niedziela, 29 września 2013

Rozdział 92.

Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Nie powinnam była w ogóle otwierać ust. To można było przewidzieć, że padną z nich niepożądane słowa. Weronika powinna sama wszystko wyjaśnić Loganowi, a ja niepotrzebnie się we wszystko wtrąciłam. Może po prostu w głębi serca miałam przeczucie, że moja siostra powiadomi świat o ciąży dopiero wtedy, gdy dostanie pierwsze skurcze przed porodem.

Wszyscy patrzyli na mnie jak na trędowatą. Nigdy chyba bardziej nie marzyłam o tym by po prostu rozpłynąć się w powietrzu.

Przekalkulowałam w myślach odległość, która dzieliła mnie od schodów do sypialni dla gości. Muszę tam dojść, zanim się rozpłaczę i nim ktokolwiek mnie taką zobaczy.

Obróciłam się na pięcie i bez słowa pobiegłam na górę, po drodze potykając się o własne nogi i gubiąc jednego buta. Zaklęłam siarczyście, ale nie zatrzymałam się. Nie obchodziło mnie teraz co się stanie z tymi przeklętymi balerinami. Drugą też mogę wyrzucić.

Dotarłam do pierwszego lepszego pokoju i zamknęłam do niego drzwi z głośnym trzaskiem. Podeszłam do łóżka i opadłam na nie z bezsilności, która ogarnęła moje ciało. Nie chciałam tu być. Nie miałam pojęcia jak Logan zareagował na wiadomość o ciąży Weroniki. Znałam go i wiedziałam, że nic złego jej nie zrobił. Był odpowiedzialnym facetem i na pewno sprosta temu zadaniu. Nie miał innego wyjścia.

Jedyne o czym teraz marzyłam, to leżenie z puszką pepsi pod kołdrą i czytanie książki.

Drzwi cicho skrzypnęły. Poderwałam się na ten dźwięk i popatrzyłam w tamtym kierunku. W progu stał Kendall ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzy. Opierał się nonszalancko o framugę, a w ręce coś trzymał. Mojego buta.

- Chyba coś zgubiłaś – powiedział i podszedł do mnie.

Łóżko ugięło się nieznacznie pod jego ciężarem, a po chwili byłam już w jego ramionach i kolejny raz niszczyłam mu koszulę słonawymi łzami. Chłopak nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Położył mi brodę na głowie i czekał, aż się choć trochę uspokoję.

- Hej – zaczął, wplatając mi palce we włosy. – Wszystko będzie dobrze.

- Nie będzie – warknęłam o dziwo nie łamiącym się głosem i zbyt ostrym jak na mój aktualny stan.

- Oboje dobrze wiemy, że Wera nie powiedziałaby Loganowi prawdy. Tak właściwie wyświadczyłaś im przysługę.

- N-nie – wychlipałam. W moim tonie już nie było słychać wcześniejszej hardości. – On-na powin-na sama to wszystko wyj-jaśnić.

- Nie możesz się tym teraz zadręczać – mruknął całując płatek mojego ucha.

- Wera m-mnie zabije.

Kendall nie odpowiedział. Wzmocnił jedynie uścisk i zaczął cicho nucić jakąś nieznaną mi melodię. Nie chciałam żeby mnie widział w takim stanie. Zapłakana twarz i katar cieknący z nosa. Zasługiwał na lepszą dziewczynę, a w odwecie dostał mnie.

Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę nic nie mówiąc. Zaczęłam rozmyślać o ostatnich miesiącach. Brakowało mi Kendalla, jego głosu, jego dotyku, a mimo to czekałam aż to on zrobi pierwszy krok. I robił. Teraz byłam na siebie wściekła za to, że nie odpowiadałam na jego wszystkie telefony, smsy, a nawet i listy.

- Kocham cię – wyszeptał mi chłopak do ucha. Odsunął się na nieznaczną odległość i ujął moją twarz w dłonie by mógł spojrzeć mi w oczy.

Uśmiechnęłam się lekko przez łzy. Zawsze gdy na niego patrzyłam, nieważne jak byłabym smutna, robiło mi się lepiej. Chciałabym, aby ta chwila trwała wiecznie. Żebyśmy byli sami i nikt nie miał do nas o nic pretensji.

- Dlaczego ja nie potrafię zamknąć buzi wtedy gdy to potrzebne? A gdy muszę się odezwać, to jakoś nigdy tego nie robię?

- Bo jesteś sobą – mruknął cicho, próbując stłumić śmiech.

- Wielkie dzięki.

Kendall uniósł lekko mój podbródek do góry i zbliżył swoją twarz do mojej. Serce zaczęło mi bić, jakbym przebiegła dystans stu metrów sprintem. Doskonale wiedziałam, że chłopak zdaje sobie sprawę z tego, jak na mnie działa i naumyślnie wykorzystywał to w takich chwilach jak ta.

- Przepraszam – powiedział, odrywając się ode mnie.

- Za co? – Zmarszczyłam brwi.

- Za rodziców. Powinienem był cię uprzedzić, że tu będą, a tak to postawiłem cię pod faktem dokonanym.

- Gdyby nie ta impreza pewnie nigdy bym ich nie poznała.

Chciał zaprzeczyć, ale uciszyłam go gestem. Zarzuciłam mu ręce na szyję i z braku cierpliwości, jednym ruchem pokonałam odległość dzielącą nasze usta. Jęknął cicho, gdy się zetknęły, a ja dosłownie rozpłynęłam się pod jego delikatnym dotykiem. To było dziwne, że od poważnej rozmowy tak szybko potrafiliśmy przejść do przyjemnych rzeczy.

Chłopak położył mi dłonie na łopatkach i czule zaczął błądzić nimi po całych moich plecach. Zatrzymał je na talii z obawą czy może sobie pozwolić na więcej. Nie odepchnęłam go od siebie co wziął za odpowiedź twierdzącą i pociągnął mnie za sobą na łóżko. Przewrócił się na plecy i w efekcie końcowym wylądowałam na nim.

- Brakowało mi tego – wysapałam próbując złapać oddech. Przejechałam nosem po obojczyku Kendalla, rozkoszując się jego zapachem.

Uniosłam dłonie na wysokość jego twarzy i z wyczuciem zaczęłam śledzić opuszkami palców jego rysy. Dłużej zatrzymałam się przy zmarszczce, która utworzyła mu się między brwiami ze zmartwienia. Zarumieniłam się, gdy mój umysł zalały wspomnienia naszej wspólnej nocy zaraz przed tym jak wyjechałam.

Chłopak złapał moje ręce w nadgarstkach i pocałował knykcie. Przewrócił nas gwałtownie tak, że teraz to on przyciskał mnie całym ciałem do łóżka. Zgniatał mi żebra, ale nie obchodziło mnie to. Liczyło się tylko tu i teraz.

Bez wysiłku ponownie odnaleźliśmy swoje usta. Dłoń Kendalla nagle wylądowała na moim udzie. Drugą zaś położył mi na brzuchu, lekko podwijając bluzkę do góry i odsłaniając mój koronkowy stanik. Zamarłam w oczekiwaniu jaki będzie jego następny krok, ale ku mojemu zdziwieniu, chłopak odepchnął mnie od siebie. Wstał z łóżka i niespokojnie przeszedł na drugi koniec pokoju. Oparł się o ścianę i zamknął oczy. Nie chciałam na niego naciskać, żeby mi powiedział o co chodzi. Podniosłam się jedynie do pozycji siedzącej i poprawiłam swoje ubranie w oczekiwaniu na to, aż Kendall w końcu coś z siebie wykrztusi.

- Muszę ci coś powiedzieć – zaczął.

Cierpliwie czekałam, aż skończy. Pewnie usłyszę od niego to, co chciał mi powiedzieć na dole.

W tym momencie z salonu dobiegły nas krzyki i okropny hałas jakby coś się stłukło.

- Co to było? – Wydusiłam z siebie przestraszona. Nie wiedziałam o co chodzi. Na dole coś się dzieje, mój chłopak próbuje mi powiedzieć coś ważnego, a ja nie wiem co robić. O co mu chodziło?

Poderwałam się z łóżka zupełnie zapominając o tym, co przed chwilą usłyszałam. Albo raczej czego nie zdążyłam się dowiedzieć. Wybiegłam z pokoju bez oglądania się za siebie i patrzenia czy Kendall pójdzie za mną. Dobrze wiedziałam, że tak zrobi. Zatrzymałam się jednak na półpiętrze i próbowałam dosłyszeć co się stało. Ktoś krzyczał. Kendall chciał coś powiedzieć, ale uciszyłam go gwałtownym ruchem ręki. Chłopak ujął moją dłoń, próbując dodać mi otuchy, ale tym razem marnie mu to wyszło.

- Przepraszam – usłyszeliśmy łamiący się głos Nialla.

Czym prędzej pokonałam ostatnie stopnie schodów i wpadłam do salonu dalej nie wypuszczając dłoni Kendalla z uścisku. Widok, który zastaliśmy nie powinien mnie zdziwić, jednak i tak wydałam z siebie okrzyk zaskoczenia. Na środku pokoju stała zapłakana Victoria, a koło niej zrozpaczony Niall. Reszta gości ustawiona była pod ścianami próbując uniknąć konfrontacji ze wściekłą dziewczyną.

Spojrzałam na podłogę i rozdziawiłam usta szeroko ze dziwienia. Na dywanie leżał stłuczony, starożytny wazon z dynastii jakichś królów. Pamiątka rodzinna Carlosa, której strzegł jak oka w głowie. To była jedna z trzech rzeczy, o które troszczył się najbardziej. Zaraz oczywiście po Alexie i Sydney. Na szczęście nie było go w pokoju i nie mógł należycie zareagować. Albo już zareagował i to jego były te krzyki. Przynajmniej zagadka tajemniczego hałasu została rozwiązana.

- Chrissy! – Zawołała niczego nieświadoma Nathalie, wchodząc do pokoju.

Jej słowa skierowane były do zaszokowanej blondynki z prostymi włosami sięgającymi mniej więcej do poziomu piersi. Stała ona koło Gwen i obejmowała ją opiekuńczo ramieniem. Podobieństwo między nimi było uderzające i nie zdziwiłabym się jakby były siostrami, albo spokrewnione w jakiś inny sposób.

Gdy Vicki zobaczyła Nathalie, przez którą postało całe zamieszanie, myślałam, że zaraz jej coś zrobi. Podeszła do niej zbyt blisko jak na mój gust. Uniosła rękę do góry i uderzyła ją z całej siły.

Nathalie zatoczyła się lekko do tyłu i upadła na ziemię. Stałam jak sparaliżowana i przyglądałam się całemu zajściu niezdolna do najmniejszego ruchu. Kendall jako pierwszy odzyskał kontrolę nad swoim ciałem i podbiegł do niej czym prędzej, uwalniając rękę z mojego uścisku.

Popatrzyłam zdezorientowana na Nialla. Na jego policzku dostrzegłam delikatną czerwoną smugę świadczącą o tym, że on także oberwał w twarz. Chłopak obrócił głowę w moim kierunku i nasze spojrzenia spotkały się. Jego oczy były pełne bólu, a w kącikach czaiły się zdradzieckie łzy.


- Nienawidzę cię! – Krzyknęła Victoria do chłopaka. Pokazała nam wszystkim środkowy palec i wybiegła z głośnym płaczem.

-------------------------------------

Dawno rozdziału nie było, prawda?
Końcówka z dedykacją dla Wiktorii. Może mnie nie zabijesz jutro w szkole xDDD.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnią notką! I kolejny tysiąc wyświetleń. Ile to już, 25 tysięcy?
Jesteście najlepsi ;*
Do zobaczenia w środę? Mam nadzieję, że zdążę przepisać opowiadanie. ;)


 

piątek, 27 września 2013

"Try and knock us down,
We'll get up every time,
We can run this town,
So let's do what we like, do what we like.


All day, every day is a holiday,
We're alright, 24/Seven.
All day, every day all we gotta say
Is live your life, 24/Seven."


~ Big Time Rush, "24/Seven"


czwartek, 26 września 2013

Mr. & Mrs. Henderson. Part II.

Zamiast do pokoju, poszłam na plażę i wybrałam numer do swojej najlepszej przyjaciółki. Eva odebrała już po dwóch sygnałach.
- Vera?
W odpowiedzi usłyszała tylko mój szloch. Chciałam jej wszystko opowiedzieć. W końcu miałyśmy tego samego szefa i zajmowałyśmy się tym samym, ale mogłam mówić dopiero, gdy się trochę uspokoiłam.
- Chodzi o Logana – powiedziałam szybko, walcząc, by głos mi się nie załamał.
- Ten patafian cię zranił? Niech ja tylko go dorwę, a popamięta – wysyczała groźnie.
- Nie!  - zaoponowałam gwałtownie. – Nie o to ch-chodzi.
- No to co się stało? Pokłóciliście się?
Wzięłam głęboki oddech. Musiałam komuś o tym powiedzieć, bo inaczej sama sobie nie poradzę. Eva tkwiła w tym samym bagnie co ja, i nikt inny, tylko ona mogła mnie zrozumieć. Tym bardziej, że także okłamywała swojego męża.
- Logan dowiedział się, kim jestem.
Na chwilę po drugiej stronie zapadła głucha cisza. Dopiero po dłuższym czasie do Evy dotarło, co właśnie jej powiedziałam.
Zaczęła się na mnie wydzierać, że jakim cudem mogłam pozwolić na takie zaniedbanie ze swojej strony i umożliwić mu poznanie prawdy.
To było nierozważne, że przed wejściem do pokoju, z którego tak łatwo nie można było się wydostać, nie upewniłam się, że ktoś niepożądany czai się w szybie wentylacyjnym. Nikt nie musiał mi przypominać, że nawaliłam na całej linii.
Odkąd tylko wybiegłam z hotelu, jak głupia bez broni, myślałam w kółko o tym samym. Mój mąż jest tajnym agentem.
- Veronica – zaczęła poważnym tonem.
Jej głos wydarł mnie z zamyślenia i uświadomił mi, że wcale jej nie słuchałam. Nie miałam pojęcia, co do mnie mówiła.
- Stephen już pewnie o wszystkim wie.
- Wiesz, co każe ci zrobić? – mogłabym przysiąc, że zmarszczyła brwi.
- Będę musiała zabić Logana – te słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Nie mogłam pozwolić sobie na okazanie słabości. Spędziłam jednak trochę swojego życia z tym człowiekiem i nie byłam w stanie od tak po prostu go pozbawić życia. Przez swoją głupotę.
- Kochasz go?
- Nie – skłamałam, a moje serce wykonało dziwny podskok.
- Więc go zabijesz.
- Tak – przytaknęłam.
Eva rozłączyła się, zanim zdążyłam dodać coś więcej. To akurat było mi na rękę.
Przystanęłam w miejscu, a mój wzrok powędrował na ocean. Na falach zgrabnie pomykali surferzy. Wszyscy chłopcy byli umięśnieni, ale jeden szczególnie zwrócił moją uwagę. Miał brązowe włosy i doskonale radził sobie na desce. Z tyłu przypominał młodego Zacka Efrona.
Mogłabym się założyć, że jego oczy są niebieskie, a usta wprost stworzone do całowania.
Nie tylko jaskrawozielone kąpielówki wyróżniały go z tłumu, ale także gracja i pewność siebie, z jaką pokonywał największe fale. I oczywisty fakt, że był mega ciachem.
Chłopak popatrzył w moim kierunku, jakby poczuł na sobie, że go obserwuję.
Odwróciłam głowę w stronę plaży i zaczęłam udawać, że z wielką uwagą przyglądam się układance z ręczników rozłożonych na piasku.
Byłam chyba zbyt rozkojarzona, żeby dostrzec, że na jednym z nich widnieje wizerunek One Direction.
Kusiło mnie, żeby nadeptać im na twarze, ale jakby ku przestrodze moim myślom dziewczynka, do której należał ten jakże cenny skarb, z naburmuszonym wyrazem twarzy podniosła go i zarzuciła sobie na ramię. Zmarszczyła czoło i pobiegła do swojej mamy.
Nie dane było mi długo ubolewać nad niegrzecznym zachowaniem małolaty. Brakowało tylko, żeby tupnęła nogą, splunęła z pogardą na moje stopy i wydała z siebie zawodzący pisk, bo ktoś krzywo spojrzał na jej idoli.
Normalnie nie zwróciłabym na nią uwagi, ale w tym momencie byłam w takim stanie, że nawet bzyczenie muchy mnie denerwowało.
Chciałam wrócić do hotelu, zaszyć się w pokoju i zdecydować, co mam dalej zrobić ze swoim życiem. Swoim i Logana.
Zatrzymałam się jednak w półkroku. Nie mogłam tam iść. Przecież Logan tam był, a ja nie wiedziałam, czy byłby gotowy mnie zabić. Może był bardziej skłonny do wykonywania zadań niż ja?
W tym momencie wyświetlacz mojego iPhone’a rozbłysnął, a na ekranie wyświetlił się komunikat o nowym połączeniu. Musiałam się zmierzyć z gniewem Stephena i przyjąć na klatę nową misję.
Z bijącym sercem odebrałam telefon.
- Tak? – powiedziałam.
Nic więcej mu nie było trzeba. Potraktował to jako zaproszenie do wyładowania na mnie frustracji.
- Jak mogłaś?! – udarł się tak głośno, że musiałam odsunąć telefon od ucha. – Zachowałaś się nieodpowiedzialnie! Myślałem, że jesteś najlepszą agentką, jaka może chodzić po Ziemi, ale ty wszystko spieprzyłaś!
- Myślisz, że mnie jest z tym łatwo? – w moich oczach znowu pojawiły się łzy.
- Musisz teraz wszystko naprawić! Logan nie może wiedzieć, kim jesteś! Jeśli komuś o tym powie, będziesz skończona!
- Stephen! – przerwałam mu wymienianie zarzutów. – Jest jeszcze jedno, o czym powinieneś wiedzieć.
- Ktoś jeszcze wie, jaka jest prawda?
Mogłabym się założyć, że kłęby dymu wychodziły z jego uszu tak, jak na kreskówkach.
- Nie – ucięłam szybko.
- Więc? – popędził mnie.
Był naprawdę wściekły za moje niedopatrzenie.
Wzięłam głęboki oddech. Wiedziałam, że to co zaraz powiem, jeszcze bardziej go rozeźli, ale zatajenie przed nim tego faktu, byłoby gorszym błędem. W tej sprawie wolałam być szczera.
- Logan jest tajnym agentem.
Tym razem gdy wypowiedziałam te słowa, już tak bardzo mnie nie szokowały jak pięć minut temu. Były już po prostu suchym stwierdzeniem faktu.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Stephen zareagował dokładnie tak samo jak Eva. Ku moim oczekiwaniom nie wydarł się na mnie tak jak wcześniej. Zaczął tylko coś mruczeć pod nosem. Co drugie słowo, które wyłapywałam, było przekleństwem.
Już nie obwiniał mnie. Chyba dotarło do niego, że to nie moja wina.
Minął dłuższy czas, zanim powiedział coś skierowanego do mnie.
- Mam nadzieję, że wiesz, co musisz teraz zrobić? – zapytał spokojnie.
- Tak – przytaknęłam słabym głosem.
- Szef Logana da mu takie samo zlecenie. Zlikwidować ciebie.
Jeśli oczywiście się o tym dowie, pomyślałam. To jednak zachowałam dla siebie.
- Będziemy chcieli się nawzajem zabić – podsumowałam.
Wszystkie łzy już zużyłam, dlatego też nie miałam już czym płakać. Piekły mnie oczy i chciałam się do kogoś przytulić. Najlepiej do kogoś o ciemnych włosach i brązowych oczach.
- Proszę, nie daj się zabić.
- Postaram się tym razem nie zawieść – odpowiedziałam hardo.
Rozłączyłam się, zanim Stephen zdołał coś wtrącić.
Dam sobie radę. Tym razem należycie wypełnię powierzone mi zadanie i wszystko będzie tak jak dawniej. Z jednym szczegółem. Logana już nie będzie, a ja zostanę wdową.
Rozśmieszył mnie absurd tej sytuacji. Dwudziestoletnia wdowa. Jakby mało facetów chodziło po tej Ziemi.
Szkoda tylko, że moje serce już oddałam jednemu z nich. I musiałam go zabić. W imię swojego honoru.

~*~


                Do hotelu wróciłam z duszą na ramieniu. Żałowałam, że nie mam ze sobą żadnej broni za wyjątkiem niewielkiego scyzoryka, który ściskałam w ręce, jakby to był mój największy skarb. Co prawda nikogo nim nie zabiję, ale przynajmniej nie czułam się aż tak bezbronnie.
Przekroczyłam prób apartamentu i przylgnęłam do ściany nośnej. Wstrzymałam oddech i zaczęłam nasłuchiwać, czy ktoś jest w pokoju dziennym.
Był.
Usłyszałam ciche szuranie butów, a potem odgłos sprężyn uginających się w kanapie.
Stałabym pewnie jeszcze długo w ukryciu, ale zdradził mnie cichy trzask drzwi zamykających się pod wpływem wiatru.
Logan drgnął.
Byłam prawie pewna, że rozmawiał ze swoim szefem i teraz tylko czekał, aż się pojawię, żeby mógł mnie zabić.
Oczywiście istniał jeden procent szans, że jednak informację o mojej tożsamości zachował dla siebie, ale wolałam nie rozniecać płomyka nadziei, który we mnie zapłonął. Tym razem nie ucieknę z płaczem.
- Veronica? Czy to ty? – zawołał w przestrzeń i poderwał się z miejsca.
Drgnęłam na dźwięk jego głosu. Jakby nie brzmiał, zawsze budził we mnie wspomnienia szczęśliwych chwil.
Ścisnęłam scyzoryk w dłoni, ale wtedy zaświtała mi do głowy pewna myśl. Przecież przyjechałam tu wypełnić swoją misję. Zabezpieczyłam się zapasową bronią na wszelki wypadek.
Torby, które nie były jeszcze rozpakowane, leżały raptem kilka metrów ode mnie. Wiedziałam, że sekundy, a nie minuty dzielą mnie od konfrontacji z Loganem. Niedługo okaże się, które z nas jest lepsze.
Błyskawicznie dopadłam do torby ze zdecydowanie niedozwoloną na lotnisku zawartością.
Gdy rozsunęłam zamek, okazało się, że jest całkowicie pusta.
Wytrzeszczyłam oczy szeroko ze zdziwienia. Starałam się nie wpaść w panikę, ale bezskutecznie. Od Logana już nic mnie nie dzieliło.
- Zginęło ci coś? – w jego głosie słychać było troskę. Udawaną jak na mój gust.
- Lepszym określeniem byłoby zabrano.
Starałam się zachować zimną krew, nie chciałam okazać, że panicznie boję się konfrontacji.
Wtedy jednak dostrzegł, co ściskam w ręce. Na jego twarzy na chwilę zagościło zdziwienie, ale nie dałam się zwieść.
Szybko jednak doprowadził się do porządku.
- Chyba tego szukasz.
Zza pasa wyjął dobrze znany mi pistolet Walther P99. Mój ulubiony. Ten, który zostawiłam koło Barta.
Logan uśmiechnął się uwodzicielsko, odsłaniając równe i białe zęby.
Ku mojemu zaskoczeniu, położył moją broń na podłodze i kopnął ją lekko.
Pistolet z cichym zgrzytem przejechał po panelach i zatrzymał się, uderzając w moje stopy.
Popatrzyłam na Logana, jakby spadł z księżyca. On tylko wzruszył ramionami i z kieszeni kurtki wydobył drugi pistolet.
Chyba wiedziałam, do czego zmierza.
- Jesteś moją żoną – wyjaśnienie zamknął w tym jednym, prozaicznym zdaniu.
Jednak zrobiło mi się cieplej na sercu. Nawet w takiej sytuacji zachowuje się jak dżentelmen. Rozum jednak przebił się wraz z moją feministyczną stroną przez chwilowy błogi nastrój. Byłam niezależna i nie potrzebowałam forów.
- Więc nie masz żadnej firmy – próbowałam odwlec w czasie nieuniknione.
Czekając na odpowiedź, podniosłam się z kucek. Wypuściłam scyzoryk z ręki i natychmiast zastąpiłam go pistoletem. Instynktownie naładowałam go i wymierzyłam prosto w głowę Logana. On widząc moją reakcję, zrobił dokładnie to samo.
- A ty wykorzystywałaś pracę pisarki jako przykrywkę.
- Przynajmniej ja wydałam jakąś książkę, a ty mnie cały czas okłamywałeś.
- Taniec ze smokami? Mogłem się domyśla, że te wszystkie twoje spotkania z fanami to była jedna wielka ściema.
- A twoje wyjazdy po towar? – zmarszczyłam brwi. – Też mi wymówka.
Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Jego były brązowe, takie, jakie zawsze mi się podobały. Nie mogłam oderwać od nich wzroku, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Dla niepoznaki zaśmiałam się pod nosem. Chciałam zabić faceta, którego kochałam. Absurd tej sytuacji nadałby się na materiał do cyrku i film dokumentalny w kilku częściach. Tym bardziej, że Logan wybuchnął śmiechem razem ze mną i tym samym trochę rozładował atmosferę w pokoju.
Upuścił broń na ziemię.
- Nie mogę. Nie umiem… - w głosie Logana czaiła się nutka smutku. – Chyba za bardzo cię kocham.
Zamiast odpowiedzieć, że ja jego też, zaczęłam gorączkowo myśleć nad rozwiązaniem. Cały czas trzymałam w ręce swojego ulubionego Walthera. Nie zamierzałam go puścić.
Po mojej twarzy pociekły łzy. Znowu.
Logan podbiegł do mnie i wziął mnie w ramiona. Zaczął mnie całować po dekolcie, szyi, twarzy…
Swoją wędrówkę zakończył pocałunkiem w moje usta. Prawie rozpłynęłam się pod zachłannym dotykiem jego warg. Były takie miękkie i smakowały Tequilą.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i mocniej przywarłam do jego ciała, tym samym pogłębiając pocałunek.
- Veronica… - wyszeptał Logan w przerwie na zaczerpnięcie oddechu. – Nie powiedziałem im o tobie.
Było jednak za późno. Pociągnęłam za spust, nie patrząc, gdzie poleci kula.
W ułamku sekundy oczy Logana zaszły mgłą. Jego ciało na chwilę skamieniało, a potem osunęło się na ziemię, pociągając mnie za sobą.
Upadliśmy na podłogę. Ja cała we łzach, mój mąż cały we krwi.
- Przepraszam – wyszeptałam chyba jeszcze nie do końca świadoma swojego czynu.
Wyplątałam się z wiotczejących objęć Logana i patrzyłam, jak uchodzi z niego życie. Każda kropla krwi pokazywała bezmiar mojej głupoty.
Przez moją głowę przelało się jakieś miliard myśli.
Gdy w końcu dotarło do mnie, co właściwie zrobiłam, czym prędzej wybrałam numer na pogotowie i zaniosłam się niepochamowanym płaczem.

~*~


                Siedziałam jak na szpilkach w szpitalnym holu. Znak z napisem operacja był zaświecony na zielono już od kilku godzin i nie zanosiło się, by szybko zgasł.
Oficjalna wersja wydarzeń prawie nic nie miała wspólnego z prawdą. Policja znalazła ciało Clary’ego Barta, a chwilę później razem z karetką została wezwana do wykrwawiającego się Logana.
Stephen wszystko załatwił. Wmówił wszystkim, że do hotelu wtargnął terrorysta i to jego sprawką były oba postrzały.
Ja jak przystałam na dobrego kłamcę, złożyłam fałszywe zeznania i opisałam fikcyjnego sprawcę. Nigdy nie będzie dane im go znaleźć.
Nikt nie podejrzewał, że miałam coś wspólnego ze zbrodniami. Gdy przyjechała karetka, byłam zbyt roztrzęsiona, by składać logiczne zdania. Dopiero po sporej dawce środków uspokajających w miarę doszłam do siebie. Przynajmniej moje ciało, bo dusza rozpadła się na miliony malutkich kawałeczków.
Przez ostatnie godziny miałam dużo czasu do przemyślenia swojego życia. I wiedziałam już, co zrobimy.
Jeżeli tylko Logan się zgodzi, wyjedziemy w kraju. Do Europy. Albo do Azji. Nawet Australii, byleby dalej od Stanów.
Byłam już tak zdesperowana, że moglibyśmy kupić jacht i pływać po wszystkich morzach i oceanach, cumując w portach tylko raz na kilka tygodni. Na otwartej wodzie trudniej nas będzie schwytać.
Uciekniemy.
Jeśli Logan się zgodzi. Jeśli mi wybaczy.
No właśnie. Jeśli…

~*~


                Znowu straciłam świadomość. Tym razem ocknęłam jednak się w sali Logana oparta o jego łóżko. Chłopak leżał pod narkozą, a do jego ciała było przypięte całe mnóstwo rurek. Jedna od pikającego urządzenia typu pierwszego, druga od drugiego i tak w kółko. Nie miałam pojęcia do czego jest większość z nich.
Cały brzuch Logana był zabandażowany. Oberwał co prawda w plecy, ale kula rozerwała mnóstwo tkanek. Na szczęście nie sięgnęła serca.
Opowiadałam mu wszystko. Począwszy od mojej reakcji gdy pierwszy raz go zobaczyłam, kończąc na naszej konfrontacji w hotelu. Nie omieszkałam wspomnieć o swoich planach, które niedługo miały także stać się naszymi.
Chciałam zrezygnować z pracy płatnego zabójcy. Zająć się pisaniem na poważnie.
Gdy tak to mówiłam na głos, wcale nie brzmiało źle. I mogłabym przysiąc, że usta Logana wykrzywiły się w delikatnym półuśmiechu.
- Kocham cię – wyszeptałam.
Nachyliłam się nad nim i ostrożnie pocałowałam go w czoło. Nie chciałam sprawić mu bólu, wykonując gwałtowniejsze ruchy.
Wtedy jednak Logan otworzył z wysiłkiem oczy i popatrzył na mnie z taką miłością, jaką okazywał jedynie na początku naszego związku.
Przez chwilę myślałam, że wszystko już będzie dobrze. Ale to tylko było przez chwilę.
Jego klatka piersiowa uniosła się jeszcze dwa razy i zamarła w bezruchu. Powieki mu opadły i już wiedziałam.
Zabiłam własnego męża.
Łzy popłynęły mi po policzkach, a ja nie miałam siły, by je ocierać.
.
.
.
.
.
- I… Cięcie! – wrzasnął Ramos.
Otarłam wierzchem dłoni fałszywą łzę i posłałam Loganowi przyjaznego kuksańca w żebra.
Chłopak wygrzebał się z pościeli i przewodów medycznych, które były jego charakteryzacją. Jednak bandażu nie mógł się tak łatwo pozbyć i rozpraszały mnie twarde mięśnie brzucha, które przezierały przez cienki materiał.
Z oszałamiającym uśmiechem wyskoczył z łóżka.
- Byliście niesamowici! – udarł się John.
Zarumieniłam się lekko i spojrzałam niepewnie na Logana. Ten tylko szczerzył żeby do całej ekipy filmowej.
- Wpadniesz dziś do mnie? – zapytał, bez poruszania ustami.
Pokiwałam twierdząco głową. Powstrzymałam pokusę, żeby go nie pocałować. Wieczorem będziemy mieli na to mnóstwo czasu.
Przeszłam części studia, w której znajdowały się garderoby. Chciałam jak najszybciej pozbyć się ohydnego szpitalnego kitla w kolorze przytłaczającej zieleni.
Ostatni klaps padł na planie. To był koniec zdjęć i koniec filmu, ale za to początek mojego nowego życia. U boku osoby, którą kochałam. Logana.
Miałam tylko nadzieję, że nasz związek nie skończy się tak jak ten zagrany przez nas na ekranie.

THE END


---------------------------------------------------


Z dedykacją dla Weroniki! ;D
Mam nadzieję, że mnie nie zabijesz xd. Logan ginie u mnie już drugi raz. Nieważne, że to tylko fikcja do filmu... :D
Dziękuję wszystkim za pozytywne komentarze pod poniedziałkową notką z Titaniciem. Katastrofa będzie, ale trochę zmieniona. W zemście na Oli...
I tak, Kendall pisze piosenki, bo nie chciałam powtarzać motywu rysownika, a poza tym My Heart Will Go On doskonale pasuje do Kendalla.
Dziękuję za wyświetlenia! Niedługo stuknie kolejny tysiąc! ;***
PS. Jeśli są tu jakieś Directioners.. Nie obrażajcie się za ten fragment z ręcznikami. Równie dobrze można zastąpić 1D lalką Barbie.


                

"Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy;
Młodości! dodaj mi skrzydła!
Niech nad martwym wzlecę światem
W rajską dziedzinę ułudy."


~ Adam Mickiewicz, "Oda do młodości" 


poniedziałek, 23 września 2013

The Another Story Of Titanic. Part I.

"To wszystko Kasi wina!"


Szedłem pokładem przeznaczonym dla bogatszej części statku i próbowałem pozostać niewidoczny dla ochrony.
W dalszym ciągu nie mogłem uwierzyć, że wygrałem rejs Titaniciem! Mogłem wrócić do domu niczym syn marnotrawny, ale to cały czas był mój dom.
Wyjechałem do Europy kilka lat temu, w gorączce osiągnięcia sukcesu. Kochałem pisać wiersze, ale nigdy nie doczekałem się wydania ich w księgarni. Nikt nie chciał czytać mojej twórczości.
Pieniądze, które miałem, powoli się kończyły. Dlatego też zacząłem pisać teksty piosenek. Kupiłem sobie gitarę i pobrząkiwałem od czasu do czasu. Nie szło mi to jakoś wybitnie dobrze, ale wystarczało, żeby zarobić na życie.
Przełom w mojej tak zwanej karierze nastąpił dopiero niedawno. Pewien producent usłyszał jak śpiewam na ulicy swoją piosenkę. Tak bardzo mu się to spodobało, że złożył mi pewną propozycję. Miałem napisać dla niego kilka tekstów jako ścieżkę dźwiękową do filmu.
Z tego powodu też właśnie znalazłem się tu, gdzie byłem. Liczyłem, że widok bezksiężycowej nocy mnie natchnie, ale do tej pory tak się nie stało.
Zanim się obejrzałem, znalazłem się na rufie. Zignorowałem ławkę stojącą niedaleko. Nie usiadłem na niej, tylko na ziemi nieopodal. Jeszcze nikt nie stworzył hitu w wygodnych warunkach.
Wyjąłem z teczki czystą kartkę i wydobyłem długopis z zagraconej kieszeni.
Mimo mych największych chęci, nie mogłem wymyślić nic, co by choć mogło sprawiać wrażenie dobrego. Moje myśli wybiegały daleko w przyszłość. Był raptem pierwszy dzień rejsu, a ja już chciałem by się skończył. Chciałem zobaczyć rodzinę. Rodziców i rodzeństwo. Nie widziałem ich od dawna. Nie korespondowaliśmy ze sobą, z racji na moje zmieniające się co chwila miejsce zamieszkania. Chociaż może…

~*~


                Otworzyłem gwałtownie oczy z niedowierzania. Nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, że zasnąłem.
Wokół mnie roznosił się odgłos, jakby ktoś biegł przez pokład. Sądząc po lekkości kroków, to nie mógł być mężczyzna. I to pewnie ten dźwięk mnie obudził.
Błyskawicznie podniosłem się z miejsca i z wahaniem podszedłem do barierek ochronnych. Rzeczywiście ktoś przy nich był.
- Jest tam kto? – zawołałem z grzeczności.
Wtedy jakby na rozkaz zapaliła się latarnia na rufie i w nikłej plamie światła ujrzałem młodą dziewczynę. Stała oparta o barierki i wpatrywała się w zburzoną wodę pod nami.
Zdziwił mnie jej wygląd. Ubrana była tylko w cienką koszulę nocną, a jej długie blond włosy powiewały na wietrze. Nawet od tyłu wyglądała niesamowicie. Tak, jakby mogła wyglądać moja przyszła żona.
- Przepraszam? – ponowiłem próbę nawiązania kontaktu.
- Kim jesteś? – dziewczyna bez przekonania powiedziała w przestrzeń. Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że nie jest sama.
- Co tu robisz? Jest środek nocy – rzuciłem niezbyt uprzejmie.
Blondynka odwróciła się w moją stronę i wtedy zobaczyłem jej twarz. Miała piękne czerwone usta i smutne, zielone oczy. Wszystko byłoby perfekcyjne, gdyby nie wielki fioletowy siniak pod lewym okiem. Był tak duży, że sięgał jej do ucha, a na policzku można było dostrzec przekrwione naczynka.
- Odwal się – warknęła z taką wrogością w głosie, że aż mnie cofnęło.
Jakby znikąd zawiał przejmująco zimny wiatr. Zadrżałem mimo ciepłej kurtki, jaką miałem na sobie.
Dziewczyna szczękała zębami z wyziębienia. Miała gołe ramiona i już prawie sine stopy.
- Kto ci to zrobił? – teraz byłem równie wściekły jak ona. Tylko, że ja na tego, który jej to zrobił. Jak można było uderzyć tak piękną kobietę? Jak w ogóle można było uderzyć jakąkolwiek kobietę?
- Odsuń się, albo skoczę! – zagroziła i z powrotem odwróciła się w stronę barierek.
Ku mojemu przerażeniu postawiła jedną stopę na drążku przytrzymującym liny pokładowe.
- Nie zrobisz tego.
- Nie możesz być taki pewny. Nie znasz mnie.
- Nie jesteś gotowa, by umrzeć – wypaliłem. – Robisz to, bo myślisz, że tym coś zmienisz. Bo nie wpadłaś na żadne inne rozwiązanie.
- Nie twój interes! – wrzasnęła.
Zacząłem rozglądać się po pokładzie statku w poszukiwaniu pomocy. Nie mogłem pozwolić, by ta dziewczyna coś sobie zrobiła.
Gdy znowu na nią spojrzałem, była już za barierką. Nie wiadomo kiedy przez nią przeszła, ale teraz już nic jej nie chroniło.
- Jak masz na imię? – zadałem pierwsze lepsze pytanie, byleby odwlec jej samobójstwo w czasie.
- To nie ma znaczenia.
Znowu zaczęła drżeć, gdy lodowaty wiatr smagnął jej twarz.
- Nie chcesz umierać.
Próbowałem zasiać w niej choć ziarenko zwątpienia, ale chyba nie byłem dobrym negocjatorem.
Podszedłem do barierek i ostrożnie ująłem dłoń dziewczyny. Jej palce były skostniałe z zimna.
Odniosłem wrażenie, że mój gest był właśnie tym, czego potrzebowała. Brakowało jej czułości, którą zamiast otrzymać od swojej rodziny, dostała od pasażera trzeciej klasy, który jedynie przypadkiem znalazł się tu, gdzie jest.
Dziewczyna zawahała się. Z przerażeniem patrzyła na obracające się pod nami śruby statku, a w jej oczach już nie było takiej determinacji jak wcześniej.
Na rękach, spod jej koszuli widoczne były liczne blizny, jakby ktoś bił ją czymś ostrym. Na szyi zaś wisiał stary i wysłużony różaniec. Prawdopodobnie był jakąś rodzinną pamiątką.
Nigdy nie wierzyłem w Boga. Nie miałem na to czasu. I wydawało mi się to bezsensu. Jakby od kogoś wyżej zależało to, czy zło tego świata jest spowodowane udziałem diabła, a wszystko dobre ma swoje wyjaśnienie w niebie.
- Przepraszam – szepnęła. Zupełnie straciła rezon.
Od początku byłem przekonany, że nie skoczy, ale mimo to nie puszczałem jej ręki. Wiedziałem, że teraz po prostu grzecznie przejdzie na drugą stronę barierki. Wróci do swojej kajuty i zapomni o tym incydencie. Zapomni o mnie.
Ta myśl zakuła mnie w serce niczym najostrzejszy kolec róży.
Dziewczyna chciała z powrotem wejść na pokład, ale postawiła stopę w złym miejscu. Ułamek sekundy wystarczył, by się poślizgnęła i zjechała prawie cała z powierzchni statku.
W ostatniej chwili całym ciałem uwiesiła się, mocno trzymając moją dłoń. Z jej gardła wyrwał się pisk przerażenia. To tylko potwierdzało, że nie chciała się zabić. Bała się śmierci.
- Pomóż mi! – krzyknęła z rozpaczą.
Trzymałem ją z całej siły, ale miała ścierpnięte od zimna ręce. Porywisty wiatr także nie ułatwiał mi zadania. Co chwila uderzał mnie w twarz niczym bicz i nie pozwalał się skoncentrować.
- Przestać wierzgać nogami! – udarłem się.
Dziewczyna była tak zaszokowana, że bez zbędnych protestów posłuchała mojego polecenia. Dopiero gdy się uspokoiła, mogłem wciągnąć ją z powrotem na pokład.
- Dziękuję – wyszeptała oszołomiona i osunęła się na ziemię.
Doskoczyłem do niej jednym susem. Może coś sobie zrobiła? Zraniła się przy upadku?
Poza sińcem na policzku jednak nie wyglądało, by coś jej dolegało.
Chyba dopiero teraz, gdy emocje już opadły, dotarło do niej jak jest zimno. Przedtem nawet jeśli odczuwała panującą temperaturę, to nie zwracała na nią uwagi.
Zaczęła przeraźliwie szczękać zębami.
Uśmiechnąłem się do niej, ale dziewczyna tylko odwróciła wzrok. Ściągnąłem z siebie płaszcz i narzuciłem go na nią szybkim ruchem. Ku mojemu szczęściu, okrycie przyjęła z wyraźną ulgą.
- Jestem Kendall – przedstawiłem się uprzejmie i podałem jej rękę.
- Alexandra – odpowiedziała i posłała mi pełen wdzięczności uśmiech.
- Może mogę pomóc ci wstać? – zapytałem i zrobiłem krok w jej kierunku, ale ktoś położył dłoń na moim ramieniu.
- Myślę, że to już nie będzie potrzebne – usłyszałem warknięcie za plecami.
Obróciłem się do tyłu i stanąłem twarzą w twarz z mężczyzną z burzą ciemnych loków na głowie. Na oko miał gdzieś pod trzydzieści lat, ale wściekłość spowodowana zazdrością o Alexandrę dodatkowo go postarzała.
- Kim pan jest? – w moim głosie słychać było lekką kpinę. Facet chciał mnie przestraszyć, ale wcale nie wyglądał groźnie. Dzieci, które są obrażone na cały świat, wyglądają groźniej niż on w tamtej chwili.
- Harry James Styles – nie omieszkał pominąć swojego drugiego imienia, a gdy wymawiał nazwisko, odruchowo wypiął pierś do przodu. – A to jest Alexandra Marie Styles.
- Hamillton – warknęła dziewczyna i zgrabnie podniosła się z ziemi.
- Już niedługo. – Harry się wyszczerzył.
- Kendall – zwróciła się do mnie. – Właśnie poznałeś mojego narzeczonego.
- Miło mi cię poznać – podałem Harry’emu dłoń z fałszywym uśmiechem.
Mężczyzna zlustrował mnie uważnie wzrokiem. Dałbym głowę, że właśnie próbuje sobie przypomnieć, czy widział mnie w restauracji dla pierwszej klasy.
Między jego brwiami pojawiła się zmarszczka. Nie wiedział z kim ma do czynienia, nie miał najmniejszego pojęcia kim jestem.
- Kto to jest? – zapytał.
Zupełnie zignorował moją wyciągniętą dłoń. To pewnie miało mnie urazić, ale wcale się tak nie czułem. Opuściłem ją szybko i prowokacyjnie mlasnąłem ustami.
- To jest Kendall – wyjaśniła dziewczyna, ale zawahała się lekko, gdy chciała wymówić moje nazwisko.
- Schmidt – podsunąłem.
- Nieważne – mruknął Styles i popatrzył na swoją narzeczoną. – Szukałem cię – zwrócił się do niej.
- Niepotrzebnie. Przecież cały czas byłam tutaj.
- Wybiegłaś tak nagle, a potem znajduję cię w towarzystwie tego biedaka!
Chciałem mu odpyskować, ale Alexandra rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie. To najprawdopodobniej był człowiek, który ją pobił. Wiedziałem jednak, że jak o tym wspomnę, świętoszek zrobi jej w kajucie istne piekło.
- Kendall mnie uratował – wycedziła.
- Niby przed czym? Przed chłodem? – Styles prychnął z pogardą. Miałem ochotę przywalić gościowi w tę parszywą twarzyczkę.
- Aleksandra przyglądała się śrubom. Poślizgnęła się i wypadła za burtę, ale na szczęście nic jej nie jest – umyślnie pominąłem fragment o samobójstwie.
- Alex – sprecyzowała dziewczyna i uśmiechnęła się nieśmiało.
- W takim razie myślę, że to zmienia postać rzeczy – twarz Harry’ego wykrzywił pogardliwy uśmieszek. – Zjesz z nami kolację?
- Z przyjemnością – odpowiedziałem z chorą satysfakcją.
Widziałem, że Alex zdejmuje płaszcz. Podała mi go ze smutkiem w oczach i stanęła bliżej narzeczonego.
- Wszelkie szczegóły przyślemy ci w liście – oznajmił mężczyzna i zaczął iść w stronę kajut, ciągnąc za sobą dziewczynę.
- Zjawię się na pewno! – zawołałem za nimi bezczelnie.
Żadne z nich nie odwróciło się w moją stronę. Pozostawało mi tylko patrzeć, jak odchodzą.
Do mojej głowy nagle zaświtała błyskotliwa myśl. Zarzuciłem na siebie płaszcz i podbiegłem do ławki, przy której zostawiłem kartkę. Wziąłem ją do ręki i zacząłem pisać piosenkę.
Czułem, że to będzie przebój. Był jednak jeden problem.
Dziewczyna, o której miała być ta piosenka, była już zaręczona z innym.

~*~


                Kolacja była wyśmienita. Nigdy nie jadłem aż tak drogiego jedzenia. Przez myśl nie mogło mi przejść, że ktoś tyle wydaje na jeden posiłek.
Siedzieliśmy w Sali jadalnej, przeznaczonej dla pierwszej klasy. Wszyscy patrzyli się na mnie ze zdegustowaniem w oczach. Musiałem przyznać, że zdecydowanie wyróżniałem się z tłumu. Miałem na sobie zwykłe ubranie. Gdzie mi tam było do reszty ludzi przy naszym stoliku. Oni mieli na sobie wyszukane smokingi, a kobiety suknie wieczorowe.
Alex prezentowała się oszałamiająco. Jej blond włosy kaskadami fal opadały na jej nagie ramiona i odsłonięte do połowy plecy. Miała na sobie ciemnoczerwoną sukienkę, która doskonale pasowała do jej karminowych ust.
Dziewczyna o dziwo nie siedziała przy swoim narzeczonym. To miejsce przypadło akurat mnie. Ona zaś wylądowała między swoją matką, a ciotką ze strony ojca. Miałem niestety okazję z nimi porozmawiać i obie dość sceptycznie podchodziły do mojej obecności przy stole.
- Och, matko – zaczął Harry. Jeszcze nawet nie był zięciem pani Hamilton, a już traktował ją jak teściową. – Wszyscy pewnie zastanawiacie się, co Kendall Schmidt robi w naszym gronie.
- Może ja wyjaśnię? – wtrąciła się Alex. Wstała i wzięła do ręki kieliszek szampana i uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. – Kendall wczoraj w nocy uratował mi życie.

-------------------------------------

Z najserdeczniejszymi życzeniami urodzinowymi dla Oli! Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam!
Muszę mieć kogo zabijać w przyszłości xDDD.
I mam nadzieję, że ci się spodoba ;*
Dziękuję za te wszystkie nominacje do Libester Blog Awards! No i oczywiście za wyświetlenia i komentarze pod ostatnią notką ;)
 

piątek, 20 września 2013

Liebster Blog Awards


Data nominacji: 17.09.2013

Zostałam nominowana przez Marcelę i Martę, za co im dziękuję ;*

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla bloggerów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”


Pytania od Marceli:


1. Jaki jest wasz ulubiony zespół ?
Odp. Big Time Rush :D
2. Skąd pomysł na bloga ?
Odp. Z książek i z głowy...
3. Wasza ulubiona książka ?
Odp. Zmierzch, Trylogia Czasu, Dary Anioła, Klątwa Tygrysa... Nie, nie mam jednej. Jak wymieniam to wszystkie :D
4. Macie rodzeństwo ?
Odp. Chwała, że nie xd.
5. Ulubiona piosenka ?
Odp. BTR - Rich Girl
6. Największe marzenie ?
Odp. Polecieć do Stanów, wydać książkę i osobiście poznać BTR.
7. Ulubiony owoc / warzywo ?
Odp. Brzoskwinie albo figi. Nie, nie majtki xD.
8. Ulubiony kolor ?
Odp. Niebieski.
9. Gdybyś dostała 10 000 zł to co byś z nimi zrobiła ?
Odp. Część wydała na bilet do Stanów, a resztę na książki.
10. Ulubiony przedmiot szkolny ?
Odp. Angielski, wychowawcza... xd
11. W co lubisz grać na lekcji w-fu ?
Odp. Siatkówka.


Pytania od Marty:


1. Jaka jest Twoja szkolna ksywka?
Odp. Jakiejś specjalnej nie mam, choć każdy wie, że BellaKris to ja xd.
2. Jakiego słowa nadużywasz?
Odp. "Spierdalaj", "Uli nie można ufać!", "OMG", "Lol"
3. Jaki jest Twój ulubiony film?
Odp. Zmierzch i Harry Potter bezapelacyjnie!
4. Twój ulubieniec z Big Time Rush?
Odp. Kendall <3.
5. Jaka piosenka jest na samej górze Twojej Playlisty?
Odp. Rich Girl.
6. Przeczytałaś kiedyś jakiś komiks? Jak tak, to jaki podobał Ci się najbardziej?
Odp. Nigdy... Bo te o WITCH to chyba się nie liczą? xd
7. Którą z supermocy Supermana wzięłabyś dla siebie?
Odp. A bo ja wiem jakie ma?
8. Na jaki kolor najczęściej malujesz paznokcie?
Odp. U rąk odżywką, a u nóg czarny.
9. Używasz tuszu do rzęs?
Odp. Nope.
10. Słuchasz czasami starych piosenek?
Odp. Jeśli stare piosenki to te, które uwielbiałam kilka lat temu to i owszem.
11. Kto jest twoim ulubionym superbohaterem?
Odp. Spiderman! Albo jak dla Wery: Spierman. ;*


Blogi, które nominuję. Kolejność PRZYPADKOWA.


http://big-time-rush-forevers.blogspot.com/
http://music-sounds-better-with-you-girl.blogspot.com/
http://epic-love-with-btr.blogspot.com/
http://no-solo-we-duet.blogspot.com/
http://your-trouble-my-trouble.blogspot.com/
http://bardzo-dojrzale-btr.blogspot.com/
http://big-time-rush-ciri.blog.onet.pl/
http://btr-knight-queen-opowiadania.blog.pl/
http://big-time-rush-love.blogspot.com/
http://motyl-nadziei.blogspot.com/
http://dance-in-the-rain.blog.pl/


Pytania ode mnie:


1. Dlaczego prowadzisz bloga?
2. Skąd czerpiesz pomysły?
3. Jaka jest twoja ulubiona książka?
4. Jakie jest twoje największe marzenie?
5. Na co przeznaczyłabyś pieniądze, które wygrałabyś w toto lotka?
6. Jaki jest twój ulubiony blog?
7. Co chcesz robić w przyszłości?
8. Co jest twoim ulubionym przedmiotem w szkole?
9. Jaki jest twój ulubiony film?
10. Jaki jest twój ulubiony kolor?
11. Co, lub kogo kochasz?


AKTUALIZACJA 22.09.2013:


Dostałam też nominację od Aśki Schmidt i Pati Rusher!


Pytania od Aśki:



1.Jak wyobrażasz sobie koncert swoich idola/i?
Odp. Dużo mgły, zajebistej muzyki i mdlenie na ich widok xd.

2. Jaka jest Twoja najważniejsza ogólna zasada?
Odp. Nie wierzyć we wszystko, co się słyszy, ale w siebie i swoje możliwości.

3.Jakie byś mi poleciła filmy na poprawę humoru?
Odp. Zmierzch, Harry Potter albo BTR :D

4. Na czym byłaś ostatnio w kinie?
Odp. Dary Anioła.

5.Wymarzony prezent urodzinowy?
Odp. Bilet do USA, albo iPhone.

6.Ulubiona piosenka?
Odp. Sofi De La Torre - Faster. Albo BTR - Rich Girl.

7.Idziesz czasami na spontana czy dokładnie najpierw wszystko rozważasz?
Odp. Zależy w czym. Czasami i tak i siak.

8.Twój chłopak musi być.. ? :)
Odp. Niezadufanym w sobie gnojkiem.

9.Napisz jakiś fakt o sobie.
Odp. Nie umiem wyjść z księgarni bez chociaż jednej książki.

10.Twoje motto życiowe?
Odp. Live is too short to be organized albo Find your passion and run with it; anything is possible.

11. Najlepsze, co Ci się kiedykolwiek przytrafiło?
Odp. Zajebiaszczy tort na 14 urodziny.


Pytania od Pati:




1. Ulubiony kolor ?
Odp. Niebieski.

2. Masz rodzeństwo ?
Odp. NOPE :D

3. Ulubiona książka ?
Odp. Saga Zmierzch, HP, Trylogia Czasu i Klątwa Tygrysa.

4. Chciałabyś mieć tatuaż ?
Odp. YEP. Jakiś fajny cytat najlepiej.

5. Aktualnie ulubiona piosenka ?
Odp. Sofi De La Torre - Faster i BTR - Rich Girl.

6. Lubisz chodzić na zakupy ?
Odp. Ubraniowe i książkowe owszem, ale spożywczych nienawidzę.

7. Za co lubisz/kochasz Big Time Rush ?
Odp. Za to, że nikogo nie udają, są sobą, a przy tym tworzą zajebistą muzykę i wyglądają nieziemsko :D

8. Masz jakąś płytę BTR ?
Odp. Mam wszystkie.

9. Umiesz pływać ?
Odp. Taa.. Kiedyś miałam 4 miejsce na zawodach szkół podstawowych z miasta czy czegoś.

10. Jesteś pesymistą, realistą czy optymistą ?
Odp. Realista z odskocznią do pesymisty.

11. Masz jakieś zwierzę ? Jeśli tak to jakie ?
Odp. Nope, ale chciałabym mieć Alaskana Klee Kai. 



środa, 18 września 2013

Heart Attack. Part II.

Kendall leżał na łóżku i wpatrywał się w obraz, wiszący na ścianie koło drzwi. Gdy tylko ujrzał mnie w pokoju, momentalnie skierował wzrok na mnie. Dopiero ze sporym opóźnieniem uświadomiłam sobie, że jestem ubrana tylko w szpitalną pidżamę. W tej chwili dziękowałam pielęgniarkom, że nie założyły mi koszuli, która odkrywała więcej, niż zasłaniała.
- Hej – szepnął chłopak z wyraźnym wysiłkiem.
Jego klatka piersiowa w nieregularnych odstępach czasu unosiła się i opadała.
- Cześć – odpowiedziałam i pomachałam mu nieśmiało.
Kendall zaśmiał się, ale zaraz syknął z bólu. Nie wiedziałam, co mu było, ale nie widziałam w nim swojego idola. Przede mną leżał zwykły, cierpiący chłopak.
- Dziękuję, że uratowałaś mi życie.
- Nie gadaj bzdur – skarciłam go.
- Naprawdę, dziękuję.
- Każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo – mruknęłam bez przekonania.
Obydwoje doskonale wiedzieliśmy, że tylko ja miałam odwagę przecisnąć się do sceny i mu pomóc.
- Chciałbym, z okazji podziękowania zaprosić cię na kolację.
Wytrzeszczyłam na niego szeroko oczy. Zapraszał mnie na coś w rodzaju randki?
Bardzo, ale to bardzo chciałam odmówić, ale nie mogłam się na to zdobyć. Spędzenie więcej czasu z nim, było prawie jak wygrana na loterii.
Kendall miał zapadnięte policzki i podkrążone oczy, ale i tak wyglądał nieziemsko. Na żywo prezentował się jeszcze lepiej niż na zdjęciach.
- Oczywiście, jak już dojdę do siebie – dodał z uśmiechem, przez który zapomniałam, jak się nazywam.
- Nawet nie znasz mojego imienia – zauważyłam, siląc się na beznamiętny ton.
- Marta – powiedział zwyczajnie, ale jednak z uczuciem.
- Skąd…?
- Pielęgniarka mi powiedziała – wszedł mi w słowo.
- Super – zagryzłam wargę. – Jak się czujesz?
- Wyśmienicie, a poczuję się jeszcze lepiej, gdy odpowiesz twierdząco na moje pytanie.
- Jakie pytanie? – zaczęłam nerwowo stukać w oparcie od łóżka.
- Jesteśmy umówieni? – mrugnął do mnie.
- Chyba nie mam innego wyjścia – odparłam z udawanym smutkiem.
- Oj nie masz.
Kendall wyszczerzył się do mnie, a potem wybuchnął gromkim śmiechem. To był jeden z piękniejszych odgłosów na świecie, jakie do tej pory dane mi było usłyszeć.

~*~


                Od tamtego incydentu w Wiedniu minęło kilka tygodni. Zaczynały się wakacje.
Kendall nie mógł spełnić swojej obietnicy i zabrać mnie na kolację, bo wkrótce po naszej rozmowie wyjechałam do Polski. On sam dopiero niedawno wyszedł ze szpitala. Jego stan okazał się na tyle poważny, że nie pozwalał na przetransportowanie do Los Angeles. Przez czas jego choroby pozostawał więc na terenie stolicy Austrii.
Nikt też oficjalnie nie wiedział, co było Kendallowi. Jego menadżerowie nie udzielali informacji mediom z przyczyn nikomu nieznanych.
Siedziałam sama w domu i próbowałam skupić się na czytaniu Ogniem i Mieczem. Moja nauczycielka od polskiego kazała nam przeczytać tę książkę w wakacje. Oczywiście tylko ja już się za to zabrałam.
Moje myśli jednak krążyły cały czas wokół jednego i tego samego tematu. Byłam ciekawa, jak teraz czuje się Kendall.
Wszystkie źródła utrzymywały, że już jest wszystko w porządku, ale gdy oglądałam filmiki z koncertów, wcale nie byłam o tym przekonana. Kendall nie wykonywał już układów z takim zaangażowaniem jak przed chorobą. Próbował robić dobrą minę do złej gry, ale ewidentnie było widać, że jeszcze do siebie nie doszedł.
Henryk Sienkiewicz właśnie opisywał kolejny piękny krajobraz, ale do mnie nie docierało nic z tego, co czytałam.
Westchnęłam i zaczęłam czytać od nowa tę stronę. Jakby to miało mi w czymś pomóc.
Dziennikarze prześcigali się, kto zrobi ze mną jako pierwszy wywiad. Wszyscy byli ciekawi dziewczyny, która uratowała życie Kendallowi Schmidtowi z Big Time Rush.
Przez ten cały rozgłos w mediach, zrobiłam się popularna w szkole. Każdy chciał zamienić ze mną kilka słów.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Podskoczyłam jak oparzona i książka wyleciała mi z ręki. Dlaczego tak się przeraziłam? To pewnie zwykły listonosz.
Wstałam i zaczęłam śmiać się z własnej głupoty.
Chichocząc pod nosem, przeszłam przez korytarz i otworzyłam drzwi. Na widok osoby, która stała na klatce schodowej, rozdziawiłam szeroko oczy ze zdziwienia.
Kendall stał tam, oparty o ścianę z bukietem krwistoczerwonych róż w ręce. Uderzył mnie kontrast między nim, a wnętrzem bloku, w którym mieszkałam. Ciemnoblond włosy chłopaka odznaczały się na tle zielonej odrapanej ścianie.
Ubrany był w jasnoniebieską koszulę, spod której wystawał biały T-shirt.
Uśmiechnął się łobuzersko, gdy uświadomił sobie, jaką reakcję we mnie wywołał.
- Hej – powiedział, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie.
Uzmysłowiłam sobie, że mam otwartą buzię. Zawstydzona, czym prędzej ją zamknęłam i oblałam się rumieńcem.
Kendall zaśmiał się i podał mi kwiaty. Wzięłam je od niego z wyraźnym wahaniem.
Rozmawiałam z nim przecież w szpitalu, ale mimo to nie mogłam teraz wydusić z siebie słowa. Myślałam, że podpięty do różnych rurek jest przystojny? Owszem, był, ale teraz wyglądał niczym młody bóg, który stąpił na Ziemię.
- Wejdziesz? – udało mi się wykrztusić rozsądne pytanie.
Obróciłam się w kierunku kuchni. Włożyłam kwiaty do wazonu i jakże się zdziwiłam, gdy okazało się, że Kendall stoi tuż za mną!
Serce podeszło mi do gardła i zaczęło bić niesamowicie głośno. Chciałam powiedzieć coś inteligentnego i  zabawnego, ale nie mogłam wydobyć z siebie słowa.
Mój mózg nie potrafił tego pojąć. Przecież w Wiedniu normalnie z nim rozmawiałam! A w ogóle to co Kendall tu robił?
- Przyjechałem zabrać cię na obiecaną kolację – wyjaśnił, zanim zdążyłam się odezwać.
- Leciałeś tu ponad dziesięć godziny, żeby pójść ze mną do knajpy? – powtórzyłam, próbując przyswoić sobie tę informację.
- Miałem nadzieję, że to będzie coś więcej niż zwykłe wyjście.
Uśmiechnął się do mnie niewinnie. Taką minę ma dziecko, które tłumaczy się mamie, że wcale nie zbiło tego drogiego wazonu, stojącego na stoliku w jadalni, mimo że i tak wszyscy znają prawdę.
- Masz na myśli randkę? – podchwyciłam głupio.
- Jeśli chcesz, to może być randa. Zgodzisz się ze mną pójść?
Każda komórka mojego ciała chciała z nim iść. Serce waliło mi w piersi niczym młot pneumatyczny. Będę mogła lepiej go poznać. Może nawet dowiem się, dlaczego miał miejsce ten wypadek na koncercie.
Rozsądek jednak kazał mi zostać w domu. A jeśli palnę jakąś gafę?
Rozważałam wszystkie za i przeciw przez zaledwie ułamek sekundy, ale ja odczuwałam, jakby minęła cała wieczność.
- Skoro już tak ładnie prosisz, to jakże mogę odmówić? – zatrzepotałam zalotnie rzęsami.
W domyśle miało to wyglądać kokieteryjnie, ale pewnie wyszło żałośnie, czyli tak jak zwykle.
Czym prędzej popędziłam do swojego pokoju, żeby ubrać się jakoś szykowniej. W dalszym ciągu nie docierało do mnie, że mój idol stoi za ścianą i zabiera mnie na randkę.
Zdusiłam w sobie okrzyk radości i zaczęłam się przeraźliwie śmiać ze swojego szczęścia.

~*~


                Na kolację Kendall zabrał mnie do prawdziwej, absurdalnie drogiej restauracji, gdzie podawali sushi.
Przez cały czas rozmawialiśmy i śmialiśmy się jak starzy dobrzy znajomi. Kilku fotografów robiło nam zdjęcia zza krzaków, ale my udawaliśmy, że ich tam nie ma, a czasem nawet robiliśmy głupie miny, żeby mieli lepszy materiał.
Jedyną oznaką tego, że Kendall jest sławny, byli paparazzi. Osobowość chłopaka jednak nie była taka, jak większości gwiazd. Zachowywał się całkiem zwyczajnie. Jak zwykły facet.
Humor trochę mi się popsuł, gdy przyszło do zapłacenia rachunku. Kwota na tym małym kawałku papieru przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania.
Kendall widząc moją reakcję, pospiesznie wręczył kelnerce odpowiedni banknot i bez czekania na resztę, podniósł się z krzesła. Podał mi rękę, ale ja siedziałam jak zahipnotyzowana. Jeszcze nigdy nie zjadłam aż tak drogiej kolacji.
- Powinnam ci oddać za swoją porcję – zaczęłam, ale chłopak przerwał mi gestem.
- Nic od ciebie nie przyjmę – żachnął się. – To ja cię zaprosiłem i ja stawiam. A teraz wstawaj.
Ostatnie słowo zaakcentował specjalnie do tego dobranym, surowym tonem. Posłusznie wstałam. Może i to było w żartach, ale i tak nie zamierzałam mu zachodzić za skórę.
Wyszliśmy z restauracji prosto na zatłoczony miejski chodnik. Słońce powoli zachodziło na horyzoncie, a jego promienie nas oślepiały. Pożałowałam, że nie wzięłam ze sobą okularów przeciwsłonecznych.
W milczeniu ruszyliśmy w stronę mojego bloku. Nasze ręce coraz bardziej się do siebie zbliżały i w nieregularnych odstępach czasu się o siebie ocierały.
Kendall w końcu się poddał i wziął moją rękę. Zdziwił się trochę, gdy splotłam swoje palce z jego. Wydawało mi się to takie naturalne.
- Mam pytanie – przerwał w końcu ciszę. Zmarszczyłam nieznacznie brwi. Nie czekając, aż coś dodam, kontynuował. – Dlaczego właściwie byłaś wtedy w tym szpitalu?
Przygryzłam lekko wargę i wbiłam wzrok w przesuwające się pod moimi stopami płytki chodnikowe.
- Bardziej mnie intryguje, dlaczego musiałam cię reanimować.
- Odpowiem, jak ty odpowiedz – zaproponował z szelmowskim uśmiechem.
To była być może jedyna szansa, by dowiedzieć się, o co chodziło. Poddałam się z wymownym westchnieniem.
- Zemdlałam wkrótce po tym, jak przywróciłam ci życie. Zabrali mnie do szpitala i okazało się, że mam anemię.
Kendall milczał. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy wpatrywał się w nasze splecione dłonie. Promienie słońca toczyły walkę w jego blond włosach, które teraz wydawały się jaśniejsze, niż były naprawdę.
Byłam przekonana, że już nic nie powie. Nie wyjaśni mi, dlaczego źle się poczuł na koncercie. Byłam przyzwyczajona, że zawsze dawałam się nabrać.
- Mam chore serce – powiedział szybko, zanim zdążyłam postawić na nim kreskę za kłamstwo.
Zalała mnie fala gorąca. Może jednak nie powinnam pytać? Znowu byłam wścibska i mam to, czego chciałam.
- Przepraszam – zmieszałam się. – To było głupie pytanie.
- Mam niedomykalność zastawki mitralnej – ciągnął, zupełnie ignorując moje przeprosiny.
Zabrzmiało poważnie.
- Nie mam bladego pojęcia co to jest – warknęłam wściekła, że nie powie wprost.
- Wystarczy ci wiedzieć, że to bardzo poważna choroba.
- Myślałam, że młodzi ludzie nie mają problemów z sercem.
- To wada genetyczna – wyjaśnił smutno.
Chciałam coś wtrącić, ale wtedy rozejrzałam się dookoła. Staliśmy przed wejściem do mojej klatki. Nie zwróciłam uwagi, że tak szybko dotarliśmy na miejsce.
Momentalnie się zasępiłam. To oznaczało rozstanie.
Kendall puścił moją dłoń, ale zaraz odgarnął mi nią włosy z czoła i założył je za ucho. Jego palce zatrzymały się na policzku dłużej, niż to było konieczne. Serce znowu zaczęło mi bić jak szalone i oblałam się rumieńcem.
- Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? – wykrztusiłam, zanim sprawy zajdą za daleko.
- Jeśli chcę, to potrafię być bardzo dociekliwy – zamruczał.
Moją twarz owiał jego ciepły oddech.
Kendall zbliżył się do mnie i wolną ręką przygarnął moje ciało do swojej piersi.
Pocałował mnie czule i z wyczuciem. Jego usta smakowały tuńczykiem i 7Upem, ale w połączeniu z jego wodą kolońską, uginały się pode mną kolana.
Chłopak odsunął się ode mnie zbyt szybko, ale nasze twarze nadal dzieliło tylko kilka centymetrów. Oboje mieliśmy lekko przyspieszone oddechy.
- Zobaczymy się jutro? – zapytał.
Nie odpowiedziałam z obawy, że głos mi się załamie. Pokiwałam tylko głową, próbując dojść do siebie.
Kendall obrócił się na pięcie w stronę parku za moim blokiem.
Rzucił mi przez ramię promienny uśmiech i zniknął z pola widzenia.
Znałam go jako gwiazdę od kilku lat, ale prawdziwego Kendalla Schmidta dopiero od kilku godzin. To jednak wystarczyło, żebym się w nim zakochała.

THE END


---------------------------------


No to tym razem druga część opowiadania dla Marty G. Mam nadzieję, że ci się spodoba :D
Dziękuję za wyświetlenia i prawie 500 komentarzy!
A w przyszły poniedziałek alternatywna historia Titanica :D


 

sobota, 14 września 2013

Mr. & Mrs. Henderson. Part I.

Siedziałam na kanapie w salonie i uparcie próbowałam doszukać się jakiegoś szczegółu, który mi umknął. Od ponad godziny wpatrywałam się w zdjęcie, zrobione w dzień mojego ślubu z Loganem.
Przedstawiało ono na pozór szczęśliwe małżeństwo, ale pod sztucznym uśmiechem Clary’ego Barta skrywały się mroczne sekrety. Wszyscy jego znajomi, między innymi mój własny mąż, uważali, że Clary jest szanującym się biznesmenem z dobrze prosperującą na przyszłość firmą.
W rzeczywistości jednak prowadził czarne interesy. Sprzedaż nielegalnej broni, nie była mu obca.
Mój pracodawca na początku jego działalności, nie traktował go poważnie. Jak z resztą i my wszyscy. Był dla nas nikim, zwykłym żółtodziobem z wielkimi ambicjami.
Sytuacja jednak się zmieniła, gdy przemysł Barta osiągnął skalę światową. Zaczął dostarczać broń do naszych wrogów. Nie potrzeba było długo czekać, żeby to odbiło się na naszych ludziach. Mnie samej kule z jego pistoletów nie ominęły. Oberwałam jeden jedyny raz nabojem jego roboty i nigdy nie zapomnę tego bólu. To było wprost nie do opisania. Czułam się, jakby ktoś wwiercał mi wiertarkę w bark.
Zadanie, które otrzymałam od Stephena Glickmana, było oczywiste; namierzyć cel i zlikwidować. Unieszkodliwić, jak to wolał mówić. Był to tylko jeden problem, który przeszkadzał mi w wykonaniu całej tej operacji. Bart zapadł się pod ziemię.
Gdyby moje zamiary co do niego były czyste, po prostu zapytałabym Logana. Musiał go przecież skądś znać, skoro zaprosił go na nasz ślub. Gdybym jednak to zrobiła, nie obyłoby się bez zbędnych pytań.
Była jeszcze jedna przeszkoda; gdyby Stephen dowiedział się, że wspomniałam choćby słowem o człowieku mojej misji niewłaściwej osobie, pewnie to ja byłabym celem kolejnej akcji.
Włożyłam zdjęcie z powrotem do folii i odłożyłam album na stół przede mną.
Wzięliśmy ślub z Loganem raptem dwa lata temu, ale czułam, jakby pod tym względem minęła cała wieczność. Nic już nie było takie samo jak przedtem. Od jakiegoś czasu w ogóle nie okazywaliśmy sobie czułości. Posiłki jedliśmy w ciszy, unikaliśmy swojej obecności. Gdy ja wchodziłam do pokoju, Logan najczęściej z niego wychodził, jeśli znalazł dobrą wymówkę, albo po prostu ignorował. W drugą stronę ja robiłam tak samo.
Usłyszałam ciche dudnienie butów na werandzie. Najwidoczniej zbyt zamyśliłam się nad zdjęciem Bartów i nie doszedł mnie ryk silnika starego Fiata Malucha.
Od dawna intrygował mnie fakt, że mimo naszych sportowych samochodów stojących i kurzących się w garażu, Logan woli jeździć tym starym gratem. Żeby było śmieszniej. Specjalnie sprowadzał go z Polski!
Sięgnęłam ręką po poduszkę, leżącą na fotelu. Uklepałam ją i przyłożyłam do niej głowę. Zamknęłam oczy dokładnie w momencie, w którym drzwi do domu otworzyły się z głośnym zgrzytem. Trzeba je w końcu naoliwić, ale żadne z nas nie miało na to czasu.
Podciągnęłam nogi pod siebie i objęłam je rękami w kolanach. Chciałam, żeby wyglądało to naturalnie, ale nigdy nie byłam dobrą aktorką.
- Cześć! – zawołał Logan od progu.
Nie odpowiedziałam, więc cicho przeszedł do salonu i stanął tyłem do mnie, a jego cień padł mi na twarz.
Wziął koc, który skopałam na ziemię i otulił mnie nim szczelnie. Próbowałam powstrzymać grymas niezadowolenia. Na zewnątrz było ponad trzydzieści stopni!
Logan zaczął w pośpiechu przerzucać strony albumu ze zdjęciami z naszego ślubu.
Uchyliłam niepewnie jedną powiekę i zaczęłam śledzić wzrokiem każdy szczegół jego ciała. Wzięłam głęboki oddech i moje nozdrza wypełniła słaba woń damskich perfum. Gdy go o to zapytam, pewnie zmyśli jakąś kolejną historyjkę.
Ten zapach jednak wydał mi się całkiem znajomy. Frezje z nutką pomarańczy. Nie można było go kupić w żadnym innym miejscu na Ziemi, tylko na hawajskiej wyspie Maui.
Już wiedziałam, gdzie ukrywa się Clary Bart. Wszystko wskazywało na to, że jutro lecimy z Loganem na Hawaje.

~*~


                Logan dzielnie podążał w ślad za mną i nawet nie narzekał. Zdążył się przyzwyczaić do tego, że uwielbiałam spontaniczne wycieczki. Ta dzisiejsza nie wzbudziła w nim żadnych podejrzeń, ale zachowywał się inaczej niż zwykle. Na każdym kroku dopytywał mnie o szczegóły mojego widzi mi się. Chciał wiedzieć, dlaczego mój wybór padł akurat na Maui.
Gdy zauważyłam, że nasze małżeństwo zrobiło się zbyt monotonne, początkowo próbowałam je naprawić właśnie takimi wycieczkami. Każdy weekend spędzaliśmy w innym miejscu, ale od ostatnich dwóch miesięcy tkwiliśmy w Los Angeles. Poddałam się. Nic nie mogłam sama zdziałać w poprawie naszego związku bez zaangażowania ze strony Logana. On tylko wydawał się akceptować fakt, że ma żonę, ale nic więcej.
Wyczerpana kilkugodzinnym lotem w samolocie, opadłam na poduszki w naszym apartamencie.
Przede mną rozciągał się przepiękny widok na ocean i inne pobliskie kurorty. Dachy ośrodków tworzyły wielobarwną mozaikę. Żal było odwrócić wzrok.
Moją uwagę rozproszył dźwięk uginających się sprężyn w kanapie. Logan usiadł koło mnie i jak gdyby nigdy nic objął mnie ramieniem.
Nie wiem dlaczego, czy to było spowodowane tęsknotą za okazywaniem uczuć z jego strony, czy po prostu byłam zbyt zmęczona. Poddałam się i oparłam głowę o jego muskularny tors.
Zamknęłam oczy i udawałam, że jest tak jak dawniej. Przytulaliśmy się i całowaliśmy na każdym kroku. Teraz nasze jedyne dialogi nie można było nazwać rozmowami, były to tylko pytania, o której będzie kolacja, albo czy ewentualnie moglibyśmy sobie coś podać ze stołu, czy z wyższej półki w szafie.
Ku mojemu zdziwieniu, Logan musnął wargami moje czoło.
Mój dobry nastrój prysł jak bańka mydlana. Skoro jest dla mnie czuły, to był zły znak. Tylko nie wiedziałam jak bardzo.
Jakby na zawołanie doleciał mnie zapach frezji z nutą pomarańczy. Pewnie zaraz dowiem się, że zostałam zdradzona, ale Logan nic nie powiedział. W pokoju panowała wręcz pełna napięcia cisza.
- Idę do recepcji – rzuciłam pierwsze, co mi przyszło do głowy i prawie wybiegłam na korytarz.
Może jednak się pomyliłam? Może po prostu Logan chciał naprawić nasze małżeństwo, a ja sama sobie wmawiałam jego niewierność?
Pokręciłam głową, próbując wyrzucić z niej natrętne myśli. Nie mogło być mowy o żadnej pomyłce. Zapach damskich perfum jednoznacznie świadczył o zdradzie.
Doskonale pamiętałam, że żona Clary’ego używa takiej mieszanki. Przez przypadek także dowiedziałam się, że można ją kupić tylko i wyłącznie na Maui. To był lokalny produkt, jak zwykli to nazywać.
Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy znalazłam się w hotelowym lobby. Po mojej prawej stronie było skupisko nowoprzybyłych turystów, a po lewej wyjście na ogromny basen.
Skręciłam w ten drugi kierunek i zaniemówiłam zaszokowana. Dookoła było posadzone mnóstwo palm, a zamiast trawy, rozsypany był sztuczny piasek z imitacjami muszelek i rozgwiazd. Dno basenu było wyłożone drobnymi, skrzącymi się od słońca kamyczkami, tworzącymi napis Royal.
Nie to jednak wywołało na mnie taką reakcję. Na leżaku, nie dalej jak pięć metrów ode mnie, wylegiwał się Bart z kobietą, która na pewno nie była jego żoną.
Moja ręka odruchowo powędrowała do pistoletu wetkniętego za pasek od spodni. Gdy przekonałam się, że dalej tam jest, moje serce trochę się uspokoiło. Zdecydowałam postawić na najprostszy sposób unieszkodliwienia celu. Będę udawać jego klienta.
Odległość, która nas dzieliła, pokonałam wolnym krokiem i starałam się sprawiać wrażenie osoby znającej się na rzeczy. Ten plan od początku skazany był na klęskę, bo nigdy nie byłam dobrą aktorką.
- Clary? Clary Bart? – zwróciłam się w jego stronę.
Mężczyzna początkowo nie wiedział kto do niego mówi. W końcu jednak się zorientował. Obrócił się w moim kierunku i spojrzał na mnie zza okularów przeciwsłonecznych.
- Do mnie mówisz, złotko?
- Mam problem z zamówieniem B-16 – palnęłam to, co mi ślina na język przyniosła.
Barty poderwał się gwałtownie z leżaka i bez słowa do swojej aktualnej dziewczyny, kochanki czy kogoś jeszcze innego.
Wskazał mi gestem, żebym weszła do pomieszczenia przeznaczonego dla personelu. Sam zrobił to samo i zamknął drzwi na klucz.
Pokój był cały zagracony przyborami toaletowymi i środkami do dezynsekcji. Na jednej z wielu półek leżało opakowanie prezerwatyw. Jak widać, ta klitka miała wiele funkcji.
Zagryzłam wargę, by się nie roześmiać. Powiedziałam zmyśloną nazwę zamówienia, a już Barta miałam w kieszeni.
- W czym problem? – na jego czole wystąpiły kropelki potu.
Moim zadaniem było załatwić sprawę szybko i bez robienia dużego hałasu.
Sięgnęłam po pistolet i w oka mgnieniu przyłożyłam lufę do skroni Barta. Nasze twarze były zbyt blisko siebie jak na mój gust, ale gdybym się cofnęła, straciłabym szansę, żeby w końcu go unieszkodliwić.
- Znowu się spotykamy – powiedziałam z drwiącym uśmiechem.
- Szkoda tylko, że w takich okolicznościach.
Ku mojemu zdziwieniu, to nie z ust Clary’ego dobiegły mnie te słowa. To był ktoś, kto stał za moimi plecami. Właściwie nie żaden ktoś, tylko osoba bliska memu sercu.
Tym tonem zwracał się do mnie w każdej sytuacji. Niby to obojętny, niby zniecierpliwiony, ale mimo wszystko jego właściciel był moim mężem.
Wiedziałam, że jeśli nie zobaczę, to nie uwierzę. Głos można łatwo podrobić, ale z wyglądem sprawa przedstawiała się gorzej.
Przekalkulowałam w głowie dostępne opcje. Przecież Bart mi nie ucieknie. Sam zamknął drzwi na klucz. Okien tu nie było, a szyb wentylacyjny był poza jego zasięgiem.
Odwróciłam się, ale dla pewności nie opuściłam pistoletu. Logan także tego nie zrobił. Celował prosto w moje czoło.
Mimo hardości, na którą próbował się zdobyć, jego twarz wyrażała jedynie wielkie zdumienie i frustrację. Nie powiem, że nie czułam tego samego. Jednego dnia twój ukochany mówi ci, że pracuje zupełnie gdzie indziej, a drugiego próbuje cię zabić!
Mierzyliśmy się wzrokiem przez kilka sekund, ale dla mnie trwało to całą wieczność. Żadne z nas nie miało odwagi zabrać głosu. Przecież to było niedorzeczne!
Gdy pierwszy szok minął i mogłam w miarę normalnie myśleć, zaczęło mnie zastanawiać, jak Logan wszedł do tej ciasnej klitki dla personelu.
Odpowiedzi udzieliła mi otwarta klapa, prowadząca do szybu wentylacyjnego.
- Co ty tu robisz? – zapytałam, tym samym zmącając ciszę.
- Nie powinnaś tego wiedzieć.
Logan był przerażony. Oboje doskonale wiedzieliśmy, jakie środki bezpieczeństwa obowiązywały, gdy ktoś z zewnątrz dowie się, czym się zajmujesz. A to oznaczało, że tylko jedno z nas może przeżyć.
Może i nie byliśmy najbardziej udanym małżeństwem na świecie, ale mimo to dążyliśmy się jakimś uczuciem. Kiedyś przecież naprawdę się kochaliśmy. Może ten czas minął i nie było już tak dobrze, ale dalej się szanowaliśmy.
Logan jest tajnym agentem. Logan jest płatnym zabójcą. Logan jest szpiegiem. Logan wykonuje dokładnie taką samą robotę jak ja.
Żadne z powyższych sformułowań nie pasowało mi do miłego i czarującego faceta, w którym się zakochałam. Gdzie się podział właściciel studia nagraniowego? A może to także była przykrywka jak i moja kariera pisarki?
Dla niepoznaki napisałam i wydałam jedną książkę, która nieoczekiwanie została bestsellerem. Nigdy bym nie pomyślała, że książka o czarodziejach i wampirach zrobi taką furorę. A do tego czytelnicy chcieli kontynuacji.
Pistolet wypadł mi z ręki i z cichym trzaskiem uderzył w podłogę. Miałam wrażenie, że wszystkie mięśnie zniknęły z mojego ciała. I do tego miałam ochotę się rozpłakać.
Przepchnęłam się koło Barta i drżącymi rękami zaczęłam otwierać drzwi.
Na korytarz wypadłam już całkowicie zalana łzami.
Nie miałam wyrzutów sumienia, że zostawiłam Logana samego z Bartem.
Poradzi sobie.
Musi.
---------------------------------

Opowiadanie dla Wery aka RosAlice z okazji urodzin Logana! Mam nadzieję, że ci się spodoba :D I tak, dalej nie oglądnęłam Pana i Pani Smith xDD.
Trzymajcie kciuki, żebym przepisała na czas drugą część. Zgaduję, że nie chcecie czytać skanów z mojego zeszytu. Oczopląs murowany xd.
Dziękuję, że czytacie, wchodzicie i w ogóle ;*

 

środa, 11 września 2013

Ewa's Life - Part Four - It's Finally Over

For my biggest fan, BellaKris. I hate u for making me write this…


Przygotuj się na coś, czego jeszcze nigdy nie czytałaś..
Ostatnia część bestsellerowej opowieści Natalii ''Parts of Ewa's life''.
Ostatnia część nosi tytuł ''Part Four - It's Finally Over''.
Do kupienia od 11 września 2013 w najlepszych księgarniach.
Dostępna również w wersji Deluxe z autografem pisarki.

NIE CZYTAJ TEGO, JEŚLI CIERPISZ NA CHOROBY SERCA, NIEWYDOLNOŚĆ TRZUSTKI, NIESTRAWNOŚĆ   ŻOŁĄDKA I BRAK POCZUCIA HUMORU. ZANIM PRZYSTĄPISZ DO CZYTANIA, USIĄDŹ WYGODNIE I UPEWNIJ SIĘ, ŻE NIKT CIĘ NIE SŁYSZY, I ŻE KAMERA JEST WŁĄCZONA. NIE PRZYJMUJEMY ZWROTÓW. DZIĘKUJEMY ZA UWAGĘ. MIŁEGO CZYTANIA......

SERVER DISCONNECTED.


ARE YOU READY?
I ASKED YOU A QUESTION!
ARE YOU READY? YES? YOU THINK SO?
DON'T LIE TO ME!
ARE YOU READY?
LET'S GO THEN....

Part Four – It’s Finally Over


Minęły dwa miesiące od poznania żony Kendalla.  Jak on mógł mi to zrobić? Od tygodnia planuję moją słodką zemstę. Rozkochał mnie w sobie, a potem ‘’sorry mam żonę,  nic dla mnie nie znaczysz’’?. To był cios poniżej pasa. Czułam się jakbym była na koncercie One Direction..
Starałam się o nim zapomnieć, naprawdę. Natalia ciągle powtarzała ‘’zapomnij o nim, nie jest wart twoich ścian z plakatami Big Time Rush”, ale ja nie mogę ich ściągnąć. Przypominają mi  o szczęśliwych chwilach, jak pierwszy koncert, na którym puściłam pawia ze szczęścia, kiedy wybrał mnie z widowni. Mimo że pokazywali moje wymiociny w wiadomościach na TVNie, był to jeden z najlepszych chwil, jakie miałam zaszczyt przeżyć.
Pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy usłyszałam o nim, pamiętam ten dzień lepiej niż moje ostatnie urodziny, które były dość nieudane, gdyż nie dostałam żadnych życzeń na Facebooku . Drugiego czerwca dwa tysiące dwunastego roku zobaczyłam przyszłego męża i ojca swoich dzieci. Czułam zapach jego dziwnie ułożonych włosów o kolorze przypominającym mi zboże. Chciałam, aby wyszedł z telewizora jak Samara z filmu Ring.
Codziennie budzi mnie jego głos ‘’Wstawaj kotku’’,  który nagrałam i ustawiłam na alarm na siódmą. Więc może jednak nie staram się o nim zapomnieć lecz przywołać go z powrotem?
Głos Natalii przerwał mój monolog w myślach :
- Płacisz za te ziemniaki czy będziesz tak stać jak debil? – rozglądnęłam się i uświadomiłam sobie, że jestem w sklepie. Kiedy ja tu przyszłam?
- Co? Tak, tak… Ile? – tylko tyle potrafiłam powiedzieć. W ogóle po co mi te ziemniaki?

~*~


Po powrocie do domu z zakupami, dokładniej z ziemniakami, chyba będziemy robić frytki, zadzwonił telefon. Już po niego sięgałam, kiedy Natalia wyciągnęła swoją opaloną rękę ( nic dziwnego, jesteśmy w L.A.) i odebrała go za mnie.
-Halo? Tak. Już daję – przyłożyła słuchawkę do klatki piersiowej – do ciebie, wiesz, o tą książkę co napisałaś – wydawała się podekscytowana, ale nie szansą na wydanie mojej książki, bardziej  frytkami, które miała zamiar zrobić. Podała mi telefon i ruszyła w stronę ziemniaków.
Zaczęłam pisać książkę kiedy spotykałam się z Kendallem. Było to romansidło, Ticket To Love: Single or Return?  Kompletnie nie podobała mi się ta nazwa, ale nie miałam innego pomysłu. Opowiadała ona o kobiecie, nieszczęśliwej, pełnej kompleksów, o imieniu prawdopodobnie Bella, które spotkała pokrewną duszę na cmentarzu, kiedy próbowała popełnić samobójstwo. Edward, bo tak miał na imię, próbował zrobić to samo, w tym samym czasie. Co za przypadek, no nie?
-Przy telefonie… Tak.. Serio? Serio, serio? Tak… Dziękuję – rozłączyłam się, byłam zaskoczona tym co właśnie usłyszałam.. Czy to jest naprawdę? Popatrzyłam w stronę Natalii, a ona w moją.
- Wydadzą moją książkę! – krzyknęłam z przepełniającej moje całe ciało radości.
- Lubisz tłuste czy bardzo tłuste frytki?

~*~


Ostatnie tygodnie spędziłam przechwalając się wydaną książkę i zarabiając kasę.  Książka okazała się bestsellerem, jak się pytam jak?! Nie myślałam w ogóle o Kendallu. Niestety, coś musiało przerwać mój radosny czas. Telewizja, niszczycielka szczęścia. Czytałam dziewiątą część Zmierzchu, czy ona może dać sobie spokój z tymi wampirami? Ile można? Na ekranie pojawiła się transmisja z Kids’ Choice Awards. Co przykuło moją uwagę to nominacja dla Najlepszego Zespołu. Ujrzałam Jamesa, Carlosa, Logana, który wyglądał niesamowicie seksownie i oczywiście mojego byłego z kim? Ze swoją głupią żoną… Wtedy przypomniał mi się mój plan zemsty. Jak ja mogłam o nim zapomnieć? Założyłam zakładkę na stronę szejset* sześćdziesiątą szóstą i delikatnie odłożyłam książkę na półkę.  Za chwilę miałam wprowadzić swój plan w życie. Zaśmiałam się złowieszczo.
- Odwala ci coś? – mój śmiech zwrócił uwagę przyjaciółki.
- Zakrztusiłam się po prostu – skłamałam próbując nie wyglądać na wariatkę.
- Okay.. – po tonie jej głosu stwierdziłam, że mi nie uwierzyła, ale nie podjęła się dalszej konwersacji.

~*~


                Mój plan był skomplikowany i wieloetapowy. Najpierw muszę stworzyć, albo pozyskać zabójczego wirusa, którym zarażę jego żonę, a ponieważ będzie on zakaźny, szybko zaatakuje Kendalla i zginie długą i bolesną śmiercią. Lecz zanim to nastąpi, wkradnę się za kulisy ich koncertu i wyłączę wszystkiego głośniki. Hahaha! To nie koniec! Przełamię się i zacznę chodzić z Zaynem, aby zrobić mu na złość. A potem umrze. W cierpieniu.
Miałam problemy ze znalezieniem wirusa, na allegro go nie znalazłam, więc musiałam odpuścić ten punkt mojego planu. Na razie Big Time Rush nie grało żadnych koncertów, następny etap pominięty. Zayn nie zaakceptował mojego zaproszenia na Facebooku, więc to chyba też odpada…
Wygarnę mu! Powiem wszystko co o nim myślę! Przynajmniej mi ulży, póki nie mogę zacząć mojej złowieszczej zemsty.
Była dwunasta w południe, kiedy podjechałam, a raczej zostałam podwieziona przez Natalię, moje auto było w naprawie, po tym jak wjechałam w drzewo. Jestem pewna, że to pojawiło się znikąd, powodując wypadek. Wszystko jest przeciwko mnie. Wysiadłam. Brama była zamknięta, prawdopodobnie mnie nie wpuści, więc może… Zobaczyłam drzewo przy ogrodzeniu.  Wspięłam się, z małą pomocą przyjaciółki, które wciąż powtarzała, że to zły pomysł, ale nie przestała mi pomagać w włażeniu na drzewo. Wie, że mnie nic nie powstrzyma i woli być po mojej stronie, kiedy się zdenerwuję. Po osiągnięciu mojego celu łatwo przedostałam się na teren jego posiadłości. Ujrzałam otwarte okno i skradając się ostrożnie przedostałam się do jego salonu. To było  proste, powinien zwiększyć ochronę, bo go okradną. Mimo całego zła, które mi wyrządził nadal dbam o niego.
Przeszukałam po kolei wszystkie pokoje znajdujące się w jego willi. Znalazłam go dopiero w łazience na górnym piętrze. Układając swoją przemowę w głowię pociągnęłam za klamkę i  ujrzałam miłość mojego życia w tych samych bokserkach, które miał na sobie, kiedy się po raz pierwszy spotkaliśmy. Czy to nie romantyczne?
- Jak do cholery ty tu weszłaś? – wyglądał na zdenerwowanego i chyba był w lekkim szoku, naprawdę nie wiem dlaczego…. – STRAŻE!
Tego się nie spodziewałam.  Najpierw dowiaduję się, że jest żonaty, a teraz wyrzuca mnie z jego domu? To było przegięcie.
- Jesteś mój – to jedyne słowa, które zdążyłam powiedzieć, zanim wybiegłam. Nie przemyślałam ich i nie miałam na to czasu, gdy trzech dobrze zbudowanych mężczyzn goniło mnie z paralizatorem.
Udało mi się uciec z domu, nie wiem jak, ale udało.  Używając moich parkourowych umiejętności i wystającej gałęzi pokonałam mur dzielący mnie od ochroniarzy. Szybko wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu. Nadal wydawało się to dość proste. Naprawdę ma słabą ochronę..
Na następny dzień, kiedy szukałam swoich kluczy w torbie, podjechało  BMW, a za nim coś w stylu ciężarówki, ale trochę mniejszej, coś jak karetka.  Dobrze wiedziałam do kogo należy ten model BMW, serce zaczęło szybciej bić, kiedy ujrzałam sylwetkę chłopaka o zielonych oczów jak korona drzewa, którego użyłam wczoraj jako wejście i wyjście z jego ogrodu. Podszedł do mnie i ze smutnym uśmiechem wskazał na ciężarówkę, z której wyszli dwaj panowie ubrani na biało.
- Oni zabiorą cię do szpitala psychiatrycznego – wziął mnie za rękę, zaczęłam się szarpać i błagać, żeby mnie puścił. – Zrób to dla mnie, dobrze? – nie mogłam nic poradzić, poprosił mnie, nie mogłam mu odmówić, przestałam protestować i pozwoliłam zabrać się do tego szpitala.
Jedyne co widzę to biel. Białe ściany, białe uniformy, białe zęby.. Wszystko jest białe. Chciałabym wrócić do swojego pełnego kolorów mieszkania, poczuć zapach naleśników, pooglądać telewizję i naśmiewać się z nowego teledysku One Direction. To koniec…

*szejset - efekt nocnego pisania Natalii o 4 nad ranem. Zgaduję, że wtedy nie widziała w tym błędu.

----------------------------------------

Jak na razie to jest chyba ostatnie opowiadanie Naty, które dodaję. Choć w sumie mam jeszcze dwa na komputerze, więc kto wie, kto wie...
W niedzielę tym razem nie będzie rozdziału, ale za to w sobotę dodam pierwszą część opowiadania dla Weroniki, wzorowanego na filmie Mr. & Mrs. Smith. Pomińmy fakt, że go w końcu nie oglądnęłam xD.
Dziękuję wszystkim za wyświetlenia i komentarze! Już 23 tysiące wyświetleń! Nigdy nie myślałam, że będzie ich aż tyle! ;*
Ach.. I powodzenia w nowym roku szkolnym...
Buziaki ;*



 

wtorek, 10 września 2013

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 91.

 

*oczami Wery, w międzyczasie*

Na scenę wchodziłam o chwiejących się nogach. Bałam się, że tam zemdleję. Tyle sławnych osób miało oglądać mój występ.

Demi poklepała mnie krzepiąco po ramieniu i uśmiechnęła się. Wyciągnęła mnie przed publiczność prawie siłą, ale ja nie miałam zamiaru się jej przeciwstawiać. Chciałam zrobić niespodziankę Loganowi, a to był dopiero początek. Szykował się interesujący wieczór.

W salonie było ciemno. Zapadła przejmująca cisza, przerywana tylko odgłosami kroków dochodzących z holu. Jedno uderzenie, drugie, trzecie… Liczyłam je w myślach, ale po chwili się zgubiłam i zaczęłam od nowa.

W drzwiach pokoju ukazały się dwie postacie. Zgromadzeni goście na jakiś niemy znak zaczęli śpiewać sto lat, a ja stałam jak sparaliżowana, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Co będzie jeśli zapomnę tekstu? Jeśli się pomylę? Źle zaśpiewam jakąś nutę?

Niedane mi było jednak długo się nad tym rozwodzić. Wzrok Logana padł dokładnie na mnie i z jego twarzy mogłam wyczytać zaskoczenie. Nie codziennie oglądał mnie stojącą przed mikrofonem. Ciemność przeszyły specjalnie kupione lasery, które zaczęły oświetlać twarze wszystkich. Demi poleciła gitarzystom gestem, by zaczęli grać i rozległy się pierwsze akordy piosenki, którą napisałyśmy wspólnymi siłami. Who’s That Boy? brzmiały jej słowa. Spędziłyśmy nad nią dobre kilka tygodni. Musiałam dobrze się nagimnastykować by nikt niczego nie podejrzewał, ale udało się. Tekst był gotowy, muzyka także. Wystarczyło teraz tylko zaśpiewać. Otworzyłam usta i zaczęły płynąć z nich słowa, które były przeznaczone dla Logana.

***

- Skarbie? – Zawołał mnie Logan gdy tylko zeszłam ze sceny. Promieniał szczęściem. – Chciałbym ci kogoś przedstawić – wyjaśnił podając mi kieliszek z czerwonym winem. Sięgnął po drugą lampkę stojącą na stoliku i upił z niej niewielki łyk.

Wykrzywiłam nieznacznie usta w lekkim grymasie. Bardzo chciało mi się pić, ale nie mogłam ugasić pragnienia alkoholem. Nie w moim stanie.

- No w końcu – wyrwało się jej nim chłopak zdążył dokończyć.

Przede mną stała dobrze znana mi osoba. Oczywiście znana ze zdjęć. Miała długie do ramion brązowe włosy i dziecięco pulchną twarz. Oczy miała wprost identyczne jak jej brat. Dałoby się z nich wyczytać najbardziej skrywane sekrety.

- Młoda – żachnął się. – Nie podskakuj.

- A ty nie baw się w moją niańkę.

- To się zachowuj.

- Logan… - Zaczęłam ją usprawiedliwiać, ale pod wpływem jego ostrzegawczego spojrzenia, zamknęłam usta.

- Wracając do tematu… Wera, to jest moja siostra, Presley. Presley, poznaj moją dziewczynę, Weronikę – przedstawił nas sobie oficjalnym tonem z trudem powstrzymując śmiech.

- Miło mi w końcu cię poznać – powiedziałam, uśmiechając się do niej radośnie. Nie kłamałam. Naprawdę cieszyłam się, że wreszcie poznałam kogoś z rodziny swojego chłopaka.

- Henderson! – Krzyknął ktoś z tyłu.

- Matko. Ile tu dzisiaj ludzi. – prychnął z żartobliwą skargą. – Nie wiedziałem, że mam tylu przyjaciół.

- Jestem Gwen – przywitała się uprzejmie dziewczyna z blond włosami spiętymi w luźny kucyk. – Ty jesteś Weronika, prawda? Cieszę się, że w końcu cię poznałam – zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, przytuliła mnie do siebie niczym stara, dobra przyjaciółka.

- Mnie też jest miło – wydukałam zawstydzona. Nienawidziłam poznawać nowych ludzi. To zawsze wprawiało mnie w zakłopotanie.

Tłum wokół nas zaczął gęstnąć. Do prowizorycznie utworzonego kółka dołączył James, obejmując Halston, Carlos trzymając Alexę za rękę, Kendall z Ewą opartą na jego ramieniu, Kevin, Kenneth, Max i grono osób, które pierwszy raz widziałam na oczy.

- Skoro wszyscy już tu się zebraliśmy – zaczęła Presley, głosem księdza odprawiającego mszę świętą. – Z okazji urodzin mojego cudownego i obecnego tutaj brata, chciałabym przybliżyć wam fakty, które możliwe, że nie są wam jeszcze znane – dokończyła tonem, którym mama opowiada dziecku bajkę na dobranoc. Brakowało jej tylko nieodłącznego dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami… Wiedziałam jednak, że dużo ją kosztuje powstrzymywanie się od śmiechu.

- Masz na myśli tę bardzo wstydliwą informację jak śpi nasz drogi solenizant, gdy jest lato? – podchwycił James z szatańskim uśmiechem na twarzy.

Logan wziął mnie za rękę. Spojrzałam na nasze złączone dłonie, żeby ukryć uśmiech. Nasze palce pasowały do siebie idealnie. Moje jasne, prawie, że białe, a jego ciemniejsze, z delikatną opalenizną. Były splecione bez wysiłku, jak dwie komplementarne części.

Logan położył mi rękę na talii i pocałował mnie lekko w szyję, ledwo muskając przy tym moją skórę. Przeszedł mnie dreszcz pod wpływem jego dotyku. Czy on kiedykolwiek przestanie tak na mnie działać?

- Nie wierz w nic co ci mówią – mruknął mi do ucha, ale na tyle głośno, że siostra go usłyszała i zaśmiała się cicho.

- Oj wierz, wierz. Jak jest ciepło na zewnątrz, mój brat zawsze śpi nago. Lepiej nie trafić na niego akurat tej nocy. Często akurat wtedy miewa drobne problemy z pęcherzem – popatrzyła z obawą na chłopaka, który nic sobie nie robił z przytyków kolegów. – Tobie to akurat nie robi różnicy, ale dla mnie to szok.

Logan spokojnie stał u mojego boku i udawał, że go to nie rusza. Albo rzeczywiście tak było, albo bardzo dobrze maskował wściekłość i wstyd.

- Kendall – zwrócił jego uwagę Carlos. – Pamiętasz jak podczas zeszłorocznej trasy obudziłeś Logana, a ten nazwał cię mamą?

- Ej – obruszył się mój chłopak. – Każdy by się pomylił o piątej nad ranem! – Usprawiedliwił się szybko.

- Ale tobie zdarza się to nazbyt często – rzucił Dustin z drugiego końca pokoju. Podszedł do nas wolnym krokiem i kontynuował swoje pastwienie się nad przyjacielem. – Kiedyś zacząłeś śpiewać Kendallowi you’re my cover boy gdy ten spał. I nie myśl sobie, że o tym zapomnieliśmy.

- Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Do moich wtop macie wybitnie dobrą pamięć – odpyskował z udawanym brakiem zainteresowania,. Teraz jednak było widać jak na dłoni, że te wszystkie przytyki, mimo że były żartobliwe, zaczęły go trochę wkurzać.

Uśmiechnęłam się do niego próbując okazać mu wsparcie ze swojej strony. Odstawiłam nietknięty kieliszek na stolik za mną, bez robienia niepotrzebnego przedstawienia. Nie powinni wiedzieć o ciąży. Jeszcze nie teraz.

- W sumie różne dziwne rzeczy przychodzą człowiekowi do głowy gdy słucha chrapania Jamesa – przyznał Carlos i posłał brunetowi ironiczny uśmiech.

- Wracając do Logana – ponowiła temat Presley. – Kiedyś na wakacjach walczył z rybami na spojrzenia przez dobre kilkanaście minut. Dopiero potem się zorientował, że ryby tak właściwie nie mrugają.

Wszyscy zanieśli się gromkim śmiechem łącznie ze mną. Uśmiechnęłam się do chłopaka przepraszająco, ale nie mogłam się powstrzymać. Ten jedynie spiął się jeszcze bardziej, ale na jego twarzy pojawił się nikły ślad uśmiechu.

- Takie małe, a tak wnerwia – mruknął do siebie, ale i tak siostra go usłyszała. Przyłożył kieliszek do ust i zaczął udawać, że pije wino, by ukryć zawstydzenie.

- Jestem bardzo ciekawa, kiedy ty będziesz mieć swoje dzieci i to ciebie będą wnerwiały – odburknęła rezolutnie i znowu zaczęła się śmiać.

Oblał mnie zimny pot. Logan nie miał najmniejszego pojęcia o mojej ciąży, a ja nawet nie planowałam mu o niej mówić w najbliższym czasie. Nie wiedziałam jak zacząć temat. Cześć skarbie, będziemy mieli dziecko? Najgorsze poinformowanie o przyszłym rodzicielstwie, jakie mogłam kiedykolwiek wymyślić.

- Tak właściwie to już za niecałe sześć miesięcy – wypaliła cicho Ewa i popatrzyła na mnie z obawą.

Logan zakrztusił się gwałtownie, a wino, które nie zdążył przełknąć, polało mu się po brodzie, brudząc białą koszulkę i zostawiając na niej czerwone ślady.

Robiło mi się na zmianę gorąco i zimno. Wytrzeszczyłam na nią szeroko oczy, a w naszym gronie zapadła grobowa cisza. Nikt nie mógł wydobyć z siebie słowa.

- Dlaczego..?! – Wydarłam się nieco głośniej niż zamierzałam, ale chyba jeszcze nigdy nie byłam tak wściekła. Nie licząc tego wieczoru gdy przyłapałam Logana na zdradzie.

- Sama byś mu nie powiedziała! – Usprawiedliwiła się szybko. Wyjęła z torebki plik kartek i wcisnęła mi je do ręki.

Zlustrowałam twarze wszystkich naszych przyjaciół. Wszyscy byli tak samo zszokowani jak mój chłopak z wyjątkiem Kendalla. Ten tylko się zarumienił i objął Ewę mocniej ramieniem jakby wstydził się za to, że poinformowała nas wszystkich o mojej ciąży w tak mało delikatny sposób.

- Wera… - Wydukał oszołomiony Logan próbując opanować atak kaszlu. – Czy to..

- Chyba powinniście porozmawiać na zewnątrz. W spokoju i bez świadków – zaproponował nam Kendall i wypchnął nas w kierunku drzwi.

Wypadłam z budynku z twarzą wykrzywioną wściekłością. Podbiegłam do najbliższego drzewa, rosnącego przy drodze i kopnęłam w nie z całej siły. Jęknęłam cicho gdy moją stopę przeszył potworny ból.

Chłopak stał jak słup soli za mną i przyglądał mi się z szokiem w oczach. Wydawało się jakby zapomniał słów. Chwilę temu był obiektem żartów, a teraz dowiaduje się, że zostanie ojcem. Chciałam mu o tym powiedzieć, ale nie dzisiaj i na pewno nie w taki sposób.  Ewa znajduje się u mnie na czarnej liście. Nigdy jej tego nie wybaczę.

- Miałam zamiar ci powiedzieć – przerwałam ciążącą między nami ciszę. – Dowiedziałam się o tym dopiero dzisiaj rano i jakoś nie było odpowiedniego momentu.

- Czyli Ewa mówiła prawdę – wyszeptał cicho, ważąc każde słowo. Otarł dłonią usta i czekał, aż w końcu powiem to, co powinnam.

- Tak. Logan… Jestem w ciąży – wyznałam podkreślając ostatnie sylaby.

Kącik ust chłopaka zadrżał lekko i powędrował ku górze w radosnym uśmiechu. Podbiegł do mnie i wziął mnie w ramiona, czule mówiąc moje imię. Wtuliłam twarz w jego tors i wybuchłam głośnym płaczem.

- No to masz ci prezent na urodziny – zaśmiał się dźwięcznie.

- M-miałeś dowiedzieć się z-zupełnie inaczej.


- Kochanie – wyszeptał z uczuciem do mojego ucha. – Dziecko to jedno, ale piosenka którą napisałyście z Demi… Powinnyście ją nagrać.

- Podobała ci się? – chlipnęłam z niedowierzaniem. Tak łatwo zmienił temat, jakby nie obchodziła go moja ciąża.

Łzy przestały lecieć równie gwałtownie, jak zaczęły. Teraz jedynie miałam zapuchnięte oczy i minę zbitego psa. Nie myślałam, że to właśnie on dzisiaj mnie jeszcze bardziej wkurzy.

- Była cudowna.

- Kłamiesz – oskarżyłam go.

Wyplątałam się z jego objęć. Widział, w jakim byłam stanie i jeszcze w niezbyt trafiony sposób próbował mnie pocieszyć.

- Nigdy cię nie okłamałem. I bez problemu powiem, że to są najlepsze urodziny, jakie miałem.

- Naprawdę?

Logan pogłaskał mnie opuszkami po policzku. Tym samym otarł resztę łez.

- Dziecko… Bałaś mi się powiedzieć?

- I miałam rację.

- Będziemy rodzicami! – krzyknął i porwał mnie w ramiona.

Zakręcił mną niezbyt delikatnie w kółko. Dopiero gdy odchrząknęłam, Logan postawił mnie na ziemi. Mimo to nie wypuszczał mnie z objęć.

- Oba prezenty są cudowne – wyszeptał mi do ucha. - Jedyna różnica między nimi jest taka, że piosenka nie będzie wymagała naszej opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę.

------------------------------------

Długo wyczekiwany rozdział, w którym Logan dowiaduje się o ciąży Weroniki. Mam nadzieję, że wam się spodoba i nie zawiodłam waszych oczekiwań.
Notka oczywiście z dedykacją dla Wery ;D
Dziękuję wszystkim za wyświetlenia i komentarze!