wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 81.

*oczami Wery, koniec września*

Logan przyciągnął mnie do siebie i usadowił sobie na kolanach. Wtuliłam się w jego tors, a głowę oparłam mu na ramieniu. Chłopak pocałował mnie czule w czoło, a potem w czubek nosa, wywołując tym samym głośne westchnienie u Kendalla siedzącego na fotelu po drugiej stronie pokoju.

- Nie musisz z nami siedzieć. – Powiedział do niego Logan i znowu zaczął mnie całować, ale tym razem po szyi. – Oszczędzimy sobie cierpienia.

- Nie moja wina, że Ewa jest na drugim końcu świata i jestem na was skazany. – Odburknął i wbił wzrok we włączony telewizor. Leciała właśnie teraz jakaś komedia, którą tylko od oglądał i na której powinien płakać ze śmiechu, ale odkąd pokłócił się z moją siostrą, wyglądał jak zombie.

- Dlaczego do cholery do niej nie zadzwonisz? – Warknęłam, rzucając mu wściekłe spojrzenie. Jego ponury nastrój denerwował wszystkich w jego otoczeniu i nie tylko ja miałam go powyżej uszu.

- Powiedziała mi jasno, że mam do niej nie dzwonić.

- Zachowujecie się jak małe dzieci. Oboje się kochacie, ale unosicie się dumą i honorem co tylko sprawia, że cierpicie. – Oznajmiłam odkrywczo i musnęłam prowokacyjnie Logana w usta, żeby  jeszcze bardziej wkurzyć Kendalla. Sam był sobie winien, że Ewa nie chciała z nim rozmawiać.

- Wszystko przez mój niewyparzony język. – Mruknął do siebie w nadziei, że go nie usłyszę, ale się przeliczył.

- W ogóle o co wy się pokłóciliście?

- Powiedziałem coś, co w moim mniemaniu miało zabrzmieć dobrze, ale było wręcz odwrotnie i wyszło na to, że myślałem, że Ewa jest ze mną tylko dla sławy i pieniędzy.

- Jesteś idiotą. Coś ty jej powiedział? – Dopytywałam się dalej chociaż widziałam, że nie chce o tym mówić.

- Pamiętasz ten naszyjnik który jej dałem? Ten w kształcie serca? – Przytaknęłam ciekawa dlaczego powodem ich sprzeczki był dowód miłości, z którego moja siostra cieszyła się jak jakaś nienormalna. – Zapytałem ją dlaczego dalej go nosi. No i to zabrzmiało tak trochę inaczej i nie dziwię się jej, że nie chce ze mną teraz gadać.

- Zawalcz o nią! – Zachęciłam go głośniej niż początkowo zamierzałam. To była moja siostra i równocześnie moja najlepsza przyjaciółka. Musiałam zrobić wszystko, by znów była szczęśliwa. A było to możliwe tylko wtedy, gdy była z Kendallem.

- Niby jak? Telefonów nie odbiera, sama kazała mi wracać do Los Angeles, a teraz jeszcze nawet ty mi nie mówisz co się z nią dzieję.

Miał rację. Cały czas byłam w kontakcie z Ewą. Przygryzłam tylko wargę i wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Loganem. Chłopak pokiwał przecząco głową, ale nie obchodziło mnie w tej chwili jego zdanie. Wiedziałam coś, co mogło sprawić, że najlepszy przyjaciel mojego chłopaka i moja siostra znów będą szczęśliwi. I miałam wyrzuty sumienia przez to, że nie robię nic, by się pogodzili.

- Muszę ci coś powiedzieć. – Zaczęłam niepewnie. Zeszłam z kolan Logana i usiadłam obok niego na kanapie. Chłopak objął mnie z głębokim westchnieniem. Mimo że miał inne zdanie co do dzielenia się z Kendallem tą informacją, to i tak wiedział, że mnie nie powstrzyma.

- Jeśli chcesz mi oznajmić, że jesteś w ciąży i znowu bierzecie z Loganem ślub, to przejrzałem was.

- Że co? – zaśmiałam się rozbawiona jego domysłami, które były błędne i absurdalne jednocześnie.

- Przecież widzę, że znowu między wami jest dobrze więc myślałem, że niedługo znowu wrócicie do etapu narzeczeństwa.

- To chyba nie jest odpowiednia chwila. – Warknęłam. Może i wybaczyłam Loganowi jego zdradę z Mirandą, to i tak w głębi serca bałam mu się ponownie zaufać. Oczywiście, że to tylko dzięki niemu Michael nic mi nie zrobił, ale mimo to nie umiałam wymazać z pamięci widoku, gdy obściskiwał się z zupełnie obcą mi dziewczyną.

- Przepraszam. – Zmieszał się Kendall. Widać było po nim, że nieświadomie zaczął ten temat. – Ostatnio gadam same głupstwa.

- Dobra, chcesz wiedzieć co chcę ci powiedzieć? – Przypomniałam mu wyrzucając wszelkie złe myśli z głowy. Chciałam zapomnieć o tamtych dwóch, najgorszych nocach w całym moim życiu, a przywoływanie wspomnień na nowo nie pomoże mi w tym.

- Dotyczy to ciebie i Logana, prawda? Nie ślub, nie ciąża to co?

- Nie nas, idioto. Chodzi mi o Ewę.

- Stało się coś? – Ożywił się gwałtownie i z przejęciem czekał, aż będę kontynuować swoją wypowiedź.

- Musisz mi obiecać, że nigdy już jej nie zranisz. Masz się jej oświadczyć, wziąć z nią ślub, a potem Ewa ma urodzić malutką Kansas, której ja będę chrzestną.

Kendall zaśmiał się słysząc listę moich wymagań. Na tę chwilę wydawała mu się być absurdalna, ale niedługo zmieni zdanie i spełni wszystkie punkty, które mu wyznaczyłam.

- Pochlebiasz sobie. Niby jak mam się jej oświadczyć? Przez telefon? A nawet nie. Przecież nie chce ze mną rozmawiać. – Prychnął gwałtownie zmieniając wyraz twarzy.

- A jeśli powiem ci, że wiem, iż Ewa w tej chwili jest znacznie bliżej niż myślisz? – Wtrącił Logan, co spowodowało, że popatrzyliśmy się na niego zdumieni, że zabrał głos.

- Bliżej niż myślę? Czyli, że co? Płyty tektoniczne spowodowały, że Europa leży bliżej Ameryki niż w czerwcu? – Żachnął się.

- Mam na myśli to, że Ewa w tej chwili jest w samolocie do Los Angeles, idioto! – Krzyknęłam rzucając w niego poduszką.

Chłopak złapał ją bezproblemowo, a na jego twarzy widać było zdziwienie i radość równocześnie. Poczułam ulgę z tego powodu, że w końcu mu to powiedziałam. Może i Ewa będzie chciała mnie zabić, ale później zmieni zdanie i jeszcze będzie mi za to dziękować.

- Biegnij na lotnisko. Ma niedługo wylądować. – Wtrącił Logan z udawaną obojętnością i wtulił twarz z moje włosy.

Nie trzeba było mu tego dwa razy powtarzać. Kendall poniósł się błyskawicznie z fotela porywając wiszącą na wieszaku kurtkę i bez słowa wybiegł z domu. Drzwi zamknęły się za nim z głośnym trzaskiem, który sprawił, że podskoczyłam w miejscu.

Logan przysunął się do mnie bliżej i położył mi dłonie na talii. Bezproblemowo odszukał moje usta i zaczął mnie namiętnie całować. Wplotłam chłopakowi palce we włosy i przywarłam do niego każdym fragmentem mojego ciała. Pociągnęłam go na kanapę tak, że wylądowałam pod nim. Już po chwili rzęziłam, bo odgłosy, które wydawałam nie można było nazwać oddychaniem. Serce biło mi jak szalone i miałam wrażenie, że zaraz wyrwie mi się z klatki piersiowej. Przygniatał mnie całym swoim ciałem, ale nigdy nie powiedziałabym mu, żeby się przesunął. Do chwili, aż poczułam jego dłoń pod swoją bluzką.

Odwróciłam głowę w drugą stronę tak, że kolejne pocałunki Logana trafiły w moje włosy. Delikatnie, aczkolwiek stanowczo, odepchnęłam go od siebie i przesiadłam się na fotel, na którym nie tak dawno temu siedział Kendall.

Logan podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na mnie z bólem w oczach. Na jego twarzy malowało się zdziwienie i zdezorientowanie. Nie wiedział dlaczego zareagowałam tak, a nie inaczej na jego dotyk.

Zignorowałam jego reakcję i sięgnęłam po leżący na stoliku laptop. Weszłam na Facebooka i zaczęłam bez większego zainteresowania przeglądać swoją tablicę. Od niechcenia przewijałam kursorem po ekranie, aż moim oczom ukazało się zdjęcie, które przykuło moją uwagę.

- Wera. – Zaczął Logan spokojnym głosem. – Zrobiłem coś nie tak?

Uciszyłam go ruchem ręki i skinęłam na niego, aby podszedł do mnie i zobaczył zdjęcie, które sprawiło, że krew odpłynęła mi z twarzy.

Chłopak posłusznie spełnił moje polecenie i stanął za mną. Spojrzał w ekran komputera, a jego reakcja była dokładnie taka sama jak moja. Trudno byłoby o inną, gdyby zobaczyło się swoją przyjaciółkę całującą chłopaka twojej drugiej przyjaciółki. Zdjęcie przedstawiało Nathalie całującą Nialla Horana. Pod nim było następne. Tym razem przedstawiało chłopaka z zakrwawioną twarzą, a w oddali uciekającą Nathalie, która musiała mieć coś wspólnego z tym pobiciem. Jakiś uczynny paparazzi zrobił im zdjęcie i wrzucił do sieci.


Coś przewróciło mi się w żołądku i znowu chciało mi się wymiotować. Poderwałam się błyskawicznie z fotela i pobiegłam do łazienki by zwrócić resztki jedzenia. Już kolejny raz w przeciągu ostatnich kilku tygodni.

-------------------------------

Z dedykiem dla Wery.. Wiki, Nata, nie bijcie xD.
Możecie się cieszyć, albo i nie, ale na weekend majowy jadę prawdopodobnie dopiero w czwartek. Pomęczycie sięze mną trochę. :D





sobota, 27 kwietnia 2013

Ewa's Life - Part Two - First Meet.

Chciałam jak najszybciej dostać się do mojego mieszkania. Starałam się nie myśleć o Kendallu. Nadaremnie. Już po chwili ogarnęły mnie wspomnienia naszego pierwszego spotkania. To były moje pierwsze dni w LA. Nie znałam nikogo prócz Natalii. Ponieważ odczuwałam nachalną potrzebę skorzystania z toalety, postawiłyśmy wejść do pobliskiej restauracji.
Czystość tego miejsca można porównać to czystości przeciętnego menela spod Biedronki - gdzie zakupy są tanie, a kasjerki szybkie – , a zapach zwalał z nóg lepiej niż chloroform.
- Idź do tego sracza, a ja coś zamówię – powiedziała Natalia, w ogóle nie przejmując się stanem tej instytucji.
- Serio chcesz tu coś jeść? - spytałam się jej z niedowierzaniem.
- Jakiś problem, księżniczko? -  zajęła najczystszy stolik i wzięła menu do rąk.
Widząc, że nie pali się do dalszej rozmowy ze mną, ruszyłam w stronę toalet. Zdążyłam zauważyć, że ściany tak naprawdę mają kolor biały, a nie szary, jak początkowo myślałam. To było niesamowite odkrycie. Drzwi – jak wszystko inne – były brudne, z prawdopodobnie krwią na klamce. Przeszły mnie ciarki. Wyciągnęłam czystą chusteczkę z kieszeni moich różowych spodni, która miała mi służyć jako ochrona przed zarazkami, i otworzyłam drzwi. Jedna kabina, super pomyślałam. Bez większego wahania szybkim ruchem otworzyłam drzwiczki od kabiny... Ujrzałam półnagiego Kendalla Schmidta na desce klozetowej. Zapowietrzyłam się i zemdlałam tuż przed nim.
***
Kiedy wreszcie się obudziłam, ujrzałam Natalię popijającą czarną kawę.
- Nie chciałaś tu jeść, ale spać na podłodze poszłaś!
- Co? O czy ty mówisz? I czemu mnie tak głowa boli?– dotknęłam małego guza, którego przedtem nie miałam.
Wybuchła niepohamowanym śmiechem, plując mi na twarz kawą. Próbowałam sobie przypomnieć, co mogło u niej wywołać takie zachowanie.
- Śniło mi się, że po raz pierwszy – zaczęłam niepewnie nie wiedząc czy mam kontynuować czy się zamknąć -  spotkałam Kendalla, tyle, że był półnagi – w tej właśnie chwili dołączył do nas  mój idol niosąc szklankę wody.
- Czasami sny się spełniają -  powiedział z uśmieszkiem na twarzy. - Napij się, dość mocno się uderzyłaś – dodał, podając mi szklankę wody.
Nagle moje serce zaczęło bić szybciej i zapomniałam jak się oddycha. Nic z tych czynności nie było tak ważne, jak patrzenie się w jego zielone jak ogórki oczy.
- Hej! Oddychaj! - krzyknęła Natalia.
Nie zwróciliśmy nawet na to uwagi, ponieważ byliśmy zajęci sobą.

----------------------------------

Piszę co innego, mówię co innego, a robię co innego. No ale cóż... Ujmę to inaczej. Moich imaginów i kolejnych rozdziałów opowiadania można będzie się spodziewać po 5 maja. Tym czasem imaginy Natalii możliwe, że będą zamieszczane. Więc teraz kolejne z serii "Pisane przez Natalię". Zaczynam się jej powoli bać... Taaak.. Ten wiersz/fraszka/poemat, what else.. Też jest jej autorstwa, żeby nie było xD. Zastanawia mnie tylko dlaczego ona tak lubi upokarzać Kendalla zawsze...
Tym razem wszystko jest tak, jak ma być! Ciocia Ewa nic od siebie nie dodała. No, ale te ogórki.... xD
"Samam nie słamuje i w przeciwieństwie do Ewy, nie mam robaków w pokoju!" ~ by Natalia.

Weź się Ewo
Ty stara mewo
Uważaj na drzewo
Idź w lewo!

Kendall otuli Cię zmysłowo
Poczujesz się znów żywiołowo
Spotkacie się czołowo
Aż będzie jałowo

Robicie to przemysłowo
To tak nieprawidłowo
Ale jak pomysłowo

Opisujesz to szczegółowo
Jesteś chora umysłowo
Nie rób tego zespołowo

 

Przewidywana reakcja (moja reakcja) ->

piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 80.

Oparłam dłonie o barierkę na kładce Biernatce. Wbiłam wzrok w kłódki wiszące na siatce z imionami zakochanych. W tym miejscu miłość aż unosiła się w powietrzu i można było napawać się jej zapachem. Z każdym dniem coraz więcej kłódek przywieszano do konstrukcji i tak samo dużo kluczy do nich lądowało na dnie Wisły, co doprowadzało radnych do szału. Podobno ciężar metalowych symboli wiecznej miłości zagrażał mostu, a klucze zanieczyszczały rzekę.

Kamil i Karolina. Natalia i Jacek. Monika i Karol. Romek i Kasia. Bartek i Gabi. Paweł i Marianka. Maciek i Pati. Tyle par przyrzekło sobie wierność do końca życia właśnie w tym miejscu. I według wszystkich znaków, Kendall chciał abyśmy zrobili to samo.

Chłopak objął mnie w talii od tyłu i pocałował mnie delikatnie w szyję. Zamknęłam oczy chcąc, by ta chwila trwała wiecznie. Żebyśmy już tak na zawsze tutaj stali w promieniach słońca nie przejmując się troskami życia codziennego. Moim jedynym marzeniem w tej chwili było tylko to, żebym nie musiała myśleć o niczym. Po prostu spędzić uroczo dzień ze swoim chłopakiem. Wiedziałam jednak, że Wera mnie potrzebowała. Musiałam dowiedzieć się o co dokładnie chodzi z tym gwałtem i czy nikt sobie ze mnie nie żartuje. Pokręciłam głową próbując wyrzucić z niej nieprzyjemne myśli. Jakby to coś miało pomóc.

- Michael nie byłby do tego zdolny. – Wypaliłam przerywając ciszę, która panowała między nami. Nie wierzyłam by coś takiego mógł zrobić, ale pamiętałam jego telefon do mnie. Był wtedy taki wrogi.

- Nie wiem co mu się stało. Wyglądał jakby się naćpał. – Odpowiedział chłopak ze smutkiem w głosie. – Też w to nie mógłbym uwierzyć, gdyby nie to, że widziałem to na własne oczy.

- Dosypał Werze coś do drinka, tak? – Upewniłam się.

- Dokładnie GHB. Bardziej jednak popularne pod nazwą pigułka gwałtu.

- Nie wierzę. Ale on jej nic nie zrobił, prawda?

- Na szczęście nie. Logan w porę zareagował. Raczej bardziej Michael ucierpiał. Oberwał dość solidnie w nos. Nawet nie wiem czy nie ma go złamanego.

- Wiesz, jakoś mi go nie żal. Należało się mu.

- Jak już wrócimy do Stanów to proszę, nie zaczynaj tego tematu przy Weronice. Ona niezbyt chce o tym rozmawiać i nie powinniśmy się jej dziwić. To było dla niej ciężkie przeżycie. – Ostrzegł mnie z powagą i stanowczością, których od dawna nie słyszałam w jego głosie.

Podniosłam wzrok na błękitne niebo rozpościerające się nad nami. Koło nas przeleciał jakiś czarny ptak. Na jego widok mimowolnie zadrżałam, ale nie z zimna. Przypomniałam sobie tylko pewną scenę w Posłańcach. Mimo że to nie był najstraszniejszy film jaki widziałam, to i tak gdy ogląda się go w ciemności to nie trudno się wystraszyć.

- Piękny widok. – Szepnęłam do siebie zmieniając temat na przyjemniejszy i westchnęłam głęboko.

- Widziałem piękniejsze widoki. Bez obrazy oczywiście dla Krakowa, ale pewna dziewczyna stojąca przede mną przyćmi każde dzieło sztuki. – Odpowiedział muskając ustami moje ucho.

Obróciłam się do niego przodem i objęłam go za szyję zmuszając go tym samym aby spojrzał mi w oczy.

- Chodźmy już do domu. – Powiedziałam cicho, żeby żaden przypadkowy przechodzień nie mógł mnie usłyszeć.

- Nie zrobiliśmy jeszcze tego, po co cię tu przyciągnąłem. – Odparł ziewając szeroko co sprawiło, że miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Przygryzłam jednak jedynie wargę, ale nie do końca udało mi się zachować kamienny wyraz twarzy i moje usta wygięły się w uśmiechu.

- Jesteś zmęczony i powinieneś się porządnie wyspać. – Skarciłam go i żartobliwie pogroziłam mu palcem.

- Dobrze mamusiu. Ale najpierw chciałbym zawiesić tutaj naszą kłódkę.

- Wiem to. Pytanie tylko czy masz kłódkę.

- Skąd wiesz? – zmarszczył brwi, ale posłusznie wyciągnął z kieszeni od spodni kłódkę i pomachał mi nią przed nosem.

- Zwracam honor. – Parsknęłam nie mogąc dłużej powstrzymać śmiechu. – A masz jakiś marker? Wodoodporny?

- Kurczę. – Mruknął i spuścił głowę. – Markera nie mam.

Zaśmiałam się jakbym coś brała, ale tak nie było. Sama obecność Kendalla działała na mnie upajająco. Wyciągnęłam za to z kieszeni kurtki marker i podałam mu go.

- Wiesz, bycie dziewczyną Kendalla Schmidta uczy kilku rzeczy. – Wyjaśniłam wyprzedzając jego pytanie, które dało się wyczytać z jego twarzy.

- Mam rozumieć, że moje fanki proszą cię o autograf?

- Zdarzyło się raz czy dwa.. – Przestąpiłam niecierpliwie z nogi na nogę.

Chłopak odetkał zatyczkę od markera i napisał na kłódce nasze imiona. Poleciłam mu, aby narysował jeszcze kilka serc i o dziwo zrobił to bez większych problemów.

Zawiesił kłódkę na siatce koło innych już czasem przerdzewiałych i wyblakłych kłódek, na których imiona już nie były tak dobrze widoczne jak kiedyś przez liczne ulewy nawiedzające Kraków. Kendall podał mi kluczyk i spojrzeniem przekazał mi, żebym to ja wrzuciła go do rzeki.

Wyciągnęłam przed siebie rękę i wypuściłam go z dłoni. Kawałek metalu, któremu już nigdy nie będzie dane ujrzeć światła dziennego wpadł do wody nie zmącając jej powierzchni.

Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo chłopak zbliżył swoją twarz do mojej i przywarł do mych ust nie pozwalając mi na zaczerpnięcie ani grama powietrza. Wszelkie myśli wyleciały mi z głowy i po chwili nie pamiętałam nawet jak się nazywam.

Odwzajemniłam pocałunek z podobną gorliwością, narażając nas tym samym na znaczące chrząknięcia ze strony przypadkowych gapiów. Odsunęliśmy się od siebie z niechęcią, ale dalej nasze ciała były bliżej siebie niż było to przyzwoite w miejscu publicznym.

- Jakoś nikt jeszcze cię nie rozpoznał. – Zauważyłam. – Nie poprosił o autograf ani o nic.

- Może za dobrze wtapiam się w tłum? – Uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w zagłębienie pod moim gardłem na którym w dalszym ciągu spoczywał naszyjnik w kształcie serca, który od niego dostałam. – Myślałem, że zdejmiesz go po paru dniach. Ba, po paru godzinach! – Prychnął.

- Coś jest nie tak? – Zdumiałam się robiąc krok do tyłu. – Mam go nie nosić?

- Jeśli chcesz to go noś, tylko, że dopiero teraz zrozumiałem jak ważne są dla ciebie takie drobiazgi.

- Coś w tym złego?

- Nie o to mi chodziło. – Przygryzł nerwowo wargę zmieszany swoją gapowatością. - Uraziłem cię tym?

- Nie. – Skłamałam bez zająknięcia i odwróciłam od niego wzrok. Chłopak jednak nie dał się na to nabrać. Za dobrze mnie znał.

- Po prostu myślałem, że przyjęłaś ten naszyjnik tylko dlatego, żeby nie było mi przykro. No i żeby szpanować, że masz coś od Kendalla Schmidta. – Zaśmiał się sarkastycznie, a ja poczułam się jakby wbijał mi nóż w serce.

- Myślałeś, że noszę ten naszyjnik, żeby się nim chwalić? – Oczy zaczęły mnie szczypać i wiedziałam, że zaraz się rozpłaczę. – Że tak naprawdę cię nie kocham?

- Nie to miałem na myśli. – Zaprzeczył pospiesznie widząc, że mnie uraził.

Położył mi ręce na ramionach, ale ja odepchnęłam go od siebie i zrobiłam jeszcze jeden krok do tyłu, tym samym zwiększając dzielącą nas odległość. Chciał to wszystko odwrócić, ale było za późno. Nie mógł cofnąć tego co powiedział. Poczułam jak pojedyncza łza spływa mi po policzku. Otarłam ją wierzchem dłoni bo nie miałam zamiaru płakać przy Kendallu.

- To niby co miałeś na myśli? – Warknęłam.

- Po prostu Kayslee mnie wykorzystywała i była ze mną tylko dla sławy.

- Tylko, że ja nie jestem Kayslee.

- Wiem to. Jesteś zupełnie inna.

- Teraz to już na to trochę za późno. Przecież noszę ten naszyjnik tylko dla szpanu. Nie pomyślałeś, że może dla tego, że naprawdę cię kocham. – Odpięłam wisiorek drżącymi dłońmi i wyciągnęłam go przed siebie.

- Nie rób tego. – Szepnął, ale nie pozwoliłam mu kontynuować.

- Niby co chcesz mieć ze mną wspólnego? Przecież cię nie kocham. – Prychnęłam z pogardą i wypuściłam naszyjnik z dłoni. Uderzył w ziemię bez najmniejszego odgłosu. Tak jak chwilę temu kluczyk do kłódki w taflę wody.

Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść szybkim krokiem w kierunku ulicy. Łzy zaczęły zalewać mi całą twarz. Na początku wycierałam je żeby nie było widać, że płakałam, ale w miarę oddalania się od kładki przestałam to robić. Nie obchodziło mnie to, kto w tej chwili mnie zobaczy i co sobie o mnie pomyśli.

- Ewa! – Krzyknął Kendall z daleka, ale ja nie zareagowałam.

Mógł sobie wołać ile chce, ale nie zamierzałam się zatrzymać. Szłam przed siebie nie zważając na otaczający mnie świat.

------------------------------------

A teraz czas na OGŁOSZENIA PARAFIALNE.
Jak każdy pewnie wie, niedługo jest weekend majowy. Jak każdy szanujący się obywatel, wyjeżdżam gdzieś na ten czas. Więc informuję, że od jutra, tj. 27 kwietnia do 5 maja na blogu nie pojawi się żadna nowa notka.
Pewnie 90% osób, które to przeczytały, teraz skacze z radości na tę wiadomość.. Ponad tydzień odpoczynku ode mnie.. Marzenie xD. Ale do zobaczenia w maju! <3.







 

czwartek, 25 kwietnia 2013

Dark Surprise.

Siedziałam zupełnie sama w pustym domu oglądając przeróbki piosenek One Direction, które miałam ściągnięte na dysk. Aż płakałam ze śmiechu na niektórych wersjach. Wszystko wydawać się mogło idealne, ale w głębi serca mimo kolejnych ataków śmiechu, tęskniłam za jedną i tą samą osobą. James w tej chwili grał koncert w Nowym Jorku, a tłumy fanek wykrzykiwały jego imię pod sceną.
Weszłam na stronę, na której miała być transmisja online z tego wydarzenia. Internet jak zwykle zdecydowanie za długo ładował stronę. Niestety, jako że szybkość łącza nie przekraczała kilku megabajtów na sekundę toteż oglądnięcie jakichkolwiek filmów przez sieć nie wchodziło w grę.  Moi staroświeccy rodzice wierzyli, że doba komputerów nie wnosi nic nowego do życia nastolatków i nie zamierzali zwiększyć szybkości Internetu. Tłumaczyli, że robią to wszystko dla mojego dobra, ale nie wierzyłam im w to. Moja siostra, Paulina, odgrywała rolę tej lepszej i zdolniejszej, mimo że była ode mnie młodsza o prawie trzy lata. To nią wszyscy zawsze bardziej się interesowali i to ona dostawała wszystko to, czego chciała, a ja pozostawałam niezauważona. Nie zdziwiło mnie więc to, że to ją wysłali na obóz swoich marzeń, a ja musiałam siedzieć tutaj w wakacje zamiast wygrzewać się na plaży w słonecznej Hiszpanii. Satysfakcję dawało mi jednak to, że to ja chodziłam z Jamesem Maslowem z Big Time Rush, a nie ona. Uśmiechnęłam się do swoich myśli i zrezygnowana zamknęłam komputer bez chęci czekania na załadowanie się okna. James powinien do mnie zadzwonić zaraz po występie, a wtedy wszystko mi opowie.
Moje rozmyślania zostały przerwane, gdy w domu zgasło światło i całe pomieszczenie pogrążyło się w ciemności. Wyciągnęłam przed siebie rękę, ale nie widziałam swoich palców. Spojrzałam w miejsce, gdzie powinno znajdować się okno, ale tam także była wszechobecna ciemność. Prawdopodobnie wyłączyli elektryczność na całej ulicy.
Westchnęłam i rozłożyłam się w fotelu nie zważając na duchotę panującą wokoło mnie. Klimatyzator przestał chodzić i w kilka chwil w pokoju zrobiło się zdecydowanie za ciepło jak na mój gust. Zamknęłam oczy i próbowałam nie wyobrażać sobie żadnych scen z horrorów, które oglądałam wraz z przyjaciółkami ostatniego wieczora. Nie do końca mi się to udawało i niedługo później już drżałam ze strachu. Snułam tysiące scenariuszy na moją okrutną śmierć. Sąsiad przyjdzie z siekierą, okaże się, że Samara istnieje….
Coś zaczęło skrobać w szybę od zewnątrz, a ja aż podskoczyłam w miejscu. Ostrożnie z duszą na ramieniu spojrzałam w tamtą stronę, a mym oczom ukazała się najpiękniejsza twarz pod słońcem. Odetchnęłam głęboko i poczułam jak strach ze mnie ulatuje.
Podbiegłam do okna i otworzyłam je bez większych namysłów. James wgramolił się do środka i bez żadnego powitania zachłannie przycisnął swoje usta do moich.
- Stęskniłem się za tobą. – Szepnął muskając płatek mojego ucha.
- Miałeś być w Nowym Jorku. – Zauważyłam z lekkim wyrzutem w głosie, choć w głębi serca miałam ochotę skakać z radości na jego widok.
- Nastąpiła mała zmiana planów i jestem tutaj.
- Wystraszyłeś mnie. – Warknęłam odrywając się od niego. – Prawie dostałam zawału!
- Hej. Nie zamierzałem cię wystraszyć. Chciałem tylko zrobić ci niespodziankę. – Uśmiechnął się czarująco. Pod wpływem jego spojrzenia nogi się pode mną ugięły, a cały gniew uleciał ze mnie jak powietrze przebitego balonu. Nie wiedziałam nawet jak się nazywam.
- I tak cię kocham. – Powiedziałam zarzucając mu ręce na szyję.
- Ja ciebie też, Nathalie. - Chłopak objął mnie mocno w talii i znowu mnie pocałował. Tym razem zdecydowanie łagodniej i z większym wyczuciem.

------------------------

To tak po dłuższym czasie znowu mój imagine.. Z dedykiem dla Natki. -> ;3. I gif też dla cb xD.



środa, 24 kwietnia 2013

Ewa's Life - Part One - Past.

To był zwyczajny dzień. Siedziałam na wygodnej sofie, oglądając jakiś film w telewizji, a obok siedział, według mnie najprzystojniejszy mężczyzna w LA, chrupiąc solony popcorn, który zrobił przed sekundą. Jego blond włosy lśniły w blasku porannego słońca, wydobywającego się z niezasłoniętego okna w pokoju. W jego zielonych jak gluty oczach można było się utopić, co wówczas bardzo często robiłam. Zbyt często... Natalia, moja najlepsza przyjaciółka, która jest zbyt mądra jak na jednostkę ludzką, powiedziała mi, że się w nim zakochałam, po czym dodała, żebym natychmiast się odkochała, gdyż był gwiazdorem, a tacy mają swoje małe, brudne sekrety. Jej słowa, nie moje. Oczywiście, zignorowałam ją, jak zawsze, tym razem, był to błąd.
- O czym tak myślisz, kotku? - zapytał swoim zniewalającym głosem z popcornem w buzi, przez co prawie go nie zrozumiałam.
-O niczym ważnym - pocałowałam go w usta, a potem wróciłam do oglądania tego czegoś, co ludzie nazywali ''megahitem''.
Chłopak odwrócił się w moją stronę, przyciągnął do siebie i zaczął namiętnie całować moją szyję. Poczułam jego zęby na mojej szyi.
-Co ty wyrabiasz!?! - wykrzyczałam oburzona jego zachowaniem.
-Chciałem być jak wampir. Wiesz, ten Edward cały.. Lubisz przecież ten film... - wydusił z siebie.
Nagle po domu rozległ się dzwonek do drzwi. Podeszłam do drzwi i jednym ruchem otworzyłam je. Ujrzałam młodą kobietę, z bladą cerą i blond włosami.
- Musiałam się do ciebie pofatygować. Czemu nie odbierasz moich telefonów? - wprosiła się i zmierzała w stronę Kendalla. - Kim jest ta lalunia? Twoja nowa kochanka?
-Przepraszam? Kim pani jest i o czym pani mówi? - powiedziałam podniesionym głosem.
- Haha - zaczęła się śmiać, co mnie jeszcze bardziej zirytowało. - Jestem Sofie Schmidt, żona twojego jak mniemam chłopaka, a raczej powinnam powiedzieć, byłego? - jeszcze raz się zaśmiała, pocałowała w usta swojego męża, po czym jeszcze raz wybuchła śmiechem.
Patrzyłam ze łzami w oczach jak cały mój świat lega w gruzach. Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Chłopak widząc jak się trzęsę, zrobił kilka kroków w moją stronę.
-Mogę ci to wszystko wyjaśnić.. - powiedział, powstrzymując łzy.
-N-nie, n-nic n-nie m-mów - wydusiłam jąkając się co chwilę – jesteś zwykłym [cenzura, bo Ewa nie lubi takich słów, mimo że sama ich używa ]! - dodałam wychodząc przez ciągle otwarte drzwi.
Usłyszałam tylko grubiański śmiech kobiety, po czym zniknęłam za rogiem.

-------------------

Kolejne z cyklu "Pisane przez Natalię" xD.

Rozdział 79.

Szliśmy w ciszy trzymając się za ręce przez ruchliwy Kraków zmierzając w stronę bulwarów wiślanych. Był piękny i ciepły dzień, więc szkoda byłoby go zmarnować siedząc w domu. Nie musieliśmy rozmawiać. Wystarczała nam sama nasza obecność.

Spojrzałam nieśmiało na Kendalla, który mimo zmiany stref czasowych dzielnie udawał wypoczętego. Uśmiechnął się do mnie szeroko próbując zatuszować rosnące zmęczenie, ale widziałam, że oczy mu się same zamykały. Nic dziwnego. W Los Angeles w normalnych warunkach pewnie by już dawno spał.

- Nie wiem dlaczego tak ci zależy na tym spacerze, ale zaraz zaśniesz na stojąco. – Skarciłam go widząc jak ziewa już któryś raz z kolei.

- Mam pewien cel skoro już zostałem zmuszony tu przyjechać. – Powiedział ze śmiechem. Wymierzyłam mu żartobliwego kuksańca w bok, na co przechodzący ludzie zaczęli się gapić na nas jak na wariatów. Każdy doszedłby do takiego wniosku, bo zachowywaliśmy się jak małe dzieci.

- Dlaczego przyjechałeś? – zapytałam go gdy się trochę uspokoiliśmy.

- Hm… Niech pomyślę. – Zaczął uśmiechając się szeroko. – Bo się stęskniłem? Bo cię kocham? Bo chciałem cię pocałować? Bo chciałem cię dotknąć? Usłyszeć twój głos? Zobaczyć cię?

- Wszystkie chęci spełniłeś. Dlaczego nie wracasz do Stanów?

- Wiem o twoim stypendium. I nie chcę czekać aż do października żeby znowu móc cię zobaczyć.

- Nie mamy innego wyjścia. Rodzice mi nie pozwolą wrócić do Los Angeles.

- Skąd ta pewność?

- Ostatnio jak o to pytałam mamę to wybuchła awantura, podczas której dowiedziałam się, że moja najlepsza przyjaciółka jest moją przyrodnią siostrą. Gdy zapytam kolejny raz to mogę się dowiedzieć, że pochodzę z rodziny kosmitów. – Burknęłam sarkastycznie i wbiłam wzrok w swoje buty.

- Rozmawiałem z twoimi rodzicami. – Oznajmił. Nie zrozumiałam o co mu chodziło, więc westchnął i kontynuował. – Pozwolili ci wrócić do Stanów.

- Żartujesz sobie ze mnie, prawda? – zapytałam wytrzeszczając na niego oczy. – Niby dlaczego mieliby się nagle zgodzić?

- A czemu nie? Bywam bardzo przekonujący. – Wyprężył swoją klatkę piersiową szczerząc się jak małolat.

- Co im nagadałeś? Niby gdzie miałabym tam mieszkać? O ile wiem, to tamten dom w LA sprzedali.

- Okłamali cię. Powiedzieli ci, że go sprzedali żebyś nie miała argumentów, żeby zostać w USA.

- I teraz nagle zmienili zdanie? – prychnęłam. – Gdzieś musi być jakiś haczyk. Nie pozwoliliby mi mieszkać samej na drugim końcu świata.

- Pozwolili ci. Myślałem tylko, że może.. – przerwał w środku zdania nie wiedząc jaka będzie moja reakcja.

- Że może co? – zachęciłam go. Chłopak wziął głęboki oddech i dopiero wtedy zaczął znowu mówić.

- Myślałem może, że mogłabyś zamieszkać ze mną.

Zatrzymałam się gwałtownie pociągając go za sobą. Nie spodziewałam się takiej propozycji z jego strony. Jakaś część mnie cieszyła się z tego, że Kendall uważa nasz związek za coś poważniejszego, ale ta druga część uważała inaczej.

- Chcesz mi powiedzieć, że moi rodzice zgodzili się, żebym zamieszkała na drugim końcu świata z facetem? – upewniłam się wymijająco. Myślałam, że sobie ze mnie żartuje, ale jego mina była w stu procentach poważna.

- Nie do końca. Zgodzili się żebyś zamieszkała w swoim starym domu i wtedy rodzice Wery mogliby mieć na ciebie oko. Tylko, że twoi rodzice nie muszą wiedzieć o tym, że mieszkasz ze mną.

- Chcesz żebym okłamywała rodziców? – Zmarszczyłam brwi.

- Po części się zgodzili.

- Co im nagadałeś?

- Nie mogę ci powiedzieć, bo nie będzie niespodzianki.

- Czyli jednak mi pozwolili? Nie będę mogła ich okłamywać? – Teatralnie wydęłam usta w podkówkę.

- Pozwolili. Nie cieszysz się?

- Nie wiem. To chyba dla mnie trochę za dużo. Informacja, że mam siostrę, potem ta nagła przeprowadzka, stypendium w Stanfordzie… - zaczęłam wymieniać, ale przerwałam zirytowana swoją gapowością. Kendall chciał żebym z nim zamieszkała, a ja bałam mu się odpowiedzieć.

- W ogóle jak się twoja mama dowiedziała o zdradzie twojego taty? – Zapytał zmieniając temat, bo widział, że nie doczeka się odpowiedzi na swoje pytanie. – Jeśli nie chcesz, to nie musisz mówić. Nie zamierzam cię naciskać.

- Nie, nie. Chcę w końcu komuś o tym powiedzieć. – Zaczęłam, a chłopak objął mnie ramieniem. - Gdy wyjeżdżaliśmy do Stanów, moja mama musiała zamknąć swoje konto. Nie wiem co to miało na celu, ale nie wnikam w to. No i podczas naszego pobytu w Los Angeles korzystali tylko z konta mojego taty.

- I to przez konta bankowe się dowiedziała o zdradzie?

- Gdy byliśmy w Polsce, to nie miała dostępu do konta taty i nie mogła kontrolować tego, gdzie on robi przelewy. Nie zorientowała się więc, że co miesiąc z jego konta znika półtora tysiąca złotych.

- Alimenty dla Weroniki? – domyślił się chłopak.

- Mój tata od samego początku wiedział, że Wera jest jego córką. Nie raczył tylko wspomnieć o tym mamie. – Burknęłam wściekła na ojca za to, że nas okłamywał przez tyle lat.

- A rodzice Wery wiedzieli?

- Nie mam pojęcia, ale Wera wiedziała. Nie wiem tylko od jak dawna.

- I to wszystko wydało się przez przelewy bankowe?

- Nie tak dokładnie. W sumie to nie wiem jak mama to zrobiła, ale dowiedziała się prawdy. Ja od niej tylko wyciągnęłam to, że właśnie te wypłaty z konta wzbudziły jej podejrzenia. No bo kto normalny przelewa półtora tysiąca złotych co miesiąc na konto innej kobiety, która przy okazji jest przyjaciółką rodziny? A raczej była.

- Masz rację. To trochę dziwne.

- A teraz jeszcze Wera jest w szpitalu… - mruknęłam do siebie.

Zarzuciłam Kendallowi ręce za szyję i przylgnęłam do niego całym ciałem. W oczach miałam łzy bezsilności. Oparłam mu głowę na ramieniu, a on objął mnie w talii.

- Nie martw się. – Szepnął.

- Jak mam się nie martwić? Ktoś prawie zgwałcił moją siostrę, a ja nie wiem kto.

Chłopak wziął głęboki oddech by zatuszować wahanie przed wyjawieniem mi prawdy. Wiedziałam, że nie chciał żebym miała kolejny powód do zamartwiania się, ale nie zamierzałam odpuścić i prędzej czy później i tak by mi musiał wszystko wyjaśnić.

- To Michael chciał ją zgwałcić. – Powiedział szybko.


Ta informacja była dla mnie kroplą, która przepełniła czarę. Krew we mnie zawrzała, a mięśnie napięły się. Odsunęłam się od Kendalla ze zdziwieniem malującym mi się na twarzy. W głębi duszy nie wierzyłam, że to właśnie Michael chciał skrzywdzić Werę. Lubiłam tego gościa i ufałam mu, ale jak widać nie każdy jest taki jakim się wydaje na samym początku.

-------------------------

To tak po dłuższej przerwie kolejny rozdział opowiadania. Liczę na opinie w komentarzach. Szczere oczywiście xd
Wieczorem dodam imagina z serii "Stworzone przez Natalię". Kolejna porcja czarnego humoru :D







 

wtorek, 23 kwietnia 2013

Kendall's Diary. (Imagine)

30 czerwca 2013
Mam już dość. Jestem wykończony. Mija już rok od czasu zdiagnozowania u niej tej straszliwej choroby zwanej czkawką wieczną. Ona ją zabija, a ja nie mogę nic zrobić. Dlaczego to spotkało właśnie nas?

30 czerwca 2012
Myślałem, że to będzie najwspanialszy dzień . Myliłem się. Dziś zabrałem [T.I.] do najlepszej restauracji w LA. Po wykwintnej kolacji poszliśmy do mnie i razem spędziliśmy tę noc. Wszystko było jak sen. Na początku. Potem zaczęła nieustannie czkać. Z obawy o jej zdrowie, zabrałem ją do najbliższego szpitala i wtedy to usłyszałem. Czkawka wieczna. Śmiertelna choroba, która powoli ją wyniszcza. Zostanę z nią, muszę z nią zostać.

4 września 2013
To był moment. Czkawka wreszcie ją zabiła. Czuję się pusty w środku. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Tęsknię.

11 września 2013
Minął tydzień, a w domu ciągle ją czuję. Jakby jeszcze tu była, nie umarła. Ale to złudne uczucie. Odszedłem z Big Time Rush, gdyż nie mogłem śpiewać i udawać, że jestem szczęśliwy. Codziennie odwiedzam jej grób, mimo to, że nie wierzę, że mnie słyszy, to pomaga. Chciałbym ją dotknąć, tak bardzo chcę.

4 września 2014
Minął rok od jej śmierci, a ja nadal się nie pozbierałem. Gdy zasypiał, słyszę jej anielski głos mówiący mi słodkich snów, a ranu czuję zapach jej gofrów, które mi zawsze robiła. Mieszkanie bez niej jest puste. Nie mogę tak dalej. Żegnajcie…

--------------------

Imagine napisany przez Natalię... Nie ma to jak nudy na polskim gdzie jest zastępstwo z panią od fizyki.. Nudaaaa....
PS. Musiałam zacenzurować!



poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Birthday On The Stage.

Skończyłem śpiewać ostatnią nutę Young Love jak zwykle myśląc o niej. O jej włosach, jej ustach, jej śmiechu... Do tego były jeszcze moje urodziny. Nie marzyłem o niczym innym tylko o tym, by spędzić ten dzień właśnie z nią.
Logan podbiegł do mnie i zakrył mi opaską oczy. Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale poddałem się temu bez protestów. Było mi wszystko jedno.
- Nie podglądaj. - Powiedział spokojnie i stanął za mną nie wyjaśniając po co to całe przedstawienie.
- Jak pewnie większość z was wie… - zaczął Carlos.
- Jedna czwarta Big Time Rush ma dzisiaj urodziny. – Podchwycił James.
- Lub jedna piąta jeśli liczymy Dustina. – Zażartował Logan wywołując uśmiech na mojej twarzy.
- Wiecie, czułbym się znacznie pewniej, gdybym widział. – Dodałem ze śmiechem by zatuszować moje rosnące zdenerwowanie. Kto ich wiedział co wymyślili jako prezent. Zaraz mógłby tu wpaść jakiś wściekły lew, albo inne dzikie zwierzę. A zawiązali mi oczy tylko po to, żeby ubarwić całe widowisko i ponabijać się z mojej reakcji.
Widownia zaczęła skandować na widok kogoś, kto wszedł na scenę. Chciałem zobaczyć o co chodziło, ale nie mogłem. Stałem jak wrośnięty w ziemię niezdolny do wykonania najmniejszego ruchu.
James zaczął śpiewać "Sto lat" razem z Carlosem. Po chwili tłum także się przyłączył. Logan ściągnął mi przepaskę z oczu i razem z chłopakami krzyknął:
- Wszystkiego najlepszego!
Na przeciwległej stronie sceny stał olbrzymi, czekoladowy tort, który mógłby wystarczyć na wykarmienie połowy ludzi obecnych na sali. Paliło się na nim tysiące malutkich świeczek, a także jedna w kształcie liczy „23”. Za tortem stała ona. Uśmiechała się nieśmiało czekając na moją reakcję.
- [T.I.]. - Szepnąłem i podbiegłem do niej by wziąć ją w objęcia.
- Wszystkiego najlepszego. - Powiedziała i całkowicie poddała się moim ruchom.
- Co ty tu robisz? – zapytałem zanurzając twarz w jej włosy i rozkoszując się zapachem truskawkowego szamponu, którego zawsze używała.
- Niespodzianka. – Odparła odsuwając się ode mnie na tyle, by móc spojrzeć mi w oczy. – Przecież masz urodziny.
- Przyleciałaś na drugi koniec kraju tylko dla mnie? – upewniłem się całując ją w zagłębienie pod obojczykiem. Pogłaskałem ją po nagim ramieniu. Dziewczyna zadrżała pod wpływem mojego dotyku i zarumieniła się uroczo. Tęskniłem za jej rumieńcami.
- Na to wygląda. – Odparła niepewnie i objęła mnie za szyje.
- Jeśli chcecie się całować – zaczął żartobliwie Carlos widząc, że przestaliśmy zauważać tłumu panującego wokół nas  – to może poczekacie z tym pół godziny? Tak do zakończenia koncertu?
Zignorowałem go i pocałowałem [T.I.] szybko, ale namiętnie w usta. W jej oczach malowała się radość, która dała mi siłę, aby nie zejść ze sceny i nie przerwać naszego występu. Dziewczyna pocałowała mnie lekko w policzek i odsunęła się ode mnie.
- Kocham cię. – Powiedziała bezgłośnie i zniknęła za kulisami.
Obróciłem się w stronę chłopaków z szerokim uśmiechem na ustach. Miałem ochotę skakać z radości. Nikt nigdy nie dał mi tak wspaniałego prezentu na urodziny i wiedziałem, że moi przyjaciele byli zadowoleni z tego, jak zareagowałem na widok [T.I.], tu, w Miami. Może nie dawali tego po sobie poznać, ale cieszyli się z mojego szczęścia.

------------------------

Taki imagine... Napisany wczoraj w nocy, albo jak kto woli dzisiaj rano xD.



niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 78.

*oczami Wery, w międzyczasie*

Drzwi do mojej sali otworzyły się i wyłoniła się zza nich głowa Logana. Odłożyłam laptopa na stolik koło łóżka i spiorunowałam chłopaka wzrokiem.

- Puka się – warknęłam.

- Puk, puk – zaśmiał się chłopak i zapukał we framugę. – Z kim rozmawiałaś? – zapytał siadając koło mnie na krześle.

- Z Ewą.

- Kendall już do niej przyjechał?

- Tak. Wysłał mi smsa z przypomnieniem, żebym się nie wygadała. Ten gościu nie ma do mnie za grosz zaufania.

- On ci ufa. Tylko po prostu lubi się z tobą droczyć.

- Aż taka zabawna wtedy jestem?

- Nawet nie wiesz jak. – Logan uśmiechnął się ukazując dołeczki w policzkach i popatrzył na mnie niepewnie.

- Znając życie, Kendall pewnie powie Ewie dlaczego jestem w szpitalu. Ale w sumie to dobrze. Ona powinna wiedzieć, a ja nie mam siły jej tego wszystkiego wyjaśniać.

- Jak się czujesz? – zapytał zmieniając temat.

- Dziwnie – przyznałam zagryzając wargę. – Jak teraz pomyślę, że kiedyś pójdę jeszcze do klubu to mi się słabo robi. Boję się.

Chłopak przytulił mnie w spontanicznym geście nie zważając na niełatwą sytuację między nami. Oparłam mu głowę na ramieniu i wybuchłam płaczem jak małe dziecko.

- Obiecuję ci, że nigdy już nikt cię nie dotknie bez twojej zgody – wyszeptał w moje włosy.

- Nie obiecuj rzeczy, których nie możesz dotrzymać. – Warknęłam i zdziwiona, że głos mi się nie załamał, odsunęłam się od niego. Wytarłam łzy wierzchem dłoni i próbowałam się uspokoić.

- Wiem, że to przeze mnie tutaj jesteś. – Powiedział patrząc na mnie z bólem w oczach. – Gdyby nie moja zdrada to teraz bylibyśmy w jakimś stosowniejszym miejscu niż szpitalna sala.

- Przestań – przerwałam mu stanowczo. Mimo że zawiódł moje zaufanie i całował się z inną dziewczyną to i tak nie chciałam żeby tak mówił. – To nie jest twoja wina. Zaufałam nieodpowiedniej osobie. Znowu.

- I ja też byłem tą nieodpowiednią osobą. – Spuścił głowę i wzbił wzrok w swoje dłonie.

- O dziwo nie – zaśmiałam się lekko z idiotycznego brzmienia tych słów.

- Wtedy na imprezie… Nie wiem co mnie opętało. Chyba byłem już trochę pijany.

- Nie roztrząsajmy tego.

- Chciałbym zapytać cię tylko o jedną rzecz. Mogę?

- Zależy o co chodzi – mruknęłam i zaczęłam bawić się pościelą; to ją mięłam, to prostowałam.

- Pod domem Jamesa powiedziałaś, że chciałem cię tylko zaliczyć. Naprawdę tak uważasz?

- Nie wiem. Chyba nie.

- Więc dlaczego tak powiedziałaś?

- Byłam na ciebie wściekła za ten incydent z Mirandą.

- Byłaś? – nie zwróciłam uwagi na czas przeszły, którego użyłam. Zabrzmiało to tak, jakbym już nie była na niego zła. – Gdybym cię naprawdę nie kochał, to bym się z tobą nie przespał. Dalej cię kocham. Przecież to wiesz.

- Przepraszam. Nie powinnam była tego wyciągać przy ludziach. Nawet nie powinnam tego mówić jakbyśmy byli sami. – W tej chwili miałam jedynie ochotę zapaść się pod ziemię. Dlaczego inwazja kosmitów nie może nastąpić teraz? Wybawienie? Terroryści? Proszę!

- Czy myślisz, że jeszcze kiedyś uda nam się… ?

Miałam ochotę krzyczeć, żeby sobie poszedł. Nie chciałam ciągnąć tego tematu. Przez te kilka dni, które spędziłam w szpitalu miałam czas przemyśleć kilka spraw. Musiałam wiedzieć jeszcze tylko jedną rzecz.

- Czy to ja coś zrobiłam, że mnie zdradziłeś? – zapytałam grobowym tonem i spojrzałam na niego bojąc się jego reakcji. – Nie wiem. Powiedziałam coś nieodpowiedniego? Uraziłam cię czymś?

- Nic nie zrobiłaś. To ja byłem głupi. Ty byłaś wprost idealna. I dalej taka jesteś.

- I jeszcze jedno. Dziękuję ci za to, że mnie uratowałeś przed Michaelem. I za to, że po prostu tu ze mną tutaj jesteś – uśmiechnęłam się do niego słabo, ale Logan ucieszył się chociaż na tę małą zmianę w wyrazie mojej twarzy.

- Chcesz mnie stąd wyrzucić? Masz zamiar mi powiedzieć, że próbowałem odkupić swoje winy, ale mi się nie udało, a teraz mogę się wynosić? – zasmucił się, ale bez protestów wstał z krzesła i zaczął iść w kierunku wyjścia.

- Czekaj! – zaprotestowałam łapiąc go za nadgarstek. – Nie chcę, żebyś sobie poszedł.

- Naprawdę? – zdumiał się. – Z twojej wypowiedzi wywnioskowałem coś innego.

- Zostań – powtórzyłam stanowczo i przyciągnęłam jego twarz do swojej tak, że nasze usta dzieliło jedynie kilka centymetrów.

Wystarczyłby jeden ruch, aby pokonać tę odległość, ale jakby żadne z nas nie chciało wykonać tego kroku. Czułam na policzkach ciepły oddech Logana, pachnący miętą. Pewnie zanim tu wszedł to jadł jakąś gumę, jak zawsze zresztą. Tęskniłam za tym zapachem. Odgarnął mi włosy z twarzy i założył je za ucho.

- Przepra… - zaczął, ale przerwałam mu przywierając gwałtownie do jego warg. Nie chciałam żeby znowu zaczął się pogrążać w wytłumaczeniach.

Nie całowaliśmy się od blisko tygodnia. W między czasie dużo się zmieniło, ale teraz tego nie odczuwałam. Dalej kochałam Logana i z tego co mówił, on także kochał mnie. Siedział przy moim łóżku w każdej wolnej chwili. Zamiast spotykać się z przyjaciółmi, on wybierał szpital. Byłam mu za to wdzięczna, bo chyba zwariowałabym siedząc tutaj przez ten cały czas jedynie z rodzicami i lekarzami do towarzystwa. Josh pojawił się jedynie dwa razy, a później przepadł jak kamfora. Może przestraszył się zobowiązań w stosunku do mnie i stchórzył jak każdy facet. Poza jednym.

Wplotłam Loganowi palce we włosy, a ręce zarzuciłam mu na szyję. Widać było, że chłopak bije się z myślami. Nie wiedział, co we mnie wstąpiło. Nie tak dawno temu chciałam go przecież zabić za jego zdradę, a teraz całowaliśmy się nawet namiętniej niż zwykle.

Oderwałam się od niego dopiero wtedy, gdy poczułam, że płuca zaraz mi eksplodują z braku powietrza. Serce zaczęło mi bić szybciej, a oddech przypominał rzężenie astmatyka. Dzięki Bogu, że nie byłam podłączona do żadnych pikających urządzeń, bo wtedy Logan miałby czarno na białym jak reaguję na jego dotyk. Chociaż w sumie moje tętno słychać było teraz doskonale i nie zdziwiłabym się gdyby chłopak je usłyszał.

- Zapomnijmy o tej nieszczęsnej imprezie. – Zaproponowałam gładząc jego dłoń.


Nie odpowiedział. Pocałował mnie za to jeszcze raz w usta, tym razem zdecydowanie bardziej delikatnie i z wyczuciem. Zanucił cicho melodię Love Me Again, co spowodowało, że zrobiło mi się cieplej na sercu. To wyrażało więcej niż tysiąc słów.

---------------------------

Brak netu u babci dobrze służy notkom xD. Z dedykiem dla Wery jak zwykle xD.





piątek, 19 kwietnia 2013

Just Run.

Rozległo się ciche pukanie do drzwi domu. Podskoczyłam w miejscu, przez co szminka, którą malowałam sobie usta, wyleciała mi z ręki i poturlała się po podłodze, zostawiając na niej czerwone ślady.
Położyłam dłonie na brzegu umywalki i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Moje długie do połowy pleców włosy opadały łagodnymi falami na nagie ramiona i jaśniały w przytłumionym świetle. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z łazienki całkowicie ignorując szminkę leżącą w kącie. Poszłam w kierunku drzwi i otworzyłam je, a moim oczom ukazała się najpiękniejsza twarz na świecie.
- Hej – szepnął Logan nachylając się by pocałować mnie delikatnie w policzek.
Serce zabiło mi mocniej od tej drobnej pieszczoty, a oddech przyspieszył. Mój organizm cały czas tak reagował na jego widok, ale mimo to nie przyzwyczaiłam się jeszcze do tego.
- Hej – odparłam i przytuliłam się do niego, kładąc mu głowę na ramieniu.
Chłopak objął mnie w talii i przyciągnął do siebie jeszcze bliżej. Poczułam jego usta błądzące po mojej szyi, by po chwili mogły złączyć się z moimi w namiętnym pocałunku.
Wplotłam Loganowi palce we włosy i chciałam przywrzeć do niego całym ciałem, ale ten odsunął się ode mnie i pociągnął mnie w kierunku swojego samochodu.
- Chodź, bo się spóźnimy na kolację. – Wyjaśnił widząc moją zawiedzioną minę.
Skrzyżowałam ręce na piersi i teatralnie wydęłam usta w podkówkę. Chłopak zignorował moją reakcję i bez oglądania się za siebie wszedł na ulicę.
Było za późno na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Nie zorientował się, że prosto na niego pędzi rozpędzone, czarne BMW.
- Logan! – wrzasnęłam przerażona.
Samochód uderzył w niego z przenikliwym trzaskiem łamanych kości i odjechało bez większego zainteresowania wypadkiem.
Podbiegłam do chłopaka i uklękłam przy nim. Położyłam mu dłoń na sercu i przyłożyłam ucho do jego ust, by wyłapać płytki, świszczący oddech. Jego klatka piersiowa unosiła się z wyraźnym wysiłkiem przy każdej następnej próbie zaczerpnięcia powietrza.
- Proszę. – Zaczął cicho. – Nigdy nie zapomnij, że zawsze będę cię kochał.
Nie zorientowałam się kiedy łzy zaczęły płynąć mi po policzkach. Nie chciałam, żeby jego ostatni obraz mnie był zapłakany, ale było za późno. Klatka piersiowa Logana uniosła się po raz ostatni. Chłopak zamknął oczy i już ich nie otworzył.

----------------

To tym razem religia dla odmiany xD. Dopiero teraz miałam możliwość go przepisać, więc enjoy.
Ola, widzisz?! Jednak ktoś zginął!

I to uczucie, gdy Wera chce być stołem.. --> ;#



A ja okularami xD. -->


czwartek, 18 kwietnia 2013

Rozdział 77.

Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Chodziłam bez konkretnego celu po mieszkaniu i poprawiałam wszystko z pedantyczną dokładnością. Jakiś okruszek leżał na podłodze, szafka była o milimetr za daleko od ściany, obrazek był lekko przekrzywiony…

Po kolejnej rundce przez przed pokój już wszystko wyglądało perfekcyjnie. Zatrzymałam się w progu pokoju nie wiedząc co mam teraz zrobić. Wszyscy moi starzy znajomi gdzieś wyjechali na wakacje i w Krakowie nie było nikogo. Moi przyjaciele byli w Los Angeles. Moja przyrodnia siostra, Nathalie, Victoria, chłopcy… No i Kendall.

Do mojej świadomości dotarł jednak dźwięk przychodzącego połączenia na Skype. Pospiesznie weszłam do pokoju i usiadłam na krześle przy biurku. To była Weronika.

Z jednej strony byłam rozczarowana, że to nie Kendall. Chłopak dzwonił do mnie kilkadziesiąt razy, ale w samolocie miałam wyłączony telefon, a potem jak na złość się wyładował. Jednak gdy ponownie uruchomiłam komórkę, on już nie zadzwonił, a ja bałam się wykonać pierwszy krok. Przecież on mógł być na mnie zły za tą noc przed moim wyjazdem.

Natarczywy dźwięk nie ustawał.  Tylko, że w sumie to jest moja przyjaciółka, pomyślałam przywołując się do porządku. Odebrałam z lekką rezerwą bo byłam dalej na nią wściekła za to, że ona od dawna wiedziała, że jesteśmy spokrewnione. Ba, że mamy jednego ojca!

- Hej. – Powiedziała do kamerki.

Na pulpicie ukazała mi się jej twarz. Ta dziewczyna wyglądała jak chodzący trup! Była cała blada i oczy miała podkrążone. Ubrana była w jakąś niebieską koszulę i leżała w łóżku. Za nią widać było znajome ściany szpitala, w którym byłam wiele razy. Czekaj, zaraz. Szpital?!

- Co ci się kobieto stało? – Zapytałam drżącym głosem. – Jesteś w szpitalu!

- Nie pamiętam całego zajścia, ale Logan i Josh mi wszystko wyjaśnili. Wolałabym o tym nie mówić.

- Ale dobrze się czujesz? Miałaś wypadek?

- Można to tak nazwać. – Próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej tylko grymas bólu, który potęgował trupią bladość twarzy i wydawał się być nie na miejscu.

- Od jak dawna tam jesteś? Jak zwykle nikt mi nic nie powiedział.

- Nie wiem. Chyba trzy dni. Może więcej. Nie obchodzi mnie to.

- Przez trzy dni nikt mnie nie raczył poinformować, że moja siostra leży w szpitalu?! – Wkurzyłam się.

- Kendall nie chciał cię martwić. – Odparła ze skruchą w głosie i zaczęła się bawić końcówkami włosów, które były suche i zniszczone. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie.

- A ty nie mogłaś mnie poinformować?

- Nie chciałam żebyś czuła się w jakiś sposób winna, że nie możesz mnie odwiedzić i takie tam.

- Teraz za to czuję się wyśmienicie. – Warknęłam.

- Dobra. Możemy o tym już nie rozmawiać?

- Skoro nie o twoim wypadku to masz mi powiedzieć na czym stoisz z Loganem. I nie odpuszczę ci tego.

- To Logan mnie uratował. Gdyby nie on to nie wiem co by się stało.

- Wytłumaczysz mi przed czym cię uratował? – Zmarszczyłam brwi zirytowana ciągłymi zagadkami.

- Nie chcę to tym mówić, nie zrozumiałaś tego?! – Krzyknęła wściekła, a w kąciku jej oka zauważyłam pojedynczą łzę, która spłynęła po policzku. Dziewczyna zignorowała ją i wbiła wzrok w widok za oknem, który nagle wydał się dla niej bardziej interesujący.

- To nie mów! Chcę ci tylko pomóc!

- Jeśli przez cały czas mamy rozmawiać o moim wypadku to ta konwersacja nie ma sensu.

- Dobra. Przepraszam. Obiecuję ci, że nie będę cię już o to pytać. Jeśli będziesz chciała mi to powiedzieć to kiedyś zrobisz to sama z siebie. -  Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco.

- To zakończmy ten temat. Proszę.

- Okej.

- Możesz mi wyjaśnić dlaczego nie raczyłaś zadzwonić do Kendalla? – Rzuciła chwytając się innego wątku jak koła ratunkowego i otarła łzy wierzchem dłoni.

- W sumie to sama nie wiem. Mam wrażenie, że on jest trochę na mnie zły.

- Dlaczego zły? Dziewczyno! On odchodzi od zmysłów! Zadzwoń do niego jak najszybciej! Ale w sumie teraz może nie odebrać..

- Jak to może nie odebrać? – Zdziwiłam się.

- Nic, nic. – Wera zarumieniła się i zakryła usta dłonią. – Nie powinnam była tego mówić. Zapomnij o tym. Proszę.

- Jest z inną, prawda? – Oczy zaczęły mnie szczypać i poczułam, że rozpadam się na tysiące kawałków.

Podejrzewałam, że związek na odległość może się nam nie udać, ale w głębi serca miałam nadzieję, że na zawsze Kendall pozostanie mi wierny. Byłam nastawiona na rozczarowanie, ale prawda i tak mnie mocno zabolała. Jakaś szczęściara mogła teraz koło niego być i nie byłam nią ja.

- Nie! – Zaprzeczyła pospiesznie, ale za późno. Ja już doszłam do innych wniosków. – On nikogo innego nie ma. Dalej gada tylko o tobie.

- To dlaczego może nie odebrać?

- Nie mogę ci tego powiedzieć. Zabije mnie, gdy się dowie, że wiedziałaś.

- Ja cię zabiję jak mi nie powiesz co knujecie.

- Sorry, ale jego się bardziej boję. – Pokazała mi język i wyszczerzyła się szeroko. Miła odmiana dla posępnej twarzy.

Pewnie kontynuowałabym tę nie przynoszącą żadnych korzyści kłótnię, ale przerwał nam dzwonek do drzwi. Weronika także go usłyszała i wydała z siebie ciche westchnienie, które nie uszło mojej uwadze.

- Co ci? Pewnie to listonosz albo coś. – Mruknęłam i podniosłam się z krzesła.

- Jestem przekonana, że jednak nie. – Odpowiedziała tajemniczo i się rozłączyła. Tak po prostu!

Dzwonek zadzwonił jeszcze raz. Poszłam w kierunku drzwi mrucząc coś pod nosem o tym, że u ludzie teraz nie mają za grosz cierpliwości. Otworzyłam drzwi bez patrzenia przez wizjer kto przed nimi stoi. Na widok chłopaka trzymającego gigantyczny bukiet czerwonych róż zaniemówiłam z wrażenia. Teraz nagle wszystko poskładało mi się w logiczną całość i zrozumiałam wszystkie aluzje Weroniki. Kendall nie mógł odebrać, bo leciał samolotem do Polski. Leciał do mnie.

- Hej. – Wyszeptał i uśmiechnął się do mnie ukazując dołeczki w policzkach.

Nie widziałam go raptem od paru dni, a stęskniłam się za nim tak, jakbyśmy się nie widzieli przez kilka miesięcy. Zrobiłam krok do tyłu i zaprosiłam go gestem do środka. Kendall posłusznie spełnił moje polecenie i położył róże na ziemi w przedpokoju przy okazji zamykając drzwi.

Bez zbędnych słów rzuciłam mu się na szyję i wtuliłam twarz w jego tors. Usta chłopaka szybko odnalazły moje i przywarliśmy do siebie w namiętnym pocałunku. Przycisnął mnie do ściany i zaczął całować moją szyję i ramiona nie pozwalając mi się oderwać od niego nawet na centymetr.

- Co ty tu robisz? – Wykrztusiłam próbując opanować przyspieszony oddech.

- Przyjechałem po ciebie. – Zamruczał muskając wargami moje ucho.

- Wera o tym wiedziała, prawda? Razem to wymyśliliście?

- Nie powiedziała ci. – Zauważył odsuwając się ode mnie. Uśmiech spełzł z jego twarzy i zastąpił go smutek i współczucie.

- O twoim przyjeździe? Nie. O tym, że leży w szpitalu? Też nie. O tym dlaczego tam jest? Tym bardziej nie. Dlaczego ja nic nie wiedziałam? To moja siostra!

- Nie chce żeby ktokolwiek o tym wiedział.

- Przyjaźnimy się od dziecka. Mam prawo wiedzieć dlaczego jest chora. – Warknęłam psując cały nastrój.

- Gdybyś była na jej miejscu to byś nie rozgłaszała tego każdemu.

- Widzę, że coś się stało. Próbuje udawać radosną, ale niezbyt jej to wychodzi. Powiedz mi. – Ponagliłam go i popatrzyłam na niego stanowczo.

Chłopak przeszedł na drugi koniec pomieszczenia i wziął głęboki oddech. Słowa, które później wydobyły się z jego ust zmieniły całą sytuację. Krew odpłynęła mi z twarzy i musiałam przytrzymać się framugi, by nie osunąć się na ziemię.

- Wera o mało co nie została zgwałcona. – Wyjaśnił i popatrzył się na mnie z zastanowieniem widocznym w jego oczach czy dobrze zrobił mówiąc mi to wszystko.

---------------------------------

Coś ostatnio ciężko u mnie z weną xD. Ale dzięki wielkie za wyświetlenia i komentarze... Już wiem jak się skończy ff. Teraz trzeba do tego doprowadzić. :D

A teraz kilka zajebistych gifów na pocieszenie po czytaniu xD.







wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział 76.

*oczami Logana, w międzyczasie*

Byłem idiotą, ale to już każdy wiedział. Zamiast ruszyć tyłek i po prostu do niej podejść to stałem jak kołek na drugim końcu pomieszczenia i gapiłem się jak miłość mojego życia tańczy z innym facetem. Dotknąłem palcami stłuczonego nosa i wykrzywiłem usta w grymasie wyrażającym ból. Nie wiedziałem tylko czy to przez Weronikę czy przez prawego sierpowego Josha.

- Idź do niej. – Powiedział Kendall wiedząc co mi chodzi po głowie.

- Wera wyraźnie dała mi do zrozumienia, że nie chce ze mną rozmawiać. – Warknąłem wściekły. – Nie chcę o niej teraz mówić. Kiedy Ewa ma samolot? – Zmieniłem temat nie mając ochoty na zwierzenia.

- Już dawno odleciała.

- Nie dzwoniła? Albo ty do niej?

- Oczywiście, że dzwoniłem. – Prychnął. – Nie odbiera.

- Może wyłączyła telefon na czas lotu? Wiesz, zabraniają korzystać z takich rzeczy. Powinieneś to wiedzieć.

- Może. To i tak nic nie zmienia i dalej się o nią martwię. Widziałem ją rano, a już za nią tęsknię.

Rzuciłem kolejne wrogie spojrzenie w kierunku Michaela ignorując przyjaciela. Chłopak trzymał dłonie na talii Wery jak na mój gust zdecydowanie za nisko. Dziewczyna za to oparła mu głowę na ramieniu. Wiedziałem, że między nimi nic nie było, ale sposób w jaki tańczyli dawał wiele do myślenia.

Chciałem szturchnąć Kendalla w bok żeby mu powiedzieć, że stąd wychodzimy, bo nie mogę patrzeć na moją byłą narzeczoną w objęciach innego, ale mój łokieć trafił w próżnię. Rozglądnąłem się zdezorientowany po klubie. Chłopak stał przy barze i rozmawiał z kimś. Nie dziwiłem mu się, że ode mnie uciekł. On sam ze swoją tęsknotą za Ewą dawał sobie radę. Moja rozpacz po stracie Weroniki denerwowała całe moje otoczenie. Nie byłem wstanie cierpieć w ciszy. Przecież to ja ją zdradziłem, a nie ona mnie. Nie powinienem się nad sobą użalać, ale wiedziałem, że to był największy błąd w całym moim życiu. Rozmówca mojego przyjaciela obrócił się w moim kierunku i dopiero wtedy rozpoznałem jego twarz, która wykrzywiła się w gniewie na mój widok.

Odwróciłem twarz od Josha, którego ponownie zagadał Kendall. Żaden z nas nie chciał aby doszło tutaj do bójki. Znowu za to spojrzałem w miejsce w którym przed chwilą widziałem Werę. Nie było jej tam. Przełknąłem głośno ślinę w obawie, że wyszła z Michaelem, a ten gościu sprawiał wrażenie niezbyt odpowiedniego dla niej.

Zacząłem pilnie przeszukiwać tłum wzrokiem. Koło drzwi obściskiwała się jakaś para. Niedaleko nich jakiś mężczyzna zdecydowanie starszy niż reszta ludzi w klubie zaciągał się skrętem. Coś mnie podkusiło i popatrzyłem w stronę zaplecza. Widziałem jak Michael znika w nich z Weroniką na rękach. Dziewczyna wyglądała jakby nie wiedziała co się z nią w tej chwili dzieję.

Wiedziałem, że będzie mi miała za złe to, że za nią pójdę, ale miałem przeczucie, że dzieje się coś niedobrego. Co jeśli zemdlała? Albo coś jej dosypali do drinka? To bardzo prawdopodobne w tym klubie. Tu wszyscy piją alkohol i palą trawkę.

Zacząłem pospiesznie przepychać się w stronę zaplecza. Przy okazji nie raz walnąłem kogoś łokciem i stanąłem komuś na stopach, ale nie obchodzili mnie inni ludzie. Teraz liczyło się to, że z Werą może być coś nie w porządku.

Zasapany wpadłem do pomieszczenia na przybory do sprzątania. W rogu leżał brudny materac, a na nim leżała moja była narzeczona pod ciężarem Michaela. Chłopak zdzierał z niej spodnie.  Zatrzymałem się oszołomiony w progu na ten widok. Wera nie była sobą. Nie odpychała go ani nie krzyczała. Wyglądała trochę jak szmaciana lalka. Ten gościu musiał jej coś dosypać do drinka. To było pewne.

Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy ponownie usłyszałem dźwięk rozdzieranego materiału i reszta z czerwonej bluzki opadła na podłogę pozostawiając dziewczynę w samej bieliźnie.

Dystans dzielący mnie od Michaela pokonałem jednym susem. Oderwałem go od Wery i po prostu go walnąłem. Ona sama nie zorientowała się, że uwolniłem ją z rąk oprawcy. Nawet nie próbowała zakrywać się rękami. Opadła bezładnie na materac bez wydania z siebie żadnego słowa.

Chłopak nawet nie zwrócił uwagi na to, że z jego nosa zaczęła się sączyć cienka stróżka krwi. Jego źrenice były zdecydowanie za duże nawet jak na panujący w pomieszczeniu półmrok. Byłem pewny dwóch rzeczy. Michael był naćpany i podał Weronice tabletkę gwałtu. To było jedyne sensowne rozwiązanie wyjaśniające stan w jakim się ona znajdowała.

***

- To pan ją znalazł, prawda? – Upewnił się doktor patrząc w moim kierunku.

- Tak, to ja. – Odparłem wypranym z emocji głosem i wstałem ze szpitalnego krzesła. – Czy wszystko z nią w porządku?

- Próba gwałtu na szczęście się nie udała i to tylko dzięki panu. Ten chłopak wsypał jej trochę za dużo GHB do drinka i organizm Weroniki jest trochę osłabiony. Ta dziewczyna dziwnie zareagowała na tak dużą dawkę narkotyku. Teraz musimy czekać, aż toksyczna substancja opuści jej ciało. Mogą u niej wystąpić lekkie zawroty głowy i biegunka, a czasem nawet wymioty. Jednak wszystko będzie dobrze. Jest już przytomna i są u niej rodzice. – Wyjaśnił szczegółowo wiedząc, że i tak bym go wypytywał.

- GHB? – zapytał Kendall marszcząc brwi.

- Pigułka gwałtu. – Odpowiedział doktor wbijając wzrok w trzymane przez siebie w ręce dokumenty. – Kontynuował jakby nigdy nic. – Jeśli panowie chcą to także mogą do niej wejść. Tylko proszę jej nie męczyć.

Zakryłem twarz dłońmi i oparłem głowę o chłodną ścianę. Gdybym przyszedł kilka sekund później to wolałbym nie myśleć co by się stało. Wtedy Wera mogłaby mieć uraz w psychice już do końca życia. Moje obawy się potwierdziły. Michael podał jej GHB. Pigułkę gwałtu.

- Stary, usiądź. – Polecił mi Kendall smutnym głosem.

- Nie mogę siedzieć.

- Takie zachowanie z twojej strony jej nie pomoże.

- Gdybym mógł to bym zabił tego drania. Jak on mógł chcieć jej to zrobić?

- Uspokój się. – Zażądał chłopak stanowczo. – On już nic nikomu nie zrobi. Zabrała go policja.

- I co z tego?

- Lepiej idź do niej. – Zaproponował zmieniając temat i skinął na przeźroczyste drzwi prowadzące do jej sali.

Z lekką obawą podszedłem do szyby i oparłem o nią czoło. Weronika leżała na łóżku. Nie wyglądała zdrowo. Jej cera była blada i wyglądało jakby zaraz miała wymiotować. Przyłożyłem dłoń do szkła i zalała mnie fala poczucia winy. Z tego co wiem to tabletka gwałtu działa tak, że jej ofiara nie pamięta całego zdarzenia. W sumie to dla niej dobrze. Zapomni o tej sytuacji i będzie żyć w nieświadomości. Szkoda tylko, że już nigdy nie zapomni widoku mnie całującego Mirandę.

Dziewczyna obróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się do mnie lekko. Pomachała mi smutno, a ja zauważyłem pojedynczą łzę lśniącą w kąciku jej oka.

- Dziękuję. – Wyczytałem z ruchu jej warg.

Zrobiło mi się cieplej na sercu. Wiedziałem, że teraz była bezpieczna, ale wiedziałem też, że nie zamierzam jej już nigdy opuścić. Będę o nią walczyć nieważne co się stanie.

-----------------------------

Przepraszam, że tak długo, ale miałam chwilowego zawiasa.. Jak zwykle notka o Werze z dedykiem dla Wery xD.

I oczywiście niezastąpiona pomoc przy opisywaniu działania GHB. Ola, Wera, Nata... -- <3.





Make It Worldwide. (Imagine)

To był ten dzień. Dzień w którym miałam go spotkać. Przyodziałam się w zwykłe jeansy z dziurami, biały T-shirt i czarną, skórzaną kurtkę. Byłam gotowa by iść na koncert.
- Jedziemy! – Zawołałam do mojej najlepszej przyjaciółki stojącej tuż obok.
***
Kiedy zobaczyłam wielką scenę, na której za dosłownie kilka minut ma wystąpić najlepszy boysband na całym świecie czułam, że zaraz padnę trupem.
- Zaraz się zacznie! – Krzyknęła do mnie [J.I.], która jako jedyna poszła ze mną na koncert, mimo że nie lubi ich muzyki.
Serce zaczęło mi szybciej bić, jakby miało wyskoczyć, kiedy usłyszałam wspaniały głos mojego przyszłego męża. Śpiewał jeden z moich ulubionych kawałków:
- Bla coś tam Worldwide…
Nie mogłam przestać krzyczeć i nie byłam jedyna. Wraz ze mną wrzeszczały inne fanki. Czułam się jak w siódmym niebie!
Kiedy myślałam, że lepiej już być nie może, chłopcy zaczęli wybierać dziewczyny z widowni. Cieszyłam się, że jednak zapłaciłam więcej i jestem pod samą sceną. Wszyscy prócz Kendalla wybrali swoje dziewczyny. Myślałam, że do nich nie dołączę ale gdy zobaczyłam wyciągniętą dłoń zielonookiego chłopaka, stałam się najszczęśliwszą dziewczyną. Wciągnął mnie na scenę i zadał mi pytanie:
- Jak masz na imię?
- [T.I.]. - Mruknęłam do mikrofonu.
Niestety, nie myłam zębów od dwóch lat i kiedy tylko otworzyłam usta, przykra woń wydobyła się z moich ust i zabiła mojego przyszłego męża.

-----------------------------------------

Autorstwa Natalii xD. To się nazywa interesująca historia. ;D

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

In The Forest. Two Versions.

Version I.

Szliśmy w ciszy, którą przerywało jedynie rytmiczne uderzanie naszych butów i szelest liści poruszanych przez wiatr. Kendall zatrzymał się nagle i oparł się nonszalancko o pień najbliższej brzozy.
- Pewnie zastanawiasz się po co tu cię przyprowadziłem. – Zaczął niepewnie.
- Mam pewnie skojarzenia co do panującej wokół nas scenerii. – Odparłam bezsensu.
- Mówisz o tej scenie w Zmierzchu? – Chłopak zmarszczył brwi i spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Tak. A niby o czym innym mogę mówić?
- Nie martw się. Nie zamierzam ci wyznać, że jestem wampirem.
- Och. – Teatralnie wydęłam usta w podkówkę, co wywołało uśmiech na jego twarzy.
- Moim skromnym zdaniem jest to coś lepszego, ale zawsze mogę się mylić.
Kendall nie czekając na moją odpowiedź, podszedł do mnie i ujął moją twarz w dłonie. Przez głowę przeszło mi tysiące różnych myśli. Począwszy nad napawaniem się rysami jego twarzy po zachwycaniem się jego przepięknym uśmiechem. Wpatrywałam się w jego oczy jak zahipnotyzowana, ale nie odwróciłam wzroku.
- Słucham? – Wykrztusiłam po chwili.
Chłopak zbliżył swoje usta do moich i lekko musnął moje wargi. Serce zabiło mi szybciej, oddech przyspieszył. Czułam się jakbym przebiegła maraton. Z całych sił powstrzymałam się, aby go do siebie nie przyciągnąć i znowu nie pocałować. Nie zwróciłam jednak uwagi na to, że wydałam z siebie ciche westchnienie, które nie uszło jego uwadze. Kendall uśmiechnął się łobuzersko i szepnął:
- Kocham cię.
Te dwa słowa wystarczyły, abym postrzegała świat jeszcze bardziej kolorowym niż rzeczywiście był.

---------------------------------

Więc to się nazywa "nuda na matmie". ;D

----------------------------------

Version II.

W ciszy szliśmy razem z Kendallem do lasu tuż za moim domem. Tyle razy tu chodziłam, ale mimo to ciemność bijąca od buszu dalej wzbudzała we mnie pewnego rodzaju dreszcz. Próbowałam ignorować bliskość chłopaka, którego bezgranicznie kochałam i zaczęłam myśleć o czymś innym. Wbiłam wzrok w kopany przez siebie kamień i skojarzyłam sobie tę sytuację ze sceną z filmu Zmierzchu, w której Bella mówi Edwardowi, że wie iż ten jest wampirem. Zaśmiałam się pod nosem. Kendall przecież nie ukrywał takiego mrocznego sekretu przed światem, ale wiedziałam, że powód dla którego mnie tu zaciągnął wcale nie jest błahy.
- [T.I.], muszę ci coś powiedzieć. – Zaczął niepewnie chłopak zatrzymując się kilka metrów ode mnie.
- O co chodzi? – Przygryzłam wargę w oczekiwaniu, aż rozwinie swoją wypowiedź. Wyzna ci miłość, podrzucił mi mój mózg, ale natychmiast odrzuciłam tę opcję.
- Ja… - zawahał się.
Moje serce zalała fala obaw i smutku. Z jednej strony chciałam zostać i poczekać, aż powie to co zamierza, ale z drugiej wiedziałam, że to nie może być nic miłego. Gdyby chciał powiedzieć, że mnie kocha to by się przecież nie wahał.
- Powiedz to co chcesz. Przecież cię nie ugryzę. – Zachęciłam go i posłałam mu krzepiący uśmiech.
Chłopak wziął głęboki oddech i zamknął w oczy.
- Jestem gejem. – Wyznał.
Te dwa słowa diametralnie zmieniły całe moje życie. Nagle poczułam, że przestrzeń wokół mnie zaczyna się zawężać, a ja dostawałam objawów klaustrofobii. Zrobiło mi się słabo i nogi się pode mną ugięły.
Kendall czekał na moją odpowiedź, ale ja nie byłam wstanie mu jej udzielić. W następnej sekundzie osunęłam się na ziemię i pod policzkiem poczułam liście i błoto.
***
Poczułam na swojej skórze promienie wschodzącego słońca. Obróciłam się na drugi bok i zorientowałam się, że nie jestem w łóżku sama. Koło mnie leżał Kendall. Na jego widok od razu przypomniałam sobie mój dziwny sen. Kamień spadł mi z serca, że to był tylko wytwór mojej wyobraźni, a nie prawdziwe życie.
Pogładziłam opuszkami palców po jego twarzy. Westchnęłam głęboko i ułożyłam głowę na jego torsie. Chłopak objął mnie ramieniem i przyciągnął mnie bliżej do siebie.
- Śpij skarbie. Jeszcze wcześnie. – Szepnął sennie i na powrót powróciłam do krainy Morfeusza.

----------------------------------

Pomysł Natalii. Troszkę go ubarwiłam. ;D
Nowego rozdziału ff możecie się spodziewać dzisiaj w okolicach 23 albo jutro koło 18... <3. Dzięki wszystkim za komentarze i wyświetlenia! Komentarze na prawdę motywują człowieka. ;D

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 75.

*oczami Wery, chwilę później*

Na początku miałam pewne obawy co do pójścia do klubu, jednak Josh na mnie napierał. Nie wiedziałam dlaczego mu tak na tym zależało, ale pod wpływem jego namów w końcu się zgodziłam. W końcu co innego mogłam robić sama w domu? Ewa pewnie jest w drodze na lotnisko, a Logan pewnie siedzi u Mirandy i się z nią obściskuje. Pod wpływem chwili ubrałam najnowszy nabytek, czyli czerwony top bez pleców i do tego króciutką spódniczkę.

Gdy Josh zobaczył mój strój, aż westchnął z zachwytu, a jego wzrok mimowolnie padł na moje odsłonięte nogi. Zaczęłam powoli żałować swojego ubioru, ale chłopak nie dał szansy mi się przebrać, tylko bezceremonialnie wyciągnął mnie z domu i wsiedliśmy do jego samochodu.

Pod klub dotarliśmy niedługo potem i dopiero wtedy zauważyłam jego nazwę. „21”. Kiedyś Logan mi o nim opowiadał, ale nie mogłam sobie przypomnieć czy zachwalał go czy może go krytykował. Natychmiast zalała mnie fala wątpliwości odnośnie tego wyjścia. Powinnam była zostać w domu i jedząc popcorn użalać się nad swoim losem. No i pisać podania o pracę w jakichś sklepach w okolicy. Może warto byłoby dodać do swojego CV fakt, że przez kilka miesięcy było się z Loganem Hendersonem? Przynajmniej ludzie nie patrzyliby na mnie obojętnie i innym wzorkiem spojrzeli na moje dokumenty.

Josh zatrzymał auto i wysiadł z niego jakby się paliło. Po chwili już otwierał moje drzwiczki i pomagał mi się wygrzebać ze środka. Może przypadkiem może nie, jego ręka dotknęła moich nagich pleców zdecydowanie niżej niż powinna się znaleźć dłoń zwykłego przyjaciela. Odsunęłam się od niego i zaczęłam rozglądać nerwowo po okolicy próbując ukryć zmieszanie. Dałabym głowę, że po przeciwnej stronie ulicy stoi srebrne BMW. Dokładnie takie samo jakie ma Kendall, ale to przecież niemożliwe aby jego właściciel był moim przyjacielem. To na pewno tylko „taki sam”, a nie „ten sam” samochód.

- Czemu nie zabrałeś Kayslee do klubu? – zapytałam przerywając niezręczną ciszę panującą między nami.

- Jeszcze tego nie zrozumiałaś? – prychnął.

- Niby czego nie zrozumiałam? – zdziwiłam się jego pogardliwym tonem i zmarszczyłam brwi.

- Kayslee i ja to była jedna wielka ściema. Ona tylko chciała wzbudzić zazdrość w Kendallu no i poudawałem jej chłopaka. Jednak jak sama wiesz, żadne intrygi nie są jej potrzebne. Ewa wyjechała, a Kayslee ma wolną drogę do Kendalla. Na jego miejscu bym uważał.

- Chcesz mi powiedzieć, że tak o zgodziłeś się jej pomóc? – nie przejęłam się informacją dotyczącą mojej przyrodniej siostry. Na to niewiele mogłam poradzić, ale nurtowało mnie za to inne pytanie.

- Szczerze mówiąc, to też miałem swoje powody. A dokładniej jeden.

- Jaki?

- Ty głuptasie. Chciałem, żebyś zobaczyła mnie z inną. Miałem nadzieje, że zrozumiesz, że dalej coś do mnie czujesz i odejdziesz od Logana.

- Odeszłam od niego i bez waszego fałszywego związku. – warknęłam wściekła na niego przez to, że mnie oszukiwał.

Josh pogłaskał mnie po policzku i zbliżył swoją twarz do mojej. Wiedziałam, co chce zrobić i nie mogłam na to pozwolić. Nasze usta dzieliło od siebie zaledwie kilka centymetrów, a ja czułam na skórze jego ciepły oddech. Odepchnęłam go delikatnie, aczkolwiek stanowczo.

- Nie chcę żebyś mnie źle zrozumiał. Nie to, że mi na tobie zależy, ale może po prostu kocham cię jak członka swojej rodziny. Nie jak swojego chłopaka.

- Tylko, że ja cię dalej kocham. – przyznał patrząc mi w oczy. Miałam ochotę mu wygarnąć, że między nami wszystko skończone, ale powstrzymał mnie gestem i kontynuował. – Wiem, ty nie czujesz do mnie tego samego. Chciałem ci tylko powiedzieć, że będę tym kim chcesz żebym był. Mogę być twoim chłopakiem, ale mogę też zachowywać się po prostu jak twój brat albo jak najlepszy przyjaciel. Wystarczy mi tylko czas jaki spędzam w twoim towarzystwie. I rozumiem twoje zachowanie. – wyszeptał. – Nie będę ci się narzucać. Będę najlepszym przyjacielem jakiego kiedykolwiek miałaś.

- Nie chcę żebyś na mnie czekał. Istnieje prawdopodobieństwo, że nigdy nie zmienię zdania.

- Wiem to i jestem gotów na takie ryzyko. Wiedz, że zawsze będziesz mogła na mnie liczyć.

- Dzięki. Jeszcze zmienisz zdanie jak zacznę korzystać z twoich usług.

- Chciałoby się. – odparł ze śmiechem, który rozluźnił spiętą atmosferę panującą między nami.

Też nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Pociągnęłam Josha za rękę i weszliśmy do klubu. W środku było duszno i tłoczno. Panujący półmrok rozświetlały zielono-niebieskie lasery i od czasu do czasu pojawiała się między ludźmi sztuczna mgła. Dałabym głowę, że na drugim końcu sali widzę blond włosy Kendalla, ale równie dobrze to mógł być inny facet. Najpierw jego samochód na parkingu, a teraz chłopak podobny do niego. Już miałam jakieś urojenia i wzrok płatał mi figle.

- Skoro jesteś taki pomocny to może pójdziesz po drinki dla nas? – zagaiłam go próbując przekrzyczeć głośną muzykę.

- Jasne. – rzucił i poszedł w kierunku baru.

Obserwowałam jego oddalającą się sylwetkę z pewną obawą. Zaczęłam się bać tego klubu i tych ludzi. Mogłabym przysiąc, że chłopak koło mnie zaciągał się właśnie jakimś skrętem. Rozglądnęłam się nerwowo w poszukiwaniu jakichś znajomych osób, ale jak widać nikt z mojej szkoły nie chciał spędzić wieczoru na dyskotece. Nagle poczułam na ramieniu czyjąś rękę i podskoczyłam w miejscu. Obróciłam się powoli i stanęłam twarzą w twarz z Michaelem.

- Jezu! Chcesz żebym zawału dostała?! – wrzasnęłam wściekła.

- Nie chciałem cię wystraszyć. Przepraszam.

- Już ci wierzę.

- No dobra. Może trochę chciałem. – uśmiechnął się szeroko, a w jego policzkach ukazały się dołeczki. Westchnęłam mimowolnie przypominając sobie rysy twarzy Logana… - Chcesz drinka? – zapytał i podał mi jeden z kieliszków, który trzymał w ręce.

- Jasne. – odpowiedziałam i upiłam mały łyk. Skrzywiłam się trochę gdy poczułam smak alkoholu na języku, ale przemilczałam to.

- To tequila. – wyjaśnił pospiesznie Michael widząc moją minę. – Zatańczymy? – zaproponował.

- Z przyjemnością. – nie miałam pojęcia gdzie się podział Josh. Już dawno powinien wrócić, ale nie zamierzałam stać i czekać na niego jak jakaś kretynka.

Chłopak objął mnie w talii i delikatnie przycisnął do siebie. Najpierw próbowałam zachować między nami dystans, ale po kilku minutach tańca przestałam się opierać i oparłam Michaelowi brodę na ramieniu. Poczułam jego dłonie na swoim tyłku. Chciałam go odepchnąć, ale nie mogłam. Chłopak coś do mnie mówił, ale jego słowa zlewały się w jedno. Dosłownie w jednym momencie zaczęła boleć mnie głowa i zrobiło mi się niedobrze. Byłam bliska omdlenia i kolana się pode mną uginały. Michael wziął mnie na ręce i nie zważając na mój stan brutalnie przycisnął swoje wargi do moich. Jego palce błądziły po mojej twarzy by zatrzymać się tuż przy krawędzi mojej bluzki. Nie mogłam nic zrobić bo kończyny odmówiły mi posłuszeństwa. Mogłam tylko bezradnie przyglądać się jak zanosi mnie na tyły klubu i zdziera ze mnie ubranie.

----------------------

Muhaha xD. No to troszeczkę akcji z dedykiem dla Wery. <3. Już niedługo 8,5k wyświetleń. Dzięki za 150 komentarzy i liczę, że będą następne. :D



You should follow... <3.

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 74.

*oczami Wery, następnego dnia popołudniu*

Po wczorajszym zajściu na ulicy kazałam Joshowi aby mnie po prostu odwiózł do domu. Już nie obchodziła mnie reakcja rodziców na mój płacz. W tamtej chwili nie chciałam z nim przebywać. Jak on mógł uderzyć Logana? Czułam się odpowiedzialna za ich oboje i chciałam załagodzić konflikt między nimi, któremu sama byłam winna, ale Joshowi nie mogłam przemówić do rozsądku, a z Loganem nie miałam najmniejszej ochoty zamienić choćby jednego słowa. Na moje szczęście rodzice już dawno spali i nie musiałam się nikomu tłumaczyć.

Pomimo tego, że do domu wróciłam późno w nocy, to i tak nie mogłam zasnąć. Rzucałam się cały czas po łóżku dręczona wspomnieniami przywoływanymi przez mój mózg. Wszystkie dotyczyły Logana i wczorajszego incydentu na ulicy. Przed oczami wciąż miałam obraz jego zakrwawionej twarzy i tego, jak całował Mirandę. Nie powinno mnie obchodzić co się z nim stanie, ale i tak się o niego martwiłam. Pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że sam sobie opatrzy ranę albo pojedzie do szpitala, chociaż znając go to od razu zwątpiłam w drugą opcję. Logan był typem faceta, który nienawidził prosić kogoś o pomoc. On sam chciał być bohaterem i wybawiać ludzi z opresji.

Sen zmorzył mnie dopiero koło piątej rano jednak nie na długo. Zaraz gdy słońce zaczęło wschodzić i poczułam jego promienie na swojej skórze, ponownie się obudziłam. Próbowałam zasnąć, ale już mi się nie udało. To taka nauczka na przyszłość, żeby zasłaniać na noc rolety. Leżałam tylko jak kłoda, która użala się nad sobą.

Wygrzebałam się z łóżka dopiero wtedy, gdy usłyszałam burczenie w swoim brzuchu. No tak. Teoretycznie powinnam już być po obiedzie. Bez chęci do życia poszłam do łazienki. Popatrzyłam w lustro na swój przerażający widok. W sumie nie powinnam się dziwić, że Logan mnie zdradził. Żaden facet nie chciałby dziewczyny z podkrążonymi oczami i pozlepianymi włosami. Poczułam wzbierające we mnie łzy. Odetchnęłam głęboko aby się uspokoić, ale nie przyniosło to większych efektów. A jeszcze wczoraj obudziłam się koło chłopaka, którego naprawdę kochałam. I co najgorsze, chłopaka, którego dalej kocham bez znaczenia na to, co mi zrobił.

Wzięłam długi prysznic na rozluźnienie. Gorąca woda nie ukoiła moich starganych nerwów, ale za to była przyjemna. Dopiero stojąc tak i bijąc się z myślami uświadomiłam sobie, że nie poszłam do szkoły. Zupełnie o tym zapomniałam, ale też nie miałam na to siły ani ochoty, żeby tam iść. Chciałam tylko żeby wczorajszy dzień się nigdy nie wydarzył. Żeby ta impreza była tylko jednym złym snem, ale to był szczyt marzeń.

Z pod prysznica wyszłam dopiero, gdy skończyła się ciepła woda. Owinęłam się w ręcznik i ze szczotką do włosów w ręce podeszłam do okna. Na ulicy stało BMW Kendalla z nim i Ewą w środku. Myślałam, że będą się całować, ale oni tylko rozmawiali. Odruchowo dla lepszego kamuflażu zaczęłam rozczesywać swoje poplątane włosy. Tak na wszelki wypadek gdyby jednak popatrzyli w okno mojej sypialni. Nie chciałam ich podglądać, ale czułam, że oddaliłam się od przyjaciółki w ostatnim czasie i chciałabym wiedzieć co u niej. Nawet jeśli zakładało to oglądanie jej amorów gdy mam złamane serce.

Ogarnij się, skarciłam się w duchu i wróciłam do łazienki by dokończyć poranną toaletę. Ledwo zdążyłam się ubrać, gdy usłyszałam, że ktoś zadzwonił dzwonkiem przy drzwiach. Nie miałam ochoty z nikim teraz rozmawiać, ale nie mogłam się też izolować. Zrezygnowana poszłam na dół zobaczyć kogo niesie. Zanim otworzyłam mojemu niespodziewanemu gościowi chciałam przywołać na swoją twarz coś na kształt uśmiechu i dopiero wtedy otworzyłam drzwi.

Moim oczom ukazała się postać Ewy, która ledwo powstrzymywała łzy. Dziewczyna zagryzła wargę próbując ukryć swój stan, ale za późno. Zdążyłam zauważyć, że coś się stało.

- Jak się czujesz? – zaczęła wchodząc do środka uprzedzając moje pytanie.

- A jak mam się czuć? Czuję się jak zdradzona idiotka, która mimo oszustw swojego byłego dalej go kocha.

- Masz zamiar mu wybaczyć? – zagaiła z zainteresowaniem i usiadła na krześle w kuchni.

- Na chwilę obecną nie chcę go widzieć na oczy. – oparłam się o blat i wbiłam wzrok w kafelki na podłodze. – Ale możemy o tym nie mówić? Proszę.

- Jasne. – mruknęła i zaczęła bawić się jabłkiem leżącym nieopodal niej.

- Tylko po to tu przyszłaś? Żeby się dowiedzieć co z Loganem? – zapytałam ze słyszalną w głosie niechęcią, której nie udało mi się ukryć. Nie chciałam być nie miła, ale wolałam nie rozmawiać o tej sprawie. – I dlaczego masz na sobie wczorajszą sukienkę? – przypatrzyłam jej się dokładnie pochylając się w jej kierunku.

- Nie domyślasz się? – zarumieniła się lekko, ale widać było, że mimo tej smutnej wiadomości, której jeszcze z niej nie wydobyłam, jest szczęśliwa.

Nagle dotarły do mnie wszystkie fakty. No tak. Przecież Kendall ją odwiózł, więc rozwiązanie było oczywiste.

- O. Mój. Boże. – wykrztusiłam prostując się. – Zrobiliście to!

- No brawo. – próbowała powstrzymać śmiech, ale jej się nie udało.

- I co z naszym postanowieniem?

- Hej, to ty pierwsza złamałaś obietnicę!

- I chyba już tego żałuję. Proszę, nie rozmawiajmy o tym, dobrze?

- Właściwie nie jestem tu po to, żeby rozmawiać z tobą o moim życiu intymnym. – przyznała i odetchnęła głęboko zbierając się na odwagę. – Przyszłam się z tobą pożegnać.

Zaśmiałam się nerwowo myśląc, że to jakiś kolejny głupi żart.

- Jaja sobie robisz, prawda? Przecież miałaś wyjechać dopiero po zakończeniu szkoły.

- Moja mama jak widać trochę zmieniła plany. I już wiem dlaczego wracamy do Polski.

- Oh. Ale co z Kendallem?

- Wiesz, myślałam, że to już koniec. Związek na odległość może się nam nie udać, a ja nie chcę go ograniczać. Jednak dzisiaj rano całą sytuację zmienił pewien list.

- Możesz nie mówić zagadkami? – popędziłam ją z entuzjazmem.

- Dostałam stypendium w Stanford. – powiedziała cicho.

- Gratuluję! – ucieszyłam się i przytuliłam ją mocno. – Więc od października znowu będziesz w Los Angeles.

- Tusze zie. – wysapała odsuwając mnie od siebie ze śmiechem. Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko potrafiła zmieniać nastrój. Jak tu przyszła to wyglądała jakby ktoś umarł, a teraz normalnie się śmiała i po smutku nie było już śladu. – A ty? Dostałaś się?

- Szczerze, to nie wiem. Jeszcze nie dostałam odpowiedzi.

- Na pewno się dostaniesz. Wierzę w ciebie. Będziemy chodzić razem na studia!

- A ty będziesz mogła znowu być z Kendallem.

- I to jest chyba najlepsza strona tego stypendium. – uśmiechnęła się szeroko.

- Kiedy masz samolot? – zapytałam zmieniając temat i tym samym sprowadzając nas na ziemię.

- Teoretycznie powinnam już iść.

Bez słowa wstała i zaczęła iść w kierunku wyjścia, jednak zatrzymała się przed drzwiami i uściskała mnie na pożegnanie.

- Czyli zobaczymy się dopiero w październiku. – powiedziała powstrzymując łzy.

- Nie bój się. Kendall coś wymyśli i zobaczymy się wcześniej. Oczywiście znając jego romantyczną stronę. – uśmiechnęłam się do niej krzepiąco.

- Nie o to mi chodzi. Wiem, że wiesz, że jesteśmy siostrami. I nie mam pojęcia dlaczego mi tego nie powiedziałaś. – w jej głosie słychać było wyrzut.

Nie zdążyłam jej wszystkiego wyjaśnić bo dziewczyna otworzyła drzwi i zderzyła się z Joshem stojącym na zewnątrz. Chłopak chyba chciał właśnie zapukać, ale nie zdążył. Ewa minęła go wymrukując tylko zwykłe „Cześć!” i poszła do siebie do domu.

- Ubierz się w coś wystrzałowego i idziemy do klubu. – rzucił Josh i pocałował mnie w policzek na powitanie.

--------------------------

8k wyświetleń! I już prawie 150 komentarzy. Dzięki wielkie <3.

Stypendium to pomysł Oli. (obiecałam więc wspominam ;*). W następnej notce trochę więcej akcji. Zdradzę, że pojawi się znowu Michael i narkotyki. <3. A tu taka reakcja Wery na notkę... --->



 

wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 73.

Byłam wściekła na rodziców za ukrywanie przede mną faktu, że mam siostrę. Przez kilkanaście lat przyjaźniłam się z Weroniką, chodziłyśmy razem wszędzie, nocowałyśmy u siebie, a ja nie zauważyłam między nami podobieństwa? Jak byłyśmy małe to chciałyśmy aby się okazało, że jesteśmy siostrami, które odnalazły się po latach, ale to była dziecięca wyobraźnia. Nie mówiłyśmy tego na serio. Czasami trzeba uważać czego sobie człowiek życzy, bo to się jeszcze spełni i to w najmniej oczekiwanym momencie.

Nie wiedziałam jakim cudem, ale szybciej niż oczekiwałam, znalazłam się w domu Kendalla. Na ulicy nie było żywego ducha. Spojrzałam na zegarek. No tak. Dochodziła druga w nocy. Miałam tylko nadzieję, że ktoś będzie u niego w domu. Nie miałam zamiaru wracać do siebie i do wściekłej mamy. Skoro jutro miałam wyjechać z Los Angeles to dzisiejszą noc chcę spędzić tak jak sobie zamarzę.

Już po kilku kilometrach wysokie szpilki, które założyłam zaczęły mi się dawać we znaki. Czułam, że zaraz nogi mi odpadną. Stopy miałam całe poranione. To taka wskazówka, żeby następnym razem wziąć ze sobą plastry na odciski. Ściągnęłam buty i resztę drogi pokonałam na bosaka. Nie dbałam o to, że chodnik był brudny i w dalszym ciągu jeszcze nagrzany od kalifornijskiego słońca, ale wszystko było lepsze od mordęgi na obcasach.

Stanęłam pod drzwiami do domu Kendalla. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Mimo późnej pory po chwili ze środka budynku wyszedł chłopak ubrany w pośpiechu narzucone spodnie i w szarą koszulkę ze Spider-Manem.

- Co tu robisz? Czyżbyś się za mną stęskniła i przyszła dokończyć to co zaczęliśmy robić w samochodzie?– zażartował z uśmiechem, ale gdy zlustrował mnie wzrokiem i zobaczył mój strój oraz buty w ręce od razu zrzedła mu mina.

- Obudziłam cię? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie ignorując jego zalotną wypowiedź. Oczywiście, że go obudziłam, bo inaczej by tak nie wyglądał.

- Nie. Logan zrobił to jakieś pół godziny wcześniej.

- Jest tu? – zdumiała mnie ta informacja. Byłam przekonana, że będziemy sami.

- Josh mu przywalił. – popatrzyłam na niego przerażonym wzrokiem. – Nic mu nie jest. – zapewnił szybko widząc moją gwałtowną reakcję. – Ma tylko stłuczony nos i rozwaloną wargę. Poza tym jest tym samym idiotą, którym był, gdy całował się z Mirandą.

- Jesteś pewny, że nie trzeba pojechać  z nim do szpitala? Może ten nos jest złamany?

- Nic mu nie będzie. Nafaszerował się środkami przeciwbólowymi, a teraz śpi jak zabity w pokoju na górze.

- Na stłuczony nos wystarczy okład z lodu, geniusze.

- To zwykły środek przeciwbólowy. Nic mu nie będzie. Lekarstw chyba nie wziął z powodu nosa tylko przez Werę. – spuściłam wzrok i wbiłam go w swoje brudne od kurzu stopy. – Może wejdziesz? – szedł mi z drogi i zaprosił mnie gestem do środka.

Posłusznie spełniłam jego polecenie i poszłam od razu do salonu z chłopakiem za swoimi plecami. Buty rzuciłam w pierwszy lepszy kąt, nie dbając o to co się z nimi stanie, a sama usiadłam na kanapie.

- Pokłóciłam się z mamą. – powiedziałam cicho walcząc ze wzbierającymi we mnie łzami.

Nie trzeba było mu tego dwa razy powtarzać. Kendall natychmiast usiadł koło mnie i wziął mnie w objęcia. Wtuliłam twarz w jego tors i wybuchłam głośnym płaczem. Chłopak nic nie mówił co było mi na rękę. Nie byłabym w stanie teraz wykrztusić z siebie ani jednego sensownego zdania. Pozwolił mi tylko niszczyć sobie koszulkę moimi słonymi łzami.

W przypływie kolejnej fali emocji zarzuciłam mu ręce na szyję i gwałtownie przywarłam swoimi ustami do jego. Nie tylko ja byłam zdziwiona swoim zachowaniem, jednak Kendall nie protestował. Gdy się całowaliśmy przynajmniej nie ryczałam.

- Przepraszam. – szepnęłam odrywając się od niego.

- Za co? – zmarszczył uroczo brwi.

- Za te moje wahania nastroju. W jednej chwili chcę wszystkich pozabijać, w drugiej ryczę jak małe dziecko, a w trzeciej rzucam się na ciebie.

- Wiesz, osobiście najbardziej lubię u ciebie ten trzeci stan, ale jakoś rzadko go miewasz. – musnął mnie ustami w czoło. – Powiesz mi teraz czemu płakałaś?

Otarłam łzy wierzchem dłoni i zaczęłam wyrzucać słowa z siebie niczym rzeka. Opowiedziałam Kendallowi o reakcji mojej mamy na nasze całowanie, o naszej kłótni odnośnie wyjazdu, o zdradzie mojego taty, no i o tym, że mam siostrę. Tak samo jak ja nie mógł uwierzyć, że Weronika jest moją siostrą. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że mam rodzeństwo. Wychowywana byłam jako jedynaczka i dobrze mi z tym było. Nawet w moim najbliższym otoczeniu nie było dzieci i jak na złość nie miałam kuzynów w zbliżonym do mnie wieku.

Chłopak słuchał ani razu mi nie przerywając. Bałam się, że go zanudzę moimi zmartwieniami i problemami z rodzicami, ale było wręcz odwrotnie. Przez cały czas mnie przytulał i dodawał otuchy nie używając słów, co było cenniejsze niż jakiekolwiek puste zdania, które nic nie mogły zdziałać. Pozwoliłam sobie przy nim na szczerość, ale nie wspomniałam tylko o jednej rzeczy. O tym, że jutro w południe wyjeżdżam na drugi koniec świata. Po prostu nie mogłam mu tego powiedzieć.

Gdy skończyłam, zapadła cisza, przerywana jedynie przez ciche tykanie zegara stojącego na szafce nieopodal. Wpatrywałam się w Kendalla ze smutkiem, bo wiedziałam, że to są nasze ostatnie chwile, które spędzimy razem. Po chwili chłopak ziewnął przeciągle co uświadomiło mi która jest godzina.

- Nie jesteś zmęczony? – zapytałam zmieszana moją niedbałością.

- No, może trochę. – przyznał. – Ale nie chcę iść spać.

- Ja też nie chcę spać. Tylko, że nie powiedziałam ci jeszcze o jednej rzeczy.

- Masz jeszcze brata? – próbował mnie rozbawić, ale odniósł marny skutek.

- Haha. Chciałoby się. – odpowiedziałam z sarkazmem. – Nie o tym mówię.

- Więc?

Ręce zaczęły mi się trząść. Bałam się tego, jak on zareaguję na tą informację, ale musiałam mu powiedzieć. Przecież i tak się dowie, a jak wyjadę bez pożegnania to sprawię przykrość nie tylko sobie, ale i jemu. Wzięłam głęboki oddech na uspokojenie i wbiłam wzrok w swoje dłonie.

- Jutro wyjeżdżam do Polski. – powiedziałam szybko.

- Ale… - krew odpłynęła z twarzy Kendalla. Widać, że go to zaskoczyło. – Przecież miałaś jechać za dwa tygodnie.

- Nie mam pojęcia czemu mama zmieniła plany. Chyba od początku było ustalone, że jedziemy jutro, a mnie tylko okłamali, że mogę tu odebrać dyplom.

- Więc to dlatego tu przyszłaś…

- Po części tak, bo… - zająknęłam się i natychmiast moja twarz zrobiła się czerwona ze wstydu.

- Po części tak bo co? – uśmiechnął się przybliżając swoją twarz do mojej.

- Bo to.

Dzielący nas dystans pokonałam jednym zgrabnym ruchem i popchnęłam Kendalla by się położył na kanapie. Natychmiast przywarłam swoimi ustami do jego. Przylgnęłam całym swoim ciałem do jego torsu starając się by nie dzieliła nas żadna wolna przestrzeń. Zaczęłam niezgrabnie ściągać mu koszulkę przez głowę jednak gdy chłopak to zauważył, przerwał mi tę czynność.

- Co ty chcesz zrobić? – wykrztusił zdumiony próbując złapać oddech, ale nie odsunął się ode mnie.

- Jesteś dorosłym facetem i myślę, że doskonale wiesz o co mi chodzi. – wysapałam i ponownie odnalazłam jego usta.

Gdy tym razem ściągałam mu koszulkę, nie przeszkodził mi. Po chwili T-shirt leżał na ziemi, a ja gładziłam dłońmi po jego umięśnionym brzuchu. Poczułam jego dłonie próbujące rozpiąć mi zamek w sukience, ale widać było, że miał z nim problem.

- Zaciął się. – zażartował.

Zaśmiałam się cicho i pomogłam mu w tej czynności. Sukienka opadła na podłogę pozostawiając mnie w samej czarnej bieliźnie z koronkami. Jak ja się cieszyłam, że ubrałam akurat ten komplet. Sięgnęłam do rozporka Kendalla i zaczęłam go powoli odpinać. Położył mi jednak dłoń na nadgarstku i spojrzał mi głęboko w oczy.

- Jesteś pewna? – zapytał szczerze.

W odpowiedzi pociągnęłam go do sypialni znajdującej się na piętrze byśmy oboje mogli opaść na jego zdecydowanie większe od kanapy łóżko.

----------------

Zaraz 8k wyświetleń... --->     <3. ;*

Notka ciut dziwna, ale jest. ;D. Zapraszam do komentowania.

A tu taka Sydney. Ten pies mnie rozwala xD. ->

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział 72.

*oczami Wery, w międzyczasie*

Szłam przed siebie przez cały czas zalewając się łzami. Wiedziałam, że płacz nic nie pomoże, że nie odwróci tego co zrobił Logan, ale nie mogłam przestać się nad sobą użalać. Bardzo często się potykałam bo po prostu nie widziałam drogi przez swoje zapłakane oczy. Cieszyłam się jednak w duchu, że nie założyłam na tą imprezę tych czarnych szpilek, które sobie niedawno kupiłam. Teraz pewnie bym siedziała na ulicy z zakrwawionymi nogami. Dzięki ci Bogu za to, że ktoś wymyślił zwykłe baleriny.

- Weronika! – usłyszałam czyjś aż za dobrze znajomy mi głos przepełniony bólem.

Schowałam się za pierwszym lepszym drzewem w obawie, że Logan mnie zobaczy. Przylgnęłam całym ciałem do kory i wstrzymałam oddech. Chłopak podbiegł do oddalonej ode mnie o kilka metrów latarni i przystanął pod nią.

- Wiem, że tu jesteś. – powiedział w stronę mojej kryjówki. – Chciałem tylko z tobą porozmawiać. Muszę ci wyjaśnić to co zobaczyłaś u Jamesa. Proszę.

Osunęłam się na ziemię i objęłam kolana rękoma. Na nowo wybuchłam płaczem bez zważania na to czy Logan mnie usłyszy.

- Odejdź. – szepnęłam bezsilnie.

- Ja.. – zająknął się. – Ja rozumiem, że tak zareagowałaś. Sam siebie nienawidzę za to co ci zrobiłem. – podszedł do mnie ale odsunęłam się od niego ze wstrętem. Chłopak położył na ziemi koło mnie mój pierścionek zaręczynowy. – Zatrzymaj go. Jeśli naprawdę go nie chcesz to możesz go wyrzucić albo sprzedać. Nie będę ci miał tego za złe.

Nie skomentowałam tego. Zaczęłam po prostu go ignorować i wsłuchiwałam się w odgłosy przejeżdżających niedaleko nas samochodów. Najgorsze było to, że Logan prawdopodobnie zdradził mnie z mojego powodu. Może czegoś nie zrobiłam? Gdybym zachowywała się bez zarzutu to on przecież nie czułby potrzeby obściskiwania się z innymi dziewczynami.

- Przepraszam. Nie wiem dlaczego to zrobiłem, ale to był największy błąd w moim życiu.

W jego głosie było tyle bólu, że miałam ochotę podbiec do niego i go uściskać. Mogłabym zrobić wszystko byleby znowu z nim być. To ja powinnam zabiegać o jego miłość, a nie on o moją.

- Daj mi trochę czasu, dobrze? – zapytałam go o dziwo bez zająknięcia się. – A teraz mnie zostaw.

O dziwo posłuchał. Ośmieliłam się na niego spojrzeć i natychmiast tego pożałowałam. Wyglądał wprost nieziemsko. Miał zmierzwione od biegu włosy. W normalnym okolicznościach pewnie rozbawił mnie ten widok, bo przecież Logan zawsze miał nienagannie ułożoną fryzurę. Jak ja mogę myśleć o jego włosach? On mnie zdradził! Skarciłam się w myślach. Mimo wszystko patrzyłam po części smutnym, ale i po części wściekłym wzrokiem na jego oddalającą się sylwetkę.

Gdy chłopak zniknął za zakrętem zakryłam twarz dłońmi. Nie wiedziałam jak długi czas spędziłam w tej pozycji, ale miałam to zasadniczo gdzieś. Myślałam o wszystkim i o niczym. O naszym pierwszym lunchu podczas którego Logan mnie pocałował, a ja potem go uderzyłam przekonana o tym, że ma dziewczynę. Później mnie przeprosił w taki sposób, że nie mogłam mu nie wybaczyć. Kolejny raz mnie przepraszał po pocałunku z Zuzą, a później mi się oświadczył. Wtedy też nie mogłam mu odmówić. Jestem po prostu słabą dziewczyną, która daje się wykorzystywać. Gdyby on mnie naprawdę kochał to czy by mnie zdradził?

Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero odgłos kroków niedaleko mnie. Czy ten gościu nie rozumie co znaczy żeby dał mi trochę czasu? Nie zauważyłam nawet gdy przestałam płakać. Teraz tempo wpatrywałam się w swoje dłonie.

- Odwal się. – warknęłam bez zaszczycania przybysza ani jednym spojrzeniem.

- Nie jestem tym kim myślisz, że jestem. – odezwał się Josh i przykucnął przede mną. – Ja też mam sobie stąd iść?

- Przepraszam. – wykrztusiłam podnosząc wzrok i patrząc mu w oczy.

- Chodź. Odwiozę cię do domu.

- Nie chcę wracać do domu.

- Czemu? Coś się stało?

- Ostatnio jest jakaś napięta atmosfera i wiesz przecież, że Ewa mieszka naprzeciwko. Zaraz by przyleciała dowiedzieć się wszystkiego co się stało między mną i Loganem, a nie chcę by mnie pocieszała, bo marnie jej to wychodzi. – to nie był jedyny powód. Nie chciałam w tym stanie tłumaczyć się rodzicom dlaczego to Josh mnie odwozi, a nie Logan.

- To w takim razie chodź i pojedziemy do mojego domu.

- Chyba sobie żartujesz. – prychnęłam.

- Nie w tym sensie. Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz? – przypomniał mi.

Westchnęłam tylko głęboko i zaczęłam niezgrabnie podnosić się z ziemi. Nie zamierzałam przecież przez całą noc siedzieć pod drzewem w centrum miasta. Zaczynało robić się zimno. Josh widział moje zmagania i podążył mi z pomocnymi rękami. Zadrżałam. Chłopak zarejestrował to, zdjął swoją kurtkę i okrył mnie nią. Byłam mu za to bardzo wdzięczna, ale powstrzymałam się od podziękowania mu.

- Gdzie masz samochód? – zapytałam z udawaną obojętnością.

W sumie to bardzo się ucieszyłam, że nie będę musiała znowu iść bo nogi mi już po prostu odpadały.

- Tam za zakrętem. – przełknęłam głośno ślinę z wyraźną obawą. Przecież Logan całkiem nie tak dawno poszedł właśnie w tamtym kierunku. – Nie martw się. – domyślił się o co mi chodzi. – Nie pozwolę mu się znowu do ciebie zbliżyć. On już cię nie zrani i ja tego dopilnuję.

Ostatnie zdanie wypowiedział tak stanowczo, że aż się go przeraziłam. Zabrzmiało to jak jakaś groźba.

- Nie mów tak.

- On cię zdradził. – zauważył zupełnie niepotrzebnie. – Nie popełni znowu tego samego błędu. – objął mnie opiekuńczo ramieniem i podążyliśmy w uprzednio wskazanym przez niego kierunku.

- Ja też cię zdradziłam a jakoś nie odnosisz się do mnie w taki sposób.

- Ty to co innego. Nie zrobiłaś tego na moich oczach.

- Ale ja przyrzekłam, że wyjdę za mąż za innego faceta! – krzyknęłam wyrywając się z jego uścisku.

- Wziąć cię na ręce? – zignorował mój wybuch. – Wyglądasz jakbyś miała zaraz zemdleć.

- Nie, nie fatyguj się. – warknęłam i nie oglądając się za siebie zaczęłam iść szybkim krokiem w stronę samochodu Josha.

Minęłam ścianę z gigantycznym napisem „Spermenson” i mimo mojego ponurego nastroju, uśmiechnęłam się pod nosem. Za rogiem zobaczyłam jednak Logana opierającego się o słup, wpatrzonego prosto we mnie. Zrzedła mi mina i krew odpłynęła mi z twarzy. Zatrzymałam się niezdolna do najmniejszego ruchu. Josh dogonił mnie nie wiedząc dlaczego tak dziwnie zareagowałam, ale gdy się zorientował było za późno.

- Ty zawsze w pogotowiu. – warknął Logan podchodząc do nas.

- Nie musiałbym jej pomagać i jej pocieszać gdyby nie ty. – odpowiedział Josh wypranym z emocji głosem.

- Odwal się od niej.

- Raczej to ty powinieneś stąd iść, bo inaczej ci pomogę.

- Nie będziesz mi mówił co mam robić.

- Oh, nie będę? Wera? Powiedz mu, że ma stąd iść.

Nie mogłam wydobyć z siebie słowa zaskoczona ich wzajemną nienawiścią, którą do siebie żywili. Pokiwałam przecząco głową powstrzymując kolejną falę łez.

Josh przyjął moje milczenie inaczej niż tego chciałam. Zanim się zorientowałam, jego prawa ręka wystrzeliła w powietrze i walnęła Logana prosto w nos. Chłopak zatoczył się do tyłu od siły uderzenia i zakrył twarz rękami.

- Josh! – krzyknęłam przerażona.

Logan starał się to ukryć, ale jednak zauważyłam, że z jego wargi i nosa sączyły się strużki czerwonej niczym szkarłat krwi.

------------------

Już 7,5k wyświetleń bloga... <3. "Oh, Loganie, zabeczajmy się!" <--- Nie zapomnę tego, Wera. ;D No i z dedykiem dla cb notka. Musiałam dać taką końcówkę, ale u cb jest gorzej więc się ciesz. ;p

Logan gdy zobaczył Josha:



Zdjęcie autorstwa Melissy ("Spermenson" także xD):



Fuck Yeah.