czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 18.

*oczami Wery, mecz koszykówki*

Na boisko dotarliśmy niespełna godzinę później. James i Dustin grali jeden na jednego. James akurat był w trakcie rzutu gdy nas zauważył. Chwilę jego wahania wykorzystał Dustin wytrącając mu piłkę i biegnąc z nią na drugą stronę boiska. Zatrzymał się jednak i wbił zdumione spojrzenie we mnie. Czułam się niezręcznie, jak jakiś nieproszony gość.

- O, Logan zaprosił kuzynkę na mecz kosza! – wrzasnął Dustin. Zarumieniłam się i spojrzałam zdziwiona na Logana.

- Nie jestem jego kuzynką. – zaprzeczyłam szybko.

- Ile ci zapłacił? – Dustin nie dawał za wygraną. Zaczynało mnie to denerwować.

- Tyle ile ty nawet na oczy nie widziałeś. – odpyskowałam. Chciał się tak bawić to proszę bardzo.

- Uuu.. Masz niewyparzony język. – zagwizdał.

- Czyli ty parzysz język? Dobrze wiedzieć. – ponowiłam atak.

- Dobra jesteś. A mogę wiedzieć jak się nazywasz? – zapytał grzecznie przy okazji podchodząc do nas.

- Weronika. – odpowiedział za mnie Logan.

- Ej, umiem mówić. – zbulwersowałam się. On się tylko zaśmiał tak samo jak i James.

- Ja jestem Dustin.

- Ja James.

- Miło mi was poznać. Logan opowiadał o was w samych superlatywach. – odparłam.

- Mam nadzieję. Jak nie to może się pożegnać ze spokojną egzystencją. – zagroził mu James.

- Mówił tylko, że Fox ma z tobą bardzo dobrze. – zwróciłam się do niego. – Podobno jak był malutki to wiązałeś mu kokardki i ubierałeś buciki. – zaśmiałam się a Logan mi zawtórował.

- Logaaan! – wrzasnął James. – Obiecałeś, że nikomu nie powiesz! – chciał uderzyć go z łokcia, ale ten zrobił unik.

- Ale to prawda! – krzyknął Logan uciekając.

- Myślałem, że to dziewczynka! – zaczął usprawiedliwiać się James.

Nie mogłam powstrzymać gwałtownego wybuchu śmiechu. Dustin już prawie tarzał się po ziemi, choć znał pewnie tą historię.

Chłopacy gonili się jeszcze przez kilka sekund wykrzykując różne groźby, gdy na boisko przyszedł Carlos.

- Co wy wyprawiacie? – zapytał z grzeczności, bo po jego minie widać było, że odpowiedź niezbyt go interesowała.

- Nic. – odpowiedział Logan i zatrzymał się. James wziął z niego przykład.

- Może zaczniemy grę? – wykrztusił Dustin pomiędzy kolejnymi atakami śmiechu. Pewnie szybko mu nie przejdzie.

- No tak, właśnie. Składy będą nieparzyste… - zastanawiał się Carlos i nagle go olśniło. – Gdzie do cholery jest Kendall?

- Randka. – odpowiedzieliśmy zgodnie.

- Niby z kim? – zaśmiał się.

- Helloł? Jestem tu, tak? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Ale że ty tu? Czyli, że on z Ewą? – chciał się upewnić zanim wyciągnie inne wnioski.

- Taa.. – mruknęłam.

- A co wy tu robicie?

- Rodzice. Możesz mnie całkiem często teraz widywać. – odparłam z sarkazmem.

- Ja na pewno to przeżyję. – wtrącił Logan. – W jednym składzie James i Dustin a w drugim ja z Werą i Carlosem?

- Jasne. – przytaknął Dustin i zaczęliśmy grę.

Niezbyt umiałam grać w kosza więc raczej tylko wszystkim przeszkadzałam. Już po kilku minutach usiadłam na trawie i zaczęłam się tylko przyglądać grającym chłopakom. Słońce prażyło niemiłosiernie, a ja nie miałam nic do picia. Wyciągnęłam jednak z torby gumy miętowe i wzięłam jedną. Zaczęłam bardziej koncentrować się na meczu niż przedtem.

- Jaki jest wynik? – krzyknęłam do nich.

- 28 do 22 dla nas – odpowiedział mi Logan.

Chłopcy zagrali dwa mecze. Oba niewielką przewagą punktów wygrała drużyna Jamesa i Dustina. Carlos umówił się z Alexą więc już sobie poszedł gdy zadzwonił mój telefon. To była mama.

- Gdzie ty się podziewasz? – zapytała.

- Jestem jeszcze w galerii z Ewą. Zaraz przyjdę do domu. – dziwnie się czułam okłamując ją ale nie chciałam, żeby wiedziała o Loganie.

- Super. Czekam na ciebie. – powiedziała i rozłączyła się. Wrzuciłam telefon do torebki i zaczęłam zbierać swoje rzeczy z trawy. Powoli wstałam i chciałam podążyć w stronę ulicy, gdy Logan złapał mnie za nadgarstek. Puls mi przyspieszył.

- Odprowadzić cię? – zapytał.

- Nie. Naprawdę nie trzeba. – odpowiedziałam szybko.

- Coś się stało? – zasmucił się.

- Nie. Po prostu nie chcę żeby mama zadawała mi pytania kim jesteś. Przepraszam. Muszę już iść. – wybąkałam zmieszana i zaczęłam oddalać się szybkim krokiem.

- Czekaj! – krzyknął jeszcze za mną Logan, ale ja już go nie słyszałam. Po prostu uciekłam.

-----------

Kolejny rozdział z dedyczkiem dla Rose.. ;D

1 komentarz:

  1. Wiesz.... Muszę Ci napisać przykrą rzecz...






    BĘDZIESZ MI TAK CODZIENNIE PISAĆ! :D

    OdpowiedzUsuń