niedziela, 9 lutego 2014

Unconditionally - Part Three

~*~


                Nie miałam pojęcia, ile minęło czasu. Nie zadałam sobie trudu, żeby choć raz zerknąć za okno. Siedząc skulona na ziemi z głową między kolanami, mogłabym stanowić dobry przypadek w dziedzinie psychologii, jeśli nawet nie psychiatrii. Może ja o czymś nie wiedziałam, ale chyba nie wynaleziono jeszcze leków na poradzenie sobie z tak brutalną reakcją chłopaka na dwa słowa, kocham cię?
Przestałam zwracać uwagę na palące gardło. Pragnienie rosło, ale w tej chwili było zepchnięte na dalszy plan. Nie miałam ani siły, ani ochoty na poradzenie sobie z nim. Najpierw musiałam uporać się z myślami.
Nie wiedziałam, że w budynku znajduje się ktoś więcej oprócz mnie, Klausa i tej biednej martwej kobiety. W tym jednak też się myliłam. Po jakimś czasie mojego siedzenia bez ruchu, ktoś wszedł do pokoju. Byłam zdruzgotana, ale moje nowe wyostrzone zmysły zarejestrowały obecność intruza. Nawet jeśli chciał mnie zaatakować, to i tak nie miałam siły się bronić. Byłam łatwym celem.
Podniosłam tylko głowę i spojrzałam prosto w czekoladowobrązowe oczy pewnego bruneta nachylającego się nade mną.
- Wszystko w porządku? – zapytał z troską.
Początkowo zamierzałam skłamać, ale moje ciało doskonale okazywało moje uczucia. Chłopak szybko domyśliłby się prawdy.
- Nie – powiedziałam słabo.
W nowej odsłonie nie umiałam płakać. Nieważne jak bardzo chciałabym uronić choćby jedną łzę – nie byłam w stanie. Dlatego, gdy odpowiadałam na pytanie nieznajomego, głos nie zdradził z jaką huśtawką emocjonalną próbuję się zmierzyć. Jedynie z mojego wyglądu można było wywnioskować, że coś nie gra.
Wyglądałam jak wielka kupa nieszczęścia. Włosy miałam potargane od ciągłego przeczesywania ich palcami. Sukienka także do niczego się nie nadawała, tak jak ja od wewnątrz. Była podarta, ledwo zasłaniała najważniejsze elementy ciała. A dopiero teraz tak naprawdę zwróciłam uwagę na to, jak odbierają mnie inni. Jakby nagle zaczęło mnie to obchodzić wraz z pojawieniem się pewnego bruneta. Poprawka. Wraz z pojawieniem się pewnego przystojnego bruneta.
- Będę musiał zabrać stąd zwłoki.
Dalej nie mogłam zaakceptować nowej wersji Klausa, ale jakaś część mojej podświadomości już dawno pogodziła się z tym faktem. Nie mogłam tylko zrozumieć, dlaczego wszystkie moje wspomnienia z nim związane wydawały mi się obce? Przecież to wszystko miało miejsce naprawdę, więc czemu czułam się jakby to inna osoba przeżywała te chwile?
- Veronica? – chłopak się nie poddawał.
Miał ładny głos, taki ciepły i kojący. Pod samym jego wpływem uniosłam głowę i przywróciłam z pozoru rozumny wyraz w swoich oczach.
Nie zanosiło się, żeby odszedł. Złapałam się jednak na tym, że nie chcę, by sobie poszedł. Pasowałoby przynajmniej przy nim nie bawić się w udawanie zombie. Tylko tak mogłam go przy sobie zatrzymać.
- Jak masz na imię? – trochę drętwe, ale od czegoś musiałam zacząć. On przecież wiedział, kim jestem, czego ja nie mogłam powiedzieć o nim.
Chłopak posłał mi szeroki uśmiech. Chyba się ucieszył, że potrafię jeszcze sklecić poprawne zdanie. Odpowiedzi mi jednak nie udzielił. Usiadł koło mnie na ziemi. Nie mogłam nie zauważyć, że specjalnie przysunął się bliżej, żeby nasze ramiona i biodra się dotykały. Coś było pocieszającego w tym geście. Czułam jego ciało przy swoim. Wiedziałam, że jest realny.
- Wiesz, co jest w tych fiolkach, które przyniosła Lisabeth?
Super. Więc martwa kobieta miała normalne ludzkie imię, a to nie pomogło mi w pozbieraniu się po jej tragicznej śmierci. Gdy była dla mnie obca, czułam mniejszą złość na siebie, że doprowadziłam do jej śmierci. Że to mój chłopak ją zabił.
Potrząsnęłam sobą mentalnie. Nigdy tego nie zaakceptuję, nie zapomnę, jeśli dalej będę do tego wracać. Spróbowałam więc skierować swoją uwagę na inne tory. Popatrzyłam w kierunku stolika. Buteleczek było kilka i wszystkie przeźroczyste. Z boku leżała strzykawka.
- Woda? – ściągnęłam brwi. Tylko to miało taki wygląd.
- Poniekąd – przytaknął. – W tych dwóch od naszej strony jest woda zmieszana z werbeną, a w pozostałych jad wilkołaka. Jego odrobina…
- Stanowi śmiertelną truciznę dla wampira – dokończyłam. Słyszałam o tym miliony razy. W przeszłości Klaus został ugryziony przez jednego z nich, ale znalazł antidotum. Do tej pory nie wiedziałam, co nim było. Chociaż to nie miało dla mnie znaczenia, liczyło się tylko to, że przeżył.
- Powinnaś coś wiedzieć. To jad Klausa znajduje się w tych fiolkach.
Prychnęłam. Miałam ochotę roześmiać się na cały głos, ale tego nie zrobiłam.
- Przecież Klaus jest wampirem.
W chwili, w której to powiedziałam, już nie byłam tak bardzo o tym przekonana. Zmienił się, to było oczywiste, ale czy może tylko ja myślałam, że był inny?
- Jest w połowie wampirem, w połowie wilkołakiem – sprecyzował. – Jest hybrydą.
Zakrztusiłam się powietrzem. Nie chciałam w to wierzyć, ale to jedno słowo, hybryda, odblokowało coś w mojej głowie.
- Miałaś może uczucie, że wspomnienie, które masz, nie jest twoje?
Zamarłam. Chłopak doskonale ubrał w słowa moje odczucia od momentu mojego odzyskania przytomności. Nie mogłam pozbyć się tego wrażenia.
- Skąd…?
Byłam świadoma, że mam szeroko otwarte ze zdziwienia oczy, ale to jedno pytanie potwierdziło, że nie zwariowałam.
Chłopak obrócił się do mnie przodem. Jego twarz powinna należeć do anioła, a nie do wampira, czy czymkolwiek innym był.
- To stary numer Klausa – odpowiedział. Uniósł dłoń i dotknął nią mojego policzka. Poczułam, jak prąd przenika nasze ciała. – Znam go od wieków i to się nigdy nie zmieni. Z tobą będzie tak samo.
- O czym ty mówisz?
- Klaus zmienił ci wspomnienia. Zastąpił sobą kogoś innego. Zabrał ci obraz Peety jako twojego ukochanego i zastąpił go sobą.
Z każdym słowem nieznajomego w mojej głowie powstawał większy mętlik. To było niedorzeczne, ale czułam, że ma rację.
- Peeta… - za nic nie byłam wstanie przywołać jego obrazu.
- Klaus cię potrzebuje. Albo raczej twojego serca, twojej krwi. Nie możemy pozwolić, żeby ją dostał.
- Nie możemy – powtórzyłam głupio.
- Nie dostanie jej.
- Nie dostanie.
- Jedynym wyjściem jest twoja śmierć. Musisz zginąć.
- Jedyne wyjście. Muszę zginąć.
Nogi same podniosły i zaprowadziły mnie w kierunku fiolek. Nigdy nie byłam jeszcze tak zdezorientowana. Nie wiedziałam, co się dzieje. Automatycznie wzięłam do ręki dwie buteleczki. Ważyłam je w dłoniach i patrzyłam. Dalej wyglądały jak zwykła woda, ale teraz już wiedziałam, że zawierały śmiertelną broń dla mojego gatunku.
Podniosłam także strzykawkę. Napełniłam ją jadem. Nigdy tego nie robiłam, ale odbyło się to całkiem sprawnie. Jakbym w poprzednim wcieleniu zajmowała się tym zawodowo.
Gdy przyłożyłam igłę do swojej skóry, ogarnęły mnie mieszane uczucia. Jeśli chłopak miał rację, powinnam nienawidzić Klausa. Jednak dalej go kochałam. Imię Peeta brzmiało jednak znajomo. Było takie ciepłe i przywodziło na myśl bezpieczeństwo. Kojarzyłam je z miłością i troską. Nie mogłam jednak dopasować go do osoby.
- Zrób to – powiedział wolno.
- Zrobię to.
Bardzo powoli zaczęłam naciskać tłok i wprowadzać truciznę do swojego organizmu. Czułam, jak pali mi żyły, ale nie przestawałam. Wiedziałam, że poświęcając siebie, nie dam Klausowi satysfakcji.
Gdy w końcu cały płyn znalazł się we mnie, bezsilnie upuściłam strzykawkę. Upadła na podłogę z cichym stuknięciem. Ja osunęłam się na posadzkę zaraz po niej. Chłód paneli przyjęłam z wdzięcznością.
Nieznajomy chłopak podniósł się i bez patrzenia na mnie, podszedł do drzwi. Coś w stylu jego poruszania się mnie zbiło z tropu. Już nie był ciepły i miły. Stał się oziębły i niewzruszony.
Gdy wyszedł z pokoju, w mojej głowie rozbrzmiał jego głos:
- Cztery. Dla przyjaciół Tobias. Także hybryda. Miło było cię poznać.
To był ostatni raz, gdy słyszałam ludzki głos. Później już tylko czekałam, aż zabierze mnie ciemność.

THE END


------------------------------------------------


Kolejna część opowiadania dla Weroniki.. Nie bij podwójnie. Początkowo to miał być Logan, ale te zdjęcia Theo, które wysyłałaś... <4
I gify dla ciebie ;*


A tak do reszty czytelników... Kto jest ze mną i czyta tego bloga? Komentujcie, bo pod ostatnią notką był mały odzew.


 
 


6 komentarzy:

  1. Ave ty!
    Cztery (myślałam, że to opis czeko ;o w sumie żadna różnica. Obaj podobni xD)
    Klaus.
    Peeta.
    Zabiłaś mnie! Ale pewnie Klaus mnie uratuje <3 Cztery! Taki bad boy *.*
    Wspaniały wstęp do naszego wspólnego opo ;D
    Jutro spodziewaj sie nagrody. Tutaj ją dam, żeby każdy widział <4
    I niech Cztery zawsze ci sprzyja xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne! Chcę więcej takich!

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za smutne zakończenie, ale podobało mi się . Był w tym taki dreszczyk emocji

    OdpowiedzUsuń
  4. Super!
    Uwielbiam Jak piszes!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przerażasz mnie. I to poważnie. Nie wiem, co cię tak nakręca, ale opowiadania wychodzą świetnie. Matko, to jest straszne! Opowiadanie super! Czekam na nn. Tylko trochę łagodniejszy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam wszystkie opowiadania uncondicionally i kurde chce więcej! Nie zabijaj jej ! proszę tylko jej nie zabijaj! Grrr... napiszesz 4 rozdział? Prooszę! Chciałam cię poinformować że zmienilam adres bloga . alice spencer

    OdpowiedzUsuń