sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 10.

W końcu przylecieliśmy do Los Angeles. Rodzice moi i Weroniki wynajęli dwa wielkie sąsiadujące ze sobą domy. Od teraz do Wery miałam kilka metrów, a nasze sypialnie znajdowały się naprzeciwko siebie. Mama Zuzy wiedziała, że nie przyjaźnimy się z jej córką, więc zdecydowała się wynająć dom w zupełnie innej części miasta. W tej bardziej ekskluzywnej. Nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę Kendalla, ale żeby się wymknąć z domu musiałam wymyślić dobrą wymówkę, czyli zabrać ze sobą Werę pod pretekstem zwiedzania miasta. Wnieśliśmy więc pudła z naszymi rzeczami do domu a ja napisałam do Kendalla.

Co teraz robisz? Ew.

Logan wyciągnął mnie do Barney’s do kina, ale pewnie zaraz skończymy w KFC. KS.

Teraz wiedziałam przynajmniej gdzie jest Kendall. A właściwie gdzie są. Super, że Logan też tam był i mogłam bez wyrzutów sumienia pójść z Weroniką. Tata obiecał mi, że zaraz jak załatwi resztę formalności z przeprowadzką to kupi samochód, jednak zanim to nadeszło do Barney’s musiałyśmy jechać taksówką. Przez całą drogę podziwiałam przepiękne krajobrazy. Było tu piękne słońce, jak zawsze zresztą, oraz pełno palm. Było wprost cudownie. No i gorąco. W Polsce było troszeczkę inaczej. Aż trudno było uwierzyć, że jest początek marca. Z ulgą weszłyśmy do centrum handlowego podjadając Jelly Bean. Akurat trafiła mi się miętowa fasolka.

Barney’s było wielkie i chłodne. Było też w nim pełno ludzi i z trudem dostrzegłam mapę centrum. Według niej, restauracje znajdowały się na pierwszym piętrze dokładnie nad wejściem. Znalazłyśmy więc schody i poszłyśmy w kierunku KFC. Chłopcy siedzieli przy stoliku przy oknie naprzeciwko siebie. Byli zbyt zaaferowani rozmową żeby nas zauważyć. Chwyciłam Weronikę za rękę i usiadłam przy pierwszym lepszym stoliku na drugim końcu sali. Denerwowałam się co powiedzieć bo przecież nie podejdę i nie zacznę do nich nawijać jak stara dobra kumpela.

- Co ty wyprawiasz? – syknęła Wera. Chyba troszkę za mocno chwyciłam jej rękę, bo teraz masowała nadgarstek.

- Co mamy im powiedzieć? My ich nie znamy! – odpowiedziałam.

- Może i masz rację. Nie wiem jak to rozegrać. Napisz do Kendalla!

- Niby co mam mu napisać, mądralo?

- Daj telefon. – powiedziała i wyciągnęła rękę.

Nie miałam zielonego pojęcia co zrobi, ale podałam jej telefon. Gorzej być nie może. Tego byłam pewna.

- Spójrz w swoją prawą. – mówiła pisząc jednocześnie.

Wbiłam swoje oczy w stolik chłopaków. Kendall usłyszał dzwonek wiadomości i wyjął z kieszeni telefon. Z naszego miejsca widać było, że nie rozumie o co chodzi w smsie, ale postąpił według wskazówki i spojrzał w prawo. Bardzo dokładnie lustrował tłum, ale nikogo nie znalazł. Albo po prostu nas nie zauważył. Weronika podała mi telefon w momencie jak Kendall wysłał mi smsa. O co ci chodzi? KS.

Widzisz dwie blondynki w różowych sukienkach? Patrz na piąty stolik w lewo od nich za kwiatkami. Ew.

Znowu lustrował tłum. Zobaczył blondynki a teraz liczył stoliki. W końcu jego wzrok zatrzymał się na mojej twarzy.

- Chyba troszeczkę się zdziwił. – powiedziała Wera.

- Troszeczkę to mało powiedziane. – odparłam ze śmiechem.

Kendall odwrócił głowę w stronę Logana i coś do niego powiedział. Potem obaj wstali i podeszli do naszego stolika.

- Niespodzianka! – krzyknęłyśmy razem z Werą, a chłopcy zaczęli się śmiać.

--------

Tada! :D

1 komentarz: