czwartek, 27 czerwca 2013

Love In The Middle Ages. Part II.

Mama poprowadziła mnie do podwyższenia na którym stali moi rodzice wraz z dziadkami. I rodzina mojego przyszłego męża wraz z Carlosem. Chłopak wpatrywał się we mnie jak zahipnotyzowany, co nie pomagało mi przy wejściu po schodach. Miał krótkie ciemnobrązowe włosy, które były lekko wilgotne od zaduchu panującego w sali balowej. Dołączyłam do niego trochę uspokojona. Przynajmniej nie był brzydki.
Obróciłam się twarzą do setek osób oczekujących na to, aż powiem tak. Widziałam, że wzrok Carlosa utkwił w dziewczynie stojącej pod ścianą. Jego siostra. Pokazała mu gestem, że wszystko jest w porządku i zniknęła mi z oczu. Ciekawiło mnie dlaczego nie dołączyła do swojego brata i rodziców, ale nie mnie było ją osądzać.
- Przestań – usłyszałam szorstki głos ojca zaraz przy moim uchu. – Ten chłopak nie powinien teraz zaprzątać ci głowy. Jest jedynie tchórzem.
- Nie mów tak o nim!
- Ten bezbożnik nie zasługuje na ciebie – wycedził i złapał mnie brutalnie za rękę.
- Nic ci do tego. Może ja sama uznam kto na mnie zasługuje, a kto nie? To dla mnie poszedł na tę bitwę. Zginał przez ciebie! – Ciągnęłam czując wzbierające we mnie łzy.
- On nie zginął. On zdezerterował – słowa ojca były niczym nóż wbity w serce.
- Nie wierzę ci – warknęłam hardo.
- Został wygnany z królestwa za przestępstwa popełnione gdy jeszcze tu był – wydawał się dobierać słowa, które naumyślnie jeszcze bardziej mnie zranią. – Myślałaś, że nikt się nie dowie? Że jest zwykłym złodziejem?
- Nie chciałeś mu pomóc, a dobrze wiesz, że jego rodzina nie ma pieniędzy.
- To zwykli prostacy.
- To jest niemożliwe – sapnęłam wyrywając dłoń z jego uścisku.
- Annie, zrozum mnie. Jego tu nie ma. Już nigdy więcej go nie zobaczysz.
- Nie miałeś najmniejszego zamiaru pozwolić nam na ten ślub. Nawet jakby przeżył tę wyprawę.
- Anne! – Skarciła mnie mama. Pokazała mi gestem, że mam stanąć obok Carlosa.
Posłusznie wykonałam jej polecenie, tym samym przerywając moją kłótnię z ojcem.
Chłopak złapał mnie za rękę i uśmiechnął się współczująco. Po moim policzku zaczęła spływać łza, którą ku mojemu zaskoczeniu, otarł wierzchem dłoni ledwo go muskając. Płakałam dlatego, że nie byłam wstanie sprostać wymaganiom rodziców. Nie umiałam być taką jaką chcieli bym była. Byłam niewdzięczną córką i nie umiałam się przełamać do małżeństwa z Carlosem. Wiedziałam, że zawsze mogłam trafić na kogoś lepszego, ale nie byłam w stanie robić wbrew sobie.
Moja matka zaczęła coś mówić do zaproszonych gości, albo raczej do całego królestwa. Obecność na zaręczynach była obowiązkowa i tylko w poważnych przypadkach można było się na nich nie pojawić. Kompletnie się wyłączyłam i zaczęłam po prostu modlić się w duchu, by już było po wszystkim.
Moją uwagę przykuł jakiś błysk w tłumie. Popatrzyłam pośpiesznie w tamtym kierunku i o mało nie zemdlałam z wrażenia. Na środku sali balowej stał Logan i uśmiechał się do mnie beztrosko. Pomachał mi radośnie i z ciekawością śledził wydarzenia rozgrywające się na scenie.
Nagle moją dłoń ujął Carlos i uklęknął przede mną. Wiedziałam co zaraz nastąpi, ale i tak z mojego gardła wydarł się zduszony okrzyk zaskoczenia. Wszyscy uznali, że to tylko zwykła gra aktorska i zaśmiali się jakby z obowiązku.
Spojrzałam zszokowana na Logana by zobaczyć jego reakcję. Ten patrzył na mnie tępo z bezsilnością wypisaną na twarzy.
- Annie? – Przywołał mnie do porządku pytający głos Carlosa.
- Tak, sir? – Odpowiedziałam z przekorą używając takiego określenia, choć dobrze wiedziałam, że nie wypadało mi go tytułować. Chłopak tylko zmarszczył brwi, ale nie dał się zbić z tropu.
- Annie – powtórzył nakładając nacisk na ostatnią sylabę. – Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? – Wymamrotał nerwowo i tak cicho, że tylko ja usłyszałam jego głos.
Goście wstrzymali oddech domyślając się jakie słowa właśnie zawisły w powietrzu.
- Carlos… - Zaczęłam i wysunęłam dłoń z jego uścisku. – Wiem, że wszyscy oczekujecie mojego tak, ale ja nie dam rady. Po co ci żona, która cię nie kocha? – Mówiąc ostatnie zdanie zwróciłam się bezpośrednio do Carlosa bojąc się tego jak na nie zareaguje.
- Anne! – Wrzasnęła moja matka z odrazą wyczuwalną w głosie spowodowaną moim nagannym zachowaniem.
- Nie chcę być z kimś na siłę. Jeśli chcecie bym była szczęśliwa, pozwólcie mi poślubić tego, którego kocham – zwróciłam się do nich ze łzami w oczach.
- Przestań się wygłupiać! – Zagrzmiał ojciec.
Zaszokowani państwo Pena stali i powstrzymywali się od wybuchu, czego nie udało im się ukryć. Emocje były wypisane na ich twarzach.
Matka zaklęła siarczyście i zemdlała w ramionach ojca. Miałam wyrzuty sumienia, że tak wszystkich potraktowałam, ale nie mogłam teraz pozwolić by ogarnęły mnie całą. Spostrzegłam, że Logan wychodzi z sali balowej bez zaszczycenia mnie ani jednym spojrzeniem.
- Każdy wnosi radość do pokoju – zaczęłam i zwróciłam się w kierunku oniemiałego tłumu. Chciałam jak najprędzej opuścić to pomieszczenie pełne przeładowanej atmosfery. – Jedni wchodząc, drudzy wychodząc. Wy akurat uszczęśliwicie mnie robiąc to drugie.
Nie czekając na to aż ktoś mnie zatrzyma, zgrabnie zeskoczyłam z podwyższenia i zaczęłam przepychać się w stronę wyjścia, w którym chwilę wcześniej zniknął Logan. Nie zważałam na to, że zadaję komuś ból przy rozpychaniu się łokciami, ale tłum wydawał się robić mi na złość i nie ułatwiał opuszczenia sali.
Z zamku wypadłam cała spocona w mroźne, grudniowe powietrze. Wiatr zawiał od północy i podwinął mi sukienkę na twarz. Rozglądnęłam się nerwowo po okolicy próbując dostrzec sylwetkę Logana pośród szalejącej wichury śnieżnej. Zimno szczypało nie tylko moje dłonie, ale i całe ciało. Zapomniałam o nim jednak zaraz gdy odnalazłam chłopaka wzrokiem. Stał samotnie przy wielkim dębie na którym zwykliśmy kiedyś przesiadywać całymi godzinami.
W świetle księżyca jego brązowe włosy lśniły się srebrną poświatą. Podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu.
Logan natychmiast obrócił się do mnie i wziął mnie w ramiona. Wtuliłam twarz w jego tors, spragniona jego dotyku. Mimo panującej zimy, moje nozdrza wypełnił zapach wiosny z naszych wspomnień.
- Annie – wyszeptał mi we włosy głosem pełnym miłości. – Proszę, nie wierz w nic co twój ojciec o mnie mówi.
- Szzz… - Uciszyłam go pocałunkiem.
Westchnął, ale nie odepchnął mnie. Przygarnął mnie do siebie jeszcze bliżej, a ja rozpływałam się pod wpływem dotyku jego miękkich warg.
Zadrżałam, po części z zimna, po części z przyjemności, która ogarnęła moje ciało. Nie zważałam na to. Już jakiś czas temu udało mi się nauczyć jak ignorować potrzeby organizmu.
- Musisz tam wrócić – zaczął smutno odrywając się ode mnie. – To tam jest twoje miejsce. W bogactwach i luksusie, a nie z biedakami bez pieniędzy na jedzenie.
- Moje miejsce jest tam, gdzie jesteś ty.
- Annie…
- Ucieknijmy. Razem – zaproponowałam nieśmiało, na co Logan tylko się skrzywił.
- Anno Maslow! – Rozległ się ostry głos mojego ojca. Próbował przedostać się do nas przez liczne zaspy, których powinno nie być. Znając go, pewnie zaraz zwolni kilka osób odpowiedzialnych za odśnieżanie dziedzińca. – Jak śmiałaś?! Taki wstyd?! Twoja matka o mało nie umarła na miejscu!
Dopiero teraz zauważyłam, że z ciemności za ojcem wyłoniło się ponad dziesięć innych postaci. Królewska Straż Przyboczna.
- Dosyć! – Zarządził Logan i stanął przede mną, tym samym odgradzając mnie od wzburzonego króla.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić! Przez ciebie moja córka przestała wykonywać wszelkie polecenia! Nie liczy się z dobrem poddanych!
- Poprzez wykonywanie wszelkich poleceń miał pan na myśli zmuszanie jej do ślubu z mężczyzną, którego nie kocha? – Ciągnął chłopak z denerwującym spokojem.
Kontrast między tą dwójką jeszcze nigdy nie był aż tak widoczny. Po prawej stał nieco przygruby król z przekrzywioną koroną na głowie. W normalnych warunkach pewnie by ją poprawił, ale nie dzisiaj.
Na sobie miał drugie pod względem cenności szaty w całym królestwie. Te najcenniejsze i tym samym najdroższe były przeznaczone na uroczystość mojego ślubu, który stanął pod wielkim znakiem zapytania.
Po lewej zaś stał brązowowłosy chłopak z rękami uniesionymi w obronnym geście. Jego ubranie było bardziej wykwintne niż przy naszym spotkaniu, ale w dalszym ciągu umywało się do królewskich bogactw.
Wiedziałam, że tylko jeden argument, albo raczej broń może mi zapewnić ślub z ukochaną osobą. To byłby cios poniżej pasa, ale tonący chwyci się nawet brzytwy. Muszę postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować.
- Dobrze wiesz, że zawsze mogę zrzec się praw do tronu – wypaliłam i wystąpiłam do przodu. – Wtedy nie będziesz mógł mi rozkazywać co do mężczyzny, którego poślubię.
Wyminęłam Logana pomimo jego protestów i stanęłam twarzą w twarz ze swoim ojcem. Musiałam wziąć odpowiedzialność za swoje słowa i stawić czoła jego gniewowi.
- Nie zrobisz tego – wycedził przez zęby.
- Owszem, zrobię – odpowiedziała hardo.
- Nie możesz. Jesteś jedyną następczynią tronu odkąd James…
- Nie jedyną – przerwała mu zanim zacznie się rozwodzić na temat śmierci mojego brata. – Ten ślub jest tylko po to, żeby utrzeć nosa twojemu bratu.
- Królestwo nie może trafić w jego ręce! – Krzyknął w kolejnym wybuchu złości.
- Królestwo jest dla ciebie ważniejsze ode mnie?
- Nie pozwalam ci na to! – Wrzasnął, całkowicie ignorując moje pytanie.
Logan przysłuchiwał się naszej rozmowie z nieobecnym wyrazem twarzy. Nie miał pojęcia o czym mówimy. Sprawy dziedziczenia tronu były dla niego obce. Wiedziałam, że chciałby zapewnić nam trochę prywatności, ale bał się, że ojciec posunie się dalej niż tylko do krzyków i coś mi zrobi.
- Mam gdzieś co sobie o mnie myślisz. Odejdę stąd, a wtedy tron przejmie twój znienawidzony brat.
- Nie opuścisz granic królestwa bez mojego pozwolenia – zagroził lodowatym głosem.
- Wiesz… - Zaczęłam z denerwującym spokojem. – Zawsze myślałam, że większość ojców chce jak najlepiej dla swoich dzieci. Jak widać ciebie nie obchodzą moje uczucia. Dbasz tylko o czubek własnego nosa.
Zignorowałam obecność ojca i podeszłam do Logana. Ujęłam jego twarz w dłonie i dla przekory złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Chłopak chyba zrozumiał o co mi chodzi. Przyciągnął mnie do siebie łapczywie i położył mi ręce na talii.
- Tylko, że ja już nie mam córki – powiedział z lekkim opóźnieniem król.
Obrócił się w stronę zamku bez słowa i zaczął wpatrywać się w oświetloną budowlę. Oderwałam się od Logana, a po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Chłopak otarł je wierzchem dłoni i spojrzał na mnie oczami pełnymi bólu. Miał wyrzuty sumienia, że to przez niego odwróciłam się od rodziny. Może i miałam pretensje do rodziców o ślub, ale mimo to dalej ich kochałam i byli ważni w moim życiu.
Ojciec ruszył do zamku w całkowitej ciszy wraz ze swoją strażą. Jego niewypowiedziane słowa zdawały się jakby wisieć w powietrzu. Wszyscy doskonale wiedzieliśmy co chciał powiedzieć.
Zawiedliśmy się na tobie.
--------------------------------------------

Druga część opowiadania dla Ani. Mam nadzieję, że się spodoba ;)
PS. Dziękuję za komentarze pod ostatnią notką i wyświetlenia. Dowartościowują xD.  ;*

 

8 komentarzy:

  1. Nigdy nie pisz "organizmu", kobieto xDD
    Ej, napisz mi tego imagina, bo fochnę. :P
    Wgl Logan jako biedak jest niesamowity *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Aśka Schmidt27 czerwca 2013 14:19

    Ah tam nareszcie mu się postawiła! A co tam! Jeju zgadzam się z RosAlice Logan jako biedak jest słodziutki ;) Szkoda mi trochę Carlosa.. ale da radę , pozbiera się w końcu xD Opowiadanie zajebiste czekam na kolejne :*
    Ps. Zapraszam do siebie na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Klaudia Schmidt27 czerwca 2013 16:30

    Ta część jest jeszcze lepsza od poprzedniej. To jest takie cudowne. Prawdziwa miłość zawsze zwycięża.

    OdpowiedzUsuń
  4. Boooskie ♥
    Jestem osóbką bardzo wrażliwą i się popłakałam ; D
    Ale pisz tak dalej :P

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest boskie! Cudowne, Romantyczne...GENIALNE! Logan jest uroczy jako biedak...Carlos wejdzie na średniowiecznego Instagrama i będzie dobrze xD Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawe... Szczególnie postać Logana, z resztą wiesz dlaczego. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurde, no fajne. I przez Ciebie polubiłam średniowiecze <3

    OdpowiedzUsuń