poniedziałek, 6 stycznia 2014

The Smell Of Death

Nieważne, że było ciemno i zimno. Skórę miałam ścierpniętą, a palce skostniałe. Mimo to czułam się dobrze. Moje serce było rozpalone do czerwoności, a dusza w najlepsze hulała sobie na Hawajach i tylko to poprawiało mi humor.

Każdy człowiek ma marzenia i musi walczyć z niedyspozycją organizmu. Tak jak ja w tym wypadku.

Z kuchni znowu dochodziły mnie odgłosy kłótni. Zamknięte drzwi trochę je tłumiły, ale i tak słyszałam każde słowo.

Rzuciłam się na łóżko ze łzami w oczach. Powoli zaczynałam tracić już nawet tę resztkę nadziei, która jakimś cudem we mnie została. Jakbym zapomniała, że jej zapasy wyczerpałam już dawno temu, a ta odrobina znalazła się tam przez przypadek. Teraz nawet i ona nikła.

Włożyłam w uszy słuchawki i włączyłam muzykę. Nie zwróciłam nawet zbytniej uwagi na wybór piosenki. Chciałam po prostu nie musieć tego wszystkiego słyszeć.

Zakryłam twarz kołdrą. Teraz znajdowałam się w świecie, którego nikt nie miał prawa zniszczyć. Chyba, że było się Nią.

Ale był w nim On. I ta lepsza wersja mnie. Niepowtarzalna, pewna siebie piękność z dobrymi ocenami, kochającą rodziną i wspaniałym chłopakiem. Z osobami i rzeczami, których nie miałam w realnym świecie.

Wystarczyło, żebym lekko przymknęła powieki, tylko je zmrużyła, i świat wydawał się nagle mieć sens.

Przed oczami stanęła mi Jego twarz. Osoby zbyt doskonałej, by nosić jakiekolwiek ze znanych mi ludzkich imion. Żadne nie było dość dobre.

Nie pasowało do brązu Jego oczu, która przeszywała mnie na wskroś, ilekroć na mnie patrzył.

Do jaśniejszych pasm włosów wypłowiałych od słońca.

Lśniących bielą równych zębów.

Ciepła zachrypniętego głosu.

Nieskazitelnych rysów twarzy z cieniem zarostu na brodzie.

Brunet złapał mnie za rękę i splótł swoje palce z moimi – bez wysiłku, jakby to było normalne.

Otóż nie. Nie w moim świecie. W naszym wspólnym tak.

Chłopak kciukiem zaczął zataczać delikatne kółka po moich przegubach.

- Rozluźnij się – powiedział z anielskim uśmiechem.

W oka mgnieniu sceneria zmieniła się – już nie wisieliśmy w próżni na białym tle, tylko stąpaliśmy boso po miękkich kwiatach. Po różach bez kolców, polach czerwonych tulipanów, by zatrzymać się na plantacji czarnych przebiśniegów.

- Pięknie tu – szepnęłam bardziej do siebie niż do Niego.

Zamknęłam oczy i dodałam jeszcze kilka szczegółów. Zapach frezji i świeżo pieczonego chleba, który wypełniał nasze nozdrza, ciche trele ptaków, jako tło, ciepłe promienie słońca i chłodny pomruk wiatru muskający nasze skóry.

Nie zapomniałam także o ubraniach.

Dla siebie wybrałam długą koronkową suknię w kolorze kobaltowego błękitu, złote spinki powkładane w luźnego koka, ozdobny naszyjnik z kamieniem lapis-lazuli, a do tego współczesne Vansy.

Otworzyłam oczy i skierowałam wzrok na Niego. Jemu zaś przypadła w udziale szara koszula z rozpiętymi dwoma górnymi guzikami i która doskonale podkreślała muskulaturę Jego ciała.

Brązowe włosy miał już zmierzwione, jakby dopiero, co przeczesał je palcami.

Posłałam mu swój firmowy uśmiech i wzruszyłam ramionami. Moje ciało wykonywało bardzo powolne i delikatne ruchy. Jakby bało się konsekwencji.

Puściłam Jego rękę i opadłam na miękkie posłanie z kolorowych jesiennych liści. Moje myśli tak szybko zmieniły podłoże, że nawet tego nie zarejestrowałam.

Zanurzyłam palce tym razem w nagrzanej ziemi. Była lekko wilgotna, ale i taka miękka…

I to gdzieś w tym momencie świat snu przejął moją historię i zaczął pisać własną. Albo raczej Ona ją przejęła.

Czyjś cień padł na moją twarz. Promienie słońca tworzyły wokół intruza aureolę ze światła.

Chciałam, ale byłam zbyt ociężała, by się podnieść i poznać obcego.

Suknia zrobiła się piekielnie ciężka i całą swoją masą przyciskała mnie do twardej już ziemi. Do ziemi skutej lodem nienawiści.

Postać nieznajomego nabrała wyrazu, wyostrzyły się konkury. A do tego zrobiła się dobrze znajoma.

To był On.

Albo raczej jego ciało za dziesięć lat. Wciąć doskonałe. Ciekawe, czy już wtedy otrzyma ode mnie imię.

Jego twarz zaraz została zastąpiona głową różowego słonia z zieloną trąbą.

Zrzucił na ziemię obok mnie słownik ortograficzny, który w kontakcie z podłożem wydał dźwięk tłuczonego szkła.

Tylko, że ten odgłos był prawdziwy, pochodzący z prawdziwego świata.

Rzeczywistość zaczęła targać mną na wszystkie strony. Zanim zdążyła mnie wyszarpnąć ze snu, pojawiła się Ona – zjawiskowo piękna nimfa, wyglądająca niczym postać królewny z baśni.

Kruczoczarne włosy i śnieżnobiała cera, a do tego karminowe usta i miodowe oczy, które miotały płomienie.

Czarownica uśmiechnęła się złowieszczo, a na jej ramieniu pojawił się czerwony wąż. Chwilę później z jej oczodołów zaczęły wychodzić robaki.

- Nie! – krzyknął On.

Biegł przez unaoczniony przez Nią śnieg, ale był za daleko. Zdążyła już zmienić się w czarnego jastrzębia.

- On. Jessssst. Mój. – Wysyczała głosem podobnym do bazyliszka.

Uniosła swoje ptasie cielsko do góry i zaatakowała dziobem prosto w moje serce.

~*~


                Obudziłam się zlana zimnym potem. Słuchawki wypadły mi z uszu, gdy gwałtownie usiadłam na łóżku.

Trzęsły mi się ręce, a po policzkach ściekały mi łzy. Przednia część koszuli nocnej była pokryta zakrzepłą krwią i czarnymi piórami.

Jeśli to był sen, to w takim razie, dlaczego byłam brudna?

I dlaczego w drzwiach mojego pokoju stał On?

- Hej – powiedział i uśmiechnął się ciepło.

Musiałam rozdziawić usta ze zdziwienia, bo chłopak podszedł do mnie i delikatnie mi je zamknął, muskając przy tym zimnymi opuszkami palców moją skórę.

- Co ty… - zaczęłam, ale w tym momencie do pokoju wtargnął lodowaty podmuch wiatru.

Wtargnął mimo zamkniętego okna.

- Przyszła – wyjaśnił On i odsunął się ode mnie na odległość kilku kroków.

Zadrżałam. W pokoju robiło się coraz zimniej. Zasłony powiewały na wietrze. Wydychane przeze mnie powietrze tworzyło obłoczki pary.

Zapadła ciemność, nawet latarnie na ulicy zgasły. Było niewiarygodnie cicho.

Czułam, że coś się zbliża, coś niewątpliwie większego i mocniejszego ode mnie i Jego razem wziętych.

A potem w progu stanęła rozświetlona postać. Jej postać.

Emanowała nieprawdopodobnym blaskiem, przerażającym blaskiem, którego nie była wstanie pojąć. Jakby była chodzącym świetlikiem.

Przekonałam się jednak, że w jej przypadku to tylko mała sztuczka.

- No – odezwała się perlistym głosem, ukazując wysunięte na wierzch kły. – W końcu cisza.

Nie do końca zrozumiałam, o co jej chodziło, ale miałam rację.

Tak.

Było cicho.

Nikt się nie kłócił, nie bił.

Było inaczej, niż gdy zasypiałam. A to oznaczało tylko jedno.

Może tata się zmienił, gdy zaczął pić po śmierci mojej siostry, wszczynał awantury i zranił mnie i mamę na wiele różnych sposobów, ale kochałam go. Albo raczej jego wersję sprzed pustych butelek po wódce walających się po mieszkaniu.

Mój umysł wypełniły radosne wspomnienia. Uśmiechnięta mama, radosny tata i roześmiana siostra.

A później sceneria, gdy wszyscy stoimy nad jej grobem.

- Nie dziękuj – powiedziała z udawanym szczerym uśmiechem. – Mam więcej.

I pokazała mi jeszcze jedną scenę.

Twarz Jego zniknęła mi z oczu. Zamiast tego stałam nad grobami swoich rodziców, dziadków, Jego…

Ona nie wie, że tu jestem,  usłyszałam w głowie znajomy głos, przełamujący się przez zimno i dodający otuchy. Nie widzi mnie.

- Co ci zrobiłam? – wydarłam się do Niej na całe gardło.

- Byłaś za głośno.

Machnęła dłonią i obraz grobów zniknął równie szybko, jak się pojawił.

Uniosła do góry lśniący czerwienią nóż i oblizała ostrze ociekające krwią.

- Nie.

W moim głosie było więcej hardości, niż myślałam.

Odrzuciłam kołdrę i pognałam do drzwi. Wiedźma nie usunęła mi się z drogi, tylko stała i przyglądała mi się z pogardą.

Przejście przez jej ciało przypominało przejście pod strugą zimnej wody. Mimo to jednak nie byłam mokra.

Do kuchni wpadłam potykając się o własne stopy.

Przez chwilę myślałam, że to znowu jakiś sen, ale nie tym razem.

Sparaliżował mnie widok, który zobaczyłam.

Moi rodzice leżeli na podłodze w kałuży krwi.

A On zniknął. Nie było go. I nic nie pozwalało mi choćby pomyśleć, że kiedykolwiek był prawdziwy.

- Taak… - zaskrzypiała i spojrzała na posadzkę zasłaną ciałami moich bliskich. Na swoje dzieło. – A ty będziesz następna.

-------------------------------------

Takie trochę makabryczne. Kolejne z zamówień. Tym razem dla Weroniki. Jeśli zdążyliście się zorientować, opisany chłopak to James.
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia (kolejny równy tysiąc) i komentarze! Niedługo będzie fajna liczba : 777 :D
A teraz pytanie, na które odpowiedź wymaga od was odrobiny zaangażowania:


KTO ZAMIERZA CZYTAĆ JESZCZE TEGO BLOGA?


Odpowiadajcie w komentarzach, żebym wiedziała, ilu was jest. ;)


Do następnej notki (jeśli chcecie) ;)


7 komentarzy:

  1. Czytalam to kiedys o.o
    haha! Wreszcie cos normalnego xd
    Poza tym smieszne to jest xD i nie rozumiem kim jest Ona xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Chcę czytać go dalej :D
    Notka zajebista ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super mi sie podobalo i bende czytac dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja zamierzam czytać. Jest bardzo baśniowo, a to lubię. Czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  5. ŁOŁ!
    Opowiadanie jest po prostu ZAJEBISTE!.Dzięki dużym ilością akapitów czyta się lekko i BAArdzo zrozumiale.Fabuje jest niesamowita!
    Bardzo mi jej żal ;/ jej rodzice często się kłócą,i jeszcze ten koszmar,mam nadzieje że nic jej nie będzie.Wystraszyłam się po tym jak przeczytałam o krwi i piórach na jej ubraniu.Końcówka jest SUPER! tyle że urwałaś w momencie pełnym NAPIĘCIA mam nadzieje że ona dalej śni.Byłaby załamana gdyby to działo się na prawdę,mogłaby tego nie wytrzymać psychicznie.

    Nie mogę się doczekać kolejnej części! pisz ją szybko bo jestem niezmiernie ciekawa czy to sen czy niestety rzeczywistość.
    Serdecznie pozdrawiam ,życzę DUŻO>>>!!! weny ^o^ ,mam nadzieje że powiadomisz mnie w zakładce SPAM o najnowszym rozdziale .Nie mogę się doczekać!.
    Zachcam do wpadnięcia i poczytania http://alice--a.blog.pl/
    Ja zamierzam to czytać do końca ^^.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Klaudia Schmidt8 stycznia 2014 06:33

    Cudna notka. Różniąca się od innych, ale na prawdę bardzo mi się podobała. Masz talent do pisania.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja jestem, ale nie lubie tego typu opowiadań

    OdpowiedzUsuń