poniedziałek, 23 września 2013

The Another Story Of Titanic. Part I.

"To wszystko Kasi wina!"


Szedłem pokładem przeznaczonym dla bogatszej części statku i próbowałem pozostać niewidoczny dla ochrony.
W dalszym ciągu nie mogłem uwierzyć, że wygrałem rejs Titaniciem! Mogłem wrócić do domu niczym syn marnotrawny, ale to cały czas był mój dom.
Wyjechałem do Europy kilka lat temu, w gorączce osiągnięcia sukcesu. Kochałem pisać wiersze, ale nigdy nie doczekałem się wydania ich w księgarni. Nikt nie chciał czytać mojej twórczości.
Pieniądze, które miałem, powoli się kończyły. Dlatego też zacząłem pisać teksty piosenek. Kupiłem sobie gitarę i pobrząkiwałem od czasu do czasu. Nie szło mi to jakoś wybitnie dobrze, ale wystarczało, żeby zarobić na życie.
Przełom w mojej tak zwanej karierze nastąpił dopiero niedawno. Pewien producent usłyszał jak śpiewam na ulicy swoją piosenkę. Tak bardzo mu się to spodobało, że złożył mi pewną propozycję. Miałem napisać dla niego kilka tekstów jako ścieżkę dźwiękową do filmu.
Z tego powodu też właśnie znalazłem się tu, gdzie byłem. Liczyłem, że widok bezksiężycowej nocy mnie natchnie, ale do tej pory tak się nie stało.
Zanim się obejrzałem, znalazłem się na rufie. Zignorowałem ławkę stojącą niedaleko. Nie usiadłem na niej, tylko na ziemi nieopodal. Jeszcze nikt nie stworzył hitu w wygodnych warunkach.
Wyjąłem z teczki czystą kartkę i wydobyłem długopis z zagraconej kieszeni.
Mimo mych największych chęci, nie mogłem wymyślić nic, co by choć mogło sprawiać wrażenie dobrego. Moje myśli wybiegały daleko w przyszłość. Był raptem pierwszy dzień rejsu, a ja już chciałem by się skończył. Chciałem zobaczyć rodzinę. Rodziców i rodzeństwo. Nie widziałem ich od dawna. Nie korespondowaliśmy ze sobą, z racji na moje zmieniające się co chwila miejsce zamieszkania. Chociaż może…

~*~


                Otworzyłem gwałtownie oczy z niedowierzania. Nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, że zasnąłem.
Wokół mnie roznosił się odgłos, jakby ktoś biegł przez pokład. Sądząc po lekkości kroków, to nie mógł być mężczyzna. I to pewnie ten dźwięk mnie obudził.
Błyskawicznie podniosłem się z miejsca i z wahaniem podszedłem do barierek ochronnych. Rzeczywiście ktoś przy nich był.
- Jest tam kto? – zawołałem z grzeczności.
Wtedy jakby na rozkaz zapaliła się latarnia na rufie i w nikłej plamie światła ujrzałem młodą dziewczynę. Stała oparta o barierki i wpatrywała się w zburzoną wodę pod nami.
Zdziwił mnie jej wygląd. Ubrana była tylko w cienką koszulę nocną, a jej długie blond włosy powiewały na wietrze. Nawet od tyłu wyglądała niesamowicie. Tak, jakby mogła wyglądać moja przyszła żona.
- Przepraszam? – ponowiłem próbę nawiązania kontaktu.
- Kim jesteś? – dziewczyna bez przekonania powiedziała w przestrzeń. Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że nie jest sama.
- Co tu robisz? Jest środek nocy – rzuciłem niezbyt uprzejmie.
Blondynka odwróciła się w moją stronę i wtedy zobaczyłem jej twarz. Miała piękne czerwone usta i smutne, zielone oczy. Wszystko byłoby perfekcyjne, gdyby nie wielki fioletowy siniak pod lewym okiem. Był tak duży, że sięgał jej do ucha, a na policzku można było dostrzec przekrwione naczynka.
- Odwal się – warknęła z taką wrogością w głosie, że aż mnie cofnęło.
Jakby znikąd zawiał przejmująco zimny wiatr. Zadrżałem mimo ciepłej kurtki, jaką miałem na sobie.
Dziewczyna szczękała zębami z wyziębienia. Miała gołe ramiona i już prawie sine stopy.
- Kto ci to zrobił? – teraz byłem równie wściekły jak ona. Tylko, że ja na tego, który jej to zrobił. Jak można było uderzyć tak piękną kobietę? Jak w ogóle można było uderzyć jakąkolwiek kobietę?
- Odsuń się, albo skoczę! – zagroziła i z powrotem odwróciła się w stronę barierek.
Ku mojemu przerażeniu postawiła jedną stopę na drążku przytrzymującym liny pokładowe.
- Nie zrobisz tego.
- Nie możesz być taki pewny. Nie znasz mnie.
- Nie jesteś gotowa, by umrzeć – wypaliłem. – Robisz to, bo myślisz, że tym coś zmienisz. Bo nie wpadłaś na żadne inne rozwiązanie.
- Nie twój interes! – wrzasnęła.
Zacząłem rozglądać się po pokładzie statku w poszukiwaniu pomocy. Nie mogłem pozwolić, by ta dziewczyna coś sobie zrobiła.
Gdy znowu na nią spojrzałem, była już za barierką. Nie wiadomo kiedy przez nią przeszła, ale teraz już nic jej nie chroniło.
- Jak masz na imię? – zadałem pierwsze lepsze pytanie, byleby odwlec jej samobójstwo w czasie.
- To nie ma znaczenia.
Znowu zaczęła drżeć, gdy lodowaty wiatr smagnął jej twarz.
- Nie chcesz umierać.
Próbowałem zasiać w niej choć ziarenko zwątpienia, ale chyba nie byłem dobrym negocjatorem.
Podszedłem do barierek i ostrożnie ująłem dłoń dziewczyny. Jej palce były skostniałe z zimna.
Odniosłem wrażenie, że mój gest był właśnie tym, czego potrzebowała. Brakowało jej czułości, którą zamiast otrzymać od swojej rodziny, dostała od pasażera trzeciej klasy, który jedynie przypadkiem znalazł się tu, gdzie jest.
Dziewczyna zawahała się. Z przerażeniem patrzyła na obracające się pod nami śruby statku, a w jej oczach już nie było takiej determinacji jak wcześniej.
Na rękach, spod jej koszuli widoczne były liczne blizny, jakby ktoś bił ją czymś ostrym. Na szyi zaś wisiał stary i wysłużony różaniec. Prawdopodobnie był jakąś rodzinną pamiątką.
Nigdy nie wierzyłem w Boga. Nie miałem na to czasu. I wydawało mi się to bezsensu. Jakby od kogoś wyżej zależało to, czy zło tego świata jest spowodowane udziałem diabła, a wszystko dobre ma swoje wyjaśnienie w niebie.
- Przepraszam – szepnęła. Zupełnie straciła rezon.
Od początku byłem przekonany, że nie skoczy, ale mimo to nie puszczałem jej ręki. Wiedziałem, że teraz po prostu grzecznie przejdzie na drugą stronę barierki. Wróci do swojej kajuty i zapomni o tym incydencie. Zapomni o mnie.
Ta myśl zakuła mnie w serce niczym najostrzejszy kolec róży.
Dziewczyna chciała z powrotem wejść na pokład, ale postawiła stopę w złym miejscu. Ułamek sekundy wystarczył, by się poślizgnęła i zjechała prawie cała z powierzchni statku.
W ostatniej chwili całym ciałem uwiesiła się, mocno trzymając moją dłoń. Z jej gardła wyrwał się pisk przerażenia. To tylko potwierdzało, że nie chciała się zabić. Bała się śmierci.
- Pomóż mi! – krzyknęła z rozpaczą.
Trzymałem ją z całej siły, ale miała ścierpnięte od zimna ręce. Porywisty wiatr także nie ułatwiał mi zadania. Co chwila uderzał mnie w twarz niczym bicz i nie pozwalał się skoncentrować.
- Przestać wierzgać nogami! – udarłem się.
Dziewczyna była tak zaszokowana, że bez zbędnych protestów posłuchała mojego polecenia. Dopiero gdy się uspokoiła, mogłem wciągnąć ją z powrotem na pokład.
- Dziękuję – wyszeptała oszołomiona i osunęła się na ziemię.
Doskoczyłem do niej jednym susem. Może coś sobie zrobiła? Zraniła się przy upadku?
Poza sińcem na policzku jednak nie wyglądało, by coś jej dolegało.
Chyba dopiero teraz, gdy emocje już opadły, dotarło do niej jak jest zimno. Przedtem nawet jeśli odczuwała panującą temperaturę, to nie zwracała na nią uwagi.
Zaczęła przeraźliwie szczękać zębami.
Uśmiechnąłem się do niej, ale dziewczyna tylko odwróciła wzrok. Ściągnąłem z siebie płaszcz i narzuciłem go na nią szybkim ruchem. Ku mojemu szczęściu, okrycie przyjęła z wyraźną ulgą.
- Jestem Kendall – przedstawiłem się uprzejmie i podałem jej rękę.
- Alexandra – odpowiedziała i posłała mi pełen wdzięczności uśmiech.
- Może mogę pomóc ci wstać? – zapytałem i zrobiłem krok w jej kierunku, ale ktoś położył dłoń na moim ramieniu.
- Myślę, że to już nie będzie potrzebne – usłyszałem warknięcie za plecami.
Obróciłem się do tyłu i stanąłem twarzą w twarz z mężczyzną z burzą ciemnych loków na głowie. Na oko miał gdzieś pod trzydzieści lat, ale wściekłość spowodowana zazdrością o Alexandrę dodatkowo go postarzała.
- Kim pan jest? – w moim głosie słychać było lekką kpinę. Facet chciał mnie przestraszyć, ale wcale nie wyglądał groźnie. Dzieci, które są obrażone na cały świat, wyglądają groźniej niż on w tamtej chwili.
- Harry James Styles – nie omieszkał pominąć swojego drugiego imienia, a gdy wymawiał nazwisko, odruchowo wypiął pierś do przodu. – A to jest Alexandra Marie Styles.
- Hamillton – warknęła dziewczyna i zgrabnie podniosła się z ziemi.
- Już niedługo. – Harry się wyszczerzył.
- Kendall – zwróciła się do mnie. – Właśnie poznałeś mojego narzeczonego.
- Miło mi cię poznać – podałem Harry’emu dłoń z fałszywym uśmiechem.
Mężczyzna zlustrował mnie uważnie wzrokiem. Dałbym głowę, że właśnie próbuje sobie przypomnieć, czy widział mnie w restauracji dla pierwszej klasy.
Między jego brwiami pojawiła się zmarszczka. Nie wiedział z kim ma do czynienia, nie miał najmniejszego pojęcia kim jestem.
- Kto to jest? – zapytał.
Zupełnie zignorował moją wyciągniętą dłoń. To pewnie miało mnie urazić, ale wcale się tak nie czułem. Opuściłem ją szybko i prowokacyjnie mlasnąłem ustami.
- To jest Kendall – wyjaśniła dziewczyna, ale zawahała się lekko, gdy chciała wymówić moje nazwisko.
- Schmidt – podsunąłem.
- Nieważne – mruknął Styles i popatrzył na swoją narzeczoną. – Szukałem cię – zwrócił się do niej.
- Niepotrzebnie. Przecież cały czas byłam tutaj.
- Wybiegłaś tak nagle, a potem znajduję cię w towarzystwie tego biedaka!
Chciałem mu odpyskować, ale Alexandra rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie. To najprawdopodobniej był człowiek, który ją pobił. Wiedziałem jednak, że jak o tym wspomnę, świętoszek zrobi jej w kajucie istne piekło.
- Kendall mnie uratował – wycedziła.
- Niby przed czym? Przed chłodem? – Styles prychnął z pogardą. Miałem ochotę przywalić gościowi w tę parszywą twarzyczkę.
- Aleksandra przyglądała się śrubom. Poślizgnęła się i wypadła za burtę, ale na szczęście nic jej nie jest – umyślnie pominąłem fragment o samobójstwie.
- Alex – sprecyzowała dziewczyna i uśmiechnęła się nieśmiało.
- W takim razie myślę, że to zmienia postać rzeczy – twarz Harry’ego wykrzywił pogardliwy uśmieszek. – Zjesz z nami kolację?
- Z przyjemnością – odpowiedziałem z chorą satysfakcją.
Widziałem, że Alex zdejmuje płaszcz. Podała mi go ze smutkiem w oczach i stanęła bliżej narzeczonego.
- Wszelkie szczegóły przyślemy ci w liście – oznajmił mężczyzna i zaczął iść w stronę kajut, ciągnąc za sobą dziewczynę.
- Zjawię się na pewno! – zawołałem za nimi bezczelnie.
Żadne z nich nie odwróciło się w moją stronę. Pozostawało mi tylko patrzeć, jak odchodzą.
Do mojej głowy nagle zaświtała błyskotliwa myśl. Zarzuciłem na siebie płaszcz i podbiegłem do ławki, przy której zostawiłem kartkę. Wziąłem ją do ręki i zacząłem pisać piosenkę.
Czułem, że to będzie przebój. Był jednak jeden problem.
Dziewczyna, o której miała być ta piosenka, była już zaręczona z innym.

~*~


                Kolacja była wyśmienita. Nigdy nie jadłem aż tak drogiego jedzenia. Przez myśl nie mogło mi przejść, że ktoś tyle wydaje na jeden posiłek.
Siedzieliśmy w Sali jadalnej, przeznaczonej dla pierwszej klasy. Wszyscy patrzyli się na mnie ze zdegustowaniem w oczach. Musiałem przyznać, że zdecydowanie wyróżniałem się z tłumu. Miałem na sobie zwykłe ubranie. Gdzie mi tam było do reszty ludzi przy naszym stoliku. Oni mieli na sobie wyszukane smokingi, a kobiety suknie wieczorowe.
Alex prezentowała się oszałamiająco. Jej blond włosy kaskadami fal opadały na jej nagie ramiona i odsłonięte do połowy plecy. Miała na sobie ciemnoczerwoną sukienkę, która doskonale pasowała do jej karminowych ust.
Dziewczyna o dziwo nie siedziała przy swoim narzeczonym. To miejsce przypadło akurat mnie. Ona zaś wylądowała między swoją matką, a ciotką ze strony ojca. Miałem niestety okazję z nimi porozmawiać i obie dość sceptycznie podchodziły do mojej obecności przy stole.
- Och, matko – zaczął Harry. Jeszcze nawet nie był zięciem pani Hamilton, a już traktował ją jak teściową. – Wszyscy pewnie zastanawiacie się, co Kendall Schmidt robi w naszym gronie.
- Może ja wyjaśnię? – wtrąciła się Alex. Wstała i wzięła do ręki kieliszek szampana i uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. – Kendall wczoraj w nocy uratował mi życie.

-------------------------------------

Z najserdeczniejszymi życzeniami urodzinowymi dla Oli! Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam!
Muszę mieć kogo zabijać w przyszłości xDDD.
I mam nadzieję, że ci się spodoba ;*
Dziękuję za te wszystkie nominacje do Libester Blog Awards! No i oczywiście za wyświetlenia i komentarze pod ostatnią notką ;)
 

7 komentarzy:

  1. Bez jaj. Harry Styles? XD
    i niby kogo chcesz zabić? To moja misja xD
    poza tym... Chce katastrofy jak w filmie!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Harry moim narzeczonym. Jezu Chryste. Za jakie grzechy?! Nie no... Grr.
    Ale jest Kendzio <3 Jejuśku *.*
    To jest cudowne! :*
    EWCIU, JESTEŚ MOIM MISTRZEM :*
    Nie spodziewałam się takiego efektu. Pozostaje mi tylko podziękować i czekać na dalsze części! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. To bylo bajeczne podabolo mi sie prze piekne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne <3 i pomyśleć że to wszystko Kasi wina ;p
    Ach te rozkminy u mnie w domu xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze jestem zaskoczona. Pozytywnie. Nie spodziewałam się, że zamienisz rysowanie na pisanie piosenek.
    Po drugie, już sobie przypominam tą nieszczęśliwą miłość z wszystkimi możliwymi Przeciwnościami. Nie bez powodu z dużej litery. Ogólnie robisz coś swojego, zachowując niektóre elementy. I to jest fajne.
    Opowiadanie, a przynajmniej pierwsze jego część wyszła Ci wspaniale.

    OdpowiedzUsuń
  6. Suuper : D Nie chcę katastrofy : ( Potem będę ryczeć ; ( Harry ?? Nieźle : D
    PS: Jestem nowa, ale przeczytałam wszyyystko : )

    OdpowiedzUsuń