środa, 5 czerwca 2013

Blind Love.

Szłam przez ciemną ulicę drżąc nie tylko z zimna, ale i ze strachu. Plułam sobie w brodę, że nie przyjęłam propozycji swojej przyjaciółki i nie zostałam u niej na noc mimo jej licznych próśb. Intuicja podpowiadała mi, że dzisiaj stanie się coś złego, ale ignorowałam ją.
Usłyszałam odgłosy ciężkich butów rozlegających się za moimi plecami. Wstrzymałam na chwilę oddech modląc się, aby to był tylko zwykły przechodzień. Na próżno próbowałam się oszukiwać. Kto normalny chodzi ulicą o drugiej w nocy gdy na zewnątrz jest blisko zera stopni?
Przyspieszyłam kroku walcząc z odruchem, aby nie rzucić się biegiem przed siebie. Intruz zmniejszył odległość między nami, a mnie oblał zimny pot. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w ciepłym domu. Włożyłam ręce do kieszeni żeby choć trochę złagodzić ich drżenie. Próbowałam udawać, że nikt za mną nie idzie, ale na próżno. Moje próby skończyły się fiaskiem.
Nie zanotowałam momentu w którym nieznajomy znalazł się zbyt blisko mnie. Zorientowałam się co się dzieje dopiero wtedy, gdy jego chłodna ręka zakryła mi usta. Pisnęłam mimowolnie, ale on tylko wzmocnił uścisk.
- Nic nie mów to nic ci się nie stanie – odezwał się mężczyzna lodowatym tonem.
Ścisnęłam odruchowo gaz pieprzowy, który zawsze nosiłam ze sobą. Zaczęłam opracowywać taktykę i myśleć, gdzie mam walnąć tego gościa. Nie było jednak czasu na zastanowienie więc intuicyjnie kopnęłam go w kroczę, aby uwolnić się od jego rąk.
Zaczęłam biec przed siebie na oślep, modląc się, żeby nie upaść i nie pozwolić się dopaść. Czułam, że zaraz wypluję z siebie płuca. Nie poddawałam się jednak i zmuszałam się do każdego kolejnego kroku. Do najbliższej przecznicy, na której ktoś musiał się znajdować, dzieliło mnie raptem kilkaset metrów. Czułam, że zaraz nogi mi się zaplątają i nie ucieknę przed nieznajomym.
Nic nie widziałam, co tylko potęgowało u mnie uczucie osamotnienia i wyobcowania. Słyszałam jedynie głośnie dudnienie butów goniącego mnie napastnika.
Nie zauważyłam nierówności na ulicy i po chwili wylądowałam na niej z głośnym chrupnięciem łamanych kości. Krzyknęłam mimowolnie sparaliżowana strachem. Nie mogłam poruszać nogą.
Mężczyzna dopadł mnie jednym susem wykorzystując mój upadek. Poczułam jego dłonie na swojej talii, które przesuwały się po niej zbyt gwałtownie.
Próbowałam drapać go po twarzy i plecach, nie zdolna do użycia gazu pieprzowego. Jego uścisk był zbyt mocny, a każdy ruch sprawiał mi ból. Przygwoździł mnie swoim masywnym ciałem do ulicy sprawiając, że nie mogłam nabrać świeżego powietrza. Nie mogłam oddychać, nie mogłam nic zrobić.
Ręce napastnika zjechały w dół, zatrzymując się na moich biodrach i zaczęły rozpinać mi spodnie.
Krzyknęłam w nadziei, że ktoś mnie usłyszy, ale ulica w dalszym ciągu była pusta. Wiedziałam co zaraz nastąpi i nikt nie mógł temu zapobiec.
- Grzeczniej, to nie będzie bolało. – Powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Wal się. – Warknęłam wyswobadzając jedną rękę z jego żelaznego uścisku i walnęłam go w twarz pięścią.
Zabolało mnie to jak cholera, a nieznajomy nawet tego nie poczuł. To tylko jeszcze bardziej go rozeźliło. Sięgnął ręką do kieszeni i wyjął z niej niewielki scyzoryk.
Oniemiałam na ten widok. Z przerażeniem wpatrywałam się w srebrny przedmiot, który coraz bardziej zbliżał się do mojej twarzy.
- Nie chciałem tego robić, ale nie dajesz mi innego wyboru. – Szepnął z ironicznych uśmiechem.
W tym momencie zaświeciła się pobliska latarnia, by po chwili zgasnąć. Ten moment jednak wystarczył, abym zobaczyła twarz mojego oprawcy. Abym mogła zapamiętać ją do końca swojego życia, które rychło miało się zakończyć.
Bez zbędnych słów zatopił ostrze w moich oczach wywołując u mnie kolejne ataki krzyku. Mężczyzna nie zważał na nie, tylko w spokoju dokończył to, co zaczął.
Później była już tylko nieprzenikniona ciemność i odgłosy kroków oddalającego się napastnika. Nigdy tak bardzo nie pragnęłam umrzeć jak w tej chwili.

***4 lata później***
[J.I.] właśnie wybierała strój na wieczorną imprezę u swojego chłopaka, Jamesa. Chciała wyglądać jak najlepiej i szykowała się już ponad godzinę, a nie zanosiło się na to, że szybko skończy.
- Daria – zaczęła znudzonym głosem. Sądząc po odgłosach właśnie rozczesywała już któryś z kolei raz swe długie blond włosy. – Naprawdę powinnaś iść ze mną. Będzie super.
- Nie – warknęłam zirytowana, że nie dociera do niej, gdy odmówię jej za pierwszym razem.
- Poznałabyś w końcu Jamesa i jego kumpli. Może nawet któryś z nich by ci się spodobał?
- Wszyscy będą się ze mnie śmiać i mi współczuć. Jaka to ja nie jestem biedna, bo nie widzę.
- Myślałam, że nie obchodzi cię zdanie innych.
- Dobrze myślałaś. Ale nie chcę być znowu tą sierotką, którą skrzywdził los. Chciałabym być normalna. Szczęśliwa. – Mruknęłam nerwowo przygryzając wargę.
- Zdajesz sobie sprawę, że dokładnie dzisiaj mijają dokładnie cztery lata odkąd to się wydarzyło? – Zapytała delikatnie.
- Ja już tam o tym nie pamiętam. – Skłamałam uśmiechając się lekko.
- Więc tym bardziej nie powinnaś siedzieć sama w domu w piątkowy wieczór. Wyjdź ze mną. Zabawmy się. – Ponowiła propozycję.
Wiedziałam, że jak znowu jej odmówię, to to nic nie da. Dalej będzie mnie irytować swoimi pytaniami i sprawi, że i tak w końcu pójdę na tę imprezę.
- No dobra. – Powiedziałam ulegając jej prośbom i tym samym oszczędzając sobie nerwów i łez.
Akurat tutaj miała rację. Nie chciałam siedzieć sama w ciemnościach akurat tego dnia. Za każdym razem gdy choć na chwilę straciłam kontrolę nad swoim umysłem, ten pokazywał mi obrazy z tamtej nocy. Twarz tego mężczyzny i jego przerażający uśmiech…
- Ubierzesz to – oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu i rzuciła mi na kolana jakąś delikatną tkaninę. – Jasnoróżowa sukienka. Podkreśli twoje kształty.
- Muszę ci uwierzyć na słowo. – Wyszczerzyłam się do niej próbując udawać radosną, ale był to śmiech przez łzy.

***
Do domu Jamesa dotarłyśmy niedługo później. [J.I.] od razu do niego poleciała zostawiając mnie samą w holu i nie zadając sobie trudu przedstawianiem nas sobie.
Podeszłam do najbliższej ściany i drżącymi rękami wymacałam sofę. Usiadłam na niej z ulgą i próbowałam nie zwracać uwagi na wzbierający we mnie gniew. Co ja tu do cholery robię? Dlaczego dałam się namówić i zgodziłam się tu przyjść?
Oparłam głowę na kolanach i zaczęłam wsłuchiwać się w rozmowy przybyłych gości.
- Idź do niej zagadać – usłyszałam czyjś troskliwy męski głos.
Osoba, do której była skierowana wypowiedź, nie odpowiedziała. Chwilę później kanapa ugięła się pod czyimś ciężarem i zaskrzypiała delikatnie. Odsunęłam się tak daleko jak tylko mogłam, aby nie zlecieć na podłogę. To jednak nic nie dało. Nieznajomy przybliżył się do mnie, nie pozostawiając mi zbyt dużego pola manewru.
- Hej – odezwał się zachrypłym głosem. Poderwałam gwałtownie głowę do góry i skierowałam ją w stronę gościa.
- Cześć – szepnęłam ledwo słyszalnie.
Chłopak wziął gwałtowny oddech, ale nie wstał. Wszyscy tak reagowali gdy zobaczyli moją twarz. Zaklęłam w duchu, że nie wzięłam okularów przeciwsłonecznych z samochodu, które od czasu tamtej feralnej nocy były nieodłączną częścią mojego ubioru.
- Czy wszystko z tobą w porządku? – Zapytał z nutką smutku w głosie.
Nigdy w życiu nie miałam do czynienia z tym człowiekiem, ale z miejsca poczułam do niego sympatię. Chciałam wiedzieć co go trapi i pomóc mu rozwiązać jego wszystkie problemy.
- Oprócz tego co widzisz gołym okiem wszystko gra – odpowiedziałam uśmiechając się lekko.
- Gdzie moje maniery… - mruknął do siebie. – Jestem Carlos – powiedział i odnalazł moją rękę.
- Ja Daria.
Odruchowo ścisnęłam ją nieco mocniej niż powinnam. Chłopak jednak nie zwrócił na to uwagi i nie wypuścił jej z uścisku. Pogładził ją tylko delikatnie kciukiem i zaśmiał się cicho.
- Ciebie przyjaciele też wyciągnęli na imprezę? – Zaczął niepewnie temat, który jako pierwszy przyszedł mu do głowy.
- Dokładnie to przyjaciółka. Chodzi z Jamesem.
- Nie wyglądasz na szczęśliwą, że tu jesteś.
- Bo nie jestem. Chciałabym teraz być w domu, skulić się w łóżku pod kołdrą i nie myśleć o niczym. A to praktycznie niemożliwe. Nie dzisiejszego dnia.
- Czyżby twój powód do smutku był dokładnie taki sam jak mój? – Zachęcił mnie do mówienia.
- Nie wiem jaki jest twój, ale podejrzewam, że nie.
- Kilka dni temu zerwała ze mną dziewczyna.
- To zdecydowanie mamy inne powody, żeby siedzieć teraz tutaj i użalać się nad sobą.
- Jaki jest twój?
Wzięłam głęboki oddech. Nie wiedziałam czy mogę mu powiedzieć wszystko z czym walczę od ranka. A właściwie z czym walczę przez ostatnie cztery lata. Czułam jednak potrzebę zwierzenia się komuś. Prawdopodobnie już nigdy więcej nie spotkam tego chłopaka, więc równie dobrze mogę mu się wyżalić. On najwyżej ucieknie z podwiniętym ogonem jak większość. To przecież nie będzie takie wielkie rozczarowanie. Będzie kolejnym, który stchórzy.
- Dokładnie cztery lata temu to się wydarzyło – wykrztusiłam pospiesznie.
- Co się wydarzyło? – Nie widziałam jego twarzy, ale wyobraziłam sobie, że właśnie w tym momencie zmarszczył brwi próbując dociec o co mi chodzi.
Nie odpowiedziałam. Wskazałam tylko gestem na swoje oczy, a to wyrażało więcej niż tysiąc słów.
- O mój Boże. Przepraszam. Nie wiedziałem.
- Nie szkodzi. Co się stało to już się nie odstanie.
Byłam przekonana, że Carlos zaraz wstanie w kanapy i ucieknie najdalej jak to tylko możliwe. Właśnie w takim momencie większość osób z którymi rozmawiałam, niezbyt taktownie mnie zostawiała tłumacząc, że pilnie musi gdzieś iść. Jego reakcja zaskoczyła mnie jednak. Chłopak przybliżył się do mnie, a jego chłodne palce musnęły mój policzek. Założył mi za ucho kosmyk włosów, który wydostał się ze związanego na czubku głowy kucyka. Jego ręka została przy mojej twarzy dłużej niż to było konieczne, ale nie przeszkadzało mi to. Wydałam z siebie rozżalone westchnienie gdy w końcu odsunął ją ode mnie.
- A ja myślałem, że to mnie spotykają najgorsze rzeczy w życiu. A ty masz jeszcze gorzej.
- Przecież kochałeś tę dziewczynę. Masz prawo być smutny z powodu waszego zerwania.
- Nie powinienem. Zdradziła mnie z osobą, której ufałem.
- Tym bardziej masz prawo być smutny.
- Moim jedynym celem jest dzisiaj tylko to, żeby zapomnieć o tej dziewczynie. O wszystkim z wyjątkiem ciebie.
- Ledwo mnie znasz. – Mruknęłam niewyraźnie. Może to był jakiś dowcip? Jak rozbudzić zaufanie niewidomej? Ukryta kamera?
- Może to i racja, ale czuję się jakbym znał cię od dawna.
- Miło mi – wydusiłam zaskoczona jego wyznaniem. Byłam pewna, że moją twarz teraz zdobił szkarłaty rumieniec, ale nie przeszkadzało mi to.
- Może zatańczymy? – Zaproponował wstając z kanapy.
Pokręciłam przecząco głową. Nie miałam zamiaru się stąd ruszać. Niewidoma pod ścianą jest niegroźna, ale na parkiecie już stanowi zagrożenie.
- To nie jest najlepszy pomysł.
- Nie bój się. Umiem tańczyć lepiej niż myślisz. Nic ci się przy mnie nie stanie.
- Facet umiejący tańczyć? – Zagwizdałam żartobliwie i wyszczerzyłam się do niego. – To jakaś nowość. Tacy nie istnieją.
- Alexa mnie zaciągnęła na kurs. – Powiedział zaskakująco pogodnym tonem. Ujął moją dłoń i powędrowaliśmy do salonu w którym już huczała muzyka.
- Czy ktoś w ogóle tańczy? – Upewniłam się. Nie chciałam robić z siebie widowiska.
- Masa ludzi.
- Nie wierzę ci.
- Nie musisz.
Poczułam jego dłonie na swojej talii i jego ciepły oddech na moim karku. Carlos przylgnął do mnie całym ciałem nie pozostawiając między nami żadnej wolnej przestrzeni. Zdezorientowało mnie jego zachowanie, ale nie odepchnęłam go od siebie. Nikt do tej pory nie był tak blisko mnie od czasu tamtego nieszczęsnego wypadku.
Skarciłam się w myślach za to, że nic nie robię w kierunku tego, żeby zapomnieć o tamtej nocy. Przygryzłam nerwowo wargę i położyłam chłopakowi głowę na ramieniu, a ręce zarzuciłam mu na szyję.
- Dziękuję. – Wyszeptał mi do ucha.
- Niby za co? To ja ci powinnam dziękować.
- Ty mnie? W twojej obecności zapominam o Alexie.
- A ja nigdy nie czułam się tak przy nikim jak przy tobie. Po raz pierwszy od czterech lat poczułam się normalnie.
- Przecież jesteś normalna. Jesteś piękna.
Zarumieniłam się speszona, słysząc ten komplement z jego ust. Bardzo pragnęłam zobaczyć jego twarz.
- Nie jestem normalna. Jestem niewidoma. Daleko mi do normalności.
- I co z tego?
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co. Podświadomość podpowiadała mi, że Carlos ma rację. Powinnam przestać cały czas podkreślać to, że nie widzę.
- Mogę cię pocałować? – Zapytał z wahaniem odrywając moją głowę od swojego ramienia.
Nie zdążyłam wykrztusić z siebie żadnego słowa. Chwilę później jego usta dotknęły delikatnie moje. Czułam się jakbyśmy wcale nie znajdowali się w zatłoczonym salonie chłopaka mojej najlepszej przyjaciółki. Cały świat przestał mieć dla nas znaczenie.
Chłopak odsunął się ode mnie nieznacznie. Cały czas czułam jego oddech na policzku. Pogłaskał go czule, sprawiając tym samym, że serce zabiło mi szybciej.
Jego dłonie wróciły na moją talię i zaczął się poruszać w rytm puszczanej muzyki, a ja za nim. Nie kłamał. Naprawdę umiał dobrze tańczyć.

----------------------------------------

[J.I.] - wstawiasz imię swojej przyjaciółki.
Pierwszy imagine spośród zamówionych. Z dedykacją dla Darii..
Resztę postaram się napisać jak najszybciej ;).... Ten akurat pisany na zielonej szkole między jednym rysowaniem serduszek, a drugim, no i taplaniem w borowinie xD.
Jeśli ktoś chce być informowany o nowych notkach na blogu, niech napisze do mnie na GG albo na czymś. Ewentualnie zostawi kontakt  do siebie w komentarzu :D. Kontakt do mnie w Tu mnie złapiesz.
No i oczywiście dziękuję za 15,5 tysiąca wyświetleń <3.

 

 

6 komentarzy:

  1. Swietnie bardzo ladne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Nie wiem, co dalej napisać, więc...
    te gify mnie rozwalają. Mina Logana "Jestę psycholę" xDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne. Aż się normnalnie popłakałam nie wiem czemu ... ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam <3 Chcę więcej :* <3

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest takie piękne. Też się popłakałam na końcu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajefajne *.* Tylko ten oprawca mnie niepokoi :/ Ale i tak boskie :)

    OdpowiedzUsuń