- Ktoś na ciebie czeka. – powiedziała do mnie mama zaraz gdy tylko wróciłam do domu.
- Kto to? – zapytałam choć doskonale wiedziałam kto to był.
Mama nie odpowiedziała. Pokazała tylko gestem, że wychodzi i tyle ją widziałam. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do salonu, gdzie był mój gość. Siedział na fotelu w kącie z bukietem róż w ręce. Odruchowo dotknęłam naszyjnika by sprawdzić czy nadal jest na swoim miejscu. Był tam i nigdzie się nie wybierał. Chłopak widząc to uśmiechnął się smutno, odłożył róże na stolik i podszedł do mnie.
- Przepraszam. – szepnął.
- Niby za co mnie tym razem przepraszasz?
- Za tego fotoreportera.
- Przecież to nie twoja wina. – usprawiedliwiłam go.
- Ale powinienem wybrać inne miejsce. W parku przecież każdy może nas zobaczyć.
- Ale Kendall. To nie twoja wina. – powtórzyłam ostro. – To ja.
- Ale co ty? – zdziwił się.
- Nie radzę sobie z fotoreporterami. Boję się ich. Boję się tego, że nie jestem wystarczająco dobra dla ciebie.
- To chyba ja mam w tej sprawie decydujący głos. – rzucił lekko próbując rozluźnić atmosferę, ale to nic nie dało.
- Ale ja tak nie umiem! – wrzasnęłam i odsunęłam się od niego. Bałam się, że jakby był zbyt blisko to całą moją złość szlag by trafił.
- Myślisz, że ja lubię paparazzi? Oczywiście, że nie, ale jestem gwiazdą i muszę sobie z tym radzić. – podszedł do mnie i podniósł rękę chcąc pogładzić mnie po policzku, ale ja tylko cofnęłam się jeszcze o krok i wpadłam na ścianę.
- Odsuń się. – syknęłam. Zdziwiłam się, że w moim głosie może być aż tyle jadu tak samo jak Kendall.
Zdezorientowany z wyrazem twarzy pełnym bólu przeszedł na drugą stronę pokoju zatrzymując się przy drzwiach.
- Mam wyjść? – zapytał smutno.
Przeraziłam się. Nie chciałam żeby wychodził. Nieważne, że był gwiazdą, a ja zwykłą dziewczyną. Dalej był sobą. I był miłością mojego życia.
- Nie. - powiedziałam stanowczo i osunęłam się na ziemię. Schowałam głowę między kolana zamykając oczy i zaczęłam głośno płakać.
Po chwili poczułam, że odrywam się od ziemi i ktoś niesie mnie na rękach. Kendall położył mnie na kanapie i pocałował w każdą powiekę oddzielnie. Złapał mnie mocno za dłonie i przyciągnął je do swojego serca. Otworzyłam oczy i spojrzałam na jego twarz oraz usta wykrzywione w smutku.
- Czujesz to bicie? – zapytał.
- T-tak. – wychlipałam. Czułam aż za dobrze.
- Moje serce bije tylko dla ciebie. Nie obchodzi mnie to w ilu gazetach będzie nasze zdjęcie jak się całujemy albo chociaż jak trzymamy się za ręce. Przecież nie robię tego na pokaz.
Miałam wyrzuty sumienia, że go tak potraktowałam. Już nigdy nie zapomnę jego wyrazu twarzy, który zasłaniały mi łzy. Teraz byłam wściekła na siebie. On mnie kocha, a ja nie okazuję mu tego samego.
- Wiem. – szepnęłam i odwróciłam wzrok.
- Hej. Spójrz na mnie. – zażądał, jednak nie wykonałam jego polecenia. Ujął moją twarz w swe dłonie i zmusił mnie bym spojrzała w jego pełne bólu ale i też pełne miłości oczy. Miłości dla mnie.
- Przestań.
- Nie. Kocham cię, rozumiesz to? – popchnął mnie delikatnie na kanapę i niechcący ręką strącił wazon stojący na stoliku.
Chciał go złapać, ale było za późno. Szkło rozprysło się na miliony cząsteczek. Jeden kawałek przeciął dłoń Kendalla i zaczęła z niej lecieć krew. Zmieszany chłopak zacisnął zęby i wstał z kanapy.
- Pokaż to. – zakomenderowałam i obejrzałam jego ranę. Nie było jej widać przez dużą ilość krwi jaka z niej wypłynęła. Wiedziałam jedynie, że była głęboka. Zemdliło mnie, ale nie mogłam okazać słabości. Nie teraz.
- To nic takiego.
- Nic takiego? Chyba sobie właśnie jakieś ścięgno przeciąłeś. – otarłam łzy wierzchem dłoni i starałam się uspokoić. – Obawiam się, że bez szycia to się nie obejdzie. Musimy jechać do szpitala.
- To naprawdę nic takiego. Samo się zagoi. – upierał się ale na próżno.
- Nie zgrywaj mi tu bohatera. Widzę, że cię boli. Gdzie masz kluczyki?
- W kieszeni w kurtce. Od kiedy masz prawo jazdy?
Poszłam w stronę wieszaków po kluczyki, po drodze biorąc torebkę ze stolika.
- Od dawna. – ucięłam krótko. - No chodź. – dodałam zachęcająco. Kendall niechętnie podążył za mną wyjmując z kieszeni chusteczkę i przykładając ją do rany.
- Przepraszam. – szepnęłam zamykając drzwi wejściowe.
- Za co przepraszasz? Za to, że masz okres? – zaśmiał się i wsiadł do BMW.
- Tak. Przyjmijmy, że to okres. – odpowiedziałam cicho w noc, modląc się by tego nikt nie usłyszał.
Ależ słodkie <3 Tylko brak mi Logana!
OdpowiedzUsuń