niedziela, 8 września 2013

Rozdział 91.

 

*oczami Wery, w międzyczasie*

Na scenę wchodziłam o chwiejących się nogach. Bałam się, że tam zemdleję. Tyle sławnych osób miało oglądać mój występ.

Demi poklepała mnie krzepiąco po ramieniu i uśmiechnęła się. Wyciągnęła mnie przed publiczność prawie siłą, ale ja nie miałam zamiaru się jej przeciwstawiać. Chciałam zrobić niespodziankę Loganowi, a to był dopiero początek. Szykował się interesujący wieczór.

W salonie było ciemno. Zapadła przejmująca cisza, przerywana tylko odgłosami kroków dochodzących z holu. Jedno uderzenie, drugie, trzecie… Liczyłam je w myślach, ale po chwili się zgubiłam i zaczęłam od nowa.

W drzwiach pokoju ukazały się dwie postacie. Zgromadzeni goście na jakiś niemy znak zaczęli śpiewać sto lat, a ja stałam jak sparaliżowana, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Co będzie jeśli zapomnę tekstu? Jeśli się pomylę? Źle zaśpiewam jakąś nutę?

Niedane mi było jednak długo się nad tym rozwodzić. Wzrok Logana padł dokładnie na mnie i z jego twarzy mogłam wyczytać zaskoczenie. Nie codziennie oglądał mnie stojącą przed mikrofonem. Ciemność przeszyły specjalnie kupione lasery, które zaczęły oświetlać twarze wszystkich. Demi poleciła gitarzystom gestem, by zaczęli grać i rozległy się pierwsze akordy piosenki, którą napisałyśmy wspólnymi siłami. Who’s That Boy? brzmiały jej słowa. Spędziłyśmy nad nią dobre kilka tygodni. Musiałam dobrze się nagimnastykować by nikt niczego nie podejrzewał, ale udało się. Tekst był gotowy, muzyka także. Wystarczyło teraz tylko zaśpiewać. Otworzyłam usta i zaczęły płynąć z nich słowa, które były przeznaczone dla Logana.

***

- Skarbie? – Zawołał mnie Logan gdy tylko zeszłam ze sceny. Promieniał szczęściem. – Chciałbym ci kogoś przedstawić – wyjaśnił podając mi kieliszek z czerwonym winem. Sięgnął po drugą lampkę stojącą na stoliku i upił z niej niewielki łyk.

Wykrzywiłam nieznacznie usta w lekkim grymasie. Bardzo chciało mi się pić, ale nie mogłam ugasić pragnienia alkoholem. Nie w moim stanie.

- No w końcu – wyrwało się jej nim chłopak zdążył dokończyć.

Przede mną stała dobrze znana mi osoba. Oczywiście znana ze zdjęć. Miała długie do ramion brązowe włosy i dziecięco pulchną twarz. Oczy miała wprost identyczne jak jej brat. Dałoby się z nich wyczytać najbardziej skrywane sekrety.

- Młoda – żachnął się. – Nie podskakuj.

- A ty nie baw się w moją niańkę.

- To się zachowuj.

- Logan… - Zaczęłam ją usprawiedliwiać, ale pod wpływem jego ostrzegawczego spojrzenia, zamknęłam usta.

- Wracając do tematu… Wera, to jest moja siostra, Presley. Presley, poznaj moją dziewczynę, Weronikę – przedstawił nas sobie oficjalnym tonem z trudem powstrzymując śmiech.

- Miło mi w końcu cię poznać – powiedziałam, uśmiechając się do niej radośnie. Nie kłamałam. Naprawdę cieszyłam się, że wreszcie poznałam kogoś z rodziny swojego chłopaka.

- Henderson! – Krzyknął ktoś z tyłu.

- Matko. Ile tu dzisiaj ludzi. – prychnął z żartobliwą skargą. – Nie wiedziałem, że mam tylu przyjaciół.

- Jestem Gwen – przywitała się uprzejmie dziewczyna z blond włosami spiętymi w luźny kucyk. – Ty jesteś Weronika, prawda? Cieszę się, że w końcu cię poznałam – zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, przytuliła mnie do siebie niczym stara, dobra przyjaciółka.

- Mnie też jest miło – wydukałam zawstydzona. Nienawidziłam poznawać nowych ludzi. To zawsze wprawiało mnie w zakłopotanie.

Tłum wokół nas zaczął gęstnąć. Do prowizorycznie utworzonego kółka dołączył James, obejmując Halston, Carlos trzymając Alexę za rękę, Kendall z Ewą opartą na jego ramieniu, Kevin, Kenneth, Max i grono osób, które pierwszy raz widziałam na oczy.

- Skoro wszyscy już tu się zebraliśmy – zaczęła Presley, głosem księdza odprawiającego mszę świętą. – Z okazji urodzin mojego cudownego i obecnego tutaj brata, chciałabym przybliżyć wam fakty, które możliwe, że nie są wam jeszcze znane – dokończyła tonem, którym mama opowiada dziecku bajkę na dobranoc. Brakowało jej tylko nieodłącznego dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami… Wiedziałam jednak, że dużo ją kosztuje powstrzymywanie się od śmiechu.

- Masz na myśli tę bardzo wstydliwą informację jak śpi nasz drogi solenizant, gdy jest lato? – podchwycił James z szatańskim uśmiechem na twarzy.

Logan wziął mnie za rękę. Spojrzałam na nasze złączone dłonie, żeby ukryć uśmiech. Nasze palce pasowały do siebie idealnie. Moje jasne, prawie, że białe, a jego ciemniejsze, z delikatną opalenizną. Były splecione bez wysiłku, jak dwie komplementarne części.

Logan położył mi rękę na talii i pocałował mnie lekko w szyję, ledwo muskając przy tym moją skórę. Przeszedł mnie dreszcz pod wpływem jego dotyku. Czy on kiedykolwiek przestanie tak na mnie działać?

- Nie wierz w nic co ci mówią – mruknął mi do ucha, ale na tyle głośno, że siostra go usłyszała i zaśmiała się cicho.

- Oj wierz, wierz. Jak jest ciepło na zewnątrz, mój brat zawsze śpi nago. Lepiej nie trafić na niego akurat tej nocy. Często akurat wtedy miewa drobne problemy z pęcherzem – popatrzyła z obawą na chłopaka, który nic sobie nie robił z przytyków kolegów. – Tobie to akurat nie robi różnicy, ale dla mnie to szok.

Logan spokojnie stał u mojego boku i udawał, że go to nie rusza. Albo rzeczywiście tak było, albo bardzo dobrze maskował wściekłość i wstyd.

- Kendall – zwrócił jego uwagę Carlos. – Pamiętasz jak podczas zeszłorocznej trasy obudziłeś Logana, a ten nazwał cię mamą?

- Ej – obruszył się mój chłopak. – Każdy by się pomylił o piątej nad ranem! – Usprawiedliwił się szybko.

- Ale tobie zdarza się to nazbyt często – rzucił Dustin z drugiego końca pokoju. Podszedł do nas wolnym krokiem i kontynuował swoje pastwienie się nad przyjacielem. – Kiedyś zacząłeś śpiewać Kendallowi you’re my cover boy gdy ten spał. I nie myśl sobie, że o tym zapomnieliśmy.

- Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Do moich wtop macie wybitnie dobrą pamięć – odpyskował z udawanym brakiem zainteresowania,. Teraz jednak było widać jak na dłoni, że te wszystkie przytyki, mimo że były żartobliwe, zaczęły go trochę wkurzać.

Uśmiechnęłam się do niego próbując okazać mu wsparcie ze swojej strony. Odstawiłam nietknięty kieliszek na stolik za mną, bez robienia niepotrzebnego przedstawienia. Nie powinni wiedzieć o ciąży. Jeszcze nie teraz.

- W sumie różne dziwne rzeczy przychodzą człowiekowi do głowy gdy słucha chrapania Jamesa – przyznał Carlos i posłał brunetowi ironiczny uśmiech.

- Wracając do Logana – ponowiła temat Presley. – Kiedyś na wakacjach walczył z rybami na spojrzenia przez dobre kilkanaście minut. Dopiero potem się zorientował, że ryby tak właściwie nie mrugają.

Wszyscy zanieśli się gromkim śmiechem łącznie ze mną. Uśmiechnęłam się do chłopaka przepraszająco, ale nie mogłam się powstrzymać. Ten jedynie spiął się jeszcze bardziej, ale na jego twarzy pojawił się nikły ślad uśmiechu.

- Takie małe, a tak wnerwia – mruknął do siebie, ale i tak siostra go usłyszała. Przyłożył kieliszek do ust i zaczął udawać, że pije wino, by ukryć zawstydzenie.

- Jestem bardzo ciekawa, kiedy ty będziesz mieć swoje dzieci i to ciebie będą wnerwiały – odburknęła rezolutnie i znowu zaczęła się śmiać.

Oblał mnie zimny pot. Logan nie miał najmniejszego pojęcia o mojej ciąży, a ja nawet nie planowałam mu o niej mówić w najbliższym czasie. Nie wiedziałam jak zacząć temat. Cześć skarbie, będziemy mieli dziecko? Najgorsze poinformowanie o przyszłym rodzicielstwie, jakie mogłam kiedykolwiek wymyślić.

- Tak właściwie to już za niecałe sześć miesięcy – wypaliła cicho Ewa i popatrzyła na mnie z obawą.

Logan zakrztusił się gwałtownie, a wino, które nie zdążył przełknąć, polało mu się po brodzie, brudząc białą koszulkę i zostawiając na niej czerwone ślady.

Robiło mi się na zmianę gorąco i zimno. Wytrzeszczyłam na nią szeroko oczy, a w naszym gronie zapadła grobowa cisza. Nikt nie mógł wydobyć z siebie słowa.

- Dlaczego..?! – Wydarłam się nieco głośniej niż zamierzałam, ale chyba jeszcze nigdy nie byłam tak wściekła. Nie licząc tego wieczoru gdy przyłapałam Logana na zdradzie.

- Sama byś mu nie powiedziała! – Usprawiedliwiła się szybko. Wyjęła z torebki plik kartek i wcisnęła mi je do ręki.

Zlustrowałam twarze wszystkich naszych przyjaciół. Wszyscy byli tak samo zszokowani jak mój chłopak z wyjątkiem Kendalla. Ten tylko się zarumienił i objął Ewę mocniej ramieniem jakby wstydził się za to, że poinformowała nas wszystkich o mojej ciąży w tak mało delikatny sposób.

- Wera… - Wydukał oszołomiony Logan próbując opanować atak kaszlu. – Czy to..

- Chyba powinniście porozmawiać na zewnątrz. W spokoju i bez świadków – zaproponował nam Kendall i wypchnął nas w kierunku drzwi.

Wypadłam z budynku z twarzą wykrzywioną wściekłością. Podbiegłam do najbliższego drzewa, rosnącego przy drodze i kopnęłam w nie z całej siły. Jęknęłam cicho gdy moją stopę przeszył potworny ból.

Chłopak stał jak słup soli za mną i przyglądał mi się z szokiem w oczach. Wydawało się jakby zapomniał słów. Chwilę temu był obiektem żartów, a teraz dowiaduje się, że zostanie ojcem. Chciałam mu o tym powiedzieć, ale nie dzisiaj i na pewno nie w taki sposób.  Ewa znajduje się u mnie na czarnej liście. Nigdy jej tego nie wybaczę.

- Miałam zamiar ci powiedzieć – przerwałam ciążącą między nami ciszę. – Dowiedziałam się o tym dopiero dzisiaj rano i jakoś nie było odpowiedniego momentu.

- Czyli Ewa mówiła prawdę – wyszeptał cicho, ważąc każde słowo. Otarł dłonią usta i czekał, aż w końcu powiem to, co powinnam.

- Tak. Logan… Jestem w ciąży – wyznałam podkreślając ostatnie sylaby.

Kącik ust chłopaka zadrżał lekko i powędrował ku górze w radosnym uśmiechu. Podbiegł do mnie i wziął mnie w ramiona, czule mówiąc moje imię. Wtuliłam twarz w jego tors i wybuchłam głośnym płaczem.

- No to masz ci prezent na urodziny – zaśmiał się dźwięcznie.

- M-miałeś dowiedzieć się z-zupełnie inaczej.


- Kochanie – wyszeptał z uczuciem do mojego ucha. – Dziecko to jedno, ale piosenka którą napisałyście z Demi… Powinnyście ją nagrać.

- Podobała ci się? – chlipnęłam z niedowierzaniem. Tak łatwo zmienił temat, jakby nie obchodziła go moja ciąża.

Łzy przestały lecieć równie gwałtownie, jak zaczęły. Teraz jedynie miałam zapuchnięte oczy i minę zbitego psa. Nie myślałam, że to właśnie on dzisiaj mnie jeszcze bardziej wkurzy.

- Była cudowna.

- Kłamiesz – oskarżyłam go.

Wyplątałam się z jego objęć. Widział, w jakim byłam stanie i jeszcze w niezbyt trafiony sposób próbował mnie pocieszyć.

- Nigdy cię nie okłamałem. I bez problemu powiem, że to są najlepsze urodziny, jakie miałem.

- Naprawdę?

Logan pogłaskał mnie opuszkami po policzku. Tym samym otarł resztę łez.

- Dziecko… Bałaś mi się powiedzieć?

- I miałam rację.

- Będziemy rodzicami! – krzyknął i porwał mnie w ramiona.

Zakręcił mną niezbyt delikatnie w kółko. Dopiero gdy odchrząknęłam, Logan postawił mnie na ziemi. Mimo to nie wypuszczał mnie z objęć.

- Oba prezenty są cudowne – wyszeptał mi do ucha. - Jedyna różnica między nimi jest taka, że piosenka nie będzie wymagała naszej opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę.

------------------------------------

Długo wyczekiwany rozdział, w którym Logan dowiaduje się o ciąży Weroniki. Mam nadzieję, że wam się spodoba i nie zawiodłam waszych oczekiwań.
Notka oczywiście z dedykacją dla Wery ;D
Dziękuję wszystkim za wyświetlenia i komentarze!


  

8 komentarzy:

  1. kochana małpica <3<3
    dziękujta Ci. ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. niesamowity i ciekawy blog :) serdecznie zapraszam do mnie http://amerykankowa.blog.onet.pl/ moze Ty znasz odpowiedź na post :D pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ładnie!
    Ale to o piątej rano? Cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Piekne,cudowne,kocham to.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach wątek z Gwen najlepszy ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. "Będziemy rodzicami" <3
    och, ach :D

    OdpowiedzUsuń
  7. "Lepiej nie trafić na niego akurat tej nocy. Często akurat wtedy miewa drobne problemy z pęcherzem" XDDDD
    Dziecko! Powiedziała o dziecku! Będzie mały Logan Junior <3

    OdpowiedzUsuń