poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 60.

Nie miałam pojęcia w co się mam ubrać. Od godziny przeglądałam zawartość swojej szafy, ale nic nie wydawało mi się być odpowiednie na dzisiejszą galę. Chciałam, żeby Kendall nie żałował, że mnie ze sobą zabrał. Wyrzuciłam wszystkie swoje bluzki i tuniki, które tylko miałam w garderobie i usiadłam pośrodku kółka z nich utworzonego na podłodze. Miałam piętnaście minut do wyjścia, a ja dalej nie wiedziałam co założę. Zgięłam nogi i oparłam głowę o kolana. Dobrze, że chociaż makijaż i fryzurę już miałam zrobione. Chwilę później usłyszałam ciche pukanie i drzwi do mojego pokoju uchyliły się ukazując w szparze głowę mojej mamy.

- Mogę wejść? – zapytała.

- Jasne. – odparłam próbując zgarnąć ciuchy z podłogi.

- O mój Boże. – szepnęła. – Co tu się stało?

- Nie mam się w co ubrać.

- Wiem to, dlatego przyniosłam ci odpowiednią sukienkę. – wyciągnęła zza pleców przepiękną czarno-białą tkaninę i podała mi ją. Wyglądała jakby składała się z gorsetu, który był biały i przecinały go czarne paski oraz spódnicy, która była cała czarna.

- Mamo. Ona jest piękna! – zawołałam ściskając ją.

- Dobra, dobra. Nie przesadzaj już. Idź się ubierz bo za chwilę Kendall tu po ciebie przyjedzie a ty niegotowa. – odsunęła się ode mnie delikatnie, ale stanowczo i wyszła z pokoju pozostawiając mnie w nim samą.

Weszłam do łazienki i pospiesznie przebrałam się w otrzymaną sukienkę. Muszę przyznać, że gdy przeglądałam się w lustrze wyglądała na mnie całkiem w porządku. Początkowo miałam obawy, że jest bez ramiączek i odsłania plecy, ale cóż. Innej nie miałam. Dobrze, że chociaż nie sięgała mi do kostek, tylko kończyła się trochę nad kolanami.

W oddali usłyszałam dzwonek do drzwi, a potem głos Kendalla witającego się z moimi rodzicami. Spodziewałam się, że pewnie mnie tata zawoła, żebym zeszła do nich na dół, ale nie zrobił tego. W zamian ktoś za to wszedł do pokoju i zaczął niecierpliwie przebierać nogami.

- Ewa? – zapytał Kendall pukając w drzwi łazienki.

Poprawiłam jeszcze sukienkę i strąciłam z niej niewidzialny pyłek. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam do swojego pokoju.

- I jak? – uśmiechnęłam się do niego i obracając się prezentując całą sukienkę.

- Wyglądasz przepięknie. – wyszeptał z rozdziawionymi ustami. Nie mogę powiedzieć żeby mi to nie pochlebiało.

- Oh, skoro tak uważasz. – zaśmiałam się i zaczęłam ubierać czarne szpilki leżące koło kanapy.

- Naprawdę pięknie wyglądasz. – powtórzył łapiąc mnie w talii i obracając do siebie tak, że nasze usta dzieliło tylko kilka centymetrów. Chłopak pokonał tę odległość jednym pewnym ruchem.

- Rozmażesz mi szminkę. – wykrztusiłam spod jego zachłannych warg.

- To pomalujesz się drugi raz.

Odchyliłam się od niego i dopiero wtedy zobaczyłam w co był ubrany. Na sobie miał jasnoniebieską koszulę, a na nią założoną ciemnozieloną, a nawet bardziej przechodzącą w brąz marynarkę. Zaśmiałam się bo w końcu wyglądałam przy nim odpowiednio.

- Idziecie?! – zawołała z dołu Weronika.

- Lepiej chodźmy. – mruknęłam pociągając Kendalla za sobą w stronę schodów.

- No wreszcie. – prychnął Logan obejmując Werę w talii. – Idziemy. – zakomenderował i podążyliśmy w stronę BMW Kendalla.

- Skąd wytrzasnęłaś taką sukienkę? – szepnęłam jej na ucho wychodząc z domu.

Dziewczyna ubrana była w czarną, pół prześwitującą  na górze sukienkę sięgającą jej do kolan. Plecy oczywiście tak jak ja miała odsłonięte.

- Widzisz, to jest plus bycia z gwiazdą popu. – odparła i roześmiana wsiadła na tylnie siedzenie samochodu koło Logana. Westchnęłam głęboko i także wsiadłam do samochodu.

- Myślicie, że wygramy w tym roku? – po dłuższym czasie zagaił do rozmowy Logan.

- Mam taką nadzieję. – rzuciłam i zaczęłam bawić się radiem.

- Nadzieja matką głupich. – wtrącił Kendall ze śmiechem. – Ej. Nie psuj mi radia. – dodał rzucając mi groźne spojrzenie.

- Bo co mi zrobisz? – droczyłam się z nim.

- Coś strasznego.

- Ej! – zbulwersowała się Wera. – My też tu jesteśmy. – pokazała na siebie i na Logana dłońmi.

- Kendall, wiedziałeś, że tam są? – podchwyciłam. – Ja nie miałam pojęcia!

- Dobrze się schowali, prawda? – posłał mi łobuzerski uśmiech.

Po chwili do mojego chłopaka zadzwonił telefon. Wyjął go z kieszeni i podał mi go widząc moje wściekłe spojrzenie, gdy zamierzał go odebrać.

- Słucham? – powiedziałam do aparatu.

- Gdzie wy się włóczycie? – zapytał zdenerwowany James.

- Jesteśmy w drodze. – odparłam znudzona.

- I dlaczego Kendall nie odbiera?

- Bo prowadzi? Domyśliłbyś się.

- A już myślałem, że zatrudnił asystentkę. – zażartował.

- Idź zajmij się lepiej Halston. – warknęłam i przerwałam połączenie.

- Coś się stało? – zapytał zdezorientowany Kendall widząc moją wściekłą minę.

- Nie. Po prostu James jest cholernym hipokrytą. – burknęłam i wbiłam wzrok w jezdnię.

Chłopak nie odpowiedział i resztę drogi na galę pokonaliśmy w nieznośnej ciszy. Co jakiś czas przełączałam piosenki w radiu aby słuchać tylko tych wykonywanych przez Big Time Rush. Już po kilku takich manewrach słyszałam z tyłu dezaprobujące westchnienia Logana, ale nie zwracałam na nie uwagi.

- Dojechaliśmy. – zakomenderował Kendall i wypadł z samochodu jakby się paliło.

Podążyliśmy za jego przykładem i niedługo później już byliśmy otoczeni przez dziennikarzy i fotografów.

- Jak to jest chodzić z gwiazdą?! – krzyczała jakaś kobieta podtykając mi mikrofon pod nos.

- Czy to prawda, że zerwaliście ze sobą?! – krzyczała druga przepychając się w moim kierunku.

Flesze oślepiły mnie i po chwili nie wiedziałam już gdzie idę. Wspięłam się na palce i zaczęłam wypatrywać blond czupryny mojego chłopaka. Nie musiałam go długo szukać, bo moment później objął mnie w talii i poprowadził w stronę Pomarańczowego Dywanu.

- Nie martw się nimi. – szepnął mi na ucho. – Po prostu się uśmiechaj do obiektywów.

- Tak jak teraz? – zapytałam demonstrując szeroki uśmiech.

- Właśnie tak. – odparł ze śmiechem. Delikatnie musnął moje usta i odsunął się, zdecydowanie za szybko jak na mój gust.

- Pocałuj ją jeszcze raz! Nie zdążyłem zrobić wam zdjęcia! – wrzasnął ktoś z tłumu.

- Mama wychowała mnie na grzecznego mężczyznę. – rzucił z lekkim sarkazmem i spełnił prośbę fotografa.

Całowalibyśmy się pewnie długo, gdyby nie jakaś dziewczyna, która wpadła prosto na nas przy okazji rozdzielając nas od siebie. Nigdy nie zapomniałam tej burzy blond włosów. Co do cholery robiła tutaj Kayslee?

----------------

Znając mnie nasze wymarzone KCA będzie dopiero w notce w czwartek...

Tym czasem.. So throw your hands in the air. Come on and make this count. It’s only you and me, nevermind this crowd. Do the way you do it. Do it like nobody’s around.

2 komentarze:

  1. Dobre, dobre. A ta moja sukienka... :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Martulkaaa1825 marca 2013 12:12

    Ciekawa jestem co będzie działo się dalej :)
    Jednym słowem ŚWIETNE :) ;)

    OdpowiedzUsuń