czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 48.

*oczami Wery, wieczór*

Wreszcie dolecieliśmy do Nowego Jorku. Nigdy nie lubiłam samolotów, ale teraz znienawidziłam je jeszcze bardziej. Oczywiście nie obyło się też i bez turbulencji.

Przechodząc przez odprawę i odbierając bagaże zobaczyłam kątem oka, że w wiadomościach pokazują zdjęcie Kendalla. Z tego co wiedziałam to policja nie miała dość dowodów by go aresztować, a Zuza stała się niewiarygodnym świadkiem po ujawnieniu wszystkich jej podstępów i podłości jakie wyrządziła znajomym ze szkoły.

Podeszłam do ściany na której stał telewizor i zaczęłam wsłuchiwać się w rozmowę prowadzoną na ekranie.

- Zuzanna F. dalej utrzymuje, że jej gwałcicielem jest słynna gwiazda muzyki pop i członek zespołu Big Time Rush, Kendall Schmidt. – mówiła dziennikarka spod gmachu kalifornijskiego sądu. – Jedynym dowodem w tej sprawie jest jedynie cienka blizna na prawej dłoni chłopaka, którą rzekomo zrobiła mu ofiara w samoobronie. Dziewczyna gwiazdora utrzymuje, że blizna jest jedynie wynikiem nieszczęśliwego wypadku w postaci zranienia się rozbitym szkłem.

Słuchałam oniemiała całych wiadomości nie wierząc w to co słyszę. To było jasne, że Zuza kłamała co do osoby, która ją zgwałciła. Nikt nie wierzy, żeby Kendall jej to zrobił. Śmiałabym wątpić, że kłamie nawet co do samego gwałtu. Może tylko chciała zwrócić na siebie uwagę otoczenia i zmyśliła całą tę historię?

Odwróciłam wzrok od telewizora i wbiłam go tępo w okno za którym rozprzestrzeniał się widok na miasto. Stałabym tak pewnie jeszcze bardzo długo, gdy nagle jakiś blondyn wpadł centralnie na mnie. Wywróciłam się, a chłopak wylał mi na bluzkę pepsi z otwartej butelki.

- Przepraszam! Przepraszam! – powiedział pospiesznie wstając i podał mi rękę.

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, a szczęka opadła mi do podłogi.

- Co ty…? – udało mi się wykrztusić.

- Przepraszam, nie zauważyłem cię. – przeprosił mnie raz jeszcze biorąc mnie pod pachy bo widział, że byłam zbyt zdziwiona, by ująć jego rękę.

- Co ty tu robisz? – zapytałam próbując ukryć podekscytowanie w głosie.

- Właśnie przyleciałem tu z Los Angeles. Przepraszam, nie przedstawiłem się, choć pewnie i tak wiesz kim jestem sądząc po twojej reakcji.

- Wiem. – wtrąciłam nieśmiało. – Jednak wolałabym żebyś przedstawił mi się oficjalnie.

- Josh Hutcherson. – uśmiechnął się i wyciągnął w moją stronę rękę.

- Weronika. – odpowiedziałam krótko i uścisnęłam jego dłoń.

- Jeszcze raz przepraszam cię za ten wypadek. – wyjął z kieszeni portfel i zaczął szukać odpowiedniego banknotu. Gdy go znalazł, wręczył mi go pospiesznie.

- Po co mi to? – zapytałam zdziwiona.

- Na pralnię. – wyjaśnił.

- Naprawdę nie trzeba.  – speszyłam się i chciałam mu z powrotem wcisnąć darowiznę.

- Weź, naprawdę.

- Nie. – ucięłam stanowczo i tym razem chłopak bez protestów wziął ode mnie banknot.

- Skoro nie mogę ci zapłacić za pralnię to może chociaż pójdziemy razem do kawiarni i pogadamy? Ja stawiam.

Rozglądnęłam się nerwowo po lotnisku w poszukiwaniu rodziców, ale nie znalazłam ich. Trudno. Lot do Polski mieliśmy dopiero za dwie godziny.

- Na to mogę się zgodzić. – uśmiechnęłam się zalotnie i podążyliśmy razem w kierunku lotniskowej kawiarenki choć trafniej byłoby to nazwać zwykłym bufetem.

- Co chcesz do picia? – zapytał grzecznie odsuwając dla mnie krzesło. Posłusznie zajęłam wyznaczone miejsce i bez większego zainteresowania zaczęłam przeglądać menu.

- Wystarczy pepsi, naprawdę. – powiedziałam bez większego zainteresowania, odkładając planszę na stolik.

Josh podszedł do kasy i po niecałych dwóch minutach wrócił niosąc ze sobą dwie pepsi i dwie szarlotki z lodami.

- Muszę ci zrekompensować bluzkę. – wyjaśnił widząc moją minę.

- Naprawdę, nic się nie stało. – powtórzyłam kolejny raz i wywróciłam teatralnie oczami.

Przez następne kilkanaście minut gadaliśmy i o wszystkim i o niczym. Przy Joshu czułam się swobodnie i nie mogłam się powstrzymać do porównywania go z Loganem. Oboje mieli piękne i szczere uśmiechy. Twarz Josha była bardziej kwadratowa, a Logana bardziej okrągła. No i oboje mieli bujne czupryny. Ciekawe czy włosy Josha są tak samo miękkie jak Logana…

Potrząsnęłam głową żeby przywołać się do porządku. Logan znowu był dla mnie tylko idolem. Nic więcej. Nie będę do niego wzdychać, ale nie przestanę słuchać piosenek Big Time Rush. Do dzisiaj żałowałam tej beznadziejnej próby samobójczej. Zabić się dla jakiegoś faceta? Gdzie ja wtedy miałam rozum?

Odlot samolotu do Polski zbliżał się nieubłaganie. Nie chciałam wylatywać. Chciałam jeszcze spędzić trochę czasu z Joshem, ale wiedziałam, że nie mogę. Podjęłam decyzję o powrocie do ojczystego kraju i nie mogłam już jej zmienić.

- Odprowadzę cię. – zaoferował się chłopak wstając z krzesła.

- Naprawdę nie musisz. – powiedziałam pospiesznie, ale zrobiło mi się cieplej na sercu przez ten nic nie znaczący gest.

- Muszę, muszę. – podał mi torebkę przewieszoną na oparciu krzesła i poszliśmy w stronę odprawy paszportowej.

Wszystko byłoby dobrze gdyby nie jedna malutka muszka owocówka. Ta mała franca wpadła mi prosto do oka.

- Au. – syknęłam odruchowo zamykając powiekę.

- Ej, nie ruszaj okiem. – Josh wyjął z kieszeni czystą chusteczkę i próbował wyjąć mi z oka niepożądany obiekt.

- To boli. – jęknęłam odsuwając głowę, ale chłopak przysunął się do mnie jeszcze bliżej i dalej próbował wyjąć mi muszkę z oka.

- Udało się. – powiedział z triumfem mnąc chusteczkę w ręce. Nie cofnął się i nasze twarze były niebezpiecznie blisko siebie.

Josh ujął moją twarz w obie dłonie i bardzo delikatnie musnął moje usta. Byłam zbyt zszokowana by go odepchnąć, więc tylko przygarnęłam go do siebie bliżej i odwzajemniłam pocałunek. Dopiero po chwili dotarło do mnie co właśnie zrobiłam. Nie przeraził mnie sam fakt, że całowałam kolejną supergwiazdę, ale raczej to, że mimowolnie porównywałam go z Loganem. Usta Logana były bardziej zachłanne, a Josh był delikatny i spokojny.

Odsunęłam się od niego zawstydzona moją reakcją.

- Ja… Muszę iść. Do zobaczenia. – wyjąkałam i pobiegłam do odprawy paszportowej gdzie czekali na mnie zniecierpliwieni rodzice.

- Do zobaczenia! – zawołał za mną chłopak. – Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś zobaczymy. – dodał ciszej i pomachał mi na pożegnanie.

-------------------

Następna notka będzie dopiero prawdopodobnie w poniedziałek. Czekajcie cierpliwie i komentujcie! ;D

2 komentarze:

  1. Może to nie był Logan, ale kocham też Josha.
    DZIĘKIIII!!!!!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ~RosAlice po paru latach24 października 2017 14:59

    Rawr jaka ze mnie podrywaczka

    OdpowiedzUsuń