nadziei. Może jednak...
- I przepraszam cię za rodziców, ale oni tak zawsze.
- Wbrew pozorom dobrze się bawiłam. I nawet już dzięki nim wiem, jak nauczyłeś się tańczyć moon walk.
Oboje wybuchliśmy śmiechem, który trochę rozluźnił atmosferę.
- Dobrze, że nie wspomnieli o historii z podpaskami.
- Historii z czym? – Uniosłam brwi z niedowierzania. - Gadaj no mi tu zaraz! - Wzięłam się pod boki.
- Dużo tu mówić.
- Sam zacząłeś!
- Następnym razem ugryzę się w język.
Nie rozwinął tej myśli. Wygrzebałam klucze z torebki i już miałam się obrócić by otworzyć drzwi, gdy zatrzymał mnie głos Kendalla.
- Tylko, że ja nic nie udawałem.
Zamarłam w pół kroku i czekałam na dalszy ciąg.
- Gdy mówiłem, że jesteś ładna i inteligentna, mówiłem prawdę.
Zerknęłam na niego ze strachem. W jego oczach widziałam obawę. Bał się mojej reakcji na jego wyznanie, ale ja nie byłam w stanie się ruszyć. Tysiące razy wyobrażałam sobie ten moment, ale nigdy nie był taki prawdziwy, jaki jest teraz.
- Poprosiłem cię, żebyś udawała moją dziewczynę, bo przy tobie nie musiałbym wcale grać. Rodzice uwierzyliby, że coś jest między nami bez dodatkowych zapewnień. Nie musiałbym udawać, bo już coś do ciebie czuję i nie jest to tylko przyjaźń. Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia. Od momentu gdy zobaczyłem twoją twarz przez błoto - zaśmiał się sam do siebie. – Wiem, że postawiłem cię w niezręcznej sytuacji i to było w stosunku do ciebie nie fair, ale wiedziałem, że mi pomożesz.
Spojrzał na mnie z wahaniem. Nie spodziewałam się, że moje najskrytsze marzenia spełnią się dzisiaj. Każda normalna dziewczyna rzuciłaby jakąś zabawną uwagę w typie "myślałam, że już nigdy mi tego nie powiesz" albo "właśnie miałam ci powiedzieć to samo". Ale nie. Ja tylko stałam i gapiłam się na Kendalla jak sroka w gnat. Niewiele brakowało, a musiałabym szczękę zbierać z ziemi.
- Jeśli ty nie czujesz do mnie tego samego... Po prostu zapomnij, że ci to mówiłem. Nie chciałbym zniszczyć naszej przyjaźni.
Z całej siły powstrzymywałam się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Myślał, że milczę, bo go nie kocham! A ja po prostu nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć! Mam mu się rzucić na szyję? Pocałować go? Nikt mi nie mówił, co robić w takiej sytuacji.
Przez moje wewnętrzne rozmyślania nie zauważyłam jak Kendall schodzi z werandy i idzie do swojego samochodu.
- Czekaj! - krzyknęłam za nim.
O dziwo się zatrzymał.
Czułam się jakbym nagle odzyskała zdolność racjonalnego działania. Siląc się na spokój, zbiegłam po stopniach i zatrzymałam się metr tuż przed Kendallem.
- Najpierw wyznajesz mi miłość, a potem każesz o tym zapomnieć i po prostu chcesz uciec? – warknęłam wściekła. – Nie zapomniałeś przypadkiem o czymś?
- O przeprosinach? - żachnął się. - Tę część scenariusza przewidziałem na jutro.
- Myślałam raczej o pocałunku.
Kendalla zamurowało. Nie spodziewał się tego. Tym razem to jemu brakowało słów. Uśmiechnęłam się smutno. Czyżby zmienił zdanie w ciągu tych kilku minut?
- Myślałem, że...
- Że ja nic do ciebie nie czuję? - weszłam mu w słowo. - Nie mogłeś się bardziej mylić.
To zdanie zadziałało jak pozwolenie. Kendall zrobił krok do przodu i jego twarz znalazła się kilka centymetrów od mojej. Czułam jego ciepły oddech na policzkach, a po karku przebiegły mi ciarki. Nie mogłam sobie wyobrazić idealniejszej chwili niż ta.
- Czyli nie okłamaliśmy do końca moich rodziców. Naprawdę wyznałem ci miłość pod twoimi drzwiami.
- Więc przyjaźń damsko-męska jednak nie istnieje.
Zaśmialiśmy się z naszych kiepskich żartów. Przez chwilę czułam się jak dawniej. Tylko, że było zupełnie inaczej.
- To o tobie mówiłem przez telefon. Że to w tobie się zakochałem.
- Zdążyłam się już domyślić.
Moją twarz rozjaśnił uśmiech. Jego też.
Pogłaskałam go po policzku. Mój wzrok utkwił w jego zielonych oczach.
A potem Kendall mnie pocałował.
THE END
-----------------------------------------------
Druga i ostatnia część urodzinowego opowiadania dla Zuzi. Mam nadzieję, że ci się spodoba ;)
Dziękuję za wyświetlenia i komentarze! ;*