środa, 16 października 2013

Last Shot. Part I

Było o wiele za wcześnie, gdy wyszłam z domu. Nie mogłam się pochwalić cierpliwością, nie dzisiaj. Nie widziałam Carlosa od blisko dwóch miesięcy. Teraz oboje byliśmy w Nowym Jorku, a jutro znowu lecimy na dwa różne końce kraju. Chciałam do maksimum wykorzystać dzisiejszy wieczór.
Cyfry na zegarze w telefonie zamazywały mi się przed oczami. Najwyżej po prostu poczekam na niego przed restauracją, ale będzie mi lepiej, gdy będę tam, niż jak będę siedzieć sama w pustym apartamencie.
Nie chciałam też wyjść na natrętną dziewuchę. Z początku uważałam, by iść w miarę powoli. Zatrzymywałam się przy każdej witrynie sklepowej i z dokładnością co do milimetra oglądałam wystawy.
Nic mi z tego nie przyszło oprócz tego, że dowiedziałam się, gdzie nie kupować torebek i butów, jeśli nie chciałam mieć podróbek.
Wtedy jednak restauracja Kalypso wyłoniła się zza zakrętu. Z całych sił starałam się nie zacząć biec, ale moje serce nie przyjmowało takiej odpowiedzi. Czuło, że za chwilę zobaczy Carlosa i zaczęło bić jak oszalałe. W końcu dwa miesiące to całkiem długi okres czasu. Ja kręciłam nowy film na Florydzie i nie mogłam się stamtąd ruszyć, ni w ząb, a Carlos był w trasie koncertowej. Przerwy między występami były zbyt krótkie, by mógł do mnie przylecieć. Więc gdy tylko nadążyła się okazja, oboje wsiedliśmy w samoloty do Nowego Jorku, żeby zobaczyć się choćby przez kilka minut.
Przed drzwiami restauracji zawahałam się. Położyłam rękę na klamce, ale jakaś niewidzialna moc nie pozwalała mi jej przekręcić i wejść do środka.
Czy Carlos bardzo się zmienił? Może jego uczucia do mnie się wypaliły?
Pokręciłam głową, żeby uwolnić się od natrętnych myśli. Zerwanie nie wchodziło w grę. Niepotrzebnie tylko sama się nakręcałam.
Co wieczór dzwoniliśmy do siebie, albo gadaliśmy na Skypie. W wolnych chwilach pisaliśmy smsy. Powinnam przestać być taką pesymistką. Padniemy sobie w ramiona i wszystko będzie dobrze.
Jeszcze raz, dla pewności omiotłam wzrokiem swój strój. Ubrałam się w zwiewną letnią sukienkę w kolorze indygo, a do tego czarne baleriny. Nie chciałam ubierać szpilek, bo nie lubiłam przewyższać Carlosa wzrostem.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Chciałam krzyknąć, ale głos uwiązł mi w gardle.
- To tylko ja - usłyszałam najpiękniejszy głos na świecie tuż przy swoim uchu.
- Ja kiedyś umrę przy tobie na zawał.
Obróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z miłością swojego życia. Nasze usta dzieliło raptem kilka centymetrów, ale żadne z nas nie rwało się do całowania. Oddychaliśmy ciężko, jakby nagle w powietrzu było za mało tlenu dla naszej dwójki.
Patrzyliśmy sobie w oczy i chłonęliśmy każdy szczegół, który jakimś cudem nam umknął. Rysy Carlosa wyostrzyły się, a na brodzie widać było cień zarostu. Był jeszcze idealniejszy, niż gdy widziałam go ostatnim razem.
- Hej - szepnął.
Sama jego obecność zwalała mnie z nóg i nie mogłam trzeźwo myśleć. Wrócił, jest tu ze mną.
Nie wytrzymałam napięcia, które powstało między nami ij w odpowiedzi, zarzuciłam mu ręce na szyję.
Wtuliłam twarz w jego muskularny tors i pociągnęłam nosem. Sama nawet nie zauważyłam, gdy zaczęłam płakać.
- Alexa - sposób w jaki wymówił moje imię, przypominał modlitwę.
Położył mi dłonie na łopatkach i przygarnął mnie do siebie. Nasze ciała nie dzieliła żadna wolna przestrzeń.
Carlos uniósł mój podbródek do góry i pocałował mnie. Dotyk jego ust był delikatny, niczym muśnięcie skrzydłami motyla.
- Rozjaśniłaś włosy? - zapytał niespodziewanie.
Odsunęłam się od niego nieznacznie, ale w zamian położyłam mu ręce na torsie.
Zdumiało mnie, że w przytłumionych światłach restauracji, Carlos dostrzegł tę niewielką różnicę. Żaden facet by nawet nie zwrócił uwagi, że przefarbowałam się na brąz, a co dopiero zauważenie, że mam włosy o odcień jaśniejsze.
- To od słońca.
Chciałam mu powiedzieć, jak bardzo tęskniłam, ale nie chciałam psuć tej chwili. Sposób w jaki się obejmowaliśmy, wyrażał więcej niż tysiąc słów.
Skupiłam się za to, żeby nie wybuchnąć niepochamowanym szlochem.
Zaczęłam gwałtownie mrugać powiekami, ale łzy jak na złość leciały dalej.
Carlos otarł je kciukiem i zaczął się śmiać. Zmarszczyłam brwi. Mam plamę na sukience? Rozmazał mi się makijaż?
- O co chodzi? - warknęłam.
- Sydney.
Jak na zawołanie, coś mokrego dotknęło mojej łydki i przejechało po niej językiem. Odwróciłam się w stronę psa i mimowolnie moją twarz rozjaśnił uśmiech.
- Sydney! - skarciłam ją żartobliwie.
Uklękłam przy niej i zaczęłam głaskać ją po pysku. Suka w odpowiedzi szczeknęła i zaczęła merdać ogonem.
- Nie chciała mnie wypuścić samego. Nawet teraz nie odstępuje mnie na krok. Jakaś jest wyjątkowo nerwowa dzisiaj.
- Dobrze, że ją ze sobą wziąłeś. Za Sydney też tęskniłam.
Pies polizał mnie w rękę i zaczął chodzić dookoła swojego pana. Carlos tylko zrobił minę w stylu "a nie mówiłem?" i żartobliwie szturchnął Sydney w żebra. Ta warknęła ostrzegawczo, ale nie przerwała wędrówki. Przypominała mi małego kota, który usiłuje złapać swój własny ogon. Jedynie w tej scenie nie zgadzała się kategoria wagowa zwierzaka.
- Do restauracji chyba nie wpuszczą nas z Sydney.
Suka tylko prychnęła, jakby chciała wyrazić swoją dezaprobatę na ten zakaz.
- Jestem Carlos Pena! I to Junior! Popełnią wielki błąd, jeśli nas nie wpuszczą z Sydney.
- Yyy.. Kochanie? Nie chcę rujnować twoich wysiłków, by zachowywać się jak Logan, ale popatrz na naklejkę na drzwiach.
Chłopak posłusznie spojrzał w tym kierunku i uśmiech zszedł mu z twarzy. Nie można było wprowadzać psów do restauracji i naklejka tylko to potwierdzała.
- Zgaduję, że nawet dla sławnego muzyka nie zrobią wyjątku.
- Nawet dla Carlita?
Carlos wydął usta w podkówkę i przez chwilę wyglądał jak ten kot ze Shreka. Zachichotałam przeciągle.
- W szczególności dla ciebie.
- Więc może przejdziemy się na spacer? Jestem pewien, że do Central Parku wpuszczą nas z psem.
Wywróciłam oczami, ale nie skomentowałam. Carlos wziął mnie za rękę i splótł swoje palce z moimi. Uścisnął lekko moją dłoń i popatrzył na mnie z łobuzerskim uśmiechem.
- Chodź, bo Sydney potrzebuje do toalety - rzucił żartobliwie i pociągnął mnie za sobą w stronę parku.
Ta sytuacja przypomniała mi nasze pierwsze spotkanie. Carlos nie wywarł na mnie dobrego wrażenia. Na początku wręcz uważałam, że jest dupkiem. Dopiero z biegiem czasu przekonałam się, że jest najbardziej kochanym facetem na świecie. Drugiego takiego ze świecą szukać. No i się zakochałam, więc proporcje mi się zatarły. Carlos mógł być nie wiadomo jak opryskliwy, ale dla mnie był idealny.
To wspomnienie przywołało mi na myśl zupełnie inną rzecz.
- Przykro mi, że nie wygraliście Teen Choice Awards - zaczęłam. - To wy zasługujecie na tę nagrodę.
- Nie muszę wygrywać komety na gali, czy czegoś tam innego, bo mam ciebie. I to ty jesteś największą nagrodą, jaką dostałem od życia.
Nic nie mogłam poradzić na to, że już po chwili szkarłatny rumieniec oblał mi twarz. Wbiłam wzrok w swoje stopy i zasłoniłam się włosami.
Carlos cały czas oblewał mnie komplementami, ale ja w dalszym ciągu nie mogłam do nich przywyknąć.
- I tak uważam, że to wam należała się wygrana.
- Wiesz, że głosy były sfałszowane? Tak samo jak na Kids' Choice Awards.
- Wiem - mruknęłam.
- Nieważne. Przyleciałem tu godzinę temu i już mam rozjechany system przez zmianę strefy czasowej. Nie roztrząsajmy tego tematu i nie psujmy sobie humorów. Chcę spędzić czas z tobą, a nie z One Direction.
Carlos zatrzymał się. Wypuścił moją rękę z uścisku, ale zaraz przygarnął mnie do siebie i przytulił. Położyłam mu głowę na ramieniu i zamknęłam oczy.
Chłopak muskał nosem moją szyję i obdarzał ją delikatnymi pocałunkami. W dodatku pachniał wybornie. Trochę jak samolot, trochę jak truskawki, ale jemu to tylko dodawało uroku. I miał rację. Był weekend. Tylko ja i Carlos. Zero pracy i stresu.
Powinnam ugryźć się w język zanim znowu powiem coś podobnego.
- Stęskniłem się za tobą - wyszeptał mi wprost do ucha.
Już otwierałam usta, żeby powiedzieć mu, że też tęskniłam, ale w tym momencie moją uwagę przykuło dziwne zachowanie Sydney. Najpierw zaszczekała ostrzegawczo, a potem wepchnęła pysk między nas.
- Moja mała dziewczynka jest zazdrosna?
Carlos ze śmiechem zmierzwił jej sierść. Pies jednak nie dawał za wygraną, więc żeby uniknąć widowiska, wyswobodziłam się z objęć Carlosa i zrobiłam krok w tył.
- Daleko jeszcze do Central Parku? - zapytałam, próbując ukryć zmieszanie zaistniałą sytuacją.
Nagle usłyszeliśmy przeraźliwy huk. Popatrzyłam na drugą stronę ulicy, w poszukiwaniu źródła hałasu, ale nikogo tam nie było. Jedynie jakiś cień mignął mi w krzakach. Sydney zaczęła przeraźliwie szczekać i skomleć. Nigdy nie słyszałam, żeby wydawała z siebie takie rozpaczliwe dźwięki. Jej reakcja trochę przypominała tę podczas burzy, ale ta była znacznie gorsza.
- Spokojnie, mała. To był tylko... - nie dokończyłam zdania, bo to co zobaczyłam, odebrało mi mowę.
Obróciłam się niczego nieświadoma, a mój wzrok padł prosto na Carlosa, leżącego na ziemi. Miał zakrwawioną koszulkę, która jeszcze chwilę temu była jasnozielona, a teraz pokrywały ją szkarłatnoczerwone plamy.

To be continued...
--------------------------------------------------------


Pierwsza część opowiadania, które zamówiła Ada. Będzie jeszcze jedna, nie martw się, tak to się nie skończy xd. I mam nadzieję, że ci się spodoba.
Dziękuję za wyświetlenia! I do napisania w niedzielę ;)  

9 komentarzy:

  1. Super, zresztą jak zwykle : D Uu tragiczny koniec, faajnie ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejne love story ... o.o
    Ale jest genialne! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. omg co za zallll nie umiesz pisac dziecko slonca zal mi cie lepiej usun tego bloga bo jest zalosny

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaaallll weź 3 spokojne wdechy. Po co czytasz jej bloga skoro piszesz że jest żałosny. Cytuję: "żal mi cię" Trochę logiki...
    Opowiadanie super <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ładne to! I weź, co się stało Carlosowi? Mam nadzieję, że nie umrze.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Zaaalll" po cholere wchodzisz tu jak ci sie nie podoba ?.Fora ze dwora. A tak pozatym to nie masz racji nawet w 4% ten blog jest swietny a opowiadania jeszcze leosze.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dlaczego mam słuchać kogoś, kto nawet nie wie, co to jest interpunkcja? x.x

    OdpowiedzUsuń
  8. Jest ok. Ale gdzie te wyczekiwane ZOMBIE?! Ty chamie!!!
    I ten pseudo hejter <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobry pomys i sondze ze Ada sie ucieszy i sie smuci ze carlos jest zraniony

    OdpowiedzUsuń