środa, 20 lutego 2013

Rozdział 16.

*oczami Wery, KFC*

Ewa i Kendall powoli zniknęli z pola widzenia. Zostałam sama z Loganem. Czułam, jakbym go w ogóle nie znała. Jakby te dziesiątki smsów które wymieniliśmy wcale nie miały miejsca. Przy naszym stoliku trwała niezręczna cisza.

- Wiesz, może przedstawię ci się oficjalnie? – zaczął ze śmiechem Logan. – Wiesz, przez smsy to jakoś tak dziwnie było.

- Jasne. – odparłam głupio i wbiłam wzrok w jego splecione na stoliku ręce.

- Cześć, jestem Logan a ty? – zapytał i wybuchnął śmiechem.

- Ja jestem Weronika. Miło mi cię poznać. – odpowiedziałam i też zaczęłam się śmiać.

- Skoro to „oficjalne” – zakreślił w powietrzu znak cudzysłowu – powitanie mamy z głowy to co powiesz na to abym dowiedział się o tobie czegoś więcej? – kontynuował.

- Byłoby miło.

- Może chcesz coś do picia? – zagaił.

- Nie, dzięki.

Na początku rozmowa niezbyt się kleiła. Wyjaśniłam Loganowi dlaczego przyjechałam z Ewą do Stanów, lecz potem starałam kierować się rozmowę na inny temat. Nie wiedziałam na ile mogę sobie pozwolić w jego obecności dlatego starałam się aby to Logan zawsze mówił. Opowiadał więc o zeszłorocznej trasie, o nowym sezonie Big Time Rush i nawet wspomniał coś o nowym albumie. Nie za dużo, bo wiązał go kontrakt ale zawsze coś.

- Wiesz, co sądzisz o tym, że Kendall i Ewa mają się ku sobie? – zapytał.

- Jak dla mnie to bardzo dobrze. A ty co o tym sądzisz?

- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło gdy was zobaczyłem. – westchnął.

- Niby czemu? – zdziwiłam się. Myślałam raczej, że oboje uznali nas za wariatki, które ich śledzą.

- Od koncertu w Gdańsku Kendall nie mówił o nikim innym tylko o Ewie. Ewa to, Ewa tamto. Myślałem, że wyskoczę przez okno bo nie dało się go słuchać. W samolocie było jeszcze gorzej. Najgorsze było to, że tak właściwie oni ze sobą nie chodzą.

- A myślisz, że ja miałam z Ewą lepiej? Tylko, że ja już się przyzwyczaiłam do tego, że ona cały czas papla o Kendallu. – rozległy się nagle dźwięki Windows Down. Kilka sekund trwało zanim zorientowałam się, że to mój telefon je wydaje. Zarumieniłam się i schyliłam głowę by odebrać telefon.

-  Halo? – powiedziałam.

- Cześć słonko. – odezwała się moja mama. – Ja idę z mamą Ewy załatwić kilka spraw na mieście a tata wróci późno, więc obiad masz w lodówce. Odgrzejesz jak wrócisz, dobrze?

- Jasne. Kiedy wrócisz?

- Nie wiem. Wieczorem. Muszę kończyć.

- Pa. – wymamrotałam. Rozłączyłam się i zaczęłam grzebać w torebce.

- Coś się stało? – spytał zmartwiony Logan. – Masz smutną minę.

- Serio? Nie, nic. Po prostu myślałam, że po przeprowadzce tata będzie częściej w domu, a jest wręcz odwrotnie. Jeszcze mama szuka pracy i też jej wiecznie nie ma.

- Czyli szykuje ci się wieczór z popcornem przy Zmierzchu? – zaśmiał się.

- Tak, na to wygląda. Jak skończę Zmierzch to sięgnę po Harry’ego Pottera, nie martw się. – odpyskowałam.

- Wiesz, jak chcesz mogę cię uratować od walki wampira z wilkołakiem. Wystarczy, że się zgodzisz.

- Kocham ten film, ale zamieniam się w słuch.

- Co powiesz na mecz w kosza ze mną, Jamesem i Carlosem? Na Kendalla nie liczę, bo pewnie szybko to on nie wróci. – uśmiechnął się. W międzyczasie zrezygnowana zamknęłam torbę i rzuciłam ją koło krzesła.

- I tak jestem na ciebie skazana. Zapomniałam kluczy. – odpowiedziałam naburmuszona, a Logan wybuchnął śmiechem.

-------------

To tak z dedykiem dla Rose. ;*

1 komentarz: