środa, 18 września 2013

Heart Attack. Part II.

Kendall leżał na łóżku i wpatrywał się w obraz, wiszący na ścianie koło drzwi. Gdy tylko ujrzał mnie w pokoju, momentalnie skierował wzrok na mnie. Dopiero ze sporym opóźnieniem uświadomiłam sobie, że jestem ubrana tylko w szpitalną pidżamę. W tej chwili dziękowałam pielęgniarkom, że nie założyły mi koszuli, która odkrywała więcej, niż zasłaniała.
- Hej – szepnął chłopak z wyraźnym wysiłkiem.
Jego klatka piersiowa w nieregularnych odstępach czasu unosiła się i opadała.
- Cześć – odpowiedziałam i pomachałam mu nieśmiało.
Kendall zaśmiał się, ale zaraz syknął z bólu. Nie wiedziałam, co mu było, ale nie widziałam w nim swojego idola. Przede mną leżał zwykły, cierpiący chłopak.
- Dziękuję, że uratowałaś mi życie.
- Nie gadaj bzdur – skarciłam go.
- Naprawdę, dziękuję.
- Każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo – mruknęłam bez przekonania.
Obydwoje doskonale wiedzieliśmy, że tylko ja miałam odwagę przecisnąć się do sceny i mu pomóc.
- Chciałbym, z okazji podziękowania zaprosić cię na kolację.
Wytrzeszczyłam na niego szeroko oczy. Zapraszał mnie na coś w rodzaju randki?
Bardzo, ale to bardzo chciałam odmówić, ale nie mogłam się na to zdobyć. Spędzenie więcej czasu z nim, było prawie jak wygrana na loterii.
Kendall miał zapadnięte policzki i podkrążone oczy, ale i tak wyglądał nieziemsko. Na żywo prezentował się jeszcze lepiej niż na zdjęciach.
- Oczywiście, jak już dojdę do siebie – dodał z uśmiechem, przez który zapomniałam, jak się nazywam.
- Nawet nie znasz mojego imienia – zauważyłam, siląc się na beznamiętny ton.
- Marta – powiedział zwyczajnie, ale jednak z uczuciem.
- Skąd…?
- Pielęgniarka mi powiedziała – wszedł mi w słowo.
- Super – zagryzłam wargę. – Jak się czujesz?
- Wyśmienicie, a poczuję się jeszcze lepiej, gdy odpowiesz twierdząco na moje pytanie.
- Jakie pytanie? – zaczęłam nerwowo stukać w oparcie od łóżka.
- Jesteśmy umówieni? – mrugnął do mnie.
- Chyba nie mam innego wyjścia – odparłam z udawanym smutkiem.
- Oj nie masz.
Kendall wyszczerzył się do mnie, a potem wybuchnął gromkim śmiechem. To był jeden z piękniejszych odgłosów na świecie, jakie do tej pory dane mi było usłyszeć.

~*~


                Od tamtego incydentu w Wiedniu minęło kilka tygodni. Zaczynały się wakacje.
Kendall nie mógł spełnić swojej obietnicy i zabrać mnie na kolację, bo wkrótce po naszej rozmowie wyjechałam do Polski. On sam dopiero niedawno wyszedł ze szpitala. Jego stan okazał się na tyle poważny, że nie pozwalał na przetransportowanie do Los Angeles. Przez czas jego choroby pozostawał więc na terenie stolicy Austrii.
Nikt też oficjalnie nie wiedział, co było Kendallowi. Jego menadżerowie nie udzielali informacji mediom z przyczyn nikomu nieznanych.
Siedziałam sama w domu i próbowałam skupić się na czytaniu Ogniem i Mieczem. Moja nauczycielka od polskiego kazała nam przeczytać tę książkę w wakacje. Oczywiście tylko ja już się za to zabrałam.
Moje myśli jednak krążyły cały czas wokół jednego i tego samego tematu. Byłam ciekawa, jak teraz czuje się Kendall.
Wszystkie źródła utrzymywały, że już jest wszystko w porządku, ale gdy oglądałam filmiki z koncertów, wcale nie byłam o tym przekonana. Kendall nie wykonywał już układów z takim zaangażowaniem jak przed chorobą. Próbował robić dobrą minę do złej gry, ale ewidentnie było widać, że jeszcze do siebie nie doszedł.
Henryk Sienkiewicz właśnie opisywał kolejny piękny krajobraz, ale do mnie nie docierało nic z tego, co czytałam.
Westchnęłam i zaczęłam czytać od nowa tę stronę. Jakby to miało mi w czymś pomóc.
Dziennikarze prześcigali się, kto zrobi ze mną jako pierwszy wywiad. Wszyscy byli ciekawi dziewczyny, która uratowała życie Kendallowi Schmidtowi z Big Time Rush.
Przez ten cały rozgłos w mediach, zrobiłam się popularna w szkole. Każdy chciał zamienić ze mną kilka słów.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Podskoczyłam jak oparzona i książka wyleciała mi z ręki. Dlaczego tak się przeraziłam? To pewnie zwykły listonosz.
Wstałam i zaczęłam śmiać się z własnej głupoty.
Chichocząc pod nosem, przeszłam przez korytarz i otworzyłam drzwi. Na widok osoby, która stała na klatce schodowej, rozdziawiłam szeroko oczy ze zdziwienia.
Kendall stał tam, oparty o ścianę z bukietem krwistoczerwonych róż w ręce. Uderzył mnie kontrast między nim, a wnętrzem bloku, w którym mieszkałam. Ciemnoblond włosy chłopaka odznaczały się na tle zielonej odrapanej ścianie.
Ubrany był w jasnoniebieską koszulę, spod której wystawał biały T-shirt.
Uśmiechnął się łobuzersko, gdy uświadomił sobie, jaką reakcję we mnie wywołał.
- Hej – powiedział, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie.
Uzmysłowiłam sobie, że mam otwartą buzię. Zawstydzona, czym prędzej ją zamknęłam i oblałam się rumieńcem.
Kendall zaśmiał się i podał mi kwiaty. Wzięłam je od niego z wyraźnym wahaniem.
Rozmawiałam z nim przecież w szpitalu, ale mimo to nie mogłam teraz wydusić z siebie słowa. Myślałam, że podpięty do różnych rurek jest przystojny? Owszem, był, ale teraz wyglądał niczym młody bóg, który stąpił na Ziemię.
- Wejdziesz? – udało mi się wykrztusić rozsądne pytanie.
Obróciłam się w kierunku kuchni. Włożyłam kwiaty do wazonu i jakże się zdziwiłam, gdy okazało się, że Kendall stoi tuż za mną!
Serce podeszło mi do gardła i zaczęło bić niesamowicie głośno. Chciałam powiedzieć coś inteligentnego i  zabawnego, ale nie mogłam wydobyć z siebie słowa.
Mój mózg nie potrafił tego pojąć. Przecież w Wiedniu normalnie z nim rozmawiałam! A w ogóle to co Kendall tu robił?
- Przyjechałem zabrać cię na obiecaną kolację – wyjaśnił, zanim zdążyłam się odezwać.
- Leciałeś tu ponad dziesięć godziny, żeby pójść ze mną do knajpy? – powtórzyłam, próbując przyswoić sobie tę informację.
- Miałem nadzieję, że to będzie coś więcej niż zwykłe wyjście.
Uśmiechnął się do mnie niewinnie. Taką minę ma dziecko, które tłumaczy się mamie, że wcale nie zbiło tego drogiego wazonu, stojącego na stoliku w jadalni, mimo że i tak wszyscy znają prawdę.
- Masz na myśli randkę? – podchwyciłam głupio.
- Jeśli chcesz, to może być randa. Zgodzisz się ze mną pójść?
Każda komórka mojego ciała chciała z nim iść. Serce waliło mi w piersi niczym młot pneumatyczny. Będę mogła lepiej go poznać. Może nawet dowiem się, dlaczego miał miejsce ten wypadek na koncercie.
Rozsądek jednak kazał mi zostać w domu. A jeśli palnę jakąś gafę?
Rozważałam wszystkie za i przeciw przez zaledwie ułamek sekundy, ale ja odczuwałam, jakby minęła cała wieczność.
- Skoro już tak ładnie prosisz, to jakże mogę odmówić? – zatrzepotałam zalotnie rzęsami.
W domyśle miało to wyglądać kokieteryjnie, ale pewnie wyszło żałośnie, czyli tak jak zwykle.
Czym prędzej popędziłam do swojego pokoju, żeby ubrać się jakoś szykowniej. W dalszym ciągu nie docierało do mnie, że mój idol stoi za ścianą i zabiera mnie na randkę.
Zdusiłam w sobie okrzyk radości i zaczęłam się przeraźliwie śmiać ze swojego szczęścia.

~*~


                Na kolację Kendall zabrał mnie do prawdziwej, absurdalnie drogiej restauracji, gdzie podawali sushi.
Przez cały czas rozmawialiśmy i śmialiśmy się jak starzy dobrzy znajomi. Kilku fotografów robiło nam zdjęcia zza krzaków, ale my udawaliśmy, że ich tam nie ma, a czasem nawet robiliśmy głupie miny, żeby mieli lepszy materiał.
Jedyną oznaką tego, że Kendall jest sławny, byli paparazzi. Osobowość chłopaka jednak nie była taka, jak większości gwiazd. Zachowywał się całkiem zwyczajnie. Jak zwykły facet.
Humor trochę mi się popsuł, gdy przyszło do zapłacenia rachunku. Kwota na tym małym kawałku papieru przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania.
Kendall widząc moją reakcję, pospiesznie wręczył kelnerce odpowiedni banknot i bez czekania na resztę, podniósł się z krzesła. Podał mi rękę, ale ja siedziałam jak zahipnotyzowana. Jeszcze nigdy nie zjadłam aż tak drogiej kolacji.
- Powinnam ci oddać za swoją porcję – zaczęłam, ale chłopak przerwał mi gestem.
- Nic od ciebie nie przyjmę – żachnął się. – To ja cię zaprosiłem i ja stawiam. A teraz wstawaj.
Ostatnie słowo zaakcentował specjalnie do tego dobranym, surowym tonem. Posłusznie wstałam. Może i to było w żartach, ale i tak nie zamierzałam mu zachodzić za skórę.
Wyszliśmy z restauracji prosto na zatłoczony miejski chodnik. Słońce powoli zachodziło na horyzoncie, a jego promienie nas oślepiały. Pożałowałam, że nie wzięłam ze sobą okularów przeciwsłonecznych.
W milczeniu ruszyliśmy w stronę mojego bloku. Nasze ręce coraz bardziej się do siebie zbliżały i w nieregularnych odstępach czasu się o siebie ocierały.
Kendall w końcu się poddał i wziął moją rękę. Zdziwił się trochę, gdy splotłam swoje palce z jego. Wydawało mi się to takie naturalne.
- Mam pytanie – przerwał w końcu ciszę. Zmarszczyłam nieznacznie brwi. Nie czekając, aż coś dodam, kontynuował. – Dlaczego właściwie byłaś wtedy w tym szpitalu?
Przygryzłam lekko wargę i wbiłam wzrok w przesuwające się pod moimi stopami płytki chodnikowe.
- Bardziej mnie intryguje, dlaczego musiałam cię reanimować.
- Odpowiem, jak ty odpowiedz – zaproponował z szelmowskim uśmiechem.
To była być może jedyna szansa, by dowiedzieć się, o co chodziło. Poddałam się z wymownym westchnieniem.
- Zemdlałam wkrótce po tym, jak przywróciłam ci życie. Zabrali mnie do szpitala i okazało się, że mam anemię.
Kendall milczał. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy wpatrywał się w nasze splecione dłonie. Promienie słońca toczyły walkę w jego blond włosach, które teraz wydawały się jaśniejsze, niż były naprawdę.
Byłam przekonana, że już nic nie powie. Nie wyjaśni mi, dlaczego źle się poczuł na koncercie. Byłam przyzwyczajona, że zawsze dawałam się nabrać.
- Mam chore serce – powiedział szybko, zanim zdążyłam postawić na nim kreskę za kłamstwo.
Zalała mnie fala gorąca. Może jednak nie powinnam pytać? Znowu byłam wścibska i mam to, czego chciałam.
- Przepraszam – zmieszałam się. – To było głupie pytanie.
- Mam niedomykalność zastawki mitralnej – ciągnął, zupełnie ignorując moje przeprosiny.
Zabrzmiało poważnie.
- Nie mam bladego pojęcia co to jest – warknęłam wściekła, że nie powie wprost.
- Wystarczy ci wiedzieć, że to bardzo poważna choroba.
- Myślałam, że młodzi ludzie nie mają problemów z sercem.
- To wada genetyczna – wyjaśnił smutno.
Chciałam coś wtrącić, ale wtedy rozejrzałam się dookoła. Staliśmy przed wejściem do mojej klatki. Nie zwróciłam uwagi, że tak szybko dotarliśmy na miejsce.
Momentalnie się zasępiłam. To oznaczało rozstanie.
Kendall puścił moją dłoń, ale zaraz odgarnął mi nią włosy z czoła i założył je za ucho. Jego palce zatrzymały się na policzku dłużej, niż to było konieczne. Serce znowu zaczęło mi bić jak szalone i oblałam się rumieńcem.
- Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? – wykrztusiłam, zanim sprawy zajdą za daleko.
- Jeśli chcę, to potrafię być bardzo dociekliwy – zamruczał.
Moją twarz owiał jego ciepły oddech.
Kendall zbliżył się do mnie i wolną ręką przygarnął moje ciało do swojej piersi.
Pocałował mnie czule i z wyczuciem. Jego usta smakowały tuńczykiem i 7Upem, ale w połączeniu z jego wodą kolońską, uginały się pode mną kolana.
Chłopak odsunął się ode mnie zbyt szybko, ale nasze twarze nadal dzieliło tylko kilka centymetrów. Oboje mieliśmy lekko przyspieszone oddechy.
- Zobaczymy się jutro? – zapytał.
Nie odpowiedziałam z obawy, że głos mi się załamie. Pokiwałam tylko głową, próbując dojść do siebie.
Kendall obrócił się na pięcie w stronę parku za moim blokiem.
Rzucił mi przez ramię promienny uśmiech i zniknął z pola widzenia.
Znałam go jako gwiazdę od kilku lat, ale prawdziwego Kendalla Schmidta dopiero od kilku godzin. To jednak wystarczyło, żebym się w nim zakochała.

THE END


---------------------------------


No to tym razem druga część opowiadania dla Marty G. Mam nadzieję, że ci się spodoba :D
Dziękuję za wyświetlenia i prawie 500 komentarzy!
A w przyszły poniedziałek alternatywna historia Titanica :D


 

7 komentarzy:

  1. Leży się W łóżku. Nie na łóżku xD
    gdzie part 2 mojego opo? I'm waiting.
    Super opowiadanie :D Kendziołek słodki xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no super, super :D Romantyczne i wgl <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Opowiadanie po prostu bajeczne. Cały czas przeżywałam jak świna drutowanie. To było śliczne. Po prostu boskie, a wiem, że nie nadużywam tego słowa. Kendall podpięty do rurek... kilka razy go sobie takiego wyobrażałam, kiedy czytałam opowiadania po angielsku, a wierz mi, nie które nie szczędzą słów na opisy.
    Teraz mi serce wali przez Ciebie!
    Właściwie już drugi raz, bo czytałam to po raz pierwszy wczoraj wieczorem. A teraz, przy przepisywaniu komentarza po prostu nie mogłam się oprzeć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam Cię do Liebster Award :)
    http://we-are-young-and-dumb.blogspot.com/2013/09/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale Ci słodzą ;d Ja też Ci posłodzę jesteś cudowna autorka , pisarka genialnych opowiadań <3 Czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. " Jego usta smakowały tuńczykiem i 7Upem, ale w połączeniu z jego wodą kolońską" XDD

    OdpowiedzUsuń