piątek, 22 marca 2013

Rozdział 56.

*oczami Victorii, dawno, dawno temu (po jej urodzinach)*

Nie wiedziałam dlaczego to robię, ale musiałam za nim pojechać. Chłopak zatrzymał auto na najbliższym parkingu przy jakimś sklepie spożywczym i wysiadł z niego. Pospiesznie poleciłam kierowcy żeby także się zatrzymał. Rzuciłam mu na przednie siedzenie dwadzieścia dolarów i wypadłam z samochodu jakby się paliło.

- Dlaczego do cholery nie dasz mi spokoju?! – wrzasnął zdenerwowany Niall.

- Przepraszam cię za to, co powiedziałam w klubie. Nie wiem czemu się tak zachowałam. – przyznałam ze skruchą i podeszłam do niego.

- Pomyliłem się w stosunku co do ciebie. Myślałem, że jesteś inna.

- Ja też myślałam, że jesteś inny.

- Niby dlaczego? – zainteresował się mimowolnie choć widać było, że sam sobie nie miał nic do zarzucenia.

- Pierwszy raz całowałam przystojnego piosenkarza. Nie wiedziałam jak zareaguję. A ty nie powinieneś mnie całować pierwszego dnia naszej znajomości.

- Więc teraz na mnie zwal, że masz coś z psychiką?

- Gdybym była wariatką to nie byłoby mnie teraz tutaj. – warknęłam. – Byłabym w twoim domu i kradła twoją bieliznę.

- Wariatka. – zaśmiał się nerwowo i skrzyżował ręce na piersi. – Po co tu za mną przyjechałaś?

- Nie powinnam mówić, że jestem panią Horan. Przepraszam. – szepnęłam bardziej do siebie niż do niego i chciałam się odwrócić w stronę ulicy, gdy poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Nie zareagowałam. Szłam tylko przed siebie nie zwracając uwagi na otoczenie.

Zatrzymałam się dopiero gdy Niall zagrodził mi drogę.

- Tylko jest jeden mały problem. – powiedział poważnym głosem biorąc mnie pod rękę.

- Niby jaki? Naślesz na mnie ochronę zaraz czy co? – burknęłam z pogardą.

- Ja cię chyba naprawdę polubiłem. – przyznał i oblał się rumieńcem.

- Oh. – westchnęłam i usiadłam na najbliższej ławce.

- Nie powinienem tak zareagować na twoje słowa. To ja powinienem cię przepraszać. Przecież tysiące fanek na koncertach trzymają transparenty z pytaniami czy za nie wyjdę, a ja się wkurzyłem akurat na ciebie.

- Może coś się stało wczoraj, że dzisiaj jesteś jakiś nie swój?

- Harry się stał. Wyciągnął mnie do jakiejś knajpy w Las Vegas. Ten gościu dalej nie może zapomnieć o Taylor Swift, a cierpi na tym tylko moja głowa i on sam. Mam strasznego kaca.

- Więc dasz mi jeszcze jedną szansę? – zapytałam niepewnie patrząc mu w oczy.

Chłopak usiadł koło mnie na ławce i objął mnie opiekuńczo ramieniem.

- Jest ryzyko, jest zabawa. – zażartował całując mnie w czoło.

- Tym razem nie zrobię nic głupiego. – przyłożyłam prawą dłoń do serca w geście przysięgi. – Obiecuję.

- Za to teraz ja zrobię coś głupiego. – popatrzył znacząco na zegarek i uśmiechnął się pod nosem. – Dokładnie za półtorej godziny skończą się twoje urodziny, a ja będę mógł cię znowu pocałować.

- Dlaczego musisz czekać z tym do północy? – podpuściłam go.

- Nie wypadałoby gdybym cię pocałował dwa razy pierwszego dnia naszej znajomości.

- Może jakoś to przeżyję. – mruknęłam i zbliżyłam swoją twarz do jego.

- Sama tego chciałaś. – zaśmiał się, a po chwili drugi raz tego dnia mnie pocałował.

Tym razem starałam się nie zachowywać jak wariatka. Miałam wielką ochotę wpleść mu palce we włosy, ale powstrzymałam się. Złapałam go tylko za ręce i odwzajemniłam pieszczotę.

- Może pójdziemy gdzieś na jakiś spacer? – zapytałam gdy się od siebie oderwaliśmy.

- Z racji tego, że są twoje urodziny to chyba nie powinienem ci odmawiać.

- Owszem, nie powinieneś. – musnęłam ustami czubek jego nosa i poszliśmy w stronę parku.

---------------

Dla Wiktorii z okazji urodzin. :D

2 komentarze: