czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 28.

Idąc w ciemności już nie mogłam powstrzymać łez. Popłynęły strumieniem, którego nie dało się przerwać. Kendall cały czas do mnie dzwonił, jednak ja nie odbierałam. Zmęczona i lekko otumaniona potknęłam się. Nie miałam siły wstać, więc przeczołgałam się tylko na trawę i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Czułam się jakby ktoś inny sterował moimi ruchami. Głowa opadła mi bezwładnie na trawę i zamknęłam oczy.

Nagle na moją twarz padł snop światła. Błyskawicznie wstałam i schowałam się w cieniu. Z samochodu ktoś wysiadł, nie wyłączając ani świateł, ani silnika. Oceniając po muskulaturze, był to chłopak i to wcale nie tak źle zbudowany. Aż za dobrze znałam tą sylwetkę.

- Ewa? – zapytał i podszedł do mnie.

- Nie zbliżaj się. – warknęłam i zrobiłam krok do tyłu.

- Przepraszam cię za Kayslee. Nie wiem dlaczego to powiedziała. Nie jesteśmy razem od ponad roku. – zaczął się tłumaczyć przepełnionym bólem głosem.

- Dlaczego zerwaliście? – zapytałam próbując ukryć ciekawość w głosie, ale nie byłam dobrą aktorką, więc moje zamiary spełzły na niczym. Dlaczego zadałam to pytanie? Powinnam ugryźć się w język.

- To nie ma znaczenia. Nigdy z nią nie będę. Kayslee to przeszłość.  – odpowiedział wymijająco.

- Powiedz. – wysyczałam przez zęby.

- Ona była ze mną tylko dla moich pieniędzy i sławy. A ja byłem zbyt głupi, by zakończyć ten związek. Oszukiwałem siebie, że ona mnie kocha, ale od początku nic do mnie nie czuła. Wykorzystywała mnie. Gdy zerwaliśmy, wyjechała do Nowego Jorku.

- To nie zmienia faktu, że teraz wróciła.

- Dziewczyno! – krzyknął podchodząc do mnie. Podniósł obie ręce i ujął moją twarz w dłonie. Nie mogłam się mu wyrwać, nieważne jak bardzo chciałam to zrobić. A rzecz w tym, że teraz już tego nie chciałam. Patrzyłam tylko przez łzy w jego przepełnione bólem i miłością zielone oczy, a kolana się pode mną uginały. Teraz było mi wstyd. Byłam cała zapłakana i zasmarkana. Nienajlepszy widok.  – Zrozum, to ciebie kocham! – dokończył i gwałtownie przycisnął swoje wargi do moich.

Bardzo, ale to bardzo chciałam go odepchnąć, ale nie umiałam. Odwzajemniłam jedynie z podobną intensywnością pocałunek, ale całą siłę woli włożyłam to, żeby nie przyciągnąć Kendalla bliżej siebie. Chłopak odsunął się ode mnie na kilka centymetrów, ale dalej czułam jego ciepły oddech na policzku.

- Wiem to. – szepnęłam nieśmiało.

- Ale.. Że co? Skąd? – zdziwił się.

- Słyszałam twoją rozmowę z Jamesem, gdy jeszcze byłeś w szpitalu.

- Nieładnie tak podsłuchiwać. – zaśmiał się i musnął ustami czubek mojego nosa.

- To następnym razem zamknijcie drzwi, albo gadajcie trochę ciszej.

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam… - powtarzał cały czas chowając twarz w moje rozczochrane włosy.

- Za co mnie znowu przepraszasz?

- Za wszystko. Za Kayslee, za mój wypadek. I za to, że cię kocham. – odpowiedział podkreślając ostatnie słowo.

-Tylko, że j-ja.. też cię kocham. – wydukałam i objęłam go za szyję.

Usłyszałam cichy śmiech Kendalla, a po chwili byłam już u niego na rękach.

- Odwiozę cię do domu. – powiedział i zaniósł mnie do samochodu. – Nie przejmuj się Kayslee. Między mną a nią nic nie ma i nigdy nie będzie. Teraz liczysz się tylko ty.

Może i słowa Kendalla brzmiały szczerze, ale czułam, że jego była dziewczyna tak łatwo sobie nie odpuści. Ja też nie miałam już zamiaru odpuścić.

Rozdział 27.

Zza zakrętu wyłoniła się przepiękna willa. Nie mogłam się powstrzymać i mimowolnie wydałam z siebie westchnienie zachwytu, które nie uszło uwadze Kendalla.

- Podoba ci się? – zapytał delikatnie.

- I to jak! – odpowiedziałam entuzjastycznie.

Dom był w kolorze beżowym, co kontrastowało z ciemnym dachem i otaczały go kamienne kolumny, które przed drzwiami tworzyły coś na kształt łuku.

- Z tyłu jest basen. – dodał i wjechał na podjazd.

- On jest piękny.

- Cieszę się, że ci się podoba. Czekaj. – powiedział szybko widząc, że kładę rękę na klamce chcąc wysiąść z samochodu.

- Coś się stało? – zapytałam zdezorientowana. Chłopak nie odpowiedział, tylko wysiadł szybko z auta i otworzył mi drzwi.

- Panno Ewo, zechce pani..? – zażartował wyciągając w moją stronę rękę.

- Z przyjemnością. – uśmiechnęłam się i wysiadłam. Kendall płynnym ruchem zamknął za mną drzwiczki i poprowadził mnie w kierunku drzwi.

Wygrzebał z kieszeni klucze i już po chwili znaleźliśmy się w przestronnym holu. Zatrzymałabym się tu na dłużej, jednak Kendall pociągnął mnie do gigantycznego salonu urządzonego w stylu angielskim. Chłopak usiadł na kanapie i poklepał miejsce koło siebie. Oniemiała usiadłam koło niego i wzięłam go za rękę. Ten jednak tylko westchnął teatralnie, podniósł mnie i po chwili siedziałam mu na kolanach.

Na wprost kanapy znajdował się gigantyczny telewizor, który miał chyba z pięćdziesiąt cali. Obok niego stały dwa, zapchane po brzegi książkami regały. W kącie stała gitara bez strun. Kendall widział, że patrzę w tamtym kierunku i wyprzedził mnie z odpowiedzią.

- Fox mi przegryzł dwie struny, a reszta już się zniszczyła i do niczego się już nie nadają. Muszę w końcu naprawić tę gitarę, bo tylko stoi i straszy. No i to jest kolejna rzecz, która dołącza do listy, które James ma mi odkupić.

- Fox jest aż taki niegrzeczny? – zapytałam z niedowierzaniem.

- Może nie, że niegrzeczny, ale jak mu się nudzi, to nie raz gryzie nam buty. Moje vansy to już chyba jego przysmak.

- Nie wierzę, żeby takie słodkie psisko wyrządzało tyle szkód.

- Nie musisz wierzyć, ale jak ci pogryzie buty to z tym nie do mnie.

- Zapamiętam.

- Musimy gadać o Foxie?

- Nie, nie musimy. Właśnie. Muszę zadzwonić do.. – zaczęłam wyciągając telefon z kieszeni, ale Kendall wyjął mi go z ręki.

- Do nikogo nie będziesz dzwonić. – powiedział stanowczo, ale widząc moją minę dodał: - Teraz jesteśmy tylko ty i ja. Nikogo więcej. - Chciałam zaprotestować, żeby oddał mi telefon, ale moje usta miały już co innego do roboty niż targowanie się. Nie poddałam się jednak i po kilku sekundach oderwałam się od niego. – Coś się stało? -  zapytał zdezorientowany.

- Nie mam aż tak wytrzymałych płuc jak twoje. – zażartowałam i już po chwili znowu się całowaliśmy.

Kendall położył się na kanapie i pociągnął mnie za sobą tak, że teraz leżałam na nim. Wplotłam mu palce we włosy i przywarłam jeszcze bliżej niego. Chłopak nie pozostawał mi dłużny i zaczął całować mnie po szyi, gdy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wywróciłam oczami i nie spodziewając się w zupełności niczego, wstałam z kanapy i otworzyłam je.

Na zewnątrz stała piękna blondynka z dwoma różowymi walizkami. Zdziwiła się na mój widok, ale szybko się opanowała.

- Gdzie jest Kendall? Nie przywita swojej dziewczyny? – powiedziała wysokim głosem, a ja rozpoznałam w niej Kayslee. Te dwa zdania niby błahe, ale zraniły mnie bardziej niż nóż wbity w serce. Nie zważając na nic, wybiegłam z domu. Chciałam być jak najdalej od wszystkiego. On Zuzy, od tego dziwnego chłopaka, na którego wpadłam w szkole, no i teraz od Kendalla.

- Kayslee? – zapytał zdziwiony, jednak zaraz gdy tylko zobaczył, że wybiegłam, zaczął krzyczeć bym się zatrzymała. Jednak ja już go nie słuchałam. Od teraz już dla mnie nie istniał.

środa, 27 lutego 2013

Rozdział 26.

*oczami Wery, w międzyczasie*

Ewa pojechała gdzieś z Kendallem. Ta to zawsze umie się ustawić. Siedziałam w swoim pokoju pod kołdrą i czytałam Zmierzch po raz setny, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Westchnęłam i zrezygnowana zeszłam na dół.

Jakąś godzinę temu moi rodzice wyszli do kina. Od jakiegoś czasu nie układało im się najlepiej i chcieli to zmienić, urządzając sobie coś na kształt randki. Moja wyobraźnia już krążyła własnym torem. Nienawidziłam być sama w domu, bo każdy najmniejszy hałas przyprawiał mnie o zawał serca. Już miałam tysiące scenariuszy, na to kto stoi za drzwiami. Mógł to być psychopata z siekierą, jak i sąsiadka z domu obok, która przyszła pożyczyć cukier.

Wzięłam głęboki oddech, ale to nie pomogło mi się uspokoić. Dźwięk dzwonka rozległ się jeszcze raz, a zaraz po nim ciche pukanie. Psychopata z siekierą na pewno by nie zapukał i tym bardziej nie tak delikatnie. Gdy otworzyłam drzwi, na zewnątrz nikogo nie było. Spuściłam wzrok na próg i zobaczyłam gigantyczny kosz czerwonych róż. Uśmiechnęłam się pod nosem i podniosłam go. W środku bukietu włożona była karteczka, a na niej napisane było tylko jedno słowo.

- Przepraszam… - wyszeptałam. Stałam tak przez chwilę zamyślona, gdy usłyszałam delikatny szelest. Coś poruszyło się między drzewami otaczającymi dom.

Mój pogodny nastrój prysł jak bańka mydlana i zastąpił go lęk. Ciekawość jednak była silniejsza i wygrała w starciu z rozsądkiem. Odłożyłam koszyk na ziemię i zbliżyłam się do drzewa, za którym ktoś stał. Wyciągnęłam rękę w jego stronę i coś mnie nagle za nią złapało. Krzyknęłam.

- Czemu krzyczysz? – zapytał miękkim głosem.

- Co ty tu..? – zaczęłam, ale przyłożył mi palec wskazujący do ust.

- Muszę ci coś powiedzieć. – zaczął Logan poważnym głosem.

- Weź ten palec! – udarłam się odskakując do tyłu.

- Nie pójdę sobie, dopóki ze mną nie porozmawiasz.

- Niby o czym mamy rozmawiać?

- Dlaczego mnie uderzyłaś, gdy cię pocałowałem? Myślałem, że mnie lubisz.

- Oh, na serio nie wiesz? Myślałam, że jesteś mądrym człowiekiem. – mruknęłam.

Obróciłam się na pięcie i zaczęłam iść w kierunku drzwi, które zostawiłam otwarte, gdy Logan pociągnął mnie za nadgarstek. Obróciłam się by na niego nawrzeszczeć i kazać mu zostawić mnie w spokoju, ale jego mina zbiła mnie z tropu. Powinien być zły, obrażony, a nawet wściekły, ale jego twarz wyrażała tylko zrozumienie i troskę.

- Zerwałem z nią. – przyznał.

- Ale dlaczego? Myślałam, że ją kochasz.

- Uświadomiłem sobie, że nie czuję do niej tego samego, co czuję do ciebie. Nie mogę z nią być, wiedząc, że cię lubię.

- A jak wytłumaczysz mi to, że nie przyszedłeś wtedy do kina gdy się ze mną umówiłeś?

- Ja naprawdę nie mogłem wtedy przyjść. – uciął krótko.

- Ale co ty..? – zaczęłam zdezorientowana, ale Logan przerwał mi w pół słowa.

- Czy jeśli teraz cię pocałuję to znowu mnie uderzysz? – zapytał z lekkim uśmiechem. Zarumieniłam się i podeszłam bliżej niego. Czułam jego oddech we włosach, jego zapach…

- Tym razem chyba nie. – odpowiedziałam zawstydzona.

Chłopak uniósł mój podbródek i jego usta bardzo delikatnie musnęły moje. Odsunął się na chwilę chcąc zobaczyć moją reakcję.

- Nie bijesz? – zażartował.

- Nie zamierzam. – odpowiedziałam ze śmiechem i przygarnęłam go bliżej. Serce zaczęło walić mi jak szalone, a oddech przyspieszył. Usta Logana smakowały czekoladą mleczną. Nie mogłam się powtrzymać i głęboko westchnęłam. Chłopak pogładził mnie po włosach, gdy usłyszałam czyjeś znaczące chrząknięcie. Oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni. Przede mną stali moi rodzice ze zdumionymi minami.

- To nie jest tak… - zaczęłam, ale mama mi przerwała.

- Kto to jest?

- To jest Logan. – powiedziałam zażenowana.

- Kim ty jesteś? – zwrócił się do niego tata.

- Miło mi państwa poznać. – popatrzył na mnie znacząco i po chwili dodał. - Jestem chłopakiem państwa córki. – rozdziawiłam usta ze zdziwienia, ale nie zaprzeczyłam. Liczyło się tylko tu i teraz.

-----------------------------

Nie bij, Rose, pliss... ;D

Rozdział 25.

- Przypomniałam sobie mój dzisiejszy sen. – zaczęłam.

- Znowu Zuza dawała ci się we znaki? – zażartował.

- Nie, nie tym razem.

- To co ci się śniło? – spytał z ciekawością w głosie.

- Śniło mi się, że każdy miał napisać fraszkę o czym chce, a potem zaprezentować ją przed klasą. Moja była totalnie głupia.

- Jaka? Powiedz..

- Wyśmiejesz mnie.

- Wcale nie.

- Eh. – westchnęłam. – Dobra. Tylko się nie śmiej! To szło chyba jakoś tak…  Mój Kendallu, czas już leci. Chcę mieć z tobą dużo dzieci. Ah, Loganie. Mój baranie. Chodźmy, zaraz grzybobranie. Mój Carlosie, Instagramie.                                                                                                                      Opraw Ewę w antyramie. Mój ty Jamesie, mój Dragonie. Siedzisz Foxu na ogonie. Moi chłopcy, moje cuda. Ależ mają zgrabne uda. – wyrecytowałam z pamięci. Od rana powtarzałam tę fraszkę, by jej nie zapomnieć.

- Łał. Naprawdę chcesz mieć ze mną dużo dzieci? – zaśmiał się.

- Powiedziałeś, że nie będziesz się śmiać! – wrzasnęłam i dałam mu kuksańca w żebra.- I nie mogę brać odpowiedzialności za to co wymyśla mój mózg, gdy śpię.

- Ale to jest zabawne. Wiesz, że nasze sny mają przecież związek z prawdziwymi pragnieniami? Najbardziej trafiłaś do Carlosa. On cały czas siedzi na Instagramie. A tę część o Jamesie, to lepiej mu nie mów. Jest strasznie wrażliwy na punkcie Foxa.

- Zastosuję się.

- Naprawdę mamy zgrabne uda? – zapytał, a ja zrobiłam się czerwona jak burak. – Jeśli myślisz, że przestanę, bo się rumienisz, to się mylisz. Lubię jak się rumienisz. – uśmiechnął się łobuzersko.

- Ale ja nie lubię się rumienić. – burknęłam i spuściłam głowę, a włosy zasłoniły mi twarz.

- Hej, hej. – wyszeptał głaskając mnie po policzku. Uniósł mój podbródek i spojrzał mi w oczy. Chciał coś powiedzieć, ale najwidoczniej zapomniał i powiedział coś zupełnie innego. – Masz piękne oczy.

- Ale co to ma.. – zaczęłam, ale nie zdążyłam dokończyć, bo usta Kendalla przywarły do moich. Krew we mnie zawrzała i nie mogłam myśleć. Kendall wplótł mi palce we włosy i przywarł do mnie jeszcze mocniej. Całowalibyśmy się pewnie jeszcze długo, gdyby nie jakiś drażliwy kierowca, który zaczął trąbić. Odsunęłam się od Kendalla na kilka centymetrów i zaczęłam się śmiać. Od kilku minut staliśmy na środku kalifornijskiej drogi w godzinach szczytu. Wielki korek, który był tu kilka minut temu, zaczął się powoli rozładowywać, a my mieliśmy zielone światło.

- Co cię tak śmieszy? – zapytał aksamitnym głosem.

- Lepszego miejsca na okazywanie uczuć chyba nie mogłeś wybrać.

- Zapomniałaś, że jestem romantykiem? – zażartował.

- A no tak, to wiele wyjaśnia. – uśmiechnęłam się. – A teraz może być już jechał, bo zaraz ktoś nas roztłamsi?

- Taak. Masz rację. – wymamrotał i pośpiesznie ruszył. – Właśnie, powiesz mi co chcesz zrobić w sprawie Logana i Wery?

- Jasne, tylko muszę wiedzieć. Logan ma dziewczynę?

- Tak. Ona nazywa się chyba Zendaya? Zoey? Nie, czekaj. To Zuza! – oznajmił po chwili z pewnością w głosie.

- Chyba nawet wiem o którą Zuzę chodzi.

- Znasz ją?

- A ile może być dziewczyn o imieniu Zuzanna w jednym amerykańskim mieście? Chodzę z takową do klasy. To musi być ona.

Kendall nie odpowiedział. Patrzył tylko tępo w drogę i już po kilku minutach dotarliśmy pod studio. Właśnie w tym miejscu niedawno przeżywałam najgorsze chwile swojego życia. Osoba, którą kochałam, została potrącona przez samochód. Czegoś takiego nie da się opisać. Wysiadając z auta, dostałam nową wiadomość i przeczytałam ją na głos.

- Już nic nie musicie robić. Dzięki. Wera. O co jej chodzi?

- Nie ma tu samochodu Logana. – stwierdził chłopak, rozglądając się po parkingu. - Myślę, że sami sobie poradzili.

- Czyli niepotrzebnie tu jechaliśmy?

- Jak uważasz. Co powiesz na to, żebyśmy pojechali do mnie? – zapytał ostrożnie. – Jeszcze nie jest tak późno. – dodał pośpiesznie widząc moją minę.

- A wiesz, czemu nie? – odpowiedziałam ze śmiechem i wsiadłam do samochodu.

-----------

W następnej notce dużo Logana. ;D

Rozdział 24.

- Musimy coś zrobić, żeby Wera i Logan się pogodzili. – wypaliłam.

- Ciekawe jak mamy to zrobić, skoro nawet nie wiemy o co się pokłócili. – odpowiedział zrezygnowany Kendall. Popatrzył w boczne lusterko samochodu i zmarszczył brwi. – Czy to nie Weronika czeka na ciebie pod domem?

Obróciłam się do tyłu. Tak, to była ona. Siedziała na werandzie i bazgrała coś na kartce. Pewnie kolejny genialny portret Logana. Od jakiegoś czasu tylko jego rysowała.

- Tak, to ona. Może uda mi się wyciągnąć od niej o co chodzi z Loganem.

- Trzymam kciuki. – szepnął i nachylił się by mnie pocałować, ale nie jak zwykle w policzek, tylko tym razem w usta. Ten niewielki gest wystarczył żeby moje serce zaczęło bić jak szalone.

- Dobra, idę. Pa. – pożegnałam się i wysiadłam szybko z samochodu. Bałam się, że zrobię coś głupiego zostając choćby chwilę dłużej w środku.

Podeszłam szybkim krokiem do Wery i usiadłam koło niej na schodach. Kendall wycofywał samochód z naszej ulicy, ale zobaczyłam jak mi macha. Posłałam mu ciepły uśmiech. Nie mówiłam nic, dopóki jego auto nie zniknęło z pola widzenia. Weronika pochylała się nad kartką i zacięcie rysowała kolejnego Logana. Musiałam przyznać, że wychodziło jej zajebiście. Dopiero po chwili podniosła na mnie wzrok i wydęła usta w coś na kształt uśmiechu, ale wyszedł jej grymas.

- Długo was nie było. – powiedziała w końcu.

- Wiesz, te amerykańskie korki. – odparłam ze śmiechem, choć wiedziałam, że Wera nie ma humoru.

- Powinnam powiedzieć ci już dawno, ale było tyle spraw do załatwienia. Potem Kendall miał wypadek i nie chciałam ci się narzucać z moimi problemami.

- Może powiesz mi co się stało? – popędziłam ją.

- Uderzyłam Logana. – przyznała ze wstydem.

- Ale jak to? – zdziwiłam się.

- On mnie pocałował, a ja go uderzyłam.

- Ale dlaczego?

- On ma dziewczynę! – wykrzyczała bliska płaczu.

- Jak to?

- Tak to. – teraz już się rozpłakała.

- Wiesz co? Chodź, odprowadzę cię do domu, a ja muszę coś załatwić. Tylko czekaj chwilkę – powiedziałam wygrzebując z kieszeni telefon. Kendall odebrał już po drugim sygnale. – Gdzie jesteś?

- Dwie ulice od ciebie utknąłem w gigantycznym korku. – odpowiedział nadąsany.

- Mógłbyś po mnie przyjechać? Musimy coś załatwić. To pilne.

- Jasne. Już jadę. – powiedział i rozłączył się.

- C-co ty chcesz do choler-ry zrobić? – zapytała Weronika przez łzy.

- Chcę ci tylko pomóc. A teraz chodź. – odparłam stanowczo i zaprowadziłam ją do domu.

- P-proszę cię, n-nie zrób ni-nic głu-głupiego. – powiedziała tylko i zniknęła w swoim pokoju, a ja wsiadłam do samochodu Kendalla, który pojawił się chwilę potem. Wiedziałam co robić.

wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 23.

*oczami Wery, jeszcze przed wypadkiem Kendalla*

Logan czekał na mnie przy stoliku koło okna. Znajdowaliśmy się na jedenastym piętrze restauracji, więc widok był nieziemski. Było nawet widać literę H z napisu Hollywood. Jednak najpiękniejszym widokiem w promieniu kilkunastu kilometrów była twarz Logana. Ewa powiedziałaby pewnie, że Kendalla, ale jej tu teraz nie było. I nawet dobrze.

Traktowałam Logana jak przyjaciela, choć chciałabym czegoś więcej. Wiedziałam, że on nigdy nie będzie mój. Bardzo się zdziwiłam, gdy zadzwonił do mnie i zapytał się czy nie zjadłabym z nim lunchu. Z radością przyjęłam jego zaproszenie. Ostatni raz widzieliśmy się na meczu, po którym uciekłam do domu. Trafiła mi się szansa, żeby pobyć z nim dłużej, a ja ją tak bezczelnie zmarnowałam.

Z rezerwą i bez większych oczekiwań podeszłam do Logana.

- Cześć. – powiedziałam cicho.

Chłopak siedział tyłem do mnie, więc ani mnie nie zobaczył, ani nie słyszał. Dopiero po chwili zorientowałam się, że rozmawia z kimś przez telefon.

- Mówiłem ci już, że dzisiaj nie mogę. – powiedział do aparatu. – Przepraszam, muszę kończyć. Spotkamy się jutro, dobra? – zamilkł na chwilę. – Ja ciebie też. No i tęsknię.  – dodał i rozłączył się.

Poczułam lekkie ukłucie w klatce piersiowej. Dałabym głowę, że Logan nie ma dziewczyny. Jak widać, dziś byłabym bez głowy. Nie powinnam czuć się zazdrosna, ale byłam jak cholera. W dodatku czułam się jeszcze zdradzona. Serce podpowiadało mi, żebym uciekła jak najdalej stąd, jednak rozum kazał zostać. Logan nie jest twój pomyślałam i po dłuższym momencie zajęłam krzesło naprzeciwko niego.

- Cześć. – przywitał się radośnie.

- Hej. – odpowiedziałam bez entuzjazmu.

- Coś się stało? – zapytał ze smutkiem w głosie.

- Nie, nic. – powiedziałam stanowczo. Logan zrozumiał to tak jak trzeba i wiedział, że nie dowie się już o co mi chodzi.

Za każdym razem gdy mnie o coś pytał, ja go zbywałam. Widziałam że jest zdezorientowany, ale ta rozmowa, którą odbył zanim przyszłam, wyprowadziła mnie z równowagi. Musiałam jakoś to przemyśleć. W samotności. Jedliśmy więc tylko nasze zamówione rzeczy w ciszy. Ja sałatkę grecką, a Logan hamburgera.

- Mam dla ciebie zagadkę. – wypalił, przerywając nieznośną ciszę.

- Słucham? – rzuciłam znad talerza.

- Wyobraź sobie, że wracasz do domu. Drzwi wejściowe się zamykają i nie możesz ich otworzyć. Idziesz ciemnym korytarzem, bo nie ma prądu. Przed tobą nagle pojawia się troje drzwi. Za pierwszymi czeka diabeł, żeby cię zabić i zabrać twoją duszę do piekła. Za drugimi czeka wiedźma, żeby otruć cię w okrutny sposób. Za trzecimi stoi krzesło elektryczne. Którą śmierć wybierasz?

- Nie wiem. Otrucie przez wiedźmę? – palnęłam bezsensu.

- Krzesło elektryczne. W domu nie ma prądu. – powiedział beztrosko i wyszczerzył zęby. Uwielbiałam jego uśmiech i zakręciło mi się w głowie. Uświadomiłam sobie, że za długo się na niego gapię, więc zawstydzona opuściłam wzrok na sałatkę i zarumieniłam się.

Gdy skończyłam swój lunch, podniosłam się z krzesła i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Miałam dość tej napiętej atmosfery, która jest z mojej winy. Gdy sięgnęłam po torebkę, która powinna wisieć na krześle, nie było jej tam.

- Co do.. – zdezorientowana popatrzyłam na Logana. Chłopak trzymał moją torebkę w rękach . – Oddawaj mi ją.

- Nie oddam ci jej, dopóki nie powiesz mi o co ci chodzi. – powiedział ostro.

- Nie szantażuj mnie. – zazgrzytałam zębami.

- Ej, nie szantażuję cię. Po prostu chcę wiedzieć co się dzieje.

- Nic się nie dzieje! – powiedziałam głośniej niż zamierzałam.

- To dlaczego próbujesz mnie unikać? Zrobiłem coś nie tak?

- Tak! Masz dziewczynę do cholery! – wydarłam się na całą restaurację. Ludzie patrzyli się na mnie jak na jakąś wariatkę. Mina Logana za to wyrażała więcej niż tysiąc słów. Sama byłam zaskoczona faktem, że to powiedziałam, ale on wyglądał jakby chciał zapaść się pod ziemię.

- To nie jest tak … - zaczął się tłumaczyć, ale nie dałam mu dokończyć.

- To nie jest tak jak myślisz? Jasne. Już ci wierzę. Wiem, że masz dziewczynę. – ostatnim słowem prawie się udławiłam. Chciałam wyjść stąd jak najszybciej, bo czułam, że zaraz zaczną lecieć mi łzy. – A teraz oddaj mi torebkę. – wysyczałam.

Zdezorientowany chłopak wykonał moje polecenie. Gdy odchodziłam szybkim krokiem od stolika, poczułam czyjąś dłoń na mojej ręce. Wściekła odwróciłam się i zderzyłam się z Loganem. Ten nie tracąc czasu wolną ręką przygarnął moją twarz bliżej swojej i zaczął mnie całować. Zaskoczona tym gestem, odwzajemniłam pocałunek. Serce zaczęło mi bić jak szalone, oddech przyspieszył. Nie mogłam trzeźwo myśleć.

Po chwili, zdecydowanie za krótkiej, Logan puścił mój nadgarstek i odsunął się ode mnie. Nie wiem co we mnie wstąpiło. W jednym momencie patrzyłam w jego cudne brązowe oczy, a w drugim uderzyłam go. Byłam zdezorientowana swoją gwałtowną reakcją. Logan skrzywił się z bólu, a ja wybiegłam z restauracji.

-------------

Z dedykiem dla Rose. ;*

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 22.

- Miałeś rację. – odezwałam się po dłuższej chwili patrząc w zachodzące słońce.

- W czym? – wyszeptał w moje włosy.

- Ze sprawą Logana i Wery. Jeśli nie chciała mi nic mówić, to nie powinnam na niej tego wymuszać. – odpowiedziałam. - Tak właściwie uświadomiłam sobie to dopiero na matematyce.

- Aż taka nudna była? Ale cieszę się, że tak uważasz.

- Nawet nie wiesz jak. Dzisiejszy dzień był koszmarny.

- Ale już prawie minął. Nie martw się. Będzie dobrze. – powiedział sennym głosem i przytulił mnie do siebie.

Od kilku godzin siedzieliśmy na plaży w Malibu. Dokładnie tego było mi trzeba, co jednak nie oznaczało, że mój dół przeminął. Opowiedziałam Kendallowi o wszystkim, ale nie wspomniałam o tym dziwnym chłopaku, który potrącił mnie przy drzwiach. Nie chciałam mu nic o nim mówić. Werze też o nim jeszcze nie powiedziałam. Bo niby co miałam powiedzieć? „Cześć! Wiesz, kocham swojego chłopaka, ale ten którego dzisiaj spotkałam był taki przystojny! A, i jeszcze jedno. Śnił mi się przez ostatnie dwie noce.” Wiedziałam, że Weronika nigdy by nie powiedziała o tym Kendallowi, ale to nie zmieniało faktu, że się bałam. Bałam się przyznać, że mój chory mózg wyobrażał sobie chłopaka, którego nigdy nie poznałam. Aż do dzisiaj ranka.

Oderwałam się od Kendalla i wstałam z koca.

- Dokądś się wybierasz? – spytał zdziwiony.

- Nogi mi zdrętwiały. - odpowiedziałam ze śmiechem. Odwróciłam się na pięcie i podeszłam do brzegu zanurzając stopy ciepłej wodzie.

- Czekaj! – zawołał Kendall. Uśmiechnęłam się pod nosem. Po chwili podszedł i objął mnie w tali.

- Mhm… - mruknęłam. Staliśmy tak przez chwilę w milczeniu, gdy przypomniałam sobie mój dawny sen i zaśmiałam się pod nosem.

- Co cię tak śmieszy?

- Przypomniałam sobie mój dawny sen.

- Opowiesz mi go?

- Nic w nim nie ma śmiesznego. Po prostu nigdy nie myślałam, że on może być choć w części prawdą.

- Opowiedz, proszę. – powiedział błagalnym głosem.

- Śniło mi się, że poszłam z Werą i Zuzą do waszego domu. Zuza zaczęła się narzucać Loganowi i ochrona nas wyrzuciła. My zaczęłyśmy uciekać, a ty do mnie podbiegłeś taki ucieszony i dałeś mi karteczkę ze swoim numerem telefonu. No a potem się obudziłam.

- Ten sen był chyba proroczy. – uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.

- Gdy opowiedziałam go mamie, uznała, że mam chory umysł. Ona w ogóle uważa, że jestem jakaś dziwna.

- Ale przynajmniej nie robi ci obciachu.

- A tego nie wiesz.

- Może nawet jak robi to nie aż tak duży jak moja mi raz zrobiła.

- A co zrobiła?

- Kiedyś podczas koncertu zawołała: „Kendall Francis Schmidt, podciągnij te spodnie!” – zaśmiał się.

- Dobra, wygrałeś. Moja mi nigdy tak nie zrobiła. – powiedziałam ze śmiechem.

- To lepiej się ciesz. Logan mi potem przez kilka tygodni nie dawał spokoju.

- Może to dziwne, ale pasjonują mnie śmieszne i kompromitujące sytuacje dotyczące ciebie.

- Powinienem się obrazić. – odparł z udawanym smutkiem w głosie i wydął usta w podkówkę.

- Oj tam. Pewnie jeszcze nie jedną kompromitującą rzecz ukrywasz przed światem. – powiedziałam ze śmiechem.

- A bo ty niby nie ukrywasz?

- Ale moje kompromitacje nikogo nie interesują.

- Mnie interesują. – wyszeptał w moje włosy i już po chwili przycisnął swoje usta do moich. W tyle dalej zachodziło słońce, a ja mimo niedoskonałości dzisiejszego dnia byłam szczęśliwa jak nigdy. Jeden facet a tyle radości…

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 21.

Dziś był piękny słoneczny dzień. Temperatura sięgała 20 stopni, a ja aż nie wierzyłam, że zmarnuję go w szkole. Mogłabym wymienić tysiąc rzeczy, które można robić zamiast cierpieć katusze w liceum. Mogłabym pójść na plażę z Kendallem…

- Ej, Wera. Wisisz mi wyjaśnienie. – usłyszałam głos Kendalla, ale nie porzuciłam wyobrażeń o nas na plaży i snułam je dalej.

- Coś się stało? – zapytała  zdziwiona.

- Możesz mi wyjaśnić dlaczego nie odpowiadasz na prośby Logana o spotkanie? – wyjaśnił.

- Nie wiem.

- Od ostatniego waszego spotkania minęło sporo czasu. Weź do niego zadzwoń dziewczyno albo coś.

- Czekaj, od waszego ostatniego spotkania? – spytałam zdezorientowana i już całkowicie wyrwana z plażowych marzeń.

- Chyba nieźle się wynudziła oglądając przegrywającego Logana. – wyprzedził ją Kendall.

- Ej, jaki przegrywający Logan? Czy ja o czymś nie wiem? – moja reakcja byłaby znacznie gorsza, gdyby nie to, że akurat dojechaliśmy do szkoły.

- Później ci powiem. – rzuciła niechętnie i wypadła z samochodu jakby się paliło.

- Chyba niechcący zdradziłem jej tajemnicę. – powiedział skruszony Kendall.

- Dobrze zrobiłeś. Gdyby nie ty to chyba bym się nigdy nie dowiedziała, że była na randce z Loganem.

- Nie naskakuj na nią. Może nie chciała ci nic mówić.

- Jestem jej przyjaciółką. Powinnam wiedzieć o takich rzeczach. Ona od samego początku wiedziała o tobie i o mnie.

- Ale nasza relacja jest zupełnie inna.

- Dobra, nie naskoczę na nią. Ale pod jednym warunkiem.

- Jakim? – zdziwił się.

- Popołudniu pójdziemy na plażę. – Kendall pochylił się w moim kierunku. Serce zaczęło walić mi jak szalone. Myślałam, że chce mnie pocałować, ale nie zrobił tego.

- Z tobą wszędzie. – wyszeptał tylko i odsunął się. Wydęłam usta w podkówkę i wysiadłam z samochodu.

Weronika czekała na mnie pod wejściem do szkoły. Już otwierałam usta żeby ją zapytać o co chodziło z Loganem, ale ona pokiwała tylko przecząco głową. Wszyscy i tak się już na nas gapili, więc nie dziwiłam jej się, że nie chce o tym mówić akurat w tym miejscu.

Szkoła była gigantyczna. Dłuższą chwilę zajęło nam zlokalizowanie sekretariatu, który znajdował się na drugim końcu budynku. Bardzo się zdziwiłam, gdy spotkałyśmy w nim Zuzę, choć nie powinnam być tym faktem zaskoczona. Będziemy przecież widywały się teraz codziennie. Zaczęłam rozglądać się za sekretarką, ale nie było jej.

- No proszę, proszę. Nasze gwiazdeczki raczyły przyjść do szkoły. – zaczęła pogardliwie bo inaczej nie byłaby sobą.

- Myślałam, że zjazd czarownic jest w budynku obok? – odgryzłam się.

Zuza już chciała nam coś odpyskować, ale akurat do pokoju weszła niska kobieta o rudych kręconych włosach. Na oko była w wieku mojej mamy.

- W czym mogę wam pomóc, dziewczyny? – zapytała uprzejmie jednak po chwili zorientowała się już kim jesteśmy. – Wy jesteście te nowe, prawda?

- Tak, to my. – odpowiedziała Zuza za nas.

- Macie tu swoje plany lekcji. Jesteście na tym samym poziomie, więc są one takie same. – powiedziała i wręczyła każdej z nas po dwie kartki papieru. – Na tej drugiej kartce każdy z waszych nauczycieli musi się podpisać, a po skończonych lekcjach musicie mi je przynieść z powrotem. Witamy w Angels’ High! – zawołała z udawanym entuzjazmem.

Zuza westchnęła teatralnie i wyszła dumnie z gabinetu. Mogłabym się założyć, że do przerwy na lunch będzie miała już dziesięciu chłopaków i cała szkoła będzie chciała siedzieć przy jej stoliku.

Wściekła zerknęłam na swój plan lekcji. Pierwszym przedmiotem jaki miałyśmy dzisiaj była biologia w sali numer 42. Akurat zadzwonił dzwonek, więc nie miałam zbytnio jak przycisnąć Wery, żeby się wygadała o co chodziło z Loganem. Popędziłyśmy tylko do klasy. Wyjęłam telefon, aby go wyciszyć, a tam czekał na mnie MMS od Kendalla. Wysłał mi zdjęcie plaży w Malibu. Miałam ochotę go za to udusić, ale ktoś mnie potrącił przy drzwiach. Poczułam, że moja torba zsuwa mi się z ramienia, a w następnym momencie już wszystkie książki leżały porozrzucane na ziemi. Zanim zdążyłam je pozbierać, jakiś chłopak zaczął robić to za mnie. Po chwili wręczył mi książki i uśmiechnął się szeroko. Dałabym głowę, że znam ten uśmiech.

- Przepraszam, że cię potrąciłem. – odezwał się. Jego głos też wydawał mi się znajomy, jednak zanim zdążyłam mu odpowiedzieć już wszedł do sali zostawiając mnie z rozdziawionymi ustami.

-----------

Zaczynam się bać samej siebie.. :O

Rozdział 20.

W poniedziałek rano obudziłam się bardzo wcześnie. Za wcześnie. Znowu nie byłam sama w pokoju. Dlaczego Weronika nie da mi ani grama spokoju?

- Nie masz co robić tylko straszysz ludzi? – wybąkałam wściekła w poduszkę.

- Przepraszam, że cię wystraszyłem. – odparł mi głos, którego nigdy bym się nie spodziewała tak wcześnie rano w swoim pokoju.

Gwałtownie podniosłam głowę. Mój wzrok od razu padł na Kendalla siedzącego w fotelu koło okna. Serce momentalnie mi przyspieszyło.

- Co ty tu do cholery robisz?! – wydarłam się. – Powinieneś być w szpitalu!

- Wypisali mnie wcześniej. Myślałem, że ucieszysz się na mój widok. – odpowiedział smutnym głosem.

- Mówiąc wypisali masz na myśli to, że wypisałeś się na własne żądanie? A właściwie jak ty tu.. Kto cię wpuścił? – dopytywałam się dalej.

- Twoja mama. Jeśli to cię usatysfakcjonuje to tak, wypisałem się na własne żądanie.

- A gdzie ona w ogóle jest? Dlaczego się wypisałeś?

- Nie będę leżał przez kolejne dni przykuty do łóżka.  Mama robi ci śniadanie. Twój tata już wyszedł do pracy. Poznałem go. To bardzo miły człowiek.

- Miło mi, że tak o nim mówisz. Nie przegonił cię? – zdziwiłam się. Postanowiłam mu odpuścić ten szpital. Jeszcze zdążę go za to ochrzanić.

- Czemu miałby mnie przegonić?

- Nie wiem. Tak pytam. Mój mózg rano nie kontaktuje. – palnęłam ze śmiechem.

- Jak większości. Nie przywitasz mnie? – zapytał.

Westchnęłam i podeszłam do niego.  Czułam się dziwnie. Ja byłam ubrana w starą zniszczoną pidżamę, a on w skórzaną kurtkę wyglądającą na wartą kupę kasy. Teraz kontrast między nami aż walił po oczach. Ja, zwykła dziewczyna z przeciętnej polskiej rodziny mieszkającej w Stanach, a on, nieprzeciętnie przystojny i boski chłopak, a właściwie mężczyzna będący gwiazdą. Gdybym była jakaś ładna to może zrozumiałabym, dlaczego Kendall umawia się akurat ze mną, ale nie byłam nawet w połowie tak ładna jak dziewczyny z mojej starej klasy. A pewnie tym z nowej nie będę dorastać do pięt. Niepotrzebnie się tylko dołowałam. Muszę korzystać z życia póki mogę.

Schyliłam się i pocałowałam go w policzek. On wydał tylko dziwne mruknięcie, a ja zaśmiałam się.

- Jestem w pidżamie geniuszu.

- Wiesz, nie zauważyłem. – odpowiedział z sarkazmem i wyszczerzył zęby.

Kolana się pode mną ugięły. Uśmiech Kendalla na dzień dobry chyba nie jest dobrym pomysłem pierwszego dnia gdy trzeba iść do nowej szkoły. Wyjęłam z szafy bluzkę z flagą USA oraz moje ulubione ciemnoszare rurki i uciekłam czym prędzej do łazienki.

Spędziłam w niej dużo czasu. Najpierw wzięłam stanowczo za długi prysznic. Znowu zmarnowałam hektolitry wody. Gdy już skończyłam, ubrałam się w też zbyt przesadnie wolnym tempie. Z jednej strony chciałam jak najszybciej wyjść z łazienki żeby spędzić z Kendallem trochę czasu, ale z drugiej nie chciałam żeby pomyślał, że mam na jego punkcie świra. Tylko ja i Wera wiedziałyśmy, że świr to mało powiedziane. Umyłam jeszcze zęby i rozpuściłam włosy. To, co miałam na głowie z trudem mogło uchodzić za kopę siana. Było od tego znacznie gorsze. Westchnęłam i rozczesałam to coś.

Z łazienki wyszłam niedługo potem. Kendall siedział w tej samej pozycji w której go zostawiłam. Mimowolnie skojarzyłam sobie tę sytuację ze sceną w Zmierzchu, gdy Edward pierwszy raz przyszedł do pokoju Belli. Zachichotałam pod nosem.

- A ciebie co tak śmieszy? – zapytał zdezorientowany.

- Przypomniała mi się scena ze Zmierzchu. Wiesz, jak Edward przyszedł do Belli. – odpowiedziałam nie przestając chichotać.

- Chcesz mi powiedzieć, że jestem twoim Edwardem? – uśmiechnął się. Jezu. Ten jego uśmiech!

- Jeśli chcesz to możesz być. Pochwalę się dzisiaj w szkole, że mam własnego Edwarda. – rzuciłam i usiadłam Kendallowi na kolanach.

- Nie mam nic przeciwko temu. – wyszeptał mi we włosy.

- Ej, a ty nie powinieneś przypadkiem uważać na swoje żebra?

- A co, zamierzasz mi je przebić osikowym kołkiem?

- Tak tylko pytam.

- Mhm.. – po chwili jego usta odnalazły moje, a moje serce zaczęło bić jak szalone. Chłopak wplótł palce w moje włosy, a ja przyciągnęłam go do siebie jeszcze mocniej. Mój oddech przyspieszył jakbym przebiegła spory dystans. Złapałam Kendalla za kołnierzyk koszuli wystającej spod kurtki, gdy ktoś niespodziewanie wszedł do pokoju. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.

- Jej, moglibyście wywiesić kartkę albo coś. – powiedziała Wera teatralnie zasłaniając sobie oczy.

- Co ty tu robisz?! – krzyknęłam wstając z kolan Kendalla.

- Nie pamiętasz, że idziemy dziś do szkoły?

- Szkoła, jasne. Już idę. – mruknęłam wściekła pod nosem.

- Odwieść was? – zapytał Kendall. Już miałam zaprzeczyć, ale Weronika mnie wyprzedziła.

- Jasne! – zapiszczała z udawanym entuzjazmem. – No co? – dodała widząc moje wściekłe spojrzenie. – Skoro już mam cierpieć w tej idiotycznej szkole to niech przynajmniej wejście będziemy miały dobre. Nie martw się. Siądę z tyłu. – rozanielona zeszła na dół.

- Chodź, bo się spóźnicie. – odezwał się Kendall i poprowadził mnie za rękę do samochodu.

------------------

Taka troszkę dłuższa dziś.. ;D

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 19.

Zachodnie skrzydło szpitala znałam już chyba nawet lepiej niż własną kieszeń. Kolejny raz przemierzałam korytarz, który prowadził do sali Kendalla. Lewo, lewo, prawo, prosto, prosto, prawo i doszłam do sali numer 118. Już miałam sięgnąć do klamki, gdy zorientowałam się, że ktoś jest w środku razem z nim. Rozmawiali. Wiedziałam, że nie powinnam podsłuchiwać, ale chęć poznania o czym mówili była silniejsza od rozsądku, więc zaczęłam słuchać.

- Powiedziałeś jej? – zapytał ktoś. Dopiero po chwili poznałam, że to James był w środku.

- Oczywiście, że nie. – zaśmiał się nerwowo Kendall.

- Dlaczego?

- A jak ty to sobie wyobrażasz? – żachnął się chłopak. – Powiem dziewczynie, która mnie ledwo zna, że ją kocham?

- Tak. Właśnie tak masz zrobić.

- Nie mogę! – uniósł się Kendall. – A co jeśli ona nie czuje do mnie tego samego?

- Gwarantuję ci, że ona też cię kocha. Gdybyś ty widział jej reakcję gdy dowiedziała się o twoim wypadku.

- Boję się, że mnie odrzuci… - westchnął.

- Nie masz czego. Nie widzisz jak Ewa na ciebie patrzy? Ona nie widzi… - zaczął, ale przerwał mu dzwonek telefonu. – To Halston. Obiecałem, że pomogę jej zrobić porządek w garażu.

- Ty i porządki? – zaśmiał się Kendall. Bezproblemowo zmienił ton głosu z poważnego na żartobliwy. Był naprawdę dobrym aktorem.

- Ej, mów za siebie. To twoje rzeczy cały czas sprzątamy, bo są wszędzie.

- Dobra, idź.

Gwałtownie odsunęłam się do drzwi i szybkim krokiem cofnęłam się do najbliższego automatu z napojami. Wyjęłam dolara z kieszeni i udawałam, że uważnie studiuję rzeczy do kupienia w maszynie. Po dłuższym choć niepotrzebnym zastanowieniu wybrałam pepsi.

Drzwi sali Kendalla otworzyły się i wyszedł z niej James. Od razu mnie zauważył.

- O, Ewa. Super. – powiedział do mnie, jednak zaraz się obrócił i rzucił w stronę Kendalla: - Powiedz jej  to.

Minął mnie i wyszedł ze szpitala. Zdezorientowana podsłuchaną rozmową wyjęłam puszkę z uchwytu i weszłam do pokoju Kendalla.

- Co miałeś mi powiedzieć? – zapytałam udając zaskoczoną.

- Nowy dowcip o blondynkach. – odpowiedział i uśmiechnął się. Wiedziałam, że Jamesowi nie o to chodziło. Zawiodłam się jednak, że Kendall aż tak dobrze wybrnął z niezręcznej sytuacji. Ucieszyło mnie jednak to, że nie powie mi tego dzisiaj. Chciałabym, żeby to nie było wymuszone.

- Słucham? – powiedziałam i usiadłam na fotelu obok łóżka.

- Co wybiera blondynka gdy gra w papier, kamień i nożyce a ktoś wybiera kamień? – rzucił.

- Nie wiem. Co?

- Domestos. Zero kamienia. – zaśmiał się a ja z nim.

- Widać, że ci się nudzi.

- Nawet nie wiesz jak. Ile przecież można siedzieć na Facebook’u czy Twitterze? Muszę sobie jakoś zorganizować czas.

- Życie jest zbyt krótkie aby być zorganizowanym. – rzuciłam pierwszą lepszą myśl jaka mi przyszła do głowy. – Twoje słowa.

- Ale to nie tyczą się leżenia w szpitalu. A tak w ogóle powinienem wyjść we wtorek.

- Super.

- Obiecuję ci, że jak tylko wyjdę to gdzieś pójdziemy.

- Mam nadzieję. – zaśmiałam się. Chłopak rozłożył szeroko ramiona w geście poddania.

- Jak ci minął dzień? – zapytał.

- Jeszcze nie minął. Nie ma nawet południa. – mruknęłam.

- Coś się stało? – wyczuł w moim głosie nutkę smutku. Nie chciałam mu mówić, że smutno mi z powodu jego rozmowy z Jamesem.

- Jutro idę pierwszy dzień do nowej szkoły. – palnęłam pierwsze lepsze głupstwo. W rzeczywistości w ogóle mnie to nie interesowało. Będzie to co ma być. Na nic innego nie mam wpływu.

- No tak. Ta informacja może zdołować człowieka. Jak się cieszę, że już skończyłem szkołę… - zaśmiał się.

- Farciarz. – odpowiedziałam i rzuciłam w niego poduszką z fotela.

- Wiesz ile fajnych rzeczy można robić w czasie gdy kiedyś się siedziało w szkole? – droczył się ze mną.

- A wiesz ile ja mogę zrobić nie musząc leżeć w szpitalu?

- Dobra, wygrałaś. A teraz chodź i mnie pociesz. – powiedział teatralnie smutnym głosem.

Nie musiał dwa razy powtarzać. Już po kilku sekundach byłam w jego ramionach, a głowę wtulałam w krzywiznę pod jego prawym barkiem…

 

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 18.

*oczami Wery, mecz koszykówki*

Na boisko dotarliśmy niespełna godzinę później. James i Dustin grali jeden na jednego. James akurat był w trakcie rzutu gdy nas zauważył. Chwilę jego wahania wykorzystał Dustin wytrącając mu piłkę i biegnąc z nią na drugą stronę boiska. Zatrzymał się jednak i wbił zdumione spojrzenie we mnie. Czułam się niezręcznie, jak jakiś nieproszony gość.

- O, Logan zaprosił kuzynkę na mecz kosza! – wrzasnął Dustin. Zarumieniłam się i spojrzałam zdziwiona na Logana.

- Nie jestem jego kuzynką. – zaprzeczyłam szybko.

- Ile ci zapłacił? – Dustin nie dawał za wygraną. Zaczynało mnie to denerwować.

- Tyle ile ty nawet na oczy nie widziałeś. – odpyskowałam. Chciał się tak bawić to proszę bardzo.

- Uuu.. Masz niewyparzony język. – zagwizdał.

- Czyli ty parzysz język? Dobrze wiedzieć. – ponowiłam atak.

- Dobra jesteś. A mogę wiedzieć jak się nazywasz? – zapytał grzecznie przy okazji podchodząc do nas.

- Weronika. – odpowiedział za mnie Logan.

- Ej, umiem mówić. – zbulwersowałam się. On się tylko zaśmiał tak samo jak i James.

- Ja jestem Dustin.

- Ja James.

- Miło mi was poznać. Logan opowiadał o was w samych superlatywach. – odparłam.

- Mam nadzieję. Jak nie to może się pożegnać ze spokojną egzystencją. – zagroził mu James.

- Mówił tylko, że Fox ma z tobą bardzo dobrze. – zwróciłam się do niego. – Podobno jak był malutki to wiązałeś mu kokardki i ubierałeś buciki. – zaśmiałam się a Logan mi zawtórował.

- Logaaan! – wrzasnął James. – Obiecałeś, że nikomu nie powiesz! – chciał uderzyć go z łokcia, ale ten zrobił unik.

- Ale to prawda! – krzyknął Logan uciekając.

- Myślałem, że to dziewczynka! – zaczął usprawiedliwiać się James.

Nie mogłam powstrzymać gwałtownego wybuchu śmiechu. Dustin już prawie tarzał się po ziemi, choć znał pewnie tą historię.

Chłopacy gonili się jeszcze przez kilka sekund wykrzykując różne groźby, gdy na boisko przyszedł Carlos.

- Co wy wyprawiacie? – zapytał z grzeczności, bo po jego minie widać było, że odpowiedź niezbyt go interesowała.

- Nic. – odpowiedział Logan i zatrzymał się. James wziął z niego przykład.

- Może zaczniemy grę? – wykrztusił Dustin pomiędzy kolejnymi atakami śmiechu. Pewnie szybko mu nie przejdzie.

- No tak, właśnie. Składy będą nieparzyste… - zastanawiał się Carlos i nagle go olśniło. – Gdzie do cholery jest Kendall?

- Randka. – odpowiedzieliśmy zgodnie.

- Niby z kim? – zaśmiał się.

- Helloł? Jestem tu, tak? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Ale że ty tu? Czyli, że on z Ewą? – chciał się upewnić zanim wyciągnie inne wnioski.

- Taa.. – mruknęłam.

- A co wy tu robicie?

- Rodzice. Możesz mnie całkiem często teraz widywać. – odparłam z sarkazmem.

- Ja na pewno to przeżyję. – wtrącił Logan. – W jednym składzie James i Dustin a w drugim ja z Werą i Carlosem?

- Jasne. – przytaknął Dustin i zaczęliśmy grę.

Niezbyt umiałam grać w kosza więc raczej tylko wszystkim przeszkadzałam. Już po kilku minutach usiadłam na trawie i zaczęłam się tylko przyglądać grającym chłopakom. Słońce prażyło niemiłosiernie, a ja nie miałam nic do picia. Wyciągnęłam jednak z torby gumy miętowe i wzięłam jedną. Zaczęłam bardziej koncentrować się na meczu niż przedtem.

- Jaki jest wynik? – krzyknęłam do nich.

- 28 do 22 dla nas – odpowiedział mi Logan.

Chłopcy zagrali dwa mecze. Oba niewielką przewagą punktów wygrała drużyna Jamesa i Dustina. Carlos umówił się z Alexą więc już sobie poszedł gdy zadzwonił mój telefon. To była mama.

- Gdzie ty się podziewasz? – zapytała.

- Jestem jeszcze w galerii z Ewą. Zaraz przyjdę do domu. – dziwnie się czułam okłamując ją ale nie chciałam, żeby wiedziała o Loganie.

- Super. Czekam na ciebie. – powiedziała i rozłączyła się. Wrzuciłam telefon do torebki i zaczęłam zbierać swoje rzeczy z trawy. Powoli wstałam i chciałam podążyć w stronę ulicy, gdy Logan złapał mnie za nadgarstek. Puls mi przyspieszył.

- Odprowadzić cię? – zapytał.

- Nie. Naprawdę nie trzeba. – odpowiedziałam szybko.

- Coś się stało? – zasmucił się.

- Nie. Po prostu nie chcę żeby mama zadawała mi pytania kim jesteś. Przepraszam. Muszę już iść. – wybąkałam zmieszana i zaczęłam oddalać się szybkim krokiem.

- Czekaj! – krzyknął jeszcze za mną Logan, ale ja już go nie słyszałam. Po prostu uciekłam.

-----------

Kolejny rozdział z dedyczkiem dla Rose.. ;D

Rozdział 17.

Szpitalny korytarz był zimny i pachniało w nim lekami. Z uporem maniaka wpatrywałam się w zamknięte drzwi izby przyjęć jakby to miało w czymś pomóc. Według lekarza Kendall miał lekki wstrząs mózgu, delikatny uraz szyi, potłuczone żebra i bardzo dużo szczęścia.

- Jest dość mocno potłuczony. Nie martwcie się. Po tym wypadku zostaną mu tylko siniaki, które i tak niedługo znikną. Możecie do niego wejść. – dodał i wrócił do swoich obowiązków.

Nie czekaliśmy aż ktoś powtórzy pozwolenie, tylko błyskawicznie poderwaliśmy się z niewygodnych szpitalnych krzeseł i weszliśmy na sale Kendalla. Chłopak był przytomny, a oczy pojaśniały mu na nasz widok.

- Hej – powiedział i wykrzywił twarz w czymś co miało być uśmiechem.

- Jezu, stary. Chciałeś zabawić się w Spider-Mana? – żachnął się Carlos.

- Uratowałeś Jasper życie. – przyznała Wera.

- Ale pomyśl. Teraz Ewa już nie będzie cię chcieć. Taki poobi.. – zaczął James ale nie skończył bo walnęłam go łokciem. – Dobra, już nic nie mówię. Ewa cię kocha itepe itede. Wiemy o tym. – dokończył rozmasowując brzuch. Kendall nie mógł się powstrzymać i wybuchnął śmiechem, jednak zaraz się skrzywił i złapał za żebra.

- Może wezwać lekarza? – zapytałam zmartwiona.

- Nie! – zaprzeczył gwałtownie. – Nie. – poprawił się. – Przepraszam. Po prostu jestem na środkach przeciwbólowych i już nie mogę myśleć… - usprawiedliwił się.

- Jasne. – rzuciłam szybko.

- Challen powiedziała, że później cię odwiedzi. – powiedział nagle James.

- Fajnie. Miło z jej strony. – odparł Kendall.

Drzwi do sali niespodziewanie otworzyły się i do pokoju wszedł lekarz, z którym rozmawialiśmy na korytarzu.

- Dobra, koniec odwiedzin. Policja musi z tobą porozmawiać. – zwrócił się do Kendalla. Chłopak wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Loganem i Jamesem. Zmieszani opuścili pokój a zanim podążył Carlos z Werą. Lekarz czekał aż i ja wyjdę, ale nie miałam takiego zamiaru. Zrezygnowany także opuścił salę. Kendall spojrzał mi głęboko w oczy i wziął mnie za rękę.

- Tak strasznie cię przepra… - zaczął ale przerwałam mu.

- Niby za co? Za to, że uratowałeś Jasper? – zaśmiałam się sztywno. – Odpuść sobie, błagam.

- Ten dzień miał wyglądać zupełnie inaczej. – nie dawał za wygraną.

- Nie zadręczaj się. Będzie jeszcze dużo innych dni.

- Miałaś poznać Jamesa i Carlosa zupełnie inaczej.

- Poznałam ich od strony, której nie pokazują w wywiadach. Oni naprawdę bardzo się o ciebie martwili.

Zapadła chwila ciszy, którą wykorzystał policjant aby wejść do środka. Kendall wiedział, że już się nie wymiga. Musiał opowiedzieć wszystko co pamiętał z wypadku.

- Przyjdziesz do mnie jutro? – zapytał chłopak.

- Jasne. Jak tylko chcesz. – odpowiedziałam i pocałowałam go w czoło. – Do jutra. – gdy tylko wstałam, policjant zajął moje miejsce. Nie chciałam aby Kendalla męczono uciążliwymi pytaniami, ale nie było innego wyjścia. Im szybciej tym lepiej.

środa, 20 lutego 2013

Rozdział 16.

*oczami Wery, KFC*

Ewa i Kendall powoli zniknęli z pola widzenia. Zostałam sama z Loganem. Czułam, jakbym go w ogóle nie znała. Jakby te dziesiątki smsów które wymieniliśmy wcale nie miały miejsca. Przy naszym stoliku trwała niezręczna cisza.

- Wiesz, może przedstawię ci się oficjalnie? – zaczął ze śmiechem Logan. – Wiesz, przez smsy to jakoś tak dziwnie było.

- Jasne. – odparłam głupio i wbiłam wzrok w jego splecione na stoliku ręce.

- Cześć, jestem Logan a ty? – zapytał i wybuchnął śmiechem.

- Ja jestem Weronika. Miło mi cię poznać. – odpowiedziałam i też zaczęłam się śmiać.

- Skoro to „oficjalne” – zakreślił w powietrzu znak cudzysłowu – powitanie mamy z głowy to co powiesz na to abym dowiedział się o tobie czegoś więcej? – kontynuował.

- Byłoby miło.

- Może chcesz coś do picia? – zagaił.

- Nie, dzięki.

Na początku rozmowa niezbyt się kleiła. Wyjaśniłam Loganowi dlaczego przyjechałam z Ewą do Stanów, lecz potem starałam kierować się rozmowę na inny temat. Nie wiedziałam na ile mogę sobie pozwolić w jego obecności dlatego starałam się aby to Logan zawsze mówił. Opowiadał więc o zeszłorocznej trasie, o nowym sezonie Big Time Rush i nawet wspomniał coś o nowym albumie. Nie za dużo, bo wiązał go kontrakt ale zawsze coś.

- Wiesz, co sądzisz o tym, że Kendall i Ewa mają się ku sobie? – zapytał.

- Jak dla mnie to bardzo dobrze. A ty co o tym sądzisz?

- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło gdy was zobaczyłem. – westchnął.

- Niby czemu? – zdziwiłam się. Myślałam raczej, że oboje uznali nas za wariatki, które ich śledzą.

- Od koncertu w Gdańsku Kendall nie mówił o nikim innym tylko o Ewie. Ewa to, Ewa tamto. Myślałem, że wyskoczę przez okno bo nie dało się go słuchać. W samolocie było jeszcze gorzej. Najgorsze było to, że tak właściwie oni ze sobą nie chodzą.

- A myślisz, że ja miałam z Ewą lepiej? Tylko, że ja już się przyzwyczaiłam do tego, że ona cały czas papla o Kendallu. – rozległy się nagle dźwięki Windows Down. Kilka sekund trwało zanim zorientowałam się, że to mój telefon je wydaje. Zarumieniłam się i schyliłam głowę by odebrać telefon.

-  Halo? – powiedziałam.

- Cześć słonko. – odezwała się moja mama. – Ja idę z mamą Ewy załatwić kilka spraw na mieście a tata wróci późno, więc obiad masz w lodówce. Odgrzejesz jak wrócisz, dobrze?

- Jasne. Kiedy wrócisz?

- Nie wiem. Wieczorem. Muszę kończyć.

- Pa. – wymamrotałam. Rozłączyłam się i zaczęłam grzebać w torebce.

- Coś się stało? – spytał zmartwiony Logan. – Masz smutną minę.

- Serio? Nie, nic. Po prostu myślałam, że po przeprowadzce tata będzie częściej w domu, a jest wręcz odwrotnie. Jeszcze mama szuka pracy i też jej wiecznie nie ma.

- Czyli szykuje ci się wieczór z popcornem przy Zmierzchu? – zaśmiał się.

- Tak, na to wygląda. Jak skończę Zmierzch to sięgnę po Harry’ego Pottera, nie martw się. – odpyskowałam.

- Wiesz, jak chcesz mogę cię uratować od walki wampira z wilkołakiem. Wystarczy, że się zgodzisz.

- Kocham ten film, ale zamieniam się w słuch.

- Co powiesz na mecz w kosza ze mną, Jamesem i Carlosem? Na Kendalla nie liczę, bo pewnie szybko to on nie wróci. – uśmiechnął się. W międzyczasie zrezygnowana zamknęłam torbę i rzuciłam ją koło krzesła.

- I tak jestem na ciebie skazana. Zapomniałam kluczy. – odpowiedziałam naburmuszona, a Logan wybuchnął śmiechem.

-------------

To tak z dedykiem dla Rose. ;*

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział 15.

Pod studiem był straszny tłum. Wyglądało na to, że coś się stało. W mojej naturze było już to, że byłam ciekawa dlaczego jest tu takie zbiegowisko. Logika mi podpowiedziała, że przecież w tym studiu chłopcy nagrywają serial, więc pewnie wszyscy czekają żeby zrobić sobie z nimi zdjęcie. Intuicja podpowiadała mi jednak inaczej, ale wolałam okłamywać samą siebie.

Trwałam w tym przekonaniu dopóki dopóty nie zobaczyłam dwóch karetek, chyba z czterech samochodów policyjnych i wozu strażackiego. Coś musiało się stać. Teraz byłam tego pewna.

Wszystkie drzwi prowadzące do studia były otwarte na oścież. W jednych dopatrzyłam się Stephena Glickmana rozmawiającego z dwoma policjantami. Pokierowałam wzrok bardziej na środek zbiegowiska. Logan i James pochylali się nad kimś kto leżał na noszach. Obok nich chodzili lekarze i zakładali temu komuś kołnierz ortopedyczny. W drzwiach karetki siedziała malutka dziewczynka z blond włosami i przytulała się do Challen i Carlosa. Widziałam już ją kiedyś. To musiała być Jasper, córka Challen.

Wspięłam się na palce i zaczęłam wypatrywać Kendalla. Nigdzie go nie było. Wera trąciła mnie za ramię.

- Gdybyś zaczęła słuchać co ci ludzie między sobą mówią to byś wiedziała co się stało. – szepnęła. Czułam się ochrzaniona, ale zastosowałam się do rady.

- Ten samochód wyjechał znikąd. Gdyby nie on to ta dziewczynka.. – szeptała jakaś kobieta.

- On jest prawdziwym bohaterem – mówiła druga.

- I jeszcze sławny – dodał ktoś.

Teraz byłam już praktycznie pewna kto leży na noszach. Zaczęłam przepychać się w kierunku Logana i Jamesa. Wera dreptała za mną wrzeszcząc żebym zwolniła. Pierwszy zauważył nas Logan. Podbiegł do mnie z przerażoną miną.

- Co mu się stało?! – wykrzyczałam.

- Uspokój się. Ma uraz kręgosłupa. – odparł z wymuszonym spokojem.

- Jest przytomny? – zapytała Wera.

- Tak. Pyta o ciebie. – odpowiedział i wskazał na mnie.

Wera wykrzyczała jeszcze żebym tam nie szła, ale ja jej nie słyszałam. Poszłam przed siebie aż w końcu zobaczyłam Kendalla na noszach. Ostatnie kroki które mnie od niego dzieliły pokonałam biegiem i uklękłam przy nim.

- Jesteś … - wyszeptał i zamknął oczy.

Lekarze skończyli zakładać kołnierz ortopedyczny i wnieśli Kendalla do ambulansu. Pozostało mi tylko jechać do szpitala i czekać. Najgorsze było właśnie to czekanie.

-------

To taki lekki zwrot akcji, żeby nie było zbyt "sielankowo" ;D

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 14.

Obudziło mnie światło dobiegające zza okna. Dlaczego do cholery jej nie zasłoniłam? A właściwie byłam przekonana, że ją zasłoniłam! Zaspana podniosłam się żeby zlikwidować źródło światła gdy nagle sobie uświadomiłam, że jestem w swoim pokoju. I nie byłam w nim sama. Na krześle przy biurku siedziała Weronika. Zasmuciłam się na jej widok bo chciałam zobaczyć zupełnie inną twarz. Niestety nie udało mi się tego ukryć i mimowolnie moja mina mnie zdradziła. Ona jednak nie odebrała tego jako urazę lecz zaczęła się śmiać.

- Z czego rżysz? – warknęłam. Nie byłam w nastroju na zgadywanki.

- Bo wiem, że wolałabyś żeby pierwszą rzeczą jaką zobaczysz po obudzeniu się była twarz Kendalla. No przepraszam, że nim nie jestem. Jestem tylko sobą. – odpowiedziała z sarkazmem.

- Co ty tu w ogóle robisz? Kto cię wpuścił?

- Twoja mama.

- Super. Muszę jej podziękować za zrujnowanie mi dnia. Daj człowiekowi pospać! – uniosłam się.

- Spokojnie. Bez agresji. Chyba zapomniałaś, że dzisiaj masz gdzieś iść. A raczej mamy gdzieś iść. – droczyła się ze mną.

Momentalnie przypomniałam sobie, że mam iść na plan Big Time Rush. Na śmierć zapomniałam!

- Która godzina?! – krzyknęłam.

- Powiedziałam już, żebyś się uspokoiła. Jest dopiero dziewiąta. – odpowiedziała z denerwującym spokojem.

- Super. Widziałaś może mój telefon? – zapytałam przegrzebując pościel.

- Leży koło poduszki.

- Dzięki.

Wzięłam telefon do ręki i sprawdziłam czy przyszedł jakiś sms. Był jeden od Kendalla. O 12 na planie? Wysłany był wcześnie rano, ale nie tracąc czasu odpisałam mu Będziemy na pewno.

Ubrałam się w błękitną bluzkę wiązaną na szyi i jeansowe shorty – najnowsze nabytki. Zaraz po przyjeździe do LA poszłam z Werą na zakupy żeby kupić kilka letnich rzeczy. Nie zdawałam sobie sprawy, że w marcu jest tu tak gorąco. Weronika ubrana była w fioletową sukienkę sięgającą do połowy łydki. Na nogach miała złote sandałki z H&Mu.

Zeszłam na dół i włączyłam toster.

- Chcesz tosta? – zapytałam przez ramię bo wiedziałam, że i tak mnie usłyszy.

- Możesz zrobić.

Wyjęłam z szafki cztery kromki chleba i położyłam na nich po plasterku żółtego sera. Poskładałam je i włożyłam do urządzenia.

- Logan też cię zaprosił na plan? – zagaiłam w oczekiwaniu na gotowość śniadania.

- Tak, a bo co?

- Tak pytam. Byłam ciekawa.

- Właśnie! Opowiadaj co się wydarzyło wczoraj! – zapiszczała z entuzjazmem.

- A co się miało wydarzyć?

- No przecież byłaś z Kendallem w kinie. – powiedziała wolno prawie literując każde słowo.

- No byłam. I co z tego? – odparłam wyciskając ketchup i majonez na talerze.

- A potem zaprosiłaś go do domu! – wyprzedziła mnie.

- No owszem. A właściwie to moja mama go zaprosiła. Potem zwiała do twojej.

- Powinnaś się wstydzić! Ty calutki wieczór spędziłaś z idolem swojego życia a ja siedziałam w pokoju i oglądałam odcinki Big Time Rush. Doszłam do wniosku, że Logan w każdym wygląda nieziemsko. Jakbym przedtem tego nie wiedziała – uśmiechnęła się.

- Nie przesadzaj. Czemu nie zaprosiłaś Logana?

- Nie chciałam mu się narzucać. Czekam aż on się do mnie odezwie.

Wyłączyłam toster i wyjęłam z niego tosty. Postawiłam przed Werą talerz a ta w milczeniu zaczęła jeść. Temat mojej randki z Kendallem już nie powrócił, ale za to wypłynęła całkiem inna informacja.

- Ty wiesz z kim będziemy chodzić do szkoły? – zaczęła grobowym tonem Wera.

Nie musiała mi odpowiadać, bo już wiedziałam kogo ma na myśli. Oczywiście Zuza też będzie z nami chodzić do szkoły. Chyba jej płacili za uprzykrzanie nam życia.

- Ale dlaczego?  Ona mieszka przecież w zupełnie innej części miasta.

- Jak widać to jej nie przeszkadza.

Potem już nie rozmawiałyśmy. Zjadłyśmy tylko nasze tosty w zupełnej ciszy przerywanej tylko od czasu do czasu buczeniem lodówki. Włożyłam brudne talerze do zmywarki i ubrałam trampki.

- Będąc w LA nauczyłam się jednej rzeczy – mruknęłam.

- Jakiej?

- W południe są tu straszne korki więc chodź, bo się spóźnimy. – odpowiedziałam i wyszłam przed dom.

 

Rozdział 13.

Gdy dotarliśmy do mojego domu akurat mama stała na werandzie.

- Cześć słonko. Przedstawisz nas sobie? – zapytała.

- Mamo, to jest Kendall. Kendall, to jest moja mama. – odparłam zmieszana.

- Miło mi panią poznać. Dużo o pani słyszałem. – odpowiedział grzecznie chłopak.

- Mi też miło cię poznać. A teraz lecę. Ewa, zaproś Kendalla do domu. Tata wróci jutro a ja idę do mamy Wery.

- Dobra, nie martw się mamo.

- Super. – rzuciła i poszła do domu naprzeciwko.

- Wejdziesz? – zwróciłam się do Kendalla.

- Skoro nalegasz.. – zażartował.

Po chwili weszliśmy do domu. Od razu podążyłam do kuchni a chłopak za mną. Otworzyłam lodówkę i przeglądałam jej zawartość

- Chcesz coś do jedzenia? Mam sałatkę grecką i mama zrobiła kanapki z szynką i serem. – zapytałam przez ramię.

- Nie. Chodź i usiądź ze mną. – jego głos dobiegł z pewnej odległości. Byłam przekonana, że stoi za mną a on siedział na kanapie i włączył telewizor. Zamknęłam lodówkę i usiadłam koło niego. – Co oglądamy?

- A co jest? – wzięłam od niego pilota i zaczęłam skakać po kanałach. Zatrzymałam się na 4fun.tv gdy Kendall wyjął mi pilota z ręki położył go na stoliku przed nami. Odwróciłam się do niego z otwartymi ustami by na niego nakrzyczeć  ale okazało się, że jego twarz jest jedynie kilka centymetrów od mojej. Zbliżyłam się do niego i nasze usta się zetknęły. Kendall wplótł palce w moje włosy i przygarnął mnie bliżej siebie. Nie byłam mu dłużna i odwzajemniając pocałunek zarzuciłam ręce na jego szyję. Nie mogłam myśleć a po chwili nie mogłam także i oddychać. Chciałam być jeszcze bliżej niego jakby to było w ogóle możliwe. Brakowało mi tchu, ale nie zwracałam na to uwagi. To był Kendall Schmidt! I mnie całował! A właściwie już nie. Odsunął się ode mnie na kilka centymetrów. Mogłam w końcu nabrać głębokiego oddechu jednak nie zdążyłam ukryć zaskoczenia. W oczach chłopaka malowało się szczęście. Byłam ciekawa o czym myśli.

- Co robisz jutro? – zapytał po chwili ciszy.

- Nic.

- Nie chodzisz tu do szkoły? – zdziwił się.

- Jeszcze nie. Kalifornijskie szkoły mają przerwę i do szkoły idę dopiero od poniedziałku.

- Więc skoro nic jutro nie robisz… - zaczął lekko zmieszany.

- No to co? Wyksztuś to z siebie. – zachęciłam go ze śmiechem.

- Nagrywamy właśnie nowy sezon więc może chciałabyś wpaść na plan? Poznałabyś Jamesa i Carlosa. No i resztę obsady.

- Z przyjemnością wpadnę.

- Super! Ciara się ucieszy.

- Czemu? – zdziwiłam się.

- Ciara bardzo chciała poznać osobę, która czekaj, jak ona to ujęła? Osobę która skradła moje serce i powoduje, że jestem nieobecny na planie – odpowiedział zakreślając w powietrzu znak cudzysłowu.

Czyli jednak Kendall uznawał mnie za swoją dziewczynę. Ucieszyło mnie to, że miałam własnego hollywoodzkiego gwiazdora na wyciągnięcie ręki. Przyszło mi do głowy jedno pytanie. Chyba każda na moim miejscu by je zadała.

- Czy ty widziałeś te wszystkie porypane zdjęcia jakie ci wstawiałam na Twittera?

- Jakie zdjęcia? Wstawiłaś mi tylko jedno. Reszta to były posty. Ten na walentynki był najfajniejszy jaki kiedykolwiek dostałem.

- Czyli ty to wszystko czytałeś?

- Tak, czemu miałbym nie czytać?

- Bo nie wiem. Jestem kolejną ześwirowaną fanką? – zapytałam retorycznie.

- Nie jesteś jakąś tam „kolejną ześwirowaną fanką” jak to ujęłaś. Jesteś najlepszą fanką na świecie. – odparł i przygarnął mnie do siebie. Wtuliłam twarz w jego tors i nawet nie zwróciłam uwagi na to, że zasnęłam.

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 12.

Pod kino dotarłam ciut przed ustaloną godziną, ale Kendall i tak już na mnie czekał. Podeszłam do niego a on uścisnął mnie na przywitanie.

- Hej. – wyszeptał.

- Hej. – odparłam.

- Jak tam dzień? – zagaił.

- Wiesz, bywało lepiej. Chodź, bo się spóźnimy.

Do sali weszliśmy podczas trwania reklam. Pośpiesznie zajęliśmy swoje miejsca w ostatnim rzędzie. Zaraz miał się zacząć film. Miałam dużo wątpliwości by iść na Kobietę w czerni ale dalej nie wiedziałam na czym stoi moja relacja z Kendallem i uznałam, że dziwnie zostałoby przyjęte zaproponowanie przeze mnie komedii romantycznej więc zgodziłam się na horror. Wykorzystał też fakt, że lubię Daniela Radcliffe’a z powodu jego roli w Harrym Potterze. Bałam się tylko, że będę krzyczeć a to byłoby już szczytem wstydu.

Na początku film wcale nie był straszny. Oto przyjechał sobie prawnik do nawiedzonego miasta zostawiając dziecko z opiekunką gdyż jego żona umarła. Do tej pory się z tego nie otrząsnął choć minęło już kilka lat. Dopiero później zrobiło się gorzej. Bohater grany przez Radcliffe’a wypadł z domu i wszystko otoczyła mgła. Do tego złowieszcza melodia i dziwne odgłosy. Nagle przed twarzą Daniela stanęła twarz jakiegoś gościa, który przywiózł go do tego tajemniczego domu. Mimowolnie pisnęłam i zarumieniłam się. Dobrze, że chociaż w kinie było ciemno i Kendall nie mógł zobaczyć mojej twarzy. Przy momencie gdy Daniel patrzy w okno, a z ziemi wychodzi jakaś postać a potem pojawia się odcisk dłoni na szybie, prawnik przykłada do niej swoją dłoń. Pojawia się wtedy kobieta po drugiej stronie. Udarłam się jak małe dziecko i odruchowo wtuliłam się w Kendalla.  On się tylko zaśmiał, ale nie odepchnął mnie. Wręcz bardziej objął mnie a ja położyłam głowę na jego ramieniu.

Później śmialiśmy się z każdej sceny.

- Nie idź tam! Tam cię zabiją! – gadałam bezsensu.

Daniel zaczął szarpać za drzwi. Nie dały się otworzyć.

- Ej, Potter! Użyj Alochomory! – zaśmiał się Kendall.

Nagle rozległ się jakiś dziwny hałas i prawnik zbiegł na dół. Tam nikogo nie było, a gdy wrócił na górę to drzwi stały otwarte.

- Coś mu się zaklęcia opóźniły – dodałam i też zaczęłam się śmiać.

Z sali kinowej wychodziłam na miękkich nogach. Nigdy więcej horrorów, obiecałam sobie. Teraz Kendall pewnie będzie się ze mnie nabijał przez następne kilka dni, że darłam się jak małe dziecko. On ani razu nawet nie pisnął. Nie bał się albo po prostu udawał, że się nie boi. Druga opcja bardziej mnie satysfakcjonowała.

- Co chcesz teraz robić? Jest jeszcze wcześnie – zapytał.

- Przepraszam, ale ja muszę być za pół godziny w domu. Rodzice nie pozwalają mi jeszcze się włóczyć bo uważają, że nie do końca znam LA i nie mam tu nikogo znajomego jeszcze. – zaczęłam się tłumaczyć nie wiem po co.

- Dlaczego zawsze przepraszasz?

- Przyzwyczajenie. – odparłam.

- W sumie nie dziwię się, że twoi rodzice się o ciebie troszczą. Też bym ci nie pozwalał włóczyć się po obcym mieście.

- Przesadzacie wszyscy. – odpadłam naburmuszona.

- Może po prostu się o ciebie martwimy? – odpowiedział z uczuciem – Chodź, odprowadzę cię.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Rozdział 11.

- Chodź. – szepnął Kendall i wziął mnie za rękę. Byłam lekko zdezorientowana. – Nie czekajcie na nas – rzucił przez ramię i poszliśmy w kierunku wyjścia z centrum. – Miło cię znowu widzieć. – powiedział gdy znaleźliśmy się na zewnątrz.

- Ciebie też. – odparłam i zalałam się rumieńcem. Zaśmiał się.

- Dlaczego przyjechałyście do LA? – zapytał.

- Tata mój i Wery pracują w firmie projektowej i dostali polecenie żeby dopilnować budowy w Los Angeles. Będziemy mieszkać tu przez minimum trzy lata.

- Szkoda że nie jestem jedynym powodem dla którego przyjechałaś – powiedział i znowu uśmiechnął się, ale tym razem łobuzersko.

- Wybacz, ale nie w tym życiu. – odpowiedziałam i też się uśmiechnęłam.

- Brakowało mi ciebie.

- Mi ciebie też. – to co zrobił zaskoczyło mnie, ale i też ucieszyło. Jego wargi ostrożnie musnęły moje. Bez wahania odwzajemniłam pocałunek. Serce mi przyspieszyło, ale niestety już po chwili Kendall odsunął się ode mnie. Mimowolnie z mojej piersi wydarło się westchnienie, które niestety chłopak usłyszał i znowu się uśmiechnął. – Przejdziemy się?

- Jasne. – odpowiedziałam i ruszyliśmy przed siebie.

Podczas spaceru gadaliśmy o wszystkim, o naszym zdjęciu w gazecie, o koncercie, o pracy mojego taty… Czułam się jakbym znała Kendalla od wielu lat. On wypytywał mnie o różne dziwne szczegóły. O mój ulubiony kolor, ulubione jedzenie, ulubioną książka.

- A jaka jest twoja ulubiona książka? – tym razem to ja zapytałam jego.

- Nie było odpowiedzi na żadnym portalu poświęconym mojej osobie? – zapytał z sarkazmem.

- Nie.

- Szczerze mówiąc to jestem fanem Harry’ego Pottera.

- Chociaż to mamy wspólnego. – odpowiedziałam z nutką sarkazmu.

Do domu wróciłam późnym popołudniem.  Zaraz jak do niego weszłam zadzwoniłam do Wery. Byłam ciekawa co się wydarzyło między nią a Loganem.

- On jest taki super! Nigdy tak fajnie nie gadało mi się z żadnym chłopakiem. – gadała cały czas.

- Zaprosił cię gdzieś? – udało mi się wtrącić dopiero po chwili.

- Tak! Idziemy we wtorek do kina na Życie Pi. – odparła szczęśliwa.

- Podobno to nudny film.

- A co mi tam. Ważne, że idę z Loganem. A, właśnie. Jak twoja randka z Kendallem? – zapytała.

- Trudno to było nazwać randką. W sumie to już sama nie wiem co to było.

- Pocałował cię? – zagaiła.

- No… Tak.

- No i jak?! – wypiszczała.

- Ej, to ja tu powinnam się tym ekscytować a nie ty. Ale było fajnie. – odpowiedziałam.

- Super! Logan opowiadał mi o twoim liście do Kendalla. Podobno od razu go zaintrygowałaś tylko że nie wie czemu.

- A myślisz, że ja wiem? Kontynuuj!

- Kendall cały czas o tobie nawijał. Chłopacy już nie mogli z nim wytrzymać i już chcieli kupić mu bilet do Polski – dokończyła. Ciekawa byłam dlaczego w takim razie tylko pisaliśmy smsy? Zadzwonił do mnie raptem jeden raz. Rozległo się wołanie mojej mamy z dołu.

- Sorry, ale muszę kończyć. Mama mnie woła. – powiedziałam i rozłączyłam się.

Zeszłam na dół i wzięłam list, który był zaadresowany do mnie. Nie miałam pojęcia od kogo. Mama wyszła do sklepu, a ja zrobiłam sobie kanapkę z żółtym serem i ketchupem i usiadłam przy laptopie. Weszłam na Twittera i liczba osób, które mnie obserwują znowu mnie zaszokowała. Dzisiaj obserwowało mnie ponad 31 tysięcy osób. Znowu było mnóstwo tweetów typu Jak dobrze że Kendall znalazł sobie dziewczynę.   Ładnie razem wyglądacie. Westchnęłam i wzięłam do ręki list. Otworzyłam go i pierwsza myśl jaka była gdy zobaczyłam zawartość to dlaczego on cały czas przysyła mi jakieś bilety?

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 10.

W końcu przylecieliśmy do Los Angeles. Rodzice moi i Weroniki wynajęli dwa wielkie sąsiadujące ze sobą domy. Od teraz do Wery miałam kilka metrów, a nasze sypialnie znajdowały się naprzeciwko siebie. Mama Zuzy wiedziała, że nie przyjaźnimy się z jej córką, więc zdecydowała się wynająć dom w zupełnie innej części miasta. W tej bardziej ekskluzywnej. Nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę Kendalla, ale żeby się wymknąć z domu musiałam wymyślić dobrą wymówkę, czyli zabrać ze sobą Werę pod pretekstem zwiedzania miasta. Wnieśliśmy więc pudła z naszymi rzeczami do domu a ja napisałam do Kendalla.

Co teraz robisz? Ew.

Logan wyciągnął mnie do Barney’s do kina, ale pewnie zaraz skończymy w KFC. KS.

Teraz wiedziałam przynajmniej gdzie jest Kendall. A właściwie gdzie są. Super, że Logan też tam był i mogłam bez wyrzutów sumienia pójść z Weroniką. Tata obiecał mi, że zaraz jak załatwi resztę formalności z przeprowadzką to kupi samochód, jednak zanim to nadeszło do Barney’s musiałyśmy jechać taksówką. Przez całą drogę podziwiałam przepiękne krajobrazy. Było tu piękne słońce, jak zawsze zresztą, oraz pełno palm. Było wprost cudownie. No i gorąco. W Polsce było troszeczkę inaczej. Aż trudno było uwierzyć, że jest początek marca. Z ulgą weszłyśmy do centrum handlowego podjadając Jelly Bean. Akurat trafiła mi się miętowa fasolka.

Barney’s było wielkie i chłodne. Było też w nim pełno ludzi i z trudem dostrzegłam mapę centrum. Według niej, restauracje znajdowały się na pierwszym piętrze dokładnie nad wejściem. Znalazłyśmy więc schody i poszłyśmy w kierunku KFC. Chłopcy siedzieli przy stoliku przy oknie naprzeciwko siebie. Byli zbyt zaaferowani rozmową żeby nas zauważyć. Chwyciłam Weronikę za rękę i usiadłam przy pierwszym lepszym stoliku na drugim końcu sali. Denerwowałam się co powiedzieć bo przecież nie podejdę i nie zacznę do nich nawijać jak stara dobra kumpela.

- Co ty wyprawiasz? – syknęła Wera. Chyba troszkę za mocno chwyciłam jej rękę, bo teraz masowała nadgarstek.

- Co mamy im powiedzieć? My ich nie znamy! – odpowiedziałam.

- Może i masz rację. Nie wiem jak to rozegrać. Napisz do Kendalla!

- Niby co mam mu napisać, mądralo?

- Daj telefon. – powiedziała i wyciągnęła rękę.

Nie miałam zielonego pojęcia co zrobi, ale podałam jej telefon. Gorzej być nie może. Tego byłam pewna.

- Spójrz w swoją prawą. – mówiła pisząc jednocześnie.

Wbiłam swoje oczy w stolik chłopaków. Kendall usłyszał dzwonek wiadomości i wyjął z kieszeni telefon. Z naszego miejsca widać było, że nie rozumie o co chodzi w smsie, ale postąpił według wskazówki i spojrzał w prawo. Bardzo dokładnie lustrował tłum, ale nikogo nie znalazł. Albo po prostu nas nie zauważył. Weronika podała mi telefon w momencie jak Kendall wysłał mi smsa. O co ci chodzi? KS.

Widzisz dwie blondynki w różowych sukienkach? Patrz na piąty stolik w lewo od nich za kwiatkami. Ew.

Znowu lustrował tłum. Zobaczył blondynki a teraz liczył stoliki. W końcu jego wzrok zatrzymał się na mojej twarzy.

- Chyba troszeczkę się zdziwił. – powiedziała Wera.

- Troszeczkę to mało powiedziane. – odparłam ze śmiechem.

Kendall odwrócił głowę w stronę Logana i coś do niego powiedział. Potem obaj wstali i podeszli do naszego stolika.

- Niespodzianka! – krzyknęłyśmy razem z Werą, a chłopcy zaczęli się śmiać.

--------

Tada! :D

piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 9.

Wymusiłam na Werze przysięgnięcie mi, że nikomu nie powie o moim spotkaniu z Kendallem. Tak, o spotkaniu. Nie wiedziałam do końca czy to była randka, więc poprzestałam na zwykłym spotkaniu. Po dłuższym gderaniu w końcu mi obiecała, że nikomu nie piśnie słówka. Mój chytry plan aby utrzymać to w tajemnicy równocześnie przed ludźmi ze szkoły jaki i przed rodzicami szybko spalił na panewce. Przez pierwsze dni odkąd wróciłyśmy z Gdańska nikt nic nie wiedział o Kendallu. Owszem, wszystkie dziewczyny mi zazdrościły, że byłam jego Worldwide Girl, ale nic poza tym. Myślałam, że żaden wścibski fotograf nie zrobił nam zdjęcia podczas zwiedzania Gdańska, a tu jednak okazuje się, że zrobiono ich całkiem dużo!

W czwartek jak zwykle poszłam z Werą do szkoły. Oczywiście wszyscy wiedzieli, że się przeprowadzamy i tego też nam zazdrościli. Tego ranka jednak nie nasza przeprowadzka była najpopularniejszym tematem w szkole. Podeszła do mnie Zuza i wręczyła mi gazetę. Niby zwykła gazeta, a jednak niezwykła. Na okładce byłam ja z Kendallem. Siedzieliśmy na ławce i rozmawialiśmy pijąc pepsi. Otworzyłam ją na wyznaczonej stronie i zobaczyłam jeszcze więcej naszych zdjęć. Jak stoimy na rynku, jak jemy kebaby… Artykuł podpisany był Nowa dziewczyna Kendalla Schmidta?! Wszyscy wiedzieli, że zwiedzałam z nim Gdańsk. Sięgnęłam po telefon i wysłałam mu smsa. Jesteśmy na okładce w polskim wydaniu Vivy. Pisałam z nim regularnie i czułam, że między nami coś zaczyna się dziać. Coraz bardziej też za nim tęskniłam. Pozostało mi tylko czekać aż przeprowadzimy się do LA bym mogła go spotkać. Kendall nie wiedział nic o przeprowadzce i chciałam żeby tak zostało. Bilety mieliśmy już kupione, wszelkie formalności związane ze szkołą zostały już załatwione. Wylatywaliśmy w ten weekend. Dziwnie się czułam. Przez całe moje życie leciałam tylko raz samolotem i to jak byłam w pierwszej klasie podstawówki. Polecieliśmy do Francji w odwiedziny do mojego chrzestnego, który w tym czasie tam pracował, a teraz dopiero co wróciłam z Gdańska a już lecimy do Stanów. Wiadomo, że się cieszyłam, ale i tak trochę smutno było zostawiać mi tu wszystko.

Kendall odpisał dopiero gdy miałam godzinę wychowawczą. Nikt nie zwracał uwagi za korzystanie z telefonu podczas lekcji, zwłaszcza gdy twoim wychowawcą był nauczyciel informatyki. Bez ociągania wyjęłam telefon i przeczytałam smsa.

Nikt ci nie dogryza w szkole przez to zdjęcie? KS.

Nie, wręcz mi zazdroszczą. Ew.

W USA też jesteśmy na okładce. Tylko że w US Weekly. KS.

Nie no. Nie wierzę. Dlaczego nam zrobili to durne zdjęcia? Ew.

A nie cieszysz się? Wstydzisz się tych zdjęć czy co? KS.

Nie, nie, nie! Po prostu ja nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi. Ew.

Dobrze, że nie jesteś ze mną dla sławy. ;) KS.

Że nie jestem z nim dla sławy? Co to u licha znaczy? Czyli jednak on uważał, że jesteśmy razem?

- Ej, zapytaj go co u Logana – szepnęła Weronika.

- Mhm, jasne. – mruknęłam i napisałam smsa Kendallowi, żeby się odczepiła.

Wera znowu mnie męczy żebym zapytała cię co u Logana. Ew.

Może niech sama go o to zapyta? KS.

Nie wiedziałam o co mu chodzi, dopóki do Wery nie przyszedł sms. Podsunęła mi pod nos telefon abym przeczytała.

Nie męcz Ewy ani Kendalla żeby się dowiedzieć co u mnie. Może po prostu sama mnie zapytasz? L.

Oczy Weroniki momentalnie pojaśniały i wiedziałam już, że na najbliższe kilkanaście godzin, nawet jak nie dni będę mieć od niej spokój. Pozostało mi jeszcze tylko czekać na nadejście soboty i mój wymarzony lot do LA…

-------------

;)

czwartek, 7 lutego 2013

Rozdział 8.

Rozdział 8.

Zwiedzanie Gdańska zajęło nam resztę popołudnia. Czułam, że moje nogi odpadają, ale jednocześnie byłam zadowolona. Później Kendall odprowadził mnie do hotelu.

- Więc, chyba się już więcej nie zobaczymy. – powiedziałam ze smutkiem.

- Kiedy wracasz do domu? – zapytał.

- Jutro rano mamy samolot.

- Będzie mi ciebie brakować. – odparł i uśmiechnął się ze smutkiem, ale szczerze.

Nagle rozbrzmiała piosenka Featuring You, a ja znowu się zarumieniłam. To był mój telefon. Zerknęłam na wyświetlacz. No oczywiście. Dzwoniła Weronika, ale rozłączyłam ją.

- Ja.. Muszę iść. Przepraszam.

- Jasne. Mam nadzieję, że pozostaniemy w kontakcie. – odpowiedział i pocałował mnie w czoło. Potem obrócił się na pięcie i odszedł w stronę ulicy.

Oszołomiona weszłam do hotelu i podążyłam w kierunku recepcji. Nasze pożegnanie wydawało mi się drętwe. Wiedziałam jednak, że już nigdy go nie spotkam, więc postanowiłam cieszyć się tym co mam.

Ponieważ zbliżała się pora kolacji, wybrałyśmy się z Weroniką do pobliskiej pizzerii. Podczas kolacji opowiedziałam jej wszystko co dzisiaj się zdarzyło. Żałowałam tylko, że Weronika spędziła ten dzień w hotelu.

***

Po powrocie do domu, do mojego domu, byłam zaskoczona poważnymi minami rodziców. Weronika pojechała już do swojego domu, a moja mama miała chorobliwie poważną minę. Bardzo mnie to irytowało, bo zwykle była zabawna i można było z nią pogadać, a dziś zbywała mnie półsłówkami. Pierwsza rzecz jaka przyszła mi do głowy była taka, że rodzice się rozwodzą. Byłam też w miarę przygotowana na taką informację, więc gdy w końcu postanowili mnie zawołać do salonu żeby ze mną porozmawiać, obiecałam sobie, że zachowam poważny wyraz twarzy.

- Ewa, musimy z tobą o czymś porozmawiać. Wiem, że to może być trudne, ale nie mamy wyjścia. – zaczęła mama.

- No dobrze, ale może powiedzcie mi najpierw o co chodzi a potem ocenię czy to trudne czy nie? – odpowiedziałam.

- Nasza firma podpisała kontrakt na budowę instalacji koksowniczej w Los Angeles. – odezwał się tata.

- I co w tym trudnego? – odparłam zdziwiona. Powinni się raczej cieszyć. Nowa inwestycja, więcej pieniędzy.

- To, że wyjeżdżamy do Los Angeles. Na co najmniej trzy lata jak wszystko pójdzie dobrze. – powiedział i z powagą czekał na moją reakcję.

- Ależ to cudownie! Zawsze marzyłam żeby polecieć do USA! Wiedzieliście o tym, więc po co te podchody? – trudno było nie zauważyć, że byłam zaskoczona, ale również szczęśliwa.

- Bo my nie wyjeżdżamy tam sami. Jedzie też rodzina Weroniki. – wtrąciła mama.

- Tym bardziej powinniśmy się cieszyć! – powiedziałam z jeszcze większą radością niż przedtem.

- Jedzie też mama Zuzy. Z Zuzą. – dokończył za nią tata.

Uśmiech momentalnie zszedł mi z twarzy i pobiegłam do swojego pokoju. Miałam ochotę piszczeć, że moje marzenie zostało zrujnowane. Już miałam lecieć do USA a tu wchodzi mi w drogę ta wredna suka! Schowałam twarz w poduszkę i dopiero po chwili zorientowałam się, że od dłuższego czasu przychodzą do mnie smsy. Wszystkie od Weroniki. Żaden nie był od Kendalla.

Rodzice ci powiedzieli? Super, prawda? W.

Wiem też o Zuzie. W.

Nie przejmuj się nią! Nie zrujnuje nam wyjazdu! W.

Ewa! Odpisz w końcu! W.

Bo wiesz, w LA mieszka Kendall.. Mogłabyś z nim chodzić! W.

Idę do ciebie! W.

W sumie Weronika miała rację. Nieważne, że do LA jedzie Zuza. Nieważne, że będzie się nas czepiała i nam dogryzała. Ważne było to, że leciałam do LA z najlepszą przyjaciółką. A w LA mieszkał Kendall…

-------

I jest rozdział.. ;D

środa, 6 lutego 2013

Rozdział 7.

Gdy rano się obudziłam, powiedziałam wszystko Weronice. Bałam się spotkania z Kendallem. On był gwiazdą a ja zwykłą dziewczyną. Bałam się też tego, że zachowam się jak rozhisteryzowana fanka, która zobaczyła swojego idola. Chciałam, żeby zobaczył mnie jako normalną osobę.

Zdenerwowana pojechałam taksówką na ulicę Narodową 94a. Jak zwykle było za wcześnie. Gdy dotarłam na miejsce była raptem 13.30. Usiadłam na ławce przed hotelem i zaczęłam słuchać piosenek Big Time Rush. Nie obchodziło mnie to, że była zima i na dworze temperatura była poniżej zera, zadbałam o to i ubrałam się ciepło. Sprawdziłam za to czy jest tu jakaś sieć bezprzewodowa. Była, więc połączyłam się z nią i weszłam na Twittera. Gdy zobaczyłam listę obserwujących mnie osób myślałam, że pomyliłam profile. Wczoraj wieczorem miałam raptem 16 obserwatorów a dzisiaj było ich ponad 3,5 tysiąca! I to wszystko przez to, że Kendall podał dalej mojego tweeta. Miałam też mnóstwo nowych tweetów od kompletnie nieznanych mi wcześniej osób. Wszyscy mi dziękowali, że dzięki mnie Kendizzzzle jest znowu szczęśliwy. Zadziwiło mnie to trochę, gdyż on mnie praktycznie nie znał a wszyscy Rusherzy uważali nas za parę. Nagle na plecach poczułam czyjąś rękę. Wyjęłam słuchawki z uszu i błyskawicznie się odwróciłam. Za mną stał Kendall. Momentalnie serce mi przyspieszyło. Miał na sobie czarną kurtkę a jego włosy rozwiewał wiatr, który pojawił się jakby na zawołanie.

- Hej. – powiedział i uśmiechnął się szeroko.

- Hej. – wykrztusiłam i też się uśmiechnęłam, ale nieśmiało. Chłopak usiadł koło mnie na ławce. – Czego słuchasz? – zapytał, lecz nie czekając na odpowiedź wyjął mi z ręki jedną ze słuchawek i włożył sobie do ucha. W tym momencie uświadomiłam sobie, że powinno lecieć Cover Girl. Spuściłam głowę w dół, a Kendall oddał mi słuchawkę.

- Pewnie to dziwne… - zaczęłam ale przerwał mi w pół zdania.

- To wcale nie jest dziwne. To słodkie. – odparł i znowu się uśmiechnął. Widziałam, że było mu miło z powodu tego, że słuchałam piosenki napisanej przez niego.  – Co chciałabyś robić?

- A co proponujesz? – odpowiedziałam na uśmiech, który tym razem już nie był nieśmiały.

- Z twojego listu wynikało, że nie jesteś z Gdańska.

- No nie jestem. Mieszkam w Krakowie.

- Więc co powiesz na wspólne zwiedzanie tego miasta? – powiedział i wstał z ławki.

- W sumie, czemu nie? – odpowiedziałam i też wstałam z ławki.

Przez kilka sekund patrzyliśmy sobie prosto w oczy i już mi się wydawało że chce mnie pocałować, gdy obróciłam się by podać mi moją torbę. Jasne. Moja głupia naiwność.

- Świetnie. Może zaczniemy od rynku? – zaproponował.

- Mnie pasuje. – dodałam i poszliśmy w tym kierunku.

----------

Kolejny rozdział. :D

wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział 6.

Gdy chłopcy skończyli wykonywać piosenkę z żalem zeszłam ze sceny. Już do końca koncertu wszyscy się na mnie patrzyli z zazdrością, ale mnie to nie obchodziło. Cieszyłam się, że to mnie Kendall wybrał.

Do hotelu wróciłyśmy zmęczone ale szczęśliwe. W pokoju ściągnęłam kurtkę oraz buty i rzuciłam się na łóżko. Weronika poszła do łazienki. Po chwili mój telefon oznajmił, że dostałam nową wiadomość. Tego numeru nie znałam ale z ciekawością otworzyłam ją. Dopiero po minucie do mnie dotarło co tam jest napisane i w tym momencie Wera wyszła z łazienki. Zobaczyła moją osłupiałą minę i zatrzymała się w pół kroku.

- Coś się stało? – zapytała.

- Nic. – odpowiedziałam szczęśliwym głosem.

- To czemu masz taką zdziwioną minę?

- Sama przeczytaj.- powiedziałam i podałam jej telefon.

- Dzięki za dzisiaj. Zostajemy z chłopakami w Gdańsku do wtorku więc może chciałabyś się spotkać? – przeczytała i spojrzała na mnie z ciekawością. – Od kogo to jest?

- Dokończ czytać. – ponagliłam.

- Włóż rękę do prawej kieszeni kurtki. KS. – dokończyła czytanie i oddała mi telefon. – Na co czekasz? Odpisz mu! Teraz!

- Ale co ja mam mu napisać?

- Że z przyjemnością się z nim spotkasz, matołku.

Odblokowałam telefon i otworzyłam arkusz „Nowa wiadomość”. Popatrzyłam na Weronikę spojrzeniem pełnym wątpliwości. Ona tylko wywróciła oczami i wzięła ode mnie telefon. Zaczęła pisać i teatralnie wcisnęła przycisk „Wyślij”.

- Mogę wiedzieć co ty mu do cholery napisałaś?

- Jeśli chciałbyś zwiedzić Gdańsk to niestety nie będę dobrym przewodnikiem. – przeczytała.

- Że co?! Ja w życiu bym mu tego nie wysłała! – trochę się uniosłam.

- Mogłaś sama napisać, prawda? Chodźmy lepiej spać. Późno już.

- Dobra, nieważne. I tak nie odpisze. Pewnie pomylił numery. – próbowałam przekonać samą siebie, że to pomyłka ale podświadomość mówiła mi co innego. Przecież sama włożyłam mu do kieszeni swój numer. Może w końcu ktoś mnie zauważył?

- Jestem tylko ciekawa dlaczego Logan nic do mnie nie napisał. Ale nieważne. Ja idę spać. Zgasisz światło? – zapytała i rzuciła się na swoje łóżko.

- Jasne. – odpowiedziałam i poszłam do łazienki wziąć długi prysznic. Po zastanowieniu telefon zostawiłam w pokoju aby nie wyjść na świruskę patrzącą co pięć sekund czy nie przyszedł sms.

Gorąca woda ukoiła moje nerwy, które po dzisiejszym wieczorze były zdecydowanie nadwyrężone. Nie obchodziło mnie to, że marnuję hektolitry wody i dopiero po kilkunastu minutach wyszłam z kabiny. Szybko ubrałam pidżamę i wpełzłam pod kołdrę aby rozgrzane po prysznicu ciało nie utraciło ciepła. Zanim zgasiłam światło mimowolnie spojrzałam na telefon. Miałam jedną nieodebraną wiadomość. Znowu zaczęłam się denerwować, ale bez wahania otworzyłam ją.

Nic nie szkodzi. Spotkamy się jutro o 14 przed moim hotelem? Adres już znasz. KS.

Skąd u licha miałam znać adres jego hotelu? I w tym momencie przypomniałam sobie o karteczce w kieszeni kurtki. Wygrzebałam się z kołdry i wygrzebałam wszystkie śmieci z jej prawej kieszeni. W stercie badziewia była niewielka niebieska kartka z adresem: Hotel Marris, ulica Narodowa 94a.

Niepotrzebne śmieci wyrzuciłam a karteczkę włożyłam z powrotem do kieszeni. Zgasiłam światło i weszłam do łóżka. Leżałam chwilę w zupełnej ciemności. Słychać było tylko miarowy oddech Weroniki, która nieświadoma spała po drugiej stronie pokoju. Znowu sięgnęłam po telefon i odpisałam Kendallowi tylko jedno krótkie zdanie: Będę na pewno. Odłożyłam telefon i już miałam zasnąć, gdy naszła mnie ochota podzielenia się moim szczęściem z innymi. Wzięłam więc go raz jeszcze do ręki, weszłam na twittera i napisałam Jutro będzie wielki dzień. A Kendall podał tego tweeta dalej.

-------------

I jest kolejny rozdział.. ;D

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 5.

Z hotelu wyszłam ubrana w czarne rurki i białą bluzkę. Było chłodnawo więc wzięłam też skórzaną kurtkę a moją szyję zdobił wisior ze złotą sową. W uszach dalej miałam kolczyki od rodziców. Weronika ubrała się natomiast w zieloną sukienkę co podkreślało kolor jej zielonych oczu. Na nogach miała złote baleriny. Wyglądała ekstra. Nie tak jak ja. Mogłam zabrać jakieś lepsze buty, a tak to miałam tylko czarne Conversy.

Na halę koncertową dotarłyśmy pół godziny przed czasem. Już zaczęto wpuszczać ludzi. Znalazłyśmy wejście dla VIPów i zajęłyśmy nasze miejsca – przed samą sceną, w czwartym rzędzie. Niecierpliwie czekałyśmy na rozpoczęcie koncertu, a ja dalej nie mogłam uwierzyć, że siedzę tutaj i czekam aż zobaczę występ BTR na żywo!

Wraz z upływem czasu hala stopniowo się zapełniała i robiło się coraz głośniej. Nagle zgasły wszystkie światła a na scenie świecił się tylko jeden reflektor – skierowany na sam jej środek. Po chwili na ekranie wyświetlono film. Było w nim, że niby chłopcy nie mogli się dostać na koncert bo na mieście były korki. Gdy dotarli pod halę, nie mogli do niej wejść. Gdy się im udało, znowu była zamknięta garderoba, którą Carlos sprytnie otworzył. Tempo się przyspieszyło i już po chwili chłopcy wyszli z niej i pobiegli w stronę wielkiego zielonego napisu „Stage”.

Film się skończył a na scenę wypadli chłopcy. Wszyscy ludzie z pierwszych rzędów wstali więc my też, aby coś widzieć. Zaczęli śpiewać Love me Love me a tłum razem z nim. Ja z Weroniką oczywiście też.

- Love me love me. Say you gonna love me…

Kilkanaście piosenek później przyszła kolej na Worldwide. Każdy wiedział, że chłopcy wybierają sobie dziewczyny z publiczności dla których śpiewają właśnie tą piosenkę. Momentalnie zaczęłam się denerwować a Weronika miała ochotę sama wdrapać się na scenę.

Carlos wybrał uroczą blondynkę w białej sukience do połowy uda z różową torebką. Worldwide Girl Jamesa została niska brunetka z ostatnich rzędów. Ucieszone dziewczyny pobiegły w stronę sceny a chłopcy pomogli im się na nią dostać. Kendall i Logan udawali, że nie mogą się zdecydować.

- Tu jest tyle pięknych dziewczyn. – powiedział Logan.

Jednak jego wybór padł na brunetkę w zielonej bluzce na ramiączkach i jeansach. Ona także momentalnie podeszła do sceny. Wszystkie dziewczyny zajęły swoje miejsca u boku chłopaków, a Kendall nie mógł się zdecydować. Wyglądało, że kogoś szuka w tłumie.

- Wiem, że jedna z obecnych tu dziewczyn ma dzisiaj urodziny. – powiedział i w tym momencie jego wzrok zatrzymał się na mnie. Pokazał na mnie palcem i powiedział:

- Chodź, czekam na ciebie.

Usłyszałam tylko szept Weroniki:

-Farciara.

Na nogach z waty podeszłam do sceny. Myślałam, że zemdleję. Pamiętał mnie! Pamiętał list, który do niego wysłałam! Napisałam w nim trochę o sobie, między innymi datę moich urodzin. Miałam też gotowy plan. Wyjęłam malutką karteczkę z kieszeni i dyskretnie wsunęłam  ją do kieszeni Kendalla. Był na niej mój numer telefonu a także Weroniki. Uparła się, żeby jej numer też wpisać. Kendall mnie przytulił i też mi coś wsunął do kieszeni. Usiadłam na krześle koło niego, a on cały czas trzymając mnie za rękę zaczął śpiewać piosenkę Worldwide. Byłam w siódmym niebie…

------------

Nie wiedziałam jak opisać koncert ale mam nadzieję, że się udało. ;)

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 4.

Śniło mi się, że Kendall wybrał mnie żebym była jego Worldwide Girl a jak wchodziłam na scenę to mi się rozdarły spodnie. Potem coś zaczęło mną szarpać i gdy otworzyłam oczy zobaczyłam nad sobą twarz Wery która nie mogła mnie dobudzić.

- Czego chcesz.. – zapytałam sennym głosem. – Zostaw mnie.

- Nie. Zaraz będziemy lądować. Zapnij pasy. – odpowiedziała.

Sennie zrobiłam to co mi kazała a po chwili samolot zaczął obniżaj wysokość.

- Która godzina? – zapytałam już bardziej rozbudzona.

- Dochodzi 16. Nie bój się, zdążymy.

Po kilku minutach samolot dotknął płyty lotniska. Wszyscy zaczęli bić brawo a stewardessa przez głośniki ponownie dziękowała za wybranie linii lotniczych LOT i życzyła miłego pobytu w Gdańsku. Gdy samolot już całkowicie się zatrzymał, opuściłyśmy pokład weszłyśmy do tunelu prowadzącego do hali przylotów. Szybko znalazłyśmy nasze bagaże i podążyłyśmy w kierunku drzwi wyjściowych z lotniska. Na zewnątrz stało mnóstwo taksówek. Wybrałyśmy pierwszą z brzegu.

- Gdzie was zawieść? – spytał kierowca.

- Do hotelu Arkadia. Wie pan gdzie to jest? – odpowiedziała Weronika.

- Tak. Zapnijcie pasy. – odparł i ruszyliśmy.

O tej porze w Gdańsku były straszne korki i do hotelu, mimo że był oddalony od lotniska o kilka kilometrów dotarłyśmy dopiero po czterdziestu minutach. Oczywiście ja już się bałam, że nie zdążymy się przebrać na koncert i że się spóźnimy. Zawsze mam w zanadrzu jakiś czarny scenariusz.  Zapłaciłam kierowcy i wysiadłyśmy w taksówki.

Nasz hotel był utrzymany w stylu gotyckim, jakieś kolumny, łuki i inne takie cuda jednak mimo tego w samym holu było dużo elektroniki. W kącie stał wielki telewizor LED ze skórzanymi kanapami i fotelami. Do recepcji była niewielka kolejka jednak przez to nie mniej irytująca. Dopiero po kilku minutach mogłyśmy się zameldować i dostałyśmy klucz do pokoju. Według instrukcji recepcjonistki znajdował się on na szóstym piętrze. Była tak miła i zaprowadziła nas do niego. Gdy tam weszłyśmy, ja zaniemówiłam. W pokoju były dwa wielkie łóżka i robiący bardzo dobre wrażenie gigantyczny telewizor. Większy od tego w holu. Instynktownie weszłam do łazienki, która wbrew pozorom okazała się równia duża jak pokój. Recepcjonistka wróciła do pracy a my zaczęłyśmy przygotowywać się na koncert. Zostały niecałe dwie godziny. Już nie mogłam się doczekać!

-----------

I jest kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba.