poniedziałek, 24 lutego 2014

Magic Love - Part Four

James
Nie mogłem zapanować nad drżeniem rąk. Gdy wrzucałem kolejne składniki do kociołka, więcej wysypywałem na blat koło niego lub na ziemię, niż rzeczywiście do niego trafiało.

Korzeń mandragory był ostatnią rzeczą, jaką potrzebowałem dodać do prawie gotowego już eliksiru. Tylko, że nadal nie rozumiałem kilku kwestii.

- Ta moc ją niszczy od środka – odezwała się za moimi plecami babcia Nikki. – Jest złem w jej życiu, a w końcu ją zabije.

Odkąd poznałem całą prawdę, czułem się dziwnie. I to nawet nie chodzi o to, że dziewczyna, która była moją dziewczyną od czterech dni i siedmiu godzin, a którą znałem odkąd pamiętam, była czarownicą. Nie, nie. Najgorsze było to, że nie miała prawa nią być.

Wedle wszystkich ksiąg na temat świata czarów i według samej pani Lennox wiedziałem, że w danym pokoleniu może urodzić się jedna czarownica. Katelyn i Nikki jednak obie otrzymały moc. Niepełną, jak się okazuje, ale otrzymały ją. I to starsza z sióstr miała prawo do zachowania swoich zdolności. A ja musiałem pozbawić Nikki jej części mocy. Jeśli nie po dobroci, to siłą.

- Może mi babcia wytłumaczyć, dlaczego mamy przygotować dwie porcje eliksiru?

Babcia westchnęła głęboko, ale nie skrytykowała mojego pytania. Może uświadomiła sobie, że nie odpowiedziała na nie wcześniej.

- Widzisz… Moc Nikki musi przejść do Katelyn. Inaczej ona nigdy nie uzyska pełnych zdolności. A żeby to się stało, między Nikki i Katelyn musi powstać taka jakby droga, przez którą przewędruje moc na swoje miejsce.

- A Katelyn nie wystarczy ta część zdolności, którą już ma? A Nikki wtedy zachowała by swoją?

- Nikki nie może być czarownicą – warknęła. – To wbrew naturze. Na razie chronią ją czary, ale one przestaną działać w noc letniego przesilenia.

- W jej urodziny – wyszeptałem.

- Tak. Wtedy Nikki skończy siedemnaście lat, a ciemna strona mocy zacznie się nią interesować. Zacznie rozumieć czarną magię, zgłębiać ją, bo tylko takiej będzie mogła używać. A to ją zabije. Ona sama siebie zabije.

- Nie ma innego sposobu? Przecież Nikki nie da sobie rady bez magii. To dla niej wszystko.

Babcia wzięła do ręki ścierkę i zaczęła sprzątać mój bałagan. Gdy poczęła nucić pod nosem jakąś nieznaną mi melodię, straciłem nadzieję, że odpowie na moje pytanie.

Widziałem, jak dużo kosztowało Nikki pozbieranie się po śmierci mamy. Odcięła się od wszystkich naszych wspólnych znajomych. Gdybym wtedy odpuścił i pozwolił jej zmierzyć się z rozpaczą w samotności, nigdy by mi tego nie wybaczyła. Tamten okres bardzo nas do siebie zbliżył. Wiedziałem, że Nikki jest bardzo silną dziewczyną, ale wtedy nie wiedziałem o niej wszystkiego. Gdy miała jakiś problem, szukała pomocy w magii. Nie miałem pojęcia, czy bez niej sobie poradzi.

Po chwili blat był już nieskazitelnie czysty, ale babcia jakby tego nie zauważyła. Dopiero po chwili się odezwała:

- Wrzuć alraunę. Już czas.

Ściągnąłem z szyi rzemyk, na którym spoczywała zawieszona mandragora. Była tak samo ohydna, jak gdy wkładałem ją pod koszulkę. Z wyglądu przypominała istotę ludzką, ale to było tylko pojęcie względne. Niemożliwe jest, żeby jakikolwiek człowiek miał tak powyginane członki.

Zacisnąłem dłoń na korzeniu. Był lekko chropowaty i dałbym głowę, że właśnie się poruszył. Jakby wyczuł, że trzyma go właściwa osoba.

Albo jakby wyczuł, że dziewczyna, którą ma ochraniać jest w niebezpieczeństwie.

Wtedy jednak tego nie wiedziałem. Patrzyłem tylko, jak kwiat wisielców rozpuszcza się w kontakcie z eliksirem.

~*~


Nikki
Dopiero pukanie do drzwi wyrwało mnie z zamyślenia.

- Wejść! – zawołałam.

Doskonale wiedziałam, że to James stoi za drzwiami. I cieszyłam się, że nie muszę się już przed nim ukrywać. Normalnie zaczęłabym gorączkowo ukrywać księgi zaklęć. Miło było posmakować odmiany.

Gdy chłopak z wahaniem wszedł do pokoju, posłałam mu najbardziej radosny uśmiech, na jaki potrafiłam się zdobyć. Mój wzrok padł na tacę z dwoma filiżankami i talerzem ciastek, którą trzymał w rękach.

- Pomyślałem, że może mogłabyś sobie zrobić krótką przerwę w nauce zaklęcia zamiany ciał i wypiłabyś ze mną herbatę?

James zawsze był słodki. Uwielbiałam, gdy się mną opiekował. Zawsze wtedy mogłam go bezkarnie wykorzystywać. Nie żebym robiła to często.

Raz nawet, gdy oboje mieliśmy po dziesięć lat, miałam grypę. On, jako jedyny nie bał, że się zarazić. Codziennie po szkole przynosił mi lekcje, pomagał nadrobić zaległości i opowiadał, co słychać w wielkim świecie. Często wtedy plotkowaliśmy na temat chłopaków i dziewczyn z naszej klasy. Nigdy nie czułam presji, gdy z nim przebywałam. Czułam się wtedy raczej, jakbym spędzała czas z bratem.

Minęło kilka lat, dużo rzeczy się pozmieniało; umarła moja mama, Katelyn była na mnie śmiertelnie obrażona, dowiedziałam się o świecie czarów, a James ciągle był taki sam. I to właśnie w nim lubiłam. Cały świat mógł przejść transformację, a James dalej byłby tym samym pucołowatym chłopcem z piwnymi oczami. Kochałam go, bo był moją ostoją, moją latarnią, która oświetla mi drogę. Od śmierci mamy to on był jedyną pewną rzeczą w moim życiu. Wiedziałam, że gdy się obudzę kolejnego dnia, będę mogła do niego zadzwonić. To na jego ramieniu wypłakiwałam sobie oczy. I to u jego boku czułam się kompletna. Jakby ostatni element układanki odnajdywał swoje miejsce właśnie przy nim.

- Tak właściwie, to czytałam o historii czarownicy, która stworzyła całą tę księgę – powiedziałam ze śmiechem.

James uśmiechnął się. Podszedł do biurka i zgarnął na bok wszystkie moje notatki. Zatrzymał wzrok na nagłówku akapitu, który czytałam zanim wszedł do pokoju: „czarna magia”, ale szybko przeniósł go na swoje palce.

Zmieszany chłopak odstawił tacę i podał mi różową filiżankę. Uniosłam ją do ust i skosztowałam łyk. Skrzywiłam się. Nie była dobra.

- Malinowa – powiedział James. – Twoja ulubiona.

Kłamał. W tej herbacie nie było ani grama malin. Było za to coś, co zdecydowanie nie powinno znaleźć się w moim organizmie.

- James… - wyszeptałam przerażona. Czułam, jak żołądek skręca mi się od środka. Z każdym kolejnym oddechem zaciskała mi się krtań. – Zabiłeś mnie.

Porcelana z głośnym hukiem upadła na ziemię.

~*~


James
Zamarłem, gdy zrozumiałem, co zrobiłem. Nigdy nie było żadnej pomyłki w naturze. Wszystko było na swoim miejscu, dopóki ja tego nie zepsułem. Cienka warstwa materiału, która przeszkadzała mi w trzeźwym myśleniu jakby została zdmuchnięta. I dopiero wtedy rozjaśniło mi się w głowie.

Zostałem zaczarowany. Zrobiłem coś strasznego.

Ciało Nikki ogarnęły drgawki. Zaczęła spazmatycznie łapać powietrze.

- Ja… nie wiedziałem! Myślałem, że tak ma być! Twoja babcia… - urwałem, gdy Nikki wsparła się o mnie całym ciężarem. – Przepraszam.

Zacząłem ją automatycznie głaskać po włosach.

- James – zakrztusiła się krwią, która teraz wypływała z jej ust.

- Wszystko będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze – powtarzałem kolejne kłamstwa jak w amoku.

Nie dbałem o zniszczoną  koszulę. Teraz już nic nie miało dla mnie znaczenia.

Gdy Nikki znieruchomiała w moim ramionach, chciałem natychmiast pójść w jej ślady; być tam gdzie ona. Niebo, piekło… nieważne. Byleby z nią.

Zacząłem dusić się powietrzem. Łzy spływały mi po policzkach.

Nawet kiedy zamknąłem oczy, widziałem zdezorientowane spojrzenie Nikki, a potem tę świadomość, która się w nim pojawiła, gdy zrozumiała, co jej zrobiłem.

Nigdy nie było zagrożenia dla Nikki z powodu jej mocy. To babcia była dla niej zagrożeniem. Wypiła drugą część eliksiru i teraz posiadała całą moc Nikki. Katelyn miała być następna, ale ja na to nie pozwolę. Jeśli nie mogłem uratować dziewczyny, którą kocham, chociaż spróbuję pomóc jej siostrze.

W całym domu rozległ się złowieszczy śmiech babci Lennox.

THE END


------------------------------------


Więc... Tak sobie pomyślałam, że skoro nienawidzę dzisiejszego dnia, to równie dobrze mogę dodać notkę i obwieścić wam pewną nowinę. Więc:


.


.


.


MAM WAS W DUPIE; tak samo jak wy mnie. ŻEGNAM. Oficjalnie zamykam bloga.
To tyle. Odpowiedni baner już się pojawił.


9 komentarzy:

  1. rozómiem, że nie lvusiz dzisiejszego dnia, kale zebu zamukac blofga?????????????????????????????????????????? trzemu to reibusz???????????????????????? jestes dobra, niue rezyuginuj z mazen!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. May I order one note for your best friend? It need to be violent, involve abuse and drugs. Can you make it? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zrozumialam nic co napisalas/es. ;) Tym bardziej BellaKris nie zrozumie ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne zakonczenie! Nie spodziewalam sie! Ej, ale nasze ff bedzie? Wgl robisz dramy kobieto xDDDD ja mam najwyzej 4 komy :/

    OdpowiedzUsuń
  5. " Łzy spływały mi po policzkach." - serio? To tak jak mnie. W Twoim opowiadaniu był idealny cytat, żeby to obwieścić. "W dupie"? Jak mogłaś tak pomyśleć? Nie mogę ręczyć za innych, ale ja nie mam cię w dupie. Rozumiesz? Piszesz bardzo pięknie.
    Opowiadanie było bajeczne. I smutne, bardzo smutne. Szkoda mi Jamesa, tak jak było mi szkoda Willa, kiedy dowiedziałam się o jego klątwie, która potem okazała się fałszywa. Tragiczna ta miłość. Opowiadanie piękne. Na prawdę piękne. I mówią, że nadzieja matka głupich... Ale mam nadzieję, że będę jeszcze mogła czytać Twoje opowiadania. Do następnego przeczytania! Liczę na to!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to? Dlaczego? Tyle pytan mam w glowie. Zpowodu zlego dnia nie mozesz pod wplywem konczyc bloga. Uwielbiam ten rozdzial. Zastanow sie jutro z tym na spokojnie

    OdpowiedzUsuń
  7. No co ty zamykssz bloga ? Zwariowalas!!!!!????? To bez sensu tylko dlatego ze nikt sie toba nie przejmuje, nie komentuje. Wiesz co ja bym zrobila gdyby nikt sie mnie nie przejmowal ? Nie bylo by mnie tu.....nie pisala bym zebys nie zamykala bloga. Twoje opoeiesci pozwalaja mi se odprezyc, odstresowac od mojego beznadziejnego zycia

    OdpowiedzUsuń
  8. Błagam nie zamykaj bloga kocham go

    OdpowiedzUsuń
  9. No tak, bo wszystko wiecznie kręci się wokół komentarzy.

    OdpowiedzUsuń