środa, 30 października 2013

Last Shot. Part II

Zakręciło mi się z głowie i osunęłam się na kolana tuż przy jego głowie.
- O mój Boże - wyszeptałam do siebie. - Boże, Boże, Boże.
Sydney trąciła moją rękę i przeturlała ją na ramię Carlosa. Zaszczekała jeszcze raz i pełna bólu pobiegła w kierunku, z którego padł strzał.
- Sydney! - krzyknęłam za nią łamiącym się głosem, ale nie zawróciła.
- Chyba nici z naszego spaceru - wychrypiał cicho Carlos.
- Szzz.. - uciszyłam go. - To nie jest twoja wina.
- Tak bardzo chciałem...
Nie dokończył, bo zaniósł się głośnym kaszlem.
Nie tracąc czasu, wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer na pogotowie. Zanim wytłumaczyłam dyżurującej pielęgniarce co się stało, zdążyłam się rozpłakać. Machinalnie ocierałam łzy i co chwila zerkałam na Carlosa i upewniałam się, czy jeszcze oddycha.
Z bezsilności i wściekłości rzuciłam telefon na chodnik. Karetka była w drodze, a ja nie mogłam jej w żaden sposób popędzić.
Powieki Carlosa otwierały się z co raz większym wysiłkiem, a klatka piersiowa ledwo się unosiła.
- Nigdzie stąd nie idziesz! - wrzasnęłam zrozpaczona. - Nie wolno ci zostawić mnie samej!
- Alexa...
W wypowiedzenie tego słowa włożył ostatnie wysiłki. Zamknął oczy i uśmiechnął się smutno.
Przyłożyłam głowę do jego torsu, nie dbając, że się ubrudzę. Nie mogłam dłużej wytrzymać. Wybuchłam niepochamowanym szlochem. Darłam się i kopałam każdego, kto próbował odciągnąć mnie od Carlosa.
Nie zauważyłam gdy przybyli sanitariusze. Zaczęli rozmawiać między sobą. Jedyne słowa jakie wyłapywałam to śmierć i klinika.
Potem coś ukłuło mnie w ramię i opadłam bezwładnie na ziemię. Chciałam stracić świadomość ale przed oczami cały czas stawała mi nieruchoma twarz Carlosa.

~*~


                Ocknęłam się na czymś twardym. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale było mi zimno i chciało mi się pić. Machinalnie dotknęłam palcami suchych warg. Ile spałam? Co się stało?
Mimo długiego odpoczynku czułam się, jakby ktoś mnie pogryzł i wypluł. Jeszcze nigdy nie byłam taka zmęczona.
Z wysiłkiem otworzyłam oczy, ale zaraz je zamknęłam. Oślepiło mnie mocne światło szpitalnych jarzeniówek. Do tego czułam, jakbym miała powieki z ołowiu.
Wspomnienia przedarły się do mojej podświadomości gwałtowną falą.
Wydawało mi się, że koszmar wcale się nie skończył. Że nadal klęczę przy nieruchomym ciele Carlosa na środku ulicy. Wszędzie było pełno krwi. Miałam ją na twarzy i rękach, a ona mimo pocierania, dalej nie schodziła.
Podniosłam się gwałtownie do pozycji pionowej, ale zaraz z powrotem do łóżka pociągnęły mnie jakieś rurki. Musiałam się dowiedzieć co z Carlosem, a jakieś idiotyczne maszyny mi to uniemożliwiały!
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu pielęgniarki, ale byłam sama. Pociągnęłam więc za pierwszy przewód i zamierzałam go oderwać, ale zamarłam, gdy usłyszałam Jego głos.
- Radzę ci tego nie robić - powiedział ze śmiechem.
Popatrzyłam na niewielką kanapę, stojącą pod ścianą. Carlos siedział na niej, ubrany w biel. Otaczała go delikatna poświata, a jego idealny wygląd psuł tylko bandaż na klatce piersiowej.
- To dziwne. Myślałam, że anioły mają skrzydła.
- Jeszcze dużo rzeczy nie wiesz.
Carlos podniósł się, z gracją przeszedł przez pokój i stanął w nogach mojego łóżka. Zachłannie śledziłam każdy jego ruch. Zapomniałam, że chce mi się pić. Ważniejszy był mój prywatny Anioł Stróż. Czy wcześniej też przemieszczał się z taką swobodą, czy grację ruchów nabył dopiero po śmierci?
- Co ja tu robię? Przecież to ty... - ostatnie słowo utknęło mi w gardle.
Wiedziałam, że Carlos jest już na tamtym świecie, ale gdybym powiedziała to na głos, pogodziłabym się z tym faktem, a byłam od tego daleka.
- Nigdy nie byłem bardziej żywy niż jestem teraz.
- Dobrze ci tam gdzie teraz jesteś?
Carlos uśmiechnął się zawadiacko. Bardzo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, ale jedynie to pytanie udało mi się zadać. Później łzy zaczęły ciurkiem spływać mi po twarzy i zaniosłam się niepochamowanym płaczem.
- Nie płacz. Nie warto.
- Jak mam nie płakać? Ciebie już nie ma.
I znowu jego radosny uśmiech. Już miałam na końcu języka dobrą ciętą ripostę, ale nagle zrobiłam się strasznie zmęczona. Próbowałam odgonić sen, mrugając powiekami, ale bezskutecznie. Zapadła ciemność. To już koniec? Tak wygląda śmierć? Moja dusza będzie tu tak tkwić, otoczona nicością z każdej strony?
- Kocham cię - z otchłani usłyszałam głos Carlosa.
Na mojej twarzy zakwitł uśmiech, ale nie starczyło mi sił, by odpowiedzieć. Też cię kocham, pomyślałam.

~*~


                - Alexa! - jakiś zbyt znajomy głos zawołał mnie po imieniu.
Kendall tu był i coś ode mnie chciał.
- Co? - warknęłam, bez zaszczycania go ani jednym spojrzeniem.
Zaraz za Kendallem do sali wparowali Logan z Jamesem. Brakowało tu tylko...
- Carlosa - odgadł bezbłędnie Kendall.
Nie miałam pojęcia, skąd wiedział, o czym pomyślałam, ale może po prostu zobaczył to w moich oczach. Nigdy nie umiałam dobrze ukrywać uczuć przed bliskimi.
Logan podszedł do mojego łóżka i usiadł na jego kraju. Zaczął uważnie studiować każdy szczegół mojej twarzy. Odnotowywał każdy najdrobniejszy ruch mięśnia.
- Co, sprawdzasz, czy to na pewno jestem ja? - żachnęłam się.
- Po prostu sprawdzam, czy nic ci nie jest.
- Akurat uwierzę, że się o mnie martwisz.
- Jesteś dziewczyną naszego przyjaciela. To oczywiste, że dbamy o to, co się z tobą dzieje - wtrącił James.
Zagryzłam wargę, by nie rzucić jakiegoś uszczypliwego komentarza i odwróciłam głowę.
- Więc jak się czujesz?
Wiedziałam, że po prostu się o mnie troszczą, byli moimi przyjaciółmi, ale zadali złe pytanie w nieodpowiednim czasie.
Czułam, że zaraz się rozpłaczę. Zakryłam twarz rękami, żeby nie widzieli mojej słabości, ale chłopcy cierpliwie czekali na odpowiedź.
Co miałam im powiedzieć? Tak, czuję się wyśmienicie. Co prawda mój chłopak nie żyje, ale co tam. Znajdę sobie nowego?
Rozsuwane drzwi do mojej sali otworzyły się i ktoś wszedł do środka. Byłam przekonana, że to pielęgniarka, i że zaraz wygoni moich gości z pokoju, ale jakże się zdziwiłam, gdy koło swojego ucha usłyszałam Jego głos.
- Hej.
Był wyraźniejszy od tego w mojej głowie. A może nasza rozmowa miała miejsce naprawdę? Może znowu duch Carlosa przyszedł do mnie na Ziemię? Pozostawała oczywiście opcja, że zwariowałam, ale nie dbałam o to, dopóki będę mogła rozmawiać z Carlosem.
Jego ciepłe palce dotknęły moich dłoni i odsunęły je od twarzy.
- Nie chowaj się przede mną.
Brakowało mi słów. W końcu był tu czy zwariowałam? Chłopcy zachowywali jakby go widzieli, więc może nie powinnam się leczyć?
- Do twarzy ci w tej szpitalnej pidżamie - zaśmiał się Logan.
Carlos całkowicie ich ignorował.
Wpatrywał się w moje zapłakane oczy, jakby nie było poza nimi nic innego na świecie.
- Carlos? - upewniłam się łamiącym głosem.
- Szzz... - przyłożył mi palec do ust. - Jestem tu
- Przecież ty... Ten postrzał, ta krew, lekarze... - zaczęłam mówić bez ładu i składu.
- Nic mi nie jest. Będę miał tylko bliznę.
- Myślałam, że... Że...
Trudno było mi uwierzyć, że tak poważny wypadek skończy się jedynie blizną. W pewnym momencie na tej ulicy myślałam, że więcej krwi było na ziemi, niż w żyłach chłopaka.
Carlos otarł mi łzy i oparł się swoim czołem o moje.
- Nic mi nie jest - powtórzył, ucinając tym wszelką dyskusję.
Gdy jego oddech owiał mi twarz, byłam już pewna, że nie zwariowałam. Carlos był tu. Cały i zdrowy, w jednym kawałku.
Gdy jego usta dotknęły moich, oprzytomniałam nagle. Pocałunek był niewinny, ale przecież nie byliśmy sami w pokoju.
- Czekaj - zaoponowałam, zanim zaczną się złośliwe komentarze.
- Jesteśmy sami - bezbłędnie odgadł moje myśli.
Dłonie Carlosa spoczęły na mojej talii i zaczęły przemieszczać się do góry. Chłopak chciał znowu mnie pocałować, ale ja odsunęłam się i jego usta trafiły w próżnię. Musiałam dowiedzieć się jeszcze jednej rzeczy.
- Byłeś tu, prawda?
Nie zaprzeczył. Dotknęłam opuszkami jego twarzy i delikatnie przesunęłam nimi w dół po kościach policzkowych, obwiodłam kontur ust. Czekałam na jakąkolwiek reakcję, ale na próżno.
- Jesteś strasznie blada.
- A ty coś ukrywasz.
Przesunęłam palcami po jego wargach. Zadrżał.
- Niby co mam ukrywać?
- Swój prawdziwy stan zdrowia.
Oderwałam dłonie od twarzy Carlosa i przeniosłam je na kark. Chłopak spuścił głowę i położył ją na moim ramieniu.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest - odwrócił pałeczkę.
- To ty tu byłeś postrzelony. Wiadomo kto to zrobił?
- Znasz procedury policyjne. Nic nie robią, a chcą podwyżek. Podejrzewają jedynie, że to był czysty przypadek. Oczywiście tylko oni tak uważają. Reszta sądzi, że to był zamach.
- Bo to był zamach.
- Nie ma pewności. Oberwałem dość mocno. Kula trafiła niedaleko serca i miałem dużo szczęścia, że to się tylko tak skończyło. Przez jakiś czas muszę uważać, żeby się nie przemęczać i powinno być dobrze.
- Myślałam, że nie żyjesz! - udarłam się głośniej, niż to było potrzebne.
- Kochanie... - zaczął niepewnie.
Podniósł głowę i popatrzył na mnie oczami pełnymi miłości. Jego spojrzenie było szczere i pewne, tak, że bez problemu uwierzyłam w każde jego słowo.
- Wszystko będzie dobrze.
- Wiem - szepnęłam.
- Kocham cię.
Chciałam odpowiedzieć tym samym, ale znowu coś mi przeszkodziło. Tym razem były to zachłanne usta Carlosa.

THE END


------------------------------------------


Nie żeby coś, ale to opowiadanie zostało w całości napisane na plaży w Chorwacji xd.
I z dedykacją dla Ady! Mam nadzieję, że druga część się spodoba. ;)


 

niedziela, 27 października 2013

Rozdział 96

*retrospekcja, oczami Nathalie*

W jednej chwili najnormalniej w świecie rozmawiałam z Niallem, a w drugiej sprawy przybrały nieoczekiwany obrót.

Śmialiśmy się z kiepskich dowcipów. Odkąd zerwałam z Maxem, nigdy nie czułam się tak swobodnie w towarzystwie żadnego chłopaka. Nigdy jednak nie zapomnę Ewie, że Max wolał ją a nie mnie. Chciałam, żeby cierpiała tak samo jak ja.

Niall zwierzał mi się ze swoich problemów. Victoria była o niego strasznie zazdrosna, w złym sensie znaczenia tego słowa. Chciała go mieć tylko dla siebie i robiła mu awantury o każdą dziewczynę, z którą choćby zamienił jedno słowo.

Wtedy jednak sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. Niall po prostu mnie pocałował. Wszystko stało się tak szybko, że nie zdałam sobie sprawy co się dzieje. Nie zdążyłam zareagować. Gdy jednak już się ode mnie odsunął, ni stąd ni z owąd walnęłam go z całej siły pięścią. Chłopak aż jęknął z bólu.

- Au! – wyrwało mu się. – Dlaczego to zrobiłaś?

- Dlaczego do cholery mnie pocałowałeś?! – wydarłam się na całe gardło. Zupełnie zignorowałam jego pytanie.

Odwróciłam się na pięcie i bez oglądania się za siebie, zaczęłam biec pustymi już ulicami. Co mi przyszło do głowy, żeby zgodzić się na spotkanie z Niallem? Przecież on ma dziewczynę! Jak on mógł mnie pocałować?

Bałam się, że ktoś nam zrobił zdjęcie. Że zobaczy je Max, a wtedy szanse na to, że kiedyś jeszcze będziemy razem zmaleją do zera. Nadal go kochałam, ale cały czas pamiętałam widok jego, całującego moją najlepszą przyjaciółkę. Kendall dobrze zrobił, że wtedy go walnął. Sama miałam ochotę uderzyć Ewę, ale nie uszłoby mi to płazem. A poza tym nie chciałam jej do siebie zdradzić. Moja zemsta będzie powolna, ale równie bolesna.

Zatrzymałam się dopiero gdy moje płuca zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Nie mogłam oddychać. I tak moja kondycja była lepsza niż ostatnimi czasy. Wszystko zawdzięczałam Maxowi. Zaczęłam regularnie chodzić na siłownię i na basen, żeby tylko pokazać mu co stracił. Moja figura zrobiła się bardziej kobieca i przypominała już trochę tę, do której dążyłam. Zdecydowanie miałam mniej zbędnych kilogramów niż kiedyś.

W twarz uderzył mnie powiew zimnego wiatru, który wyrwał mnie z rozmyślań o swoim byłym. Max to był zamknięty temat. Nie powinnam była nad nim rozpaczać. Pewnie długo nie cierpiał. Znalazł sobie jakąś nową dziewczynę i jest szczęśliwy beze mnie.

Z całych sił próbowałam wyprzeć z pamięci pocałunek z Niallem. Chłopak był dobrym przyjacielem, ale nigdy nie myślałam o nim jako o kimś więcej. Nigdy nawet nie lubiłam One Direction i do tej pory uważałam, że Niall jest jedynym najnormalniejszym członkiem tego zespołu. Arogancja Harry’ego nie tylko mnie dawała się we znaki. Nawet sama Victoria czasami krytykowała, że się sprzedał. No bo niby jak inaczej można nazwać to, że tylko o nim są artykuły w gazetach? A ostatnio nawet wydano o nim biografię? Nie zdziwiłabym się gdyby zmieniono nazwę zespołu na Harry and The Others From One Direction.

Rozejrzałam się po okolicy. Byłam w niej raptem kilka razy, ale i tak doskonale wiedziałam kto mieszka w dużej willi na drugiej stronie ulicy. Było jeszcze wcześnie na odwiedziny, a ja nie miałam innego wyjścia. Moje nogi poniosły mnie w zupełnie inny rejon miasta niż w którym mieszkałam. Tutejsi lokatorzy nie potrzebowali mieć blisko siebie stacji metra, ani choćby przystanku autobusowego. Tak zwana bogata dzielnica bogatych snobów.

Do drzwi Kendalla zapukałam niedługo potem. Chłopak otworzył mi z wielkim zdziwieniem wypisanym na twarzy. Miał rację. Nie utrzymywałam z nim kontaktów sama z siebie. Zawsze jak spotykaliśmy się wszyscy to tylko dzięki Ewie w ogóle rozmawialiśmy. Teraz jej tu nie było, a ja stałam jak głupia przed drzwiami domu jej chłopaka.

- Co ty tu robisz? – zapytał Kendall, marszcząc brwi.

- Cóż za miłe powitanie – parsknęłam, powstrzymując łzy.

Dopiero teraz szok wywołany pocałunkiem Nialla ze mnie uciekł i chciało mi się płakać. Bałam się, że Victoria w akcie zazdrości coś mi zrobi. Byłaby do tego zdolna.

- Co ci się stało? – ton Kendalla natychmiast zmienił się w troskliwy. Wystarczyło, żeby zobaczył w jakim byłam stanie.

- Niall mnie pocałował – wyjaśniłam, ocierając pierwsze łzy.

- Czekaj – powiedział z szelmowskim uśmiechem. – Zrobię naszą ulubioną kawę i wszystko mi opowiesz.

Popatrzyłam na niego jakby urwał się z kosmosu, ale podziałało. Oboje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. Na tę krótką chwilę, udało mi się zapomnieć o całym moim smutku.

Bez czekania na zaproszenie, weszłam do środka i usadowiłam się na kanapie w salonie. Telewizor był włączony, ale akurat leciały reklamy. Ku mojemu szczęściu reklamowano podpaski Always. Kendall z lekkim uśmiechem zajął miejsce koło mnie. Zmieszany patrzył przed siebie. Odniosłam nawet wrażenie, że popsułam mu plany.

Nagle do mojej głowy zaświtała błyskotliwa myśl. Już wiedziałam jak zemścić się na Ewie i przy okazji na Kendallu. Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Wystarczy wykorzystać jego naiwność.

Wymusiłam z siebie kolejną porcję łez. Tym razem pod wpływem impulsu zarzuciłam Kendallowi ręce na szyję i przytuliłam twarz do jego ciepłego torsu. Chłopak początkowo nie wiedział co jest grane. Widział jednak w jakim byłam stanie i nie chciał jeszcze bardziej potęgować mojego płaczu. Zaczął rytmicznie gładzić ręką po moich plecach i w milczeniu pozwalał mi niszczyć swoją koszulę słonawymi łzami.

Po kilku minutach odsunęłam się od niego nieznacznie. Nieporadnie wytarłam wierzchem dłoni załzawione oczy i dopiero wtedy odważyłam się spojrzeć mu w twarz.

Szczękę miał napiętą, a usta zaciśnięte w wąską linię. W jego tęczówkach czaiła się bezradność i tęsknota. Nie wiedząc czemu akurat teraz, przyciągnęłam jego twarz do swojej i pocałowałam go. Ku mojemu zdziwieniu, Kendall odwzajemnił pocałunek.

Głaskałam go po policzkach i po torsie. Chłopak zaś wplótł mi palce we włosy i jeszcze mocniej naparł na moje usta. Moja zemsta niedługo miała się dopełnić. Sięgnęłam szybko do górnego guzika od jego koszuli i niepewnie go odpięłam. Wiedziałam, że tylko kwestią czasu jest kiedy blondyn mnie odepchnie i nie zdziwiłam się gdy to zrobił. Miał przerażony wyraz twarzy, a w oczach widziałam obrzydzenie do samego siebie. Oboje mieliśmy przyspieszone oddechy i dyszeliśmy jak po straszliwym wysiłku.

Przygryzłam dolną wargę by się nie roześmiać Kendallowi prosto w twarz. Osiągnęłam swój cel. Teraz tylko Ewa musi się dowiedzieć o tym, co tu zaszło.

- To nie powinno się wydarzyć – odezwał się Kendall z udawanym opanowaniem w głosie. W środku gotował się ze złości, że tak łatwo dał się podejść.

Jak gdyby nigdy nic wstał z kanapy i przeszedł na drugi koniec pokoju. Chciał znaleźć się jak najdalej ode mnie i od tego co się stało.

- Myślę, że powinnaś już iść – kulturalnie, lecz stanowczo oznajmił mi, żebym wyszła z jego domu.

Nie zamierzałam się kłócić. Załatwiłam to co chciałam. Powinnam kiedyś podziękować Niallowi za pretekst bym mogła tu przyjść.


Sięgnęłam po torebkę leżącą na stoliku i podążyłam w kierunku wyjścia. Gdy zamykałam drzwi, usłyszałam jeszcze jak Kendall z całej siły walnął pięścią w ścianę. Zaśmiałam się cicho pod nosem i z uśmiechem na ustach zaczęłam iść w stronę centrum.

-------------------------------

Taki w innym stylu. Natalia mi tego nie wybaczy ale dobra xDD
Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia!
Chcecie, żebym 2 listopada dodała opowiadanie tematyczne z okazji halloween i urodzin Kendalla? Piszcie pod notką ;)

 


środa, 23 października 2013

The Another Story Of Titanic. Part II

- Och, matko – zaczął Harry. Jeszcze nawet nie był zięciem pani Hamilton, a już traktował ją jak teściową. – Wszyscy pewnie zastanawiacie się, co Kendall Schmidt robi w naszym gronie.
                - Może ja wyjaśnię? – wtrąciła się Alex. Wstała i wzięła do ręki kieliszek szampana i uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. – Kendall wczoraj w nocy uratował mi życie.

Part II


Wszyscy słuchacze wydali z siebie ciche okrzyki zaskoczenia. Popatrzyłem zaciekawiony na twarz Alex. Dopiero teraz zauważyłem, że wielki siniec pod okiem, który zdobił jej twarz jeszcze zeszłej nocy, został ukryty pod grubą warstwą pudru. Makijaż został nałożony tak pieczołowicie, że nikt nie zauważył, iż siniak w ogóle tam był.
- Anna! – ktoś zawołał z przerażeniem w głosie. – Nie mówiłaś, że twojej córce groziło niebezpieczeństwo!
- Jak widać nic jej się nie stało, więc po co mówić? – matka Alex zaczęła wykręcać palce pod niemożliwymi kątami.
- Harry – kontynuowała tym razem inna kobieta, która pewnie była kolejną ważną szychą. Styles zwrócił się w jej kierunku. – Ty też nie raczyłeś się choćby zająknąć na ten temat.
- Nie chciałem robić z tego niepotrzebnej afery – usprawiedliwił się mężczyzna i także podniósł się z krzesła.
- Chciałabym wznieść toast – przejęła pałeczkę Alex. – Za Kendalla, dzięki któremu jeszcze tu z wami jestem. – Uśmiechnęła się do mnie promiennie, a moje serce zabiło szybciej.
Wszyscy przy naszym stole łącznie ze mną wstali i unieśli kieliszki do góry.
- Za życie Alexandry – powiedzieli chórem i rozległ się odgłos stukającego o siebie szkła.
Upiłem łyk białego wina. Musiało kosztować fortunę, ale smakowało wręcz wybornie.
Ciekawiło mnie, dlaczego wszyscy mówili do Alex pełnym imieniem. Podczas naszego pierwszego spotkania wyraźnie dała mi do zrozumienia, że mam używać skrótu.
- No to skoro kolacja skończona, toast wzniesiony, to możemy udać się na szklaneczkę whisky – zaproponował ze śmiechem mężczyzna siedzący koło Anny.
Sądząc po podobnych rysach twarzy, mogli być rodzeństwem, albo kuzynostwem. Nawet mieli taki sam kolor włosów – ciemny blond. Taki sam miała Alex.
- Andrew, Andrew – westchnęła ruda kobieta, siedząca obok mnie. – Zabierzecie może ze sobą Kendalla?
- To chyba nie jest największy pomysł – zaprzeczyłem pospiesznie. Nie miałem zamiaru spędzić choćby chwili dłużej z tymi zgredami.
- Może i masz rację – rzucił Harry. – Chłopina nie zna się na akcjach rynkowych. Nie będzie wiedział, o czym rozmawiamy.
Bardzo, ale to bardzo chciałem mu odpyskować, ale karcące spojrzenie Alex mi nie pozwoliło.
- Myślę, że już czas na mnie. – Wyszczerzyłem się bezczelnie do Stylesa i obróciłem w kierunku jego narzeczonej. Ująłem jej rękę i lekko pocałowałem, a między palce wsunąłem niewielką karteczkę. – Miło było pannę uratować, panno Hamilton.
Alex spłonęła rumieńcem, ale nie odpowiedziała. Długo jeszcze patrzyła na mnie, nawet gdy już szedłem w kierunku wyjścia z jadalni.

~*~


                Być może jak głupi stałem pod zegarem i czekałem, aż Alex tu przyjdzie, ale nogi nie pozwalały mi się ruszyć, a serce nie chciało być w żadnym innym miejscu.
W końcu u podnóża schodów pojawiła się dziewczyna. Wyglądała tak samo jak na kolacji, ale jej szyję zdobił stary różaniec. Ten sam, który miała wczoraj w nocy.
Wyszła ostrożnie po stopniach i stanęła koło mnie. Sięgała mi raptem do ramienia, ale miałem to gdzieś. Była piękna i inteligentna, a to uzupełniało ułomność wzrostu.
- Hej – przywitała się uprzejmie z uśmiechem na ustach.
- Witaj ponownie – szepnąłem, nachylając się w jej stronę.
Nasze twarze znajdowały się bardzo blisko siebie, ale żadne z nas swojej nie cofnęło. Wiedziałem, że taka okazja może się szybko nie powtórzyć, ale pozwoli mi się dowiedzieć, na czym stoję.
Bardzo powoli z obawy przed negatywną reakcją ze strony Alex, delikatnie usnąłem jej usta. Były miękkie i ciepłe, a dziewczyna o dziwo odwzajemniła pocałunek.
Gdy się od niej odsunąłem, oczy dziewczyny błyszczały ze szczęścia, a policzki były zdrowo zarumienione.
- Warto było tu przyjść – powiedziała, zagryzając wargi.
- Jak chcesz – zniżyłem głos do szeptu – to zabiorę cię na prawdziwą imprezę.
Alex wytrzeszczyła oczy, ale z entuzjazmem pokiwała głową. Zaśmiałem się z wyrazu jej twarzy i pociągnąłem ją w kierunku pokładu dla trzeciej klasy.

~*~


                Alex szła ze mną ramię w ramię. Jej policzki były lekko zarumienione, a powieki na wpół przymknięte. Jej usta cały czas były wykrzywione w uśmiechu.
Pod wpływem impulsu wziąłem ją za rękę. Miałem gdzieś, co ludzie sobie o nas pomyślą. W tej chwili czas jakby się zatrzymał. Byliśmy tylko my w naszej bańce szczęścia.
Dziewczyna rzuciła mi karcące spojrzenie i natychmiast cofnąłem dłoń. Może mnie nie obchodziło, co ludzie mówią, ale ją tak.            Była przecież zaręczona!
Zasmuciłem się lekko, że Alex jest dla mnie niedostępna. Nigdy nie będę mógł dać jej tego co Harry. Nie byłem dla niej dość dobrą partią.
Alex niestety błędnie odczytała moją minę. Myślała, że poczułem się odrzucony, a ja tylko uświadomiłem sobie bolesną prawdę.
- Nie chciałam cię tym urazić – zaczęła pospiesznie się usprawiedliwiać.
Przez tę jedną chwilę byłem egoistą. Chciałem mieć ją tylko dla siebie, a oboje doskonale wiedzieliśmy, że to było niemożliwe.
- Nic się nie stało – zapewniłem ją szybko i uśmiechnąłem się wymuszenie. – Masz rację. Nie powinienem posuwać się aż tak daleko.
Żadne z nas nie wspomniało, że już posunąłem się o wiele dalej – całując ją przy zegarze.
- Nie o to chodzi – mruknęła bardziej do siebie niż do mnie.
- No to o co? – zastąpiłem Alex drogę tak, że mimowolnie musiała się zatrzymać i na mnie spojrzeć.
- Bóg mi tego nie wybaczy.
- Bo akurat go obchodzi, co robisz.
Dziewczyna spojrzała na mnie oczami pełnymi dezaprobaty. Byłem zagorzałym ateistą i nie ukrywałem się z tym. Dla mnie ani Niebo ani Piekło nie istniało. Każdy człowiek robił to, co chciał i nikt z góry nie powinien mieć prawa do osądzania tego, gdzie trafi po śmierci; czy dostąpi zbawienia, czy też zostanie skazany na wieczne potępienie? W moim odczuciu to było jak rzut monetą. Orzeł – idziesz do nieba, reszka – trafiasz do piekła.
- Nie w tym sensie – zignorowała moją obrazę jej uczuć religijnych i przeszła do sedna sprawy. – Po prostu teraz powinnam być z Harrym i dopinać nasz ślub na ostatni guzik. A tak jestem tu z tobą. W dodatku nic o tobie nie wiem.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie chcesz tu ze mną być? – zmarszczyłem brwi.
- Właśnie problem jest w tym, że chcę. I to bardzo.
- W takim razie nie widzę problemu.
- Jestem zaręczona – powiedziała spokojnie, jakby te dwa słowa były odpowiedzią na wszystkie moje pytania.
- To już ustaliliśmy wczoraj.
- Jestem zaręczona – powtórzyła. – A wolę być tu z tobą, niż z mężczyzną, którego mam poślubić.
- Nie powinno tak być – w końcu domyśliłem się, o co chodziło. Lubiła mnie. Najprawdopodobniej.
- Dzisiaj wieczorem – znacząco spojrzała na wielką plamę zdobiącą jej sukienkę – świetnie się bawiłam.
- Nie codziennie jest się ofiarą pijaka, który wylewa na ciebie piwo – zażartowałem.
Alex zaśmiała się cicho, a w jej oczach dostrzegłem błysk. Nigdy wcześniej go u niej nie widziałem.
- Gdyby ktoś przy mamie wylał na mnie choćby kropelkę czystej wody, nie miałby życia, a mnie kazano by się przebrać.
- Więc nie żałujesz, że ze mną poszłaś? – zagadnąłem, udając niewiniątko.
- Nie.
Wspięła się na palce i po prostu mnie pocałowała. Na środku pokładu. Pośród mnóstwa ludzi.

~*~


                Nazajutrz rano zastukałem z bijącym sercem do drzwi apartamentu Alex.
Harry’ego widziałem kilka minut wcześniej na dziobie i byłem pewien, że nam nie przeszkodzi.
Dziewczyna otworzyła mi z wyraźnym wahaniem. Musiała czegoś, albo raczej kogoś się bać. I nawet wiedziałem kogo.
Alex niepewnie spojrzała mi w oczy. Jej policzek był zaczerwieniony, a w krótce miał go zdobić kolejny siniak. Jeszcze nawet stary nie zdążył zniknąć, a już będzie miała kolejny.
- Kto ci to zrobił? – zapytałem głupio podniesionym głosem. Znałem odpowiedź.
Nie zważając na protesty dziewczyny, wyminąłem ją i wszedłem do pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi i czekałem, aż któreś z nas odważy się przerwać ciszę.
- Ktoś powiedział Harry’emu, że się całowaliśmy – odezwała się ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Powinien był uderzyć mnie, a nie ciebie! – warknąłem.
Jeszcze chyba nigdy nie byłem taki wściekły. Wszystko we mnie się dosłownie gotowało.
Podszedłem do niej z obawą, że się odsunie. Alex jednak tego nie zrobiła. Uniosła głowę i popatrzyła na mnie oczami pełnymi łez.
- Wszystko było dobrze, a potem pojawiłeś się ty – w jej mniemaniu miało to zabrzmieć oskarżająco, ale głos drżał jej przy każdym słowie.
Wyciągnąłem ku niej ręce. Chciałem, żeby je odtrąciła, ale dziewczyna wpatrywała się we mnie, jakby zapamiętywała każdy najdrobniejszy detal mojego wyglądu. Każdą zmarszczę, która utworzyła się na moim czole ze zmartwienia. Zwracała uwagę na takie szczegóły, jakbyśmy się mieli już więcej nie zobaczyć.
Delikatnie otarłem samotną łzę z jej policzka, a ona wtuliła twarz w moją dłoń.
Rytm mojego serca przyspieszył. Byliśmy tak blisko siebie, ale równocześnie dzieliła nas przepaść nie do przebycia.
Zawsze myślałem, że te wszystkie ochy i achy na temat miłości to jedna wielka ściema. Aż do czasu, gdy poczułem to na własnej skórze. Gdy spotkałem kobietę, która o zmieniła.
Jeszcze nigdy tak się nie zachowywałem w obecności dziewczyny. A przy Alex zupełnie traciłem głowę. Pragnęła jej każda komórka mojego ciała, a ja nie mogłem nic z tym zrobić. To przecież było niewłaściwe. Nie powinienem tak myśleć o zajętej kobiecie.
- Żałujesz, że mnie poznałaś?
- Nie – powiedziała stanowczo. – Przy tobie w końcu mogę być sobą. Nie muszę zwracać uwagi na etykietę i dobre maniery. Przy Harrym muszę udawać potulną dziewczynę z dobrego domu.
- Mnie nie obchodził twoje pochodzenie.
- Wiem. I właśnie dlatego tak bardzo cię lubię.
- Alex… - wyszeptałem głosem, który zawierał wszystkie emocje, jakie w tej chwili czułem. Miłość do niej, nienawiść do jej narzeczonego i wściekłość do samego siebie.
Schyliłem się nieznacznie i delikatnie ją pocałowałem. Jej wargi smakowały truskawkami i nadchodzącym latem.
Nagle rozległ się ogłuszający huk.
Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Żadne z nas nie wiedziało, co się dzieje.
Wytężyłem słuch i próbowałem wyłapać jakikolwiek dźwięk, dochodzący z zewnątrz, ale na pokładzie było zbyt duże zamieszanie, by rozróżniać poszczególne słowa.
Zignorowałem zdrowy rozsądek i z żarem, o który siebie nigdy wcześniej nie podejrzewałem, ponownie przywarłem do ust Alex.
Zdecydowanie lepiej dla nas obojga byłoby, gdyby mnie odepchnęła, ale dziewczyna rozchyliła wargi i przylgnęła do mnie całym ciałem.
Położyłem jej dłonie na talii i przygarnąłem do siebie bliżej. Chciałem, żeby żadna wolna przestrzeń nas nie dzieliła.
Moje nozdrza wypełniał różany zapach drogich perfum, na które nigdy nie będzie mnie stać. Ale za to na które stać było Harry’ego.
Alex zarzuciła mi ręce na szyję i wplotła mi palce we włosy. Odsunęła się nieznacznie, by móc złapać oddech.
Nie chcąc przerywać tej niezwykłej chwili, przesunąłem nosem od jej policzka, aż do żuchwy i obojczyka.
Bez wysiłku ponownie odnaleźliśmy swoje usta. Tym razem pocałunek był o wiele delikatniejszy.
Wtedy jednak drzwi do kajuty otworzyły się z wielkim trzaskiem. Oboje z Alex popatrzyliśmy na nie i zamarliśmy sparaliżowani w swoich objęciach.
W progu stał rozwścieczony Harry.
Przemierzył pokój jednym susem i błyskawicznie znalazł się koło nas. Nie potrafił wykrztusić z siebie słowa. Z jego ust wydobywał się jedynie bezładny bełkot. Nie sposób było zorientować się, co mówił.
Mężczyzna popchnął Alex na ścianę. Zupełnie zignorował jej krzyk.
Dziewczyna upadła na ziemię, uderzając w nią głową z głośnym trzaskiem.
Później wymierzył mi silny cios w szczękę. Zatoczyłem się do tyłu, ale dalej utrzymywałem z nim kontakt wzrokowy.
Harry stanął ze mną twarzą w twarz i spojrzał mi w oczy. Jego zielone tęczówki były lekko zamglone, a białka przekrwione.
- To moja narzeczona! – wydarł się, a z jego ust wydobył się odór alkoholu.
- Bardzo ci na niej zależy. Właśnie dałeś nam próbkę. – Byłem zaskoczony, że w takiej chwili potrafiłem być sarkastyczny.
Chciałem splunąć Harry’emu w twarz i zobaczyć, czy Alex coś się stało. Powstrzymałem się jednak ostatkiem sił. Brak mojego zainteresowania jej stanem mógł być dla niej jedynym ratunkiem.
- Kochamy się i nie staniesz nam na drodze do szczęścia.
Tym razem serce wygrało z rozsądkiem. Z całej siły uderzyłem Harry’ego pięścią w twarz. Zachwiał się, ale nie czekał, aż znowu go walnę. Bez większego problemu wymierzył mi silny cios w zęby.
Zatoczyłem się do tyłu i wpadłem na szafkę z butelką whisky. Wszystkie kieliszki się potłukły, ale nikt nie zaprzątał sobie nimi głowy.
- Nie! – krzyknęła Alex.
Podniosła się z ziemi i próbowała podejść w naszym kierunku, ale Harry uderzył ją w twarz z otwartej dłoni.
Tego było już za wiele. Poderwałem się z podłogi i napadłem na tego diablego pomiota. Zacząłem okładać jego ciało wszystkim, co miałem pod ręką; moje własne członki nie były dość mocne.
- Kendall – powiedziała spokojnie Alex. Zachowanie trzeźwości umysły dużo ją kosztowało.
Opamiętałem się w porę i przestałem bić Stylesa. Nie podejrzewałem siebie nigdy o taki wybuch agresji. Zmieniłem się. Człowiek, który musi ratować miłość swojego życia postąpiłby tak samo.
Wstałem ostrożnie. Nogi miałem jak z waty. Nieprzytomny Harry leżał na ziemi, wygięty pod dziwnym kątem. Przez chwilę myślałem, że go zabiłem, ale jego klatka piersiowa dalej się unosiła, a palce drgały w nierównym tempie.
Alex podeszła do mnie ze łzami w oczach. Na jej policzku majaczyła kolejna szrama, spowodowana przez jej narzeczonego.
Przyłożyła mi dłoń do czoła i zjechała nią aż do ust.
- Krwawisz – zauważyła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Zamknąłem na chwilę oczy i próbowałem skupić się na delikatności jej dotyku. Nadaremnie.
- Wszyscy do szalup! – usłyszeliśmy krzyki załogi, dochodzące z pokładu. – Statek tonie!

To be continued...


-----------------------------------------

Olka się doczekała! Mam nadzieję, że się spodoba :D
Dziękuję za komentarze pod ostatnim wpisem. I ta obszerna kłótnia z Weroniką, ugh.. Na czym stanęło? Bo nie wiem... xd
To co, dobijemy niedługo do 27 tysięcy wyświetleń?
Do niedzieli! ;*

 


 

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 95.

Patrzyłam tępo w przestrzeń i próbowałam wyprzeć ze swojej świadomości wydarzenia z ostatnich godzin. Cały czas przed oczami miałam blade ciało Alex, zapakowywane w czarny worek. W uszach brzmiały krzyki Jacksona, Kendalla i mój. I uczucie chłodu, które mnie ogarnęło. Czułam się, jakby ktoś wyssał ze mnie życie.

O niczym innym bardziej nie marzyłam jak o tym, żeby po prostu wtulić się w tors Kendalla. Każda komórka mojego ciała chciała jego dotyku i ciepła. Ostatkami sił zmuszałam się, żeby nie wstać z karetki i do niego nie podbiec.

- Czy z nią jest wszystko w porządku? – usłyszałam zmartwiony głos Kendalla.

Chłopak stał kilka metrów przede mną, koło młodego sanitariusza i przyglądał mi się niepewnie. Jakby nie wiedział, czy patrzeniem na mnie przypadkiem mi nie zaszkodzi. Bo jeszcze niby coś może pogorszyć mój stan.

- Jest po prostu w szoku. Nie codziennie ogląda się śmierć innych osób – odezwał się inny mężczyzna.

Pielęgniarka podeszła do mnie i przyłożyła mi dłoń do czoła. Zbadała puls i podała mi jakiś zastrzyk. Ciekawiło mnie co w nim było, ale nie chciałam jej o to pytać. Wtedy kazaliby mi zeznawać i zasypywaliby mnie mnóstwem pytań, na które nie miałam siły. Tak to wszyscy myśleli, że jestem zbyt otumaniona lekami, by mówić.

- Czy mógłbym z nią chwilę porozmawiać? – zapytał Kendall.

Próbował nie okazywać emocji, ale na jego twarzy doskonale widać było poczucie winy. Gdybym nie podsłuchała jego rozmowy z Nathalie, teraz pewnie dalej o niczym bym nie wiedziała. Świetnie bawilibyśmy się na imprezie urodzinowej Logana, a nie siedzieli na środku ulicy, otoczeni policją i lekarzami.

- Wątpię czy to się panu uda, ale nie zaszkodzi spróbować – odpowiedział mu sanitariusz i zaznaczył coś w karcie pacjenta.

Pokazał pielęgniarce gestem, żeby zostawiła nas samych. Kobieta schowała strzykawkę i odeszła do Jacksona, który rozmawiał z policją. Wiedziałam, że jest w gorszym stanie ode mnie, ale mimo to kazali mu zeznawać. Przecież to on stracił kogoś bliskiego. To jego siostra popełniła samobójstwo.

Za taśmą policyjną dostrzegłam Logana, trzymającego przerażoną Weronikę. Dziewczyna szukała mnie wzrokiem, ale nie ułatwiłam jej tego i nie pokazałam jej gdzie jestem. Po chwili koło niej pojawiła się Chrissy. Zaczęłam coś mówić do policjanta odgradzającego teren wypadku, ale ja już nie patrzyłam czy ich wpuścił czy też nie.

Kendall, nie czekając na to aż lekarz zmieni zdanie, podszedł i usadowił się koło mnie na progu karetki. Odsunęłam się od niego na tyle, a ile pozwalała mi ciasna przestrzeń, ale w dalszym ciągu spokojnie mógł mnie dotknąć.

Sięgnął za siebie po koc i otulił mnie nim. Chciałam mu podziękować, ale nie mogłam się zmusić do tego, by otworzyć usta. Chciałam być w domu. Wpełznąć pod kołdrę, włączyć telewizor i po prostu zasnąć. A może nawet już nigdy się nie obudzić.

Podciągnęłam do siebie nogi i objęłam je rękami. Zamknęłam oczy i czekałam, aż otępienie znowu weźmie nade mną górę. Mój umysł jednak był zbyt świadomy tego, co się dzieje.

- Ewa… - zaczął Kendall ze smutkiem.  – Zamierzałem ci o tym powiedzieć. Wtedy, w pokoju, za nim przyszła Victoria. Nie chciałem, żebyś dowiedziała się w taki sposób.

- Trochę za późno na przeprosiny – warknęłam.

- Ewa… - wymówił moje imię, przelewając w to cały ogarniający go smutek i poczucie winy. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Zawsze był radosny, a teraz przypominał zombie. Nie chciałam, żeby się zamartwiał. Mogłam po prostu się do niego przytulić i powiedzieć, że to co było nie ma znaczenia. Mogłam, ale moje ciało odmawiało posłuszeństwa. – Wtedy Niall pocałował Nathalie. Nie wiem dlaczego przyszła z tym do mnie, a nie do Chrissy czy nawet do Gwen.

- Nie musiałeś jej całować – ponowiłam atak.

- Rzuciła się na mnie! – wrzasnął i wstał z progu karetki.

Pierwszy raz od bardzo dawna podniósł na mnie głos. Dopiero teraz dał upust kotłującej się w nim złości na moją byłą przyjaciółkę i na mnie, że nie chcę go wysłuchać. Sama miałam ochotę się wydzierać, ale byłam zbyt otumaniona lekami uspokajającymi.

- Teraz na nią zwal, że się całowaliście. Albo nawet coś więcej – ostatnie zdanie prawie wysyczałam.

- Ewa! – przyklęknął przede mną i ujął moją twarz w dłonie. Bezsilnie próbowałam się wyrwać, ale trzymał ją w żelaznym uścisku. – Dobrze wiesz, że nic do niej nie czuję. To ciebie kocham.

- Trzeba było myśleć zanim wylądowaliście w łóżku.

- Nie spałem z nią – wycedził przez zęby. Widziałam, że zabolały go moje słowa. Przecież dobrze wiedziałam, że między nimi nie zaszło nic więcej oprócz całowania, ale powiedziałam to mimowolnie. Z braku innych argumentów. A coś w ich zachowaniu mówiło, że za żadne skarby nie przekroczyliby pewnej granicy.

Milczałam, dlatego też kontynuował dalej.

- Gdy dowiedziałem się od Weroniki, że wracasz… Nie ma słów by opisać to co wtedy czułem. Myślałem, że już nigdy się nie zobaczymy. Wiedziałem, że dostałaś stypendium w Stanfordzie, ale zawsze mogłaś mnie unikać. Los Angeles w końcu jest ogromnym miastem.

- Po co mi to mówisz? – odwróciłam spojrzenie. Nie mogłam znieść widoku jego pełnych bólu zielonych oczu. Jeszcze nie tak dawno były radosne i błyszczały ze szczęścia.

- A gdy cię zobaczyłem na lotnisku… Myślałem, że wszystko znowu będzie tak jak dawniej.

- Mogłeś już wtedy mi powiedzieć, że mnie zdradziłeś.

- Nie chciałem cię zranić. Wydawałaś się być szczęśliwa – uzasadnił.

- Bo byłam – podkreśliłam czas przeszły.

- Skarbie…

- Nie mów tak do mnie – syknęłam. Wykorzystałam moment jego zdezorientowania i odepchnęłam go od siebie.

- Nie chcę cię stracić – złapał mnie za ręce.

Poczułam wzbierające we mnie łzy. Już od dawna nie płakałam. Wystarczył tylko jeden gest i zapomniałam o śmierci Alex. Znowu skupiłam się na sobie i na Kendallu.

- Zostaw mnie.

Odrzuciłam koc do tyłu i gwałtownie wstałam z karetki. Zakręciło mi się w głowie, ale nie mogłam pozwolić by chwilowa słabostka zepsuła coś, w co wkładałam ostatnie siły. Chciałam zostawić to miejsce godnie, a nie uciekać stąd skulona z bólu na czworaka.

Kendall nie zmienił pozycji. Moje słowa były dla niego niczym kubeł zimnej wody. Wiedziałam, że go zraniłam, ale nie umiałam inaczej. W tej chwili szczęście wydawało się być odległe o lata świetlne od mojego złamanego serca.

Zaczęłam przedzierać się przez tłum lekarzy i policjantów w stronę taśmy ochronnej. Worek z ciałem Alex już dawno przewieziono do kostnicy. Nie zdawałam sobie sprawy, ile już tutaj spędziliśmy czasu. Nie wiedziałam, która jest godzina.

- Ewa! – ktoś krzyknął. Nie był to jednak ciepły, męski baryton, który w głębi serca pragnęłam usłyszeć. To był głos Gwen.

Dziewczyna zobaczyła mnie dopiero jak wstałam z karetki. Przedarła się przez taśmę policyjną i podbiegła do mnie. Dziękowałam Bogu, że to tylko ona, a nie Weronika. Przy siostrze nie udałoby mi się uniknąć odpowiedzi na jej zadawane pytania.

- Odczep się – warknęłam.

Chciałam, żeby Chrissy była zupełnie kimś innym. Najlepiej blondynem z zielonymi oczami, który stał kilka metrów ode mnie. Byłam okropnym człowiekiem. Zraniłam go tak jak jeszcze nikt tego mu nie zrobił, ale chciałam, by za mną poszedł, żebym znowu mogła go zranić.

- Nie byliśmy wtedy razem – usłyszałam za sobą głos Kendalla. Był przepełniony rozczarowaniem, a to była jego ostatnia karta do zagrania. As w rękawie.

Jego słowa uderzyły mnie swoją mocą. Miał rację. Naszą kłótnię na kładce w Krakowie można było uznać za zerwanie. Nikt jednak oficjalnie ze sobą nie zerwał.

Gdy go wyrzucałam, nie oczekiwałam, że jeszcze się zobaczymy. Nie miałabym mu za złe, gdyby znalazł sobie inną dziewczynę. Teraz moje czyny przeczyły moim wcześniejszym słowom. Wiedziałam, że zachowałam się podle. Nie powinnam była powiedzieć nic z tego, co powiedziałam dzisiejszej nocy. A jednak nie mogłam zdobyć się na to, by przeprosić. Nie chciałam wyjść na idiotkę z humorami. Powiedziałam a, to teraz musiałam powiedzieć b.

- Odwiozę cię do domu – zaproponowała Gwen i pociągnęła mnie w stronę swojego samochodu. Doskonale wiedziała, że nie chcę by to Kendall mnie odwiózł.

- Tylko, że my teoretycznie ze sobą nie zerwaliśmy – wyszeptałam, ale tego Kendall już nie mógł usłyszeć.

Nie mogłam się zdobyć na to, by się obrócić za siebie. Wiedziałam, co tam zobaczę. Chłopaka, którego kochałam, cierpiącego przeze mnie. Gdybym jeszcze raz na niego spojrzała, nic by nie wyszło z mojego dramatycznego opuszczenia tej zimnej ulicy. Nie powstrzymałabym się przed błaganiem go o wybaczenie. A na to moja duma mi nie pozwalała.

Niedługo będzie trasa koncertowa Big Time Rush. Oboje będziemy mieli dużo czasu na przemyślenia. Zacznie się rok akademicki, Kendall rzuci się w wir pracy i zapomnimy o sobie. Romans stulecia dobiegł końca.


Jakby to miało kiedykolwiek się udać.


------------------------------


W momencie w którym pisałam ten rozdział, było dokładnie 20 tysięcy wyświetleń bloga. Czyli według zapisu Onetu było to 26 sierpnia. A dzisiaj jest prawie, prawie 27 tysięcy... Dziękuję wam bardzo!
Rozdział z dedykacją dla Uli - Gwen, Martyny - Chrissy, Nathalie - Natalii (niedługo twoimi oczkami :D), trupa Alex - Oli i dla Wery, która jest Werą i mnie zabije, ale co tam :D
Do środy! ;*
PS. Co do hejtera o jakże zacnym nicku... Jeśli masz coś do mnie, to obok jest numer GG więc wal. Nie musisz spamować na blogu.

 


środa, 16 października 2013

Last Shot. Part I

Było o wiele za wcześnie, gdy wyszłam z domu. Nie mogłam się pochwalić cierpliwością, nie dzisiaj. Nie widziałam Carlosa od blisko dwóch miesięcy. Teraz oboje byliśmy w Nowym Jorku, a jutro znowu lecimy na dwa różne końce kraju. Chciałam do maksimum wykorzystać dzisiejszy wieczór.
Cyfry na zegarze w telefonie zamazywały mi się przed oczami. Najwyżej po prostu poczekam na niego przed restauracją, ale będzie mi lepiej, gdy będę tam, niż jak będę siedzieć sama w pustym apartamencie.
Nie chciałam też wyjść na natrętną dziewuchę. Z początku uważałam, by iść w miarę powoli. Zatrzymywałam się przy każdej witrynie sklepowej i z dokładnością co do milimetra oglądałam wystawy.
Nic mi z tego nie przyszło oprócz tego, że dowiedziałam się, gdzie nie kupować torebek i butów, jeśli nie chciałam mieć podróbek.
Wtedy jednak restauracja Kalypso wyłoniła się zza zakrętu. Z całych sił starałam się nie zacząć biec, ale moje serce nie przyjmowało takiej odpowiedzi. Czuło, że za chwilę zobaczy Carlosa i zaczęło bić jak oszalałe. W końcu dwa miesiące to całkiem długi okres czasu. Ja kręciłam nowy film na Florydzie i nie mogłam się stamtąd ruszyć, ni w ząb, a Carlos był w trasie koncertowej. Przerwy między występami były zbyt krótkie, by mógł do mnie przylecieć. Więc gdy tylko nadążyła się okazja, oboje wsiedliśmy w samoloty do Nowego Jorku, żeby zobaczyć się choćby przez kilka minut.
Przed drzwiami restauracji zawahałam się. Położyłam rękę na klamce, ale jakaś niewidzialna moc nie pozwalała mi jej przekręcić i wejść do środka.
Czy Carlos bardzo się zmienił? Może jego uczucia do mnie się wypaliły?
Pokręciłam głową, żeby uwolnić się od natrętnych myśli. Zerwanie nie wchodziło w grę. Niepotrzebnie tylko sama się nakręcałam.
Co wieczór dzwoniliśmy do siebie, albo gadaliśmy na Skypie. W wolnych chwilach pisaliśmy smsy. Powinnam przestać być taką pesymistką. Padniemy sobie w ramiona i wszystko będzie dobrze.
Jeszcze raz, dla pewności omiotłam wzrokiem swój strój. Ubrałam się w zwiewną letnią sukienkę w kolorze indygo, a do tego czarne baleriny. Nie chciałam ubierać szpilek, bo nie lubiłam przewyższać Carlosa wzrostem.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Chciałam krzyknąć, ale głos uwiązł mi w gardle.
- To tylko ja - usłyszałam najpiękniejszy głos na świecie tuż przy swoim uchu.
- Ja kiedyś umrę przy tobie na zawał.
Obróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z miłością swojego życia. Nasze usta dzieliło raptem kilka centymetrów, ale żadne z nas nie rwało się do całowania. Oddychaliśmy ciężko, jakby nagle w powietrzu było za mało tlenu dla naszej dwójki.
Patrzyliśmy sobie w oczy i chłonęliśmy każdy szczegół, który jakimś cudem nam umknął. Rysy Carlosa wyostrzyły się, a na brodzie widać było cień zarostu. Był jeszcze idealniejszy, niż gdy widziałam go ostatnim razem.
- Hej - szepnął.
Sama jego obecność zwalała mnie z nóg i nie mogłam trzeźwo myśleć. Wrócił, jest tu ze mną.
Nie wytrzymałam napięcia, które powstało między nami ij w odpowiedzi, zarzuciłam mu ręce na szyję.
Wtuliłam twarz w jego muskularny tors i pociągnęłam nosem. Sama nawet nie zauważyłam, gdy zaczęłam płakać.
- Alexa - sposób w jaki wymówił moje imię, przypominał modlitwę.
Położył mi dłonie na łopatkach i przygarnął mnie do siebie. Nasze ciała nie dzieliła żadna wolna przestrzeń.
Carlos uniósł mój podbródek do góry i pocałował mnie. Dotyk jego ust był delikatny, niczym muśnięcie skrzydłami motyla.
- Rozjaśniłaś włosy? - zapytał niespodziewanie.
Odsunęłam się od niego nieznacznie, ale w zamian położyłam mu ręce na torsie.
Zdumiało mnie, że w przytłumionych światłach restauracji, Carlos dostrzegł tę niewielką różnicę. Żaden facet by nawet nie zwrócił uwagi, że przefarbowałam się na brąz, a co dopiero zauważenie, że mam włosy o odcień jaśniejsze.
- To od słońca.
Chciałam mu powiedzieć, jak bardzo tęskniłam, ale nie chciałam psuć tej chwili. Sposób w jaki się obejmowaliśmy, wyrażał więcej niż tysiąc słów.
Skupiłam się za to, żeby nie wybuchnąć niepochamowanym szlochem.
Zaczęłam gwałtownie mrugać powiekami, ale łzy jak na złość leciały dalej.
Carlos otarł je kciukiem i zaczął się śmiać. Zmarszczyłam brwi. Mam plamę na sukience? Rozmazał mi się makijaż?
- O co chodzi? - warknęłam.
- Sydney.
Jak na zawołanie, coś mokrego dotknęło mojej łydki i przejechało po niej językiem. Odwróciłam się w stronę psa i mimowolnie moją twarz rozjaśnił uśmiech.
- Sydney! - skarciłam ją żartobliwie.
Uklękłam przy niej i zaczęłam głaskać ją po pysku. Suka w odpowiedzi szczeknęła i zaczęła merdać ogonem.
- Nie chciała mnie wypuścić samego. Nawet teraz nie odstępuje mnie na krok. Jakaś jest wyjątkowo nerwowa dzisiaj.
- Dobrze, że ją ze sobą wziąłeś. Za Sydney też tęskniłam.
Pies polizał mnie w rękę i zaczął chodzić dookoła swojego pana. Carlos tylko zrobił minę w stylu "a nie mówiłem?" i żartobliwie szturchnął Sydney w żebra. Ta warknęła ostrzegawczo, ale nie przerwała wędrówki. Przypominała mi małego kota, który usiłuje złapać swój własny ogon. Jedynie w tej scenie nie zgadzała się kategoria wagowa zwierzaka.
- Do restauracji chyba nie wpuszczą nas z Sydney.
Suka tylko prychnęła, jakby chciała wyrazić swoją dezaprobatę na ten zakaz.
- Jestem Carlos Pena! I to Junior! Popełnią wielki błąd, jeśli nas nie wpuszczą z Sydney.
- Yyy.. Kochanie? Nie chcę rujnować twoich wysiłków, by zachowywać się jak Logan, ale popatrz na naklejkę na drzwiach.
Chłopak posłusznie spojrzał w tym kierunku i uśmiech zszedł mu z twarzy. Nie można było wprowadzać psów do restauracji i naklejka tylko to potwierdzała.
- Zgaduję, że nawet dla sławnego muzyka nie zrobią wyjątku.
- Nawet dla Carlita?
Carlos wydął usta w podkówkę i przez chwilę wyglądał jak ten kot ze Shreka. Zachichotałam przeciągle.
- W szczególności dla ciebie.
- Więc może przejdziemy się na spacer? Jestem pewien, że do Central Parku wpuszczą nas z psem.
Wywróciłam oczami, ale nie skomentowałam. Carlos wziął mnie za rękę i splótł swoje palce z moimi. Uścisnął lekko moją dłoń i popatrzył na mnie z łobuzerskim uśmiechem.
- Chodź, bo Sydney potrzebuje do toalety - rzucił żartobliwie i pociągnął mnie za sobą w stronę parku.
Ta sytuacja przypomniała mi nasze pierwsze spotkanie. Carlos nie wywarł na mnie dobrego wrażenia. Na początku wręcz uważałam, że jest dupkiem. Dopiero z biegiem czasu przekonałam się, że jest najbardziej kochanym facetem na świecie. Drugiego takiego ze świecą szukać. No i się zakochałam, więc proporcje mi się zatarły. Carlos mógł być nie wiadomo jak opryskliwy, ale dla mnie był idealny.
To wspomnienie przywołało mi na myśl zupełnie inną rzecz.
- Przykro mi, że nie wygraliście Teen Choice Awards - zaczęłam. - To wy zasługujecie na tę nagrodę.
- Nie muszę wygrywać komety na gali, czy czegoś tam innego, bo mam ciebie. I to ty jesteś największą nagrodą, jaką dostałem od życia.
Nic nie mogłam poradzić na to, że już po chwili szkarłatny rumieniec oblał mi twarz. Wbiłam wzrok w swoje stopy i zasłoniłam się włosami.
Carlos cały czas oblewał mnie komplementami, ale ja w dalszym ciągu nie mogłam do nich przywyknąć.
- I tak uważam, że to wam należała się wygrana.
- Wiesz, że głosy były sfałszowane? Tak samo jak na Kids' Choice Awards.
- Wiem - mruknęłam.
- Nieważne. Przyleciałem tu godzinę temu i już mam rozjechany system przez zmianę strefy czasowej. Nie roztrząsajmy tego tematu i nie psujmy sobie humorów. Chcę spędzić czas z tobą, a nie z One Direction.
Carlos zatrzymał się. Wypuścił moją rękę z uścisku, ale zaraz przygarnął mnie do siebie i przytulił. Położyłam mu głowę na ramieniu i zamknęłam oczy.
Chłopak muskał nosem moją szyję i obdarzał ją delikatnymi pocałunkami. W dodatku pachniał wybornie. Trochę jak samolot, trochę jak truskawki, ale jemu to tylko dodawało uroku. I miał rację. Był weekend. Tylko ja i Carlos. Zero pracy i stresu.
Powinnam ugryźć się w język zanim znowu powiem coś podobnego.
- Stęskniłem się za tobą - wyszeptał mi wprost do ucha.
Już otwierałam usta, żeby powiedzieć mu, że też tęskniłam, ale w tym momencie moją uwagę przykuło dziwne zachowanie Sydney. Najpierw zaszczekała ostrzegawczo, a potem wepchnęła pysk między nas.
- Moja mała dziewczynka jest zazdrosna?
Carlos ze śmiechem zmierzwił jej sierść. Pies jednak nie dawał za wygraną, więc żeby uniknąć widowiska, wyswobodziłam się z objęć Carlosa i zrobiłam krok w tył.
- Daleko jeszcze do Central Parku? - zapytałam, próbując ukryć zmieszanie zaistniałą sytuacją.
Nagle usłyszeliśmy przeraźliwy huk. Popatrzyłam na drugą stronę ulicy, w poszukiwaniu źródła hałasu, ale nikogo tam nie było. Jedynie jakiś cień mignął mi w krzakach. Sydney zaczęła przeraźliwie szczekać i skomleć. Nigdy nie słyszałam, żeby wydawała z siebie takie rozpaczliwe dźwięki. Jej reakcja trochę przypominała tę podczas burzy, ale ta była znacznie gorsza.
- Spokojnie, mała. To był tylko... - nie dokończyłam zdania, bo to co zobaczyłam, odebrało mi mowę.
Obróciłam się niczego nieświadoma, a mój wzrok padł prosto na Carlosa, leżącego na ziemi. Miał zakrwawioną koszulkę, która jeszcze chwilę temu była jasnozielona, a teraz pokrywały ją szkarłatnoczerwone plamy.

To be continued...
--------------------------------------------------------


Pierwsza część opowiadania, które zamówiła Ada. Będzie jeszcze jedna, nie martw się, tak to się nie skończy xd. I mam nadzieję, że ci się spodoba.
Dziękuję za wyświetlenia! I do napisania w niedzielę ;)  

niedziela, 13 października 2013

Rozdział 94.

 

Biegłam przed siebie nie zważając na nic. Słyszałam jak Kendall mnie woła, lecz ja nie reagowałam. Próbował dotrzymać mi kroku, ale bezskutecznie. Zgubiłam go już za pierwszym zakrętem. Nie mogłam uwierzyć, że między nim a Nathalie wydarzyło się coś, co nie powinno mieć miejsca. Jak ona mogła mi to zrobić? To była moja przyjaciółka! I dobrze wiedziała, że kocham Kendalla jak nikogo innego, a mimo wszystko się z nim całowała!

Jak tylko mój mózg podsyłał mi obrazy jej w objęciach mojego chłopaka, zbierało mi się na wymioty. Ale nagle wszystkie elementy układanki poukładały się w jedną, spójną całość. Już wiedziałam dlaczego Kendall był taki nerwowy. Wiedziałam co chciał mi powiedzieć na imprezie. Chciał mi powiedzieć prawdę, ale Victoria mu w tym przeszkodziła.

Minęłam oświetlony mnóstwem lamp most, który ledwo widziałam przez wzbierające w moich oczach łzy. Ciekawe co by się stało gdybym stanęła na barierce i po prostu zrobiła krok do przodu. W wodzie wszystko wydawało się być takie spokojne. Ciche. Nikt nikogo nie ranił i nie zdradzał. Jeśli bym skoczyła, to czy to by kogoś obeszło?

Weszłam na most i usiadłam przy barierce. Podkuliłam nogi i objęłam je rękoma, a głowę włożyłam między kolana. Przypomniałam sobie jak Weronika próbowała popełnić samobójstwo, gdy zobaczyła Logana całującego się z Zuzą. Dopiero teraz byłam wstanie zrozumieć co nią kierowało i dlaczego podjęła taką, a nie inną decyzję. Sama teraz miałam ochotę pójść w jej ślady. Zatracić się w spokojnej toni świata podwodnego i już nigdy stamtąd się nie wydostać.

Zalała mnie fala bolesnych wspomnień. Myślałam, że mój związek z Kendallem to coś poważniejszego. Jak widać  się myliłam. A przez jakiś czas jak głupia myślałam, że po moim powrocie wszystko będzie tak jak dawniej. A nawet może i lepiej.

Nie dane było nam jednak szczęśliwe zakończenie. Nie spodziewałam się, że rzeczywistość aż tak drastycznie wyrwie mnie z idyllicznego świata marzeń.

- Nie rób tego! – krzyknął jakiś obcy mi chłopak i tym samym sprawił, że podniosłam głowę na sam dźwięk jego przerażonego głosu.

Mój wzrok padł na dziewczynę stojącą na barierce. Wpatrywała się tępo w przepaść pod nią, a jej twarz wykrzywiał ironiczny uśmiech. Żołądek podszedł mi do gardła. Ona w każdej chwili mogła spaść!

- Nie kochasz mnie - powiedziała z rozpaczą, ale w jej oczach nie było łez. Nie przypominała żywego człowieka, tylko raczej jego wrak.

- Kocham cię!

- Gdybyś mnie kochał, to byś mnie nie zostawił. – Odpowiedziała drżącym głosem.

- Alex! – Wrzasnął zdesperowany chłopak. Podszedł do niej z wahaniem. Bał się, że jak wykona chociażby jeden nieodpowiedni ruch, to dziewczyna zrobi krok do przodu i się zabije. – Ja nie jestem nim. Jestem twoim bratem. To ja, Jackson. Nie pamiętasz mnie?

- Ja nie mogę tu tak dłużej żyć. Muszę do niego dołączyć. Nie mogę go zostawić tak jak on zostawił mnie. Thomas mnie potrzebuje.

- On nie żyje!

- Thomas jest tutaj. – Szepnęła w przestrzeń. – Czeka, aż do niego dołączę. – Wyciągnęła rękę przed siebie jakby szukając kogoś, kogo tam nie było. Chciała go złapać, ale jej palce zacisnęły się tylko w powietrzu, tym samym pogłębiając rozpacz dziewczyny.

- Błagam, nie! Jego tu nie ma! – Wydarł się chłopak. Widać było, że przeżywa depresję siostry nawet bardziej niż ona sama. – Nie możesz mnie zostawić. Mam tutaj tylko ciebie. – Dodał już łagodniejszym, ale w dalszym ciągu przepełnionym bólem głosem.

Poderwałam się z ziemi i spokojnie podeszłam do miejsca w którym stał bezradny Jackson. Ten dopiero teraz jakby zobaczył, że już od dłuższej chwili byłam na moście i przyglądałam się całemu zajściu. Spojrzał na mnie błagalnie. Jego oczy wyrażały miłość do siostry i widziałam, że zrobiłby dla niej wszystko.

- Alex? – Zapytałam niepewnie patrząc w jej kierunku. Dziewczyna popatrzyła na mnie zdezorientowana. – Nie rób tego. Twój brat cię potrzebuje.

- Dlaczego płakałaś? – Zadała swoje pytanie zupełnie ignorując moją prośbę. Wydawała się jednak, jakby zapomniała dlaczego stoi na barierce nad przepaścią w środku nocy.

- Nieważne. – Mruknęłam bardziej do siebie niż do niej. Sytuacja na moście pozwoliła mi na chwilę zapomnąć o Kendallu i Nathalie, ale teraz myśli znowu zaczęły kłębić mi się w głowie. Nie wiedziałam co mam zrobić w tej sprawie, ale jednego byłam teraz niezaprzeczalnie pewna. Musiałam zrobić wszystko, aby Alex nie skoczyła. Nieważne jakie miała ku temu powody, nie zasługiwała na śmierć.

- Ktoś cię zranił? – Dopytywała się.

W normalnej sytuacji byłabym wściekła, że ktoś próbuje zagłębiać się w moje życie osobiste, ale nie teraz. Istniała szansa, że jak zacznę się jej zwierzać, to dziewczyna porzuci myśli o samobójstwie, albo przynajmniej odwlecze je w czasie.

Przesunęłam się kawałek do tyłu i stanęłam dokładnie przed Jacksonem. Wyjęłam telefon z kieszeni i dyskretnie podałam mu go. Może jak mi się uda zagadać Alex, to chłopak będzie miał wystarczająco dużo czasu na sprowadzenie pomocy i uratowanie jej życia?

- Mój chłopak… - Zaczęłam ocierając łzy. – On zdradził mnie z moją przyjaciółką.

Dziewczyna popatrzyła na mnie ze smutkiem malującym jej się na twarzy, a w jej oczach widać było współczucie. Moje problemy wydawały się być błahe w porównaniu do jej. Kendall żył i miał się dobrze. Thomas niestety nie.

- Mój chłopak zginął. – Wyrzuciła z siebie pospiesznie jakby te słowa były jakimś przekleństwem. – Przeze mnie.

- To nie była twoja wina. – Wtrącił się Jackson.

- To ja prowadziłam wtedy ten samochód. Gdybym wtedy nie wypiła tego piwa, teraz pewnie bym tu nie stała.

- Nie rób tego. – Powtórzyłam z naciskiem. – Zabijając się nie zwrócisz mu życia.

- Ale wtedy będę razem z nim. Tam. Na górze. – Kiwnęła głową w stronę nieba, a na jej twarzy na chwilę zagościł uśmiech. – Tam, gdzie wszystko jest lepsze.

- Twój brat cię tu potrzebuje. – Rzuciłam szybko próbując złapać się kolejnego tematu, aby odwlec nieuniknione.

- On sobie poradzi. Wierzę w niego. – Zaśmiała się cicho.

- Alex… - Szepnął Jackson ze łzami w oczach.

- Mogłabyś mi coś obiecać? – Zwróciła się do mnie. Kiwnęłam twierdząco głową nie wiedząc o co jej chodzi. – Twój chłopak na pewno cię bardzo mocno kocha. – Kontynuowała. – Nie skreślaj go, bo popełnił jeden błąd. Później może być już za późno.

- Ewa! – Usłyszałam znajomy głos krzyczący moje imię. Popatrzyłam w tym kierunku i krew odeszła mi z twarzy.

Kendall biegł w stronę mostu i wydawał się nie zauważać Alex stojącej na barierce gotowej w każdej chwili zrobić decydujący krok.

- Czy to jest on? – Upewniła się dziewczyna smutno. Moje milczenie wzięła za odpowiedź twierdzącą i popatrzyła mi prosto w oczy. – Daj sobie czas, ale nie podejmuj pochopnych decyzji. Kochasz go, a odpychając go od siebie zadasz wam obu jeszcze więcej bólu.

- Mam nie podejmować pochopnych decyzji? – Prychnęłam. – To ty tu chcesz się zabić.

- Dla mnie to jedyne rozwiązanie. Chcę już na zawsze być z Thomasem i tylko tak mogę go spotkać. –

Kendall zatrzymał się i niepewnie postawił jedną nogę na moście. Bał się, że jeśli podejdzie do mnie zbyt gwałtownie, to ucieknę. Odwróciłam od niego wzrok próbując poukładać sobie wszystko w głowie. Nie było czasu na robienie scen. Nasz związek musiał zejść na drugi plan. Teraz ważniejsza była Alex.

Jackson nie zauważył pojawienia się kolejnej osoby w pobliżu. Wpatrywał się otumaniony w swoją siostrę błagalnym spojrzeniem. Wiedzieliśmy wszyscy, że nie zdołamy nic zrobić. Dziewczyna podjęła już decyzję. Jakby znikąd pojawił się lekki podmuch wiatru, powodując, że jej ciemne blond włosy owiały jej twarz. Wyglądała tak bezbronnie. Zrobiła krok do przodu i zniknęła z pola widzenia.

- Nie! – Krzyknęłam wraz z oboma chłopakami.


Podbiegliśmy szybko do barierki, ale pozostawało nam tylko patrzeć, jak bezwładna w locie Alex przebija spokojną taflę wody. Po jakimś okresie czasu, który wydawał mi się trwać wieczność, na powierzchnię wynurzyło się jej ciało. Staliśmy jak sparaliżowani i niezdolni do najmniejszego ruchu. Nie mogliśmy nic zrobić. Na ratunek było za późno. Dziewczyna już nie żyła.




------------------

W końcu mogę go dodać! Zemsta na Olce, że nie dotrzymuje obietnic. Następnym razem to będzie tir albo walec. No, ale dzięki temu trochę dramaciku!
I pamiętaj, mam jeszcze dwie twoje śmierci w zanadrzu, a jedną w głowie! Więc uważaj :D
Powinni wymyślić zawód: "Zabijanie Oli".... xD
Dziękuję wszystkim za komentarze pod ostatnim rozdziałem i wyświetlenia. Jesteście najlepsi!


 

środa, 9 października 2013

Nie Zdrada - Rozdział 1

Siedziałam na kanapie i myślałam o nas. Kurczę, już trzy lata jesteśmy razem, a to kawał czasu.
Wtem trzasnęły drzwi i do pokoju wszedł Logan.

- Cześć, kochanie – rzuciłam z uśmiechem.

Spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem i krzyknął:

- Jak mogłaś?! Dlaczego?! We wszystko bym uwierzył, ale nie w to że mnie zdradzisz! Przedwczoraj mówiłaś „nie Logan, wybacz, ale jeszcze nie jestem gotowa, boję się” – przedrzeźniał mnie. –  A wczoraj już pieprzyłaś się z innym!

- Logan, co ty wygadujesz? – w oczach miałam łzy.

- Zamknij się! – krzyknął. – Ty myślisz, że jestem taki głupi? Że nie wiem, po co ze mną jesteś? Dla pieniędzy, dla sławy i nic innego. Złapałaś bogatego frajera, wielką gwiazdę i sobie żyjesz jak królowa. Zresztą i tak nie wiem co ja w tobie widziałem, krzywy ryj , gruba dupa, wiecznie marudzisz. JEDNA WIELKA POKRAKA. Boże! I że ja się w tobie zakochałem! - wykrzyczał  to wszystko jednym ciągiem, nie dając mi dojść do słowa.

- Jak możesz - powiedziałam i z płaczem wybiegłam z pokoju. Zamknęłam się w sypialni, po czym padłam na łóżko i zaczęłam ryczeć jak bóbr.

- Uciekaj i tak mi się jeszcze wytłumaczysz! - wrzasnął za mną.

Leżałam tak wypłakując sobie oczy i myślałam: jak on mógł? Co on w ogóle wygadywał? Jaka zdrada?
***

 

Godzinę później dalej  leżałam, otępiała z bólu, że mnie tak potraktował. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. W salonie słyszałam jakieś wrzaski, ale nie obchodziło mnie to. Nie miałam siły już na nic. Po  kilku dłużących mi się minutach, ktoś zapukał do drzwi sypialni.

- Maja, jesteś tam? – zapytał niepewnie Logan.

Nie odzywałam się , bo nie miałam najmniejszej ochoty go oglądać.

- Maju, śpisz?- kolejny głos, ale poznałam, że to Carlos. – Wyjdź na chwilę, musimy ci coś pokazać - powiedział.

- Chwila – głos miałam zachrypnięty od płaczu.
Zaczęłam przywracać się do porządku, po czym wyszłam do nich.

W salonie stali chłopcy, Kendall trzymał w ręce jakieś zdjęcie.

- Czego chcecie? – warknęłam, chlipiąc cicho.

Logan wściekłym wzrokiem spojrzał na Jamesa i powiedział:

- Wytłumacz jej – James westchnął ciężko, spojrzał na mnie i zaczął mówić.

- Jak wiesz, mieliśmy wczoraj wywiad w Hiltonie – rozpoczął. – W jednym z pokoi mieliśmy swoją garderobę. Idąc  do niej przez korytarz, w jednym z pokoi zobaczyłem uchylone drzwi i usłyszałem jakieś hałasy. Może bym nie zwrócił na to uwagi, gdybym nie usłyszał  twojego głosu. Podszedłem do drzwi , lekko je uchyliłem i zobaczyłem ciebie, jak pochylałaś się nad jakimś facetem. Oboje byliście nadzy i robiliście ,,wiadomo co". Tak myślałem, że to byłaś ty. Ten sam kolor włosów, ten sam tatuaż i figura ta sama, zrobiłem zdjęcie i uciekłem. Pokazałem je Loganowi, ale mówiłem mu, żeby jeszcze poczekał,  zanim coś ci powie. Jak je powiększymy i sprawdzimy czy to naprawdę ty. Ale on mnie nie posłuchał .

- A ty byś mnie posłuchał, jakbym ci powiedział, że widziałem, jak  twoja dziewczyna uprawiała seks z innym facetem i jeszcze bym ci pokazał zdjęcie na dowód?! - wydarł się wściekły Logan.

- Ej, spokój - krzyknął Carlos.

- Dzisiaj powiększyliśmy to zdjęcie na laptopie i widać twarz tej kobiety. Okazało się, że to nie ty. Zadzwoniłem do Logana i go zapytałem  czy już ci powiedział. Okazało się, że tak, więc przyjechaliśmy mu to pokazać i tobie wszystko wytłumaczyć - kontynuował Latynos.

Słuchałam tego wszystkiego, patrząc na nich. Czy oni mówią serio,  czy sobie znowu jaja robią? Często robili mi kawały, ale coś takiego ?

- Pokaż mi to zdjęcie – powiedziałam do Kendalla.

Podszedł do mnie dając mi je do ręki. Popatrzyłam na nie, uważnie je przestudiowałam i wściekła zaczęłam swój wywód.

- Po pierwsze, mam o wiele dłuższe włosy. Po drugie, nie jestem taka wychudzona jak ta laska. Po trzecie – przerwałam. Popatrzyłam na Logana. – Jakbyś nie zauważył,  tatuaż mam nad samymi żebrami pod piersią, powinieneś to dobrze wiedzieć bo widziałeś mnie przecież nagą. Zresztą  wy też widzieliście mnie w stroju kąpielowym i ten tatuaż zapewne też. Po czwarte, chyba zapomniałeś - znowu popatrzyłam znacząco na Logana. - Że w tym samym czasie jak był wywiad, byłam u twojej mamy i razem go oglądałyśmy, a potem pomagałam jej na ogródku. Chwilę przed tobą wróciłam do domu, a ty się na mnie wydarłeś.

- O Jezu, rzeczywiście. Jak mogłem o tym zapomnieć – złapał się za głowę Logan.

- A po piąte – kolejny raz na niego spojrzałam. Chciałam wzbudzić w nim poczucie winy.- Najpierw powinieneś był mnie zapytać, czy to prawda. Może wtedy bym ci wytłumaczyła, że byłam w zupełnie innym miejscu i wszystko wyjaśniła.

Nie zważałam już na to że Carlos, Kendall i James stoją koło nas i mnie słuchają, tylko wybuchłam płaczem i  mówiłam dalej patrząc na niego Logana.

- Ja myślałam, że jak ludzie są razem już kilka lat, to mają do siebie zaufanie. Ale ty widocznie do mnie nie masz. Jeszcze te słowa , jak mogłeś tak powiedzieć ? Ludzie jak są pod wpływem alkoholu albo narkotyków, to mówią takie rzeczy, ale ty nie byłeś. Widocznie naprawdę tak myślisz. Mam cię serdecznie dosyć  - wyłkałam i odwróciłam się z zamiarem pójścia do sypialni, ale zaraz Logan podszedł do mnie od tyłu, złapał za biodra i objął w pasie.

- Maju, przepraszam. Nie chciałem. Kocham cię – powiedział, wtulając się we mnie.

- Jakbyś mnie kochał, nie mówiłbyś mi takich rzeczy – warknęłam, wyrywając się z jego objęć. – Zostaw mnie – wyszlochałam.
Nie zrobił tego jednak.

- Puść mnie! – wykrzyczałam przez łzy.

Carlos doskoczył do nas. Oderwał go ode mnie powiedział:

- Logan, zostaw ją.

Chłopak puścił mnie, a ja pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i  rzuciłam się na łóżko, po raz drugi tego dnia

Po chwili znowu rozległo się pukanie do drzwi.

- Majusia,  przepraszam. Porozmawiajmy.

Leżąc, słyszałam jak Carlos podchodzi do Logana i mówi do niego:

- Stary, zostaw ją. Teraz  nie będzie chciała cię słuchać. Daj jej czas, musi sobie to wszystko przemyśleć .

- Boże, co ja najlepszego zrobiłem – odezwał się zrozpaczony Logan i obydwaj odeszli, zostawiając mnie samą.

Płakałam jeszcze bardzo długi czas, ale zmęczenie wzięło nade mną górę i po prostu zasnęłam.

-------------------------------------------------------------

Równe tysiąc słów Nie Zdrady od Ani.
Moim zdaniem, ten rozdział jest jeszcze lepszy niż prolog. I mam nadzieję, że wam się spodoba! A w imieniu Ani proszę o szczere oceny w komentarzach ;)
A od siebie... Dziękuję za wyświetlenia! ;*

 


 

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 93.

Gdy drzwi zamknęły się za Victorią z głośnym trzaskiem, w pokoju zapadła przejmująca cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć, ale też nikt nie miał odwagi się odezwać.

Max podbiegł oszołomiony do Nathalie i próbował jej pomóc się podnieść. Dziewczyna popatrzyła na niego wrogo i całkiem naturalne było to, że przez myśl przeleciało mi sformułowanie gdyby spojrzenia mogły zabijać. I pewnie nie tylko mnie, ale i innym osobom w salonie.

Nathalie w dalszym ciągu miała żal nie tylko do Maxa, ale i do mnie. Podobno mi wybaczyła, że jej chłopak mnie pocałował, ale nasze relacje już nigdy nie były takie same jak przed tym zdarzeniem. Sam Max miał mniej szczęścia. Nawet nie chciała z nim normalnie rozmawiać.

Wydawało mi się, że tamta sytuacja miała miejsce wieki temu, ale ona dalej ją pamiętała, jakby to było wczoraj.

Obróciłam się gwałtownie, gdy ręka Nialla niepewnie dotknęła mojego ramienia. Popatrzyłam w oczy chłopaka i jedyne co w nich dostrzegłam, to był wszechogarniający go ból i bezsilność. Nie zdawał sobie sprawy, że jeden pocałunek może zniszczyć jego związek, a może nawet i całe życie. Kochał Victorię, a teraz przez nią cierpiał i może nawet bardziej niż ona.

- Powinienem ją odszukać – odezwał się wypranym z emocji głosem. – Przeprosić… - pokręcił nerwowo głową.

- Widziałeś w jakim była stanie – mruknęłam bardziej do siebie niż do niego. – I tak by cię nie posłuchała, a ty powinieneś iść do domu i przestać się tym zadręczać.

- Kocham ją – wychrypiał Niall. W ciągu tego jednego wieczoru zdawał się postarzeć o dobre kilka lat. Nie wyglądał już na beztroskiego dwudziestolatka. Teraz bardziej przypominał pana z czterdziestką na karku i kredytami do spłacenia.

- Jeśli teraz za nią pobiegniesz to nic nie wskórasz. Wręcz Vicki będzie bardziej cierpieć.

- Tego nie wiesz – warknął. – Może ona chce żebym za nią poszedł? A jak tego nie zrobię to coś się stanie? Może wtedy na zawsze ją stracę?

- Niall – zaczęłam. Nie wiedziałam co mam zrobić w tej sytuacji. Może on rzeczywiście miał rację? I to ja się myliłam? – Jeśli Kendall pocałowałby moją przyjaciółkę, nie chciałabym żeby za mną szedł. Oczekiwałabym, żeby dał mi chwilę spokoju. Czas na przemyślenie tego wszystkiego.

- Wybaczyłabyś mu? – przerwał mi.

Westchnęłam i wbiłam wzrok w ciemnobrązowe panele ułożone na podłodze. Nie chciałam odpowiadać. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Nigdy nie chciałabym żeby taka sytuacja miała miejsce i wolałabym nie zastanawiać się nad tym co bym wtedy zrobiła. Jak zareagowała.

- Jeśli ona naprawdę cię kocha, to prędzej czy później to zrozumie i ci wybaczy – powiedziałam wymijająco. Zabrzmiało to zbyt sztucznie jak na mój gust, ale nie dbałam o to.

Przegapiłam moment w którym Nathalie poszła do pokoju na górze. Jakimś cudem udało jej się uwolnić od wszystkich skorych do pomocy przyjaciół i bez większych scen zostawiła ich bezsilnych przy schodach. Nawet Chrissy została odprawiona z kwitkiem i niecierpliwie przebierała nogami w miejscu.

Jedynie Max nie zwracał uwagi na nic. Nieobecny siedział przy ścianie i patrzył na wszystko niewidzącymi oczami. Nie zachowywał się jak Max, o którym wszyscy piszą w gazetach. Media tworzyły jego osobę jako podrywacza i łamacza kobiecych serc. Gdyby jakiś dziennikarz teraz przyszedł na tę imprezę, pewnie zmieniłby o nim zdanie, ale na sto procent nie opublikowałby tego, tylko zachował dla siebie. Tajemnica zawodowa. Jakby to w tej pracy kiedykolwiek w ogóle istniało.

Spróbowałam odszukać wzrokiem w salonie Kendalla, ale nigdzie go nie było. Ani przy schodach, ani na kanapie, ani też przy barze. Może jest w kuchni? Albo wyszedł do ogrodu?

- W sumie to nie możesz wiedzieć jakbyś na to zareagowała – kontynuował swój wywód Niall. – Dopiero co wróciłaś do Stanów, a za chwilę Kendall wyjeżdża w trasę.

Trasa. To słowo ocuciło mnie niczym wiadro zimnej wody w upalny dzień. Kompletnie zapomniałam, że Big Time Rush niedługo wyrusza w trasę po USA! Jak mogłam być taka rozkojarzona? Przez zamieszanie z rozwodem rodziców i ciążą Weroniki to kompletnie wyleciało mi z głowy.

Gdy jeszcze byłam w Polsce, ta odległa data była w mojej głowie, ale jedynie majaczyła na skraju spraw do pamiętania. W tamtym czasie mało mnie to obchodziło. Byłam na drugim końcu świata i nie miałam na nic wpływu. Dopiero teraz, gdy znowu jestem w Los Angeles, Kendall musi wyjechać na blisko półtora miesiąca. I jeszcze nie raczył mi o tym przypomnieć!

- Mam nadzieje, że na parkingach nie spotka żadnej innej dziewczyny – rzuciłam niewyraźnie, próbując udawać, że o wszystkim doskonale wiedziałam. Dobra mina do złej gry.

- Pocieszę cię, że w trasie nie będzie miał nawet czasu oglądać się za innymi.

- Wiesz co? – zaczęłam ostrożnie, odwracając jego uwagę od trasy i przekierowując rozmowę na inny tor. – Zrób co ci dyktuje serce. Nie słuchaj mnie, tylko siebie. Niepotrzebnie cię tu tak długo zatrzymałam. Przepraszam – powiedziałam i bez patrzenia za siebie odeszłam w kierunku schodów.

Zaczęłam wspinać się po stopniach, bijąc się z natrętnymi myślami. Dlaczego mu tak fatalnie doradziłam? Przecież w głębi serca gdybym była na miejscu Victorii, chciałabym żeby Niall za mną pobiegł. Czułabym wtedy, że mu na mnie zależy. Czy teraz posłucha siebie samego?

Kolejny błąd popełniony dzisiejszego wieczoru. Ile jeszcze ich zrobię? I czy wszystkie muszą zranić bliskie mi osoby?

Muszę do łazienki. Ochlapanie twarzy zimną wodą na pewno mi pomoże. Musi. To zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż picie whisky, by trochę ochłonąć i przywrócić się do porządku. Potem znajdę Kendalla i pojedziemy do domu. Nieważne, że to były urodziny naszego przyjaciela. Pewnie sam solenizant już dawno się zmył, gdy w dość mało subtelny sposób poinformowałam go, że zostanie ojcem.

Stanęłam twarzą do drzwi od łazienki. Sięgnęłam dłonią do klamki, żeby je otworzyć, ale zatrzymałam ją w połowie drogi. W pokoju obok ktoś w był. W pokoju, w którym nie tak dawno temu całowałam się z Kendallem.

- Powiedziałeś jej? – usłyszałam niedowierzający głos Nathalie.

- Nie mogłem – odpowiedział jej Kendall. – Próbowałem, ale wtedy wpadła Victoria i stchórzyłem.

Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, ale ciekawość była silniejsza niż strach przed poznaniem prawdy.

Na palcach, najciszej jak tylko mogłam, przysunęłam się do drzwi prowadzących do pokoju, w którym siedziała moja przyjaciółka wraz z moim chłopakiem.

- Przepraszałam cię za to miliony razy i przeproszę kolejny, choć nie czuję się winna.

- Dość – uciął. – Tamta noc to była pomyłka. Oboje tego żałujemy, ale nie możemy zmienić przeszłości.

- Dobrze wiesz, że ja nic nie żałuję – odcięła się.

- Rzuciłaś się na mnie! To nie miało prawa się wydarzyć! – syknął trochę głośniej niż początkowo zamierzał. – To nie ciebie kocham! Kocham Ewę!

Podeszłam jeszcze bliżej, by lepiej słyszeć. Drzwi o dziwo były uchylone. Odruchowo przyłożyłam do nich dłoń i zajrzałam przez szparę do środka. Moim oczom ukazała się Nathalie, siedząca na łóżku z wyrazem twarzy, jakiego jeszcze nigdy u niej nie widziałam. Tyle wrogości u jednej osoby.

- Gdybyś nic do mnie nie czuł, to byś mnie wtedy odepchnął. To, że tego nie zrobiłeś, świadczy o twojej słabości – wycedziła przez zęby. Odkaszlnęła zalegającą ślinę i splunęła nią na dywan.

- Każda komórka mojego ciała żałuje tamtego incydentu.

- Szkoda tylko, że nie myślałeś o wyrzutach sumienia tamtej nocy.

- Dalej masz Ewie za złe, że Max ją pocałował? – domyślił się Kendall, tym samym zmieniając temat. Ewidentnie było widać, że jest wściekły. Zagryzł nerwowo wargę, a dłonie zacisnął w pięści. Gdyby Nathalie była chłopakiem, pewnie dawno by już ją uderzył.

- Wiesz, może teraz ona zobaczy jak ja się czułam gdy to się stało. Gdy własny chłopak całuje twoją własną przyjaciółkę – powiedziała z taką ilością jadu w głosie, jakiej jeszcze nigdy u nikogo nie słyszałam.

Odskoczyłam gwałtownie do tyłu, przez przypadek popychając uchylone drzwi, które z głośnym skrzypnięciem otworzyły się na oścież.

Ujrzałam zszokowaną twarz Kendalla i obojętną twarz Nathalie gdy zobaczyli mnie w progu. Chłopak otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował w ostatniej chwili, widząc w jakim jestem stanie. Miałam gdzieś, że dowiedzą się, że podsłuchiwałam. Miałam wszystko gdzieś. Osoba, którą kochałam, okłamała mnie. Była tchórzem i nic więcej. A przyjaciółka? Tylko czekała na dogodny moment by się zemścić.

Mój chłopak zdradził mnie z moją przyjaciółką. Nathalie rzuciła się na niego. Chciała się na mnie zemścić. Za Maxa. Za coś, co zrobił jej były chłopak.  Za coś, z czym nie miałam nic wspólnego.

- Ewa – odezwał się Kendall łamiącym głosem. – To nie jest tak…

- To nie jest tak jak myślisz?! – Wrzasnęłam, cofając się głębiej w korytarz.

- Chciałem ci powiedzieć…

- Już nic nie musisz mówić – warknęłam. – Wiem wystarczająco dużo.

Obróciłam się na pięcie i zbiegłam po schodach jakby się paliło. Niall chyba zadał swoje pytanie w złą godzinę, a moja pierwsza odpowiedź była jak najbardziej właściwa. Nie chciałam, żeby Kendall teraz za mną biegł. Nie chciałam go w ogóle znać. Niech wyjedzie w tą swoją trasę koncertową choćby zaraz! I zabierze ze sobą Nathalie!

- Ewa! – zawołał za mną. Jednocześnie krzyczał moje imię i próbował dotrzymać mi kroku.


Już po chwili zgubiłam go w tłumie imprezowych gości. Wybiegłam z domu prosto w zimne, nocne powietrze. Jakby na przekór zawiał wiatr i zadrżałam z zimna. Nie miałam wpływu na to, co się dzieje z moim ciałem. Nogi się pode mną uginały, łzy bez opamiętania zaczęły strumieniami spływać po policzkach, z mojej piersi wydarł się głośny szloch. Rozpaczliwie próbowałam zaczerpnąć powietrza i otrząsnąć się z tego koszmaru. Z koszmaru zwanego życiem.


-------------------------------


W końcu napisany rozdział 93! Z dedykacją dla Wiktorii.. Nie bij xd.
Długo nie mogłam nic wymyślić, ale jest. Dziękować wakacjom i nocnym wenom. Pisanie z Olą też pomogło.
Dziękuję wszystkim za wyświetlenia (w chwili pisania szkicu 19,4 tysiące) i komentarze <3.


 

środa, 2 października 2013

Nie Zdrada - Prolog

Po telefonie od Oli, nie umiałam sobie znaleźć miejsca, chodziłam w tę i z powrotem. Ola opowiadała o Tobiaszu, o Mariuszku, że za rok już idzie do pierwszej klasy i o tym, że chce mieć jeszcze jedno dziecko. Mariuszek pytał kiedy ciocia przyjedzie, bo tęskni. Ludzie, jak ja za nimi tęskniłam, nie tylko za nimi, ale i za rodzicami, za siostrą, no i za Tereską. Dawno ich nie widziałam.

Logan widząc jak się denerwuję , podszedł do mnie i zapytał:

- Maja, co jest? Czemu jesteś taka smutna i zła?

- Nic.

- Ej, przecież widzę że coś cię gryzie? – Złapał mnie za dłoń.

- A daj mi ty święty spokój – mruknęłam, strącając jego rękę. Wyszłam z kuchni na taras koło basenu i usiadłam na leżaku . Logan przyszedł zaraz za mną. Ukląkł przede mną i oparł się o moje kolana.

- Maja – ponowił próbę, tym razem twardym tonem . – Nic ci nie zrobiłem, nie złość się na mnie. To Ola do ciebie dzwoniła? – Spytał już trochę łagodniej.

- Przepraszam – odparłam. – Tak, to była Ola, opowiadała co tam u nich słychać. Ludzie, dopiero teraz sobie uświadomiłam że już dwa lata się nie widziałyśmy. Tak strasznie tęsknie za nimi wszystkimi. Po policzkach spłynęły mi łzy, które Logan otarł dłonią .

- Ej no, słońce. Nie płacz – powiedział z troską w głosie i usiadł za mną okrakiem na leżaku, obrócił bokiem do siebie i przytulił.

- Wszystko będzie dobrze , za miesiąc kończymy nagrywać film i pojedziemy do Polski .

- Naprawdę? - Zapytałam, uśmiechając się do niego.

- Tak – odpowiedział, odwzajemniając uśmiech.

- I będziemy tam miesiąc albo nawet i dwa – dodał.

- Kocham cię – szepnęłam, patrząc w te jego piękne, brązowe oczy.

- Ja ciebie też kocham – zamruczał i pocałował mnie delikatnie. Spuściłam wzrok, rumieniąc się, a on zaśmiał się pod nosem.

- Ślicznie się rumienisz.

- A już myślałam, że nie zauważyłeś .

- Ciekawe, że po prawie trzech latach bycia razem, nadal się rumienisz gdy cię pocałuję.

- Ja? – spytałam, robiąc oczy niewiniątka. – Wydaje ci się coś. Jak mogłeś coś widzieć jak jest ciemno.

- Nie wypieraj mi się tu – powiedział, śmiejąc się. – Wcale nie jest ciemno, wszystko dobrze widać i to, że zrobiłaś się czerwona po same uszy też.

- E tam, zwidy miałeś i tyle.

- Majka, bo ci zaraz coś zrobię – zagroził z udawaną złością.

- Yhy, już się boję – rzuciłam ze śmiechem.

- Maja, nie pogrywaj ze mną – upomniał mnie i zaczął łaskotać.

- Logan! – udarłam się. – Przestań! Dobrze wiesz, że tego nie lubię! – próbowałam nadać głosowi trochę powagi, ale już po chwili zaczęłam krztusić się ze śmiechu.

- Masz pecha, mówiłem ci, żebyś nie zaczynała.

- Logan, proszę! – Śmiałam się jeszcze bardziej, po czym wyrwałam się z jego objęć i uciekłam do domu.

- I tak cię złapię – krzyczał, goniąc mnie.

- Aaaaaa! – biegałam po całym domu, drąc się w niebogłosy i uciekając przed nim. Przebiegłam przez salon i wpadłam do sypialni, a on za mną. Złapał mnie w pół i przytrzymał mocno.

- Mam cię – wysapał mi do ucha, zmęczony biegiem.

- Nie, Logan, zostaw. Nie rób mi nic.

- O nie, tym razem to ci nie ujdzie na sucho – powiedział, biorąc mnie na ręce. Poszedł ze mną do sypialni i rzucił na łóżko. Chciałam wstać i dalej uciekać, ale mi nie pozwolił. Usiadł na mnie, złapał za nadgarstki i pochylając się, przygwoździł do łóżka.

- I co ty teraz biedna zrobisz, co? – powiedział, patrząc na mnie jak się boję.

- Logan no, zostaw mnie. Wiesz, że nie lubię łaskotek. Nie ma w tym nic fajnego.

- Nie, nie zostawię. Zemszczę się okrutnie – powiedział teatralnym tonem i zaśmiał się.

Zaczął mnie znowu łaskotać. Darłam się i śmiałam w niebogłosy, wyrywając mu się. Po chwili ze śmiechu już nie mogłam; po policzkach zaczęły lecieć mi łzy i rozbolał mnie brzuch.

- Proszę, Logan. Widzisz, że już nie wytrzymuję.

- No dobra, ale obiecaj, że już nigdy nie będziesz się ze mną droczyć.

- No dobra.

- Nie ,,no dobra" tylko masz mi to obiecać – zażądał.

- Nie wiem, zastanowię się. No dobra – mruknęłam niewyraźnie, patrząc na niego i śmiejąc się,

- Że co? – znowu zaczął mnie łaskotać.

- No już obiecuję, tylko przestań – wykrztusiłam w końcu.

- Co powiedziałaś?

- Obiecuję! – wykrzyczałam.

- Masz szczęście, że już nie mam siły cię utrzymać. Wierzgasz jak koń.

- Co? Jak koń. Ymm, ładne porównanie – obruszyłam się, udając obrażoną. – Myślałam, że jestem trochę ładniejsza od konia, a tu się okazuje, że nie.

- Żaba, żartowałem.

- O, najpierw koń, a teraz żaba. Ciekawe co jeszcze dzisiaj się o sobie dowiem.

- O ludzie, kobieto. Pożartować nie można.

- Porównywanie mnie do zwierzęcia. Fajny żart, nie ma co – warknęłam, znowu udając obrażoną , a Logan chyba się nabrał.

- Boże, co ja z tobą mam – westchnął, schodząc ze mnie.

- Logan, no co ty – pociągnęłam go z powrotem na siebie. – Nabrałeś się, przecież udaję. Jeszcze nie nauczyłeś się rozpoznawać tego, kiedy naprawdę jestem obrażona, a kiedy nie?

- Widocznie jeszcze nie i nie rób tak więcej, bo to nie jest fajne.

- Oj tam, oj tam – powiedziałam,  podnosząc się,  ale mi nie pozwolił, tylko lekko pchnął na łóżko i pochylając się bardzo blisko nad moją twarzą, powiedział, ściszając głos:

- A wracając do tego konia – spojrzał mi w oczy i kontynuował dalej. – Jesteś od niego o wiele ładniejsza, nawet więcej niż wiele, dużo ładniejsza .

Pochyliwszy się jeszcze bardziej, zaczął mnie całować. Najpierw lekko, jak motyl. przyprawiając mnie tym o dreszcze, a później już coraz to mocniej i namiętniej. Nadal mnie całując, splótł swoje palce z moimi i uniósł nad moją głową, po czym zsuwał usta coraz niżej, całując brodę, szyję i dekolt. Poczułam jak głaszcze mnie po rękach, zjeżdżając w dół. Jego lewa dłoń spoczęła na mojej piersi i zaczął ją delikatnie masować. Nagle poczułam jak wkłada rękę pod koszulę nocną i głaszcząc mnie, sunął nią ku górze. Było mi tak dobrze, ale wiedziałam, że jeszcze nie teraz, nie mogę się z nim kochać.

- Logan – próbowałam szeptem zwrócić jego uwagę. Nie przerwał, pieścił mnie dalej. – Logan – powtórzyłam trochę głośniej. Oderwał się od mojej szyi i popatrzył na mnie.

- Co się stało, kochanie? – zapytał głosem tak miękkim, że żałowałam, że nie możemy kontynuować.

- Logan, przepraszam. Nie mogę, jeszcze nie teraz – wyjaśniłam prawie płacząc.

Zszedł ze mnie i położył się obok. Przytulił i powiedział:

- Jasne, rozumiem. Nie masz mnie za co przepraszać .

- Mówiłam ci już dzisiaj, że cię bardzo kocham? – spytałam, patrząc mu w oczy.

- Tak, mówiłaś. Ja też mówiłem, ale  powtórzę  po raz drugi. Też cię bardzo kocham –powiedział i po raz kolejny tego dnia pocałował mnie z taką miłością i czułością, że aż zarżałam i znowu spiekłam buraka.

- Oj, widzę, że bardzo na ciebie działam. Znowu jesteś cała czerwona i drżysz – powiedział ze śmiechem.

- A cicho siedź – uśmiechnęłam się i wtuliłam się w jego tors, po czym oboje zasnęliśmy.

--------------------------------------------

Opowiadanie autorstwa Ani Morciniec. Mam nadzieję, że mam się spodoba i w jej imieniu proszę o waszą szczerą ocenę ;)
Nastąpiłam mała zmiana planów. Nie Zdrada miała pojawić się dopiero w drugiej połowie października, no ale tak jakoś nie miałam czasu przepisać dalszych części historii o Titanicu, więc oto i jest dzisiaj. Zachęcam do czytania, bo w kolejnym rozdziale Nie Zdrady zrobi się ciekawie :D
To tyle ode mnie. Dziękuję za wszystkie komentarze!
I jeśli zna ktoś fajne cytaty, to ja jestem chętna je poznać! ;*

 

wtorek, 1 października 2013

"Rzuć talerz na podłogę.
I co? Stłukł się.
Tak samo jest z ludzkim sercem.
Nie poskleja się."


~ @SrokaKasia