Do szpitala dotarliśmy w błyskawicznym tempie. Przez całą drogę Kendall próbował poprawiać mój styl jazdy, ale w końcu przestał się odzywać, gdy powiedziałam mu kilka dosadnych słówek. Zaraz gdy tylko dotarliśmy na miejsce, pielęgniarka w białym kitlu zaprowadziła nas na izbę przyjęć.
- To nic takiego. – upierał się Kendall w dalszym ciągu, ciągnięty przeze mnie i przez kobietę.
- Jak to nic takiego? – zdenerwowała się pielęgniarka. – Trzeba to oczyścić i zszyć.
Weszliśmy do sali i chłopak z ulgą usiadł na łóżku. Pociągnął mnie jednak za sobą i po chwili siedziałam koło niego. Uśmiechnął się złowieszczo i odgarnął zdrową ręką zabłąkany kosmyk włosów z mojej twarzy.
- No, no, no. – zaczęła lekarka wchodząc do pokoju. – Nie tak dawno pana wypuściliśmy a już pan wraca. – popatrzyła na mnie znacząco i mlasnęła.
- Coś się stało? – zdenerwowałam się.
- Nic, nic. Fryzura ta sama, dziewczyna też. To był nudny okres czasu, prawda panie Schmidt? Proszę pokazać rękę.
Kendall posłusznie pokazał jej zranioną dłoń i wbił wzrok w moje oczy.
- Co się tak wpatrujesz? – zapytałam.
- Jak mi będą zszywać rękę to muszę jakoś ukoić ból. – odparł miękko i uśmiechnął się łobuzersko. Nic nie mogłam poradzić na to, że zrobiłam się cała czerwona.
- Proszę nie ruszać ręką. – upomniała go pielęgniarka. Chłopak mimowolnie syknął z bólu. – Zrób coś, żeby go zająć. – zwróciła się do mnie wyjmując z szafki bandaże i wodę utlenioną.
- Niby co? Mam go trzymać? To silny facet. – burknęłam i wbiłam wzrok w ohydne szpitalne płytki podłogowe.
- Nie o to mi chodziło. Nie wiem. Pocałuj go, opowiedz mu jakieś śmieszne historie albo coś. – wyjaśniła lekko zawstydzona.
- I akurat to mu pomoże.
- Ej, jestem tu. – przypomniał Kendall. – Może w takim razie ja coś opowiem? – zaproponował.
- Słuchamy. – mruknęłam pod nosem.
- Nie ma takiej potrzeby. – ucięła lekarka i obandażowała chłopakowi ranną dłoń. – Gotowe.
- Już? – zdziwiłam się.
- No a co więcej? Radzę ci iść do apteki kupić jakieś środki przeciwbólowe bo w nocy dłoń może ci dać w kość. – poradziła wyrzucając zużyty sprzęt. – Wiem co mówię. – dodała widząc jego minę.
- Dobrze. Zastosuję się, a tym czasem nic tu po nas. – wstał i pociągnął mnie w kierunku wyjścia. – Do widzenia. – rzucił w stronę lekarki i opuściliśmy salę.
- Idziemy do apteki. – powiedziałam stanowczo i poszłam w tamtym kierunku.
- Nie widzisz jaka kolejka? Jedźmy do domu.
- Nie szkodzi. Poczekamy. – usiadłam na najbliższym krześle, oparłam głowę o chłodną ścianę i zamknęłam oczy.
Chwilę później usłyszałam jak Kendall również usiadł na krześle i poczułam jego ciepły dotyk na policzku.
- Ej, nie przejmuj się. – szepnął. – To ja tu mam ranną dłoń.
Zaśmiałam się mimowolnie, ale nie otworzyłam oczu.
- Przepraszam cię. Nie powinnam była robić ci awantury o tego fotoreportera.
- Już ustaliliśmy, że to przez okres. Może i jestem facetem, ale wiem co PMS robi z kobietami. – podniosłam powieki i zobaczyłam jego roześmiane oczy.
- I tak jest mi wstyd, że cię tak potraktowałam. – oparłam mu głowę na ramieniu, a Kendall przycisnął mnie do swojego torsu.
- Możemy o tym zapomnieć? Proszę.
- Niby o czym?
- O kłótni w twoim domu.
- Jakiej znowu kłótni? – jego klatka piersiowa za trzęsła się od śmiechu chłopaka.
- I to mi się podoba.
- Co chciałeś powiedzieć jak byliśmy na izbie? – zapytałam nie znajdując innego tematu.
- Ah, to. Przypomniała mi się pewna scena.
- Jaka?
- Wiesz, że kiedyś zgubiłem się w centrum handlowym? Do dzisiaj mi to Carlos wypomina.
- Wiem to. – uśmiechnęłam się.
- Niby skąd?
- Wiesz, jest takie coś jak Internet. – zażartowałam.
- No tak, jasne. Internet. – prychnął. – Więc powinienem chyba zadać inne pytanie. Czego w takim razie jeszcze o mnie nie wiesz?
- Wiem o tobie dużo rzeczy. Kiedyś w kuchni zostawiłeś swoje bokserki podpisane swoim imieniem i nazwiskiem, a James je znalazł.
- To jest nie fair. Ja ci powinienem o takich rzeczach mówić, a nie żebyś dowiadywała się o tym z Internetu.
- A to prawda?
- Tak, no i nikt chyba nie wspomniał, że te bokserki były czyste. – znowu się uśmiechnął i wstał z krzesła. – Nie ma kolejki. – wyjaśnił widząc moją zdezorientowaną minę.
- Kolejka. Jasne. – podeszłam do okienka i bez problemu poprosiłam o zapas środków przeciwbólowych.
Chciałam zapłacić swoimi pieniędzmi, ale gdy Kendall widział, że wyciągam portmonetkę, szybko podał kasjerce swoją kartę kredytową.
- Nie będziesz mi fundować lekarstw. – rzucił stanowczo wywracając oczami i poszliśmy w kierunku drzwi.
- Doktor Hallis i doktor Lenon proszeni do wyjścia głównego. Ofiara wypadku motocyklowego. – rozległ się głos przez szpitalny radiowęzeł.
- Kolejna ofiara motoru. – mruknęłam do siebie. – Dobrze, że ty nie jeździsz.
- To, że nie mam motoru to nie znaczy, że na nim nie jeżdżę. – zmroziłam go wzrokiem, ale nie skomentowałam tego.
Podążyliśmy w kierunku drzwi wyjściowych przez które ratownicy wtaczali łóżko z ofiarą wypadku. Chłopak miał ciemne włosy i skórzaną kurtkę. Widziałam już kiedyś tą kurtkę. I te rysy. Ugięły się pode mną kolana i musiałam przytrzymać się ściany by nie zemdleć.
- Kendall, Logan miał wypadek. – powiedziałam przerażona.
- To niemożliwe.
- No to zobacz, kto leży na tamtym łóżku cały we krwi.
-------------------
Wiem, wiem.. Logan.. xD
Mój Loggie ;(
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział *.*
kjhugtycrtvy
OdpowiedzUsuń