poniedziałek, 1 lipca 2013

Solar Flyer. Part I.

- Natalia! – Krzyknęła dziewczyna, której imię wyleciało mi z głowy i tym samym wyrwała mnie z zamyślenia. – Weź się w końcu ogarnij!
- Co znowu chcesz? – Warknęłam.
Czy ona choć raz mogłaby się mnie nie czepiać? Cokolwiek bym nie zrobiła, zawsze będzie źle. A teraz niby co się stało? Znowu się na chwilę wyłączyłam i od razu jest wielka afera.
- Wyjdź ze swojego wymyślonego świata i zacznij w końcu rozdawać te cholerne ulotki. Jeśli znowu nas ochrzanią, że nie wyrabiamy normy, to tym razem nie będę cię bronić.
- Przepraszam – mruknęłam odruchowo i jakby na potwierdzenie swoich słów, wcisnęłam jakiemuś przypadkowemu przechodniowi ulotkę.
Kto normalny marzy o takiej pracy? Słońce praży, nie można schować się do cienia ani odpocząć. Kolejny raz plułam sobie w brodę, że rzuciłam studia. Teraz zamiast stać jak słup soli na najbardziej ruchliwej ulicy w Los Angeles, mogłabym siedzieć w klimatyzowanej sali wykładowej i słuchać przynudzającego profesora Sticksona. Jak widać głupota nie boli, aż do czasu.
Obróciłam się na pięcie bez patrzenia za siebie. Wiedziałam, że zaraz znowu dostanę kazanie od tej durnej dziewuchy, ale musiałam się czegoś napić. Gardło miałam wyschnięte na wiór, a pot litrami spływał mi po twarzy. O niczym innym bardziej w tej chwili nie marzyłam, oprócz wzięcia chłodnego prysznica i spotkania się wieczorem z przyjaciółmi na imprezie urodzinowej dla Julii. Zanosiło się jednak, że jeszcze trochę tu postoję i poudaję, że rozdaję ludziom ulotki. Plik karteczek, który dostałam rano, wcale się nie zmniejszył. Wręcz przeciwnie, wydawał się jakby rosnąć w oczach.
Szybkim krokiem podeszłam do pobliskiej kawiarenki i kupiłam zbawczą butelkę niegazowanej wody z lodówki. Łapczywie pociągnęłam duży łyk, a płyn rozkosznie spłynął w dół mojego gardła.
- Natalia! – Rozległ się aż nadto znajomy głos. Czy ta dziewczyna sobie kiedyś odpuści? Co znowu?
Tupnęłam nogą niczym małe dziecko w sklepie, gdy mama nie chce mu kupić jakiejś zabawki. Problem był w tym, że sama brałam odpowiedzialność za swoje życie. Albo i nawet jeszcze i za dwa inne.
Jedyną rzeczą która trzymała mnie w tej pracy, była moja siostra. Tylko dzięki niej się nie zwolniłam już na samym początku i cierpliwie znosiłam wszelkie uwagi albo zastrzeżenia skierowane w moją stronę.
Paulina.
Ruszyłam w stronę wyjścia z kawiarni jakby na jakimś dopalaczu. Czułam się jak po co najmniej dwój skrętach marihuany, choć narkotyki odstawiłam już bardzo dawno temu. To jej imię dawało mi chęci do życia. Odkąd ojciec zaginął w czasie trwania wojny, miałam tylko ją. Nasza matka była niczym duch albo zombie. Praktycznie nic nie mówiła. Jej codzienność wyglądała zawsze tak samo. Wstać i przetrwać dzień bez konfrontacji ze mną. Zawsze gdy na siebie wpadałyśmy, nie obywało się bez wielkiej kłótni. Do mamy nic nie docierało. To było jak walenie grochem o ścianę.
Do niedawna nie uświadomiłam sobie, że tak właściwie najbardziej raniłam nie tylko Paulinę, ale i siebie.
Na Ziemię wróciłam dopiero wtedy, gdy z impetem uderzyłam w jakiegoś chłopaka stojącego przy drzwiach. Otwarta butelka wypadła mi z ręki, a jej zawartość wylądowała na koszulce nieznajomego.
- Przepraszam! – Powiedziałam szybko czując, że moje policzki robią się czerwone.
- Nic się nie stało. Naprawdę – zapewnił z nutką rozbawienia w głosie. Zmieszana wbiłam wzrok w podłogę i zaczęłam dokładnie przyglądać się fakturze kafelków, z których była wyłożona.
- Oddam ci za pralnię – zaproponowałam i zaczęłam szukać drobnych po kieszeniach, choć dobrze wiedziałam, że ich tam nie znajdę. Jedyną gotówkę jaką dzisiaj ze sobą zabrałam, wydałam na butelkę wody, po której została jedynie mokra plama na podłodze i koszulce chłopaka.
- Przestań – zaoponował kładąc swoją dłoń na mojej i tym samym uniemożliwiając mi dalsze manewry. Twarz miałam teraz już w kolorze purpury. – Nie będę brać od ciebie pieniędzy. Przecież to tylko zwykła woda. A po za tym zaraz wyschnie i będzie mi trochę chłodniej. Dzisiaj jest wyjątkowy upał.
- No to może chociaż weźmiesz ode mnie ulotkę? – Zaproponowałam niepewnie.
- Ulotka w zadośćuczynieniu za oblanie mnie mokrym czymś – powiedział, próbując brzmienia tych słów. – Wezmę ją, ale pod pewnym warunkiem – zgodził się po chwili udawanego wahania.
- Jakim?
- Napiszesz mi na niej swój numer – odparł i wolną ręką podał mi czarny marker.
- Chyba nie mam innego wyjścia – uśmiechnęłam się lekko. Myślałam, że każe zrobić mi coś gorszego. – Muszę je rozdać do końca dnia, a nie idzie mi zbyt dobrze.
Pospiesznie nabazgrałam na kartce swój numer telefonu i podałam nieznajomemu z pogodnym uśmiechem. Podniosłam głowę i dopiero wtedy pierwszy raz spojrzałam w jego, jak dobrze mi znaną twarz.
Chłopak miał lekko przydługawe, brązowe włosy, odgarnięte do tyłu. W jego ciemnych oczach czaił się błysk, a twarz zdobił radosny uśmiech. Wbrew moim oczekiwaniom nie był na mnie zły, albo przynajmniej tak nie wyglądał.
Wtedy jednak uświadomiłam sobie z kim mam do czynienia. Moje podejrzenia powinien wzbudzić ubiór chłopaka. Przecież on dołożył wszelkich starań do tego, by go nie rozpoznano na ulicy. Miał na sobie granatową bluzę z założonym na głowę kapturem, mimo że w kawiarni panował zaduch chyba nawet większy niż na zewnątrz. Pomieszczenie bez klimatyzacji.
- Szzz… - Uciszył mnie przykładając mi palec do ust. Wiedział, że znam jego nazwisko i nie chciał robić z siebie niepotrzebnego widowiska.
- Przecież ty jesteś… - Zaczęłam z niedowierzaniem, ale nie zdążyłam dokończyć, bo James wypchnął mnie na zalaną słońcem ulicę Los Angeles.
- Tak, to ja – powiedział przyciszonym głosem. – Dam ci autograf, zrobię sobie z tobą zdjęcie czy co tam chcesz, ale proszę, nie wymawiaj mojego nazwiska. Zaraz zlecą się paparazzi.
- Ale przecież…
- Dasz się zaprosić na kawę? – Przerwał mi zmysłowym głosem i tym samym zmienił temat.
Rozmawiając z nim, wcale nie czułam tego, że jest słynnym piosenkarzem. Wydawał się być zwykłym chłopakiem i nie mogłam zaprzeczyć, że podobało mi się to.
- N-nie mogę – wydukałam wbrew sobie. Bardzo chciałam przyjąć jego zaproszenie, ale musiałam wrócić do pracy. Rozsądek wygrał z sercem.
- Jesteś mi chyba coś winna za ten wypadek z wodą – uśmiechnął się szeroko.
- Próbujesz wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia? – Zapytałam go z udawaną srogością.
- Skądże znowu.
- Muszę rozdać te ulotki – wyjaśniłam smutno.
- Odmawiasz wyjścia na kawę ze słynnym Jamesem z Big Time Rush? Wiele dziewczyn by się dało pokroić za taką okazję, a ty tak po prostu ją odrzucasz? To jak wygranie losu na loterii – zażartował. – Druga taka szansa może się już nie powtórzyć.
- Więc co po ci mój numer?
Chłopak dopiero teraz spojrzał na ulotkę w swoich dłoniach. Zlustrował ją szczegółowo i zaśmiał się cicho.
- The Human Body Exhibition?
- No co? – Warknęłam. – Lepiej już idź i zajmij się swoimi sprawami. – Z moich ust niespodziewanie wydarły się niezbyt miłe słowa.
- Hej.. – Zaoponował, łapiąc mnie za rękę. – Nawet nie wiem jak masz na imię.
- N-Natal-lia – wyjąkałam. Pod wpływem jego spojrzenia jakbym zapomniała słów w gębie. Nogi się pode mną ugięły. Zamrugałam gwałtownie powiekami, próbując nadać twarzy przytomny wyraz.
- Natalio… - Zaczął i przejechał opuszkami palców po moim policzku, ledwo muskając przy tym skórę. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku. – Proszę, czy pójdziesz ze mną na kawę?
- Tak – powiedziałam z opóźnieniem uświadamiając sobie sens tego słowa. Szef mnie zabije. Opuszczam ‘stanowisko’ pracy, znowu.
- Nie mogłaś tak od razu? – Zaśmiał się. Znałam tego chłopaka dopiero od pięciu minut, ale już wiedziałam, że jego śmiech to najcudowniejszy dźwięk pod słońcem.
***
- Poproszę dwie kawy latte – odpowiedział James smutnym głosem na pytanie kelnerki.
- Jedną kawę latte i zieloną herbatę – poprawiłam go odruchowo.
Chłopak zmarszczył brwi, ale nie próbował dociekać o co mi chodziło w obecności obcej.
- Zapraszam cię na kawę, a ty zamawiasz herbatę – mruknął znacząco gdy kobieta odeszła i wbił we mnie swoje spojrzenie, odbierając mi dech w piersiach..
- Nie jestem zwolenniczką kofeiny.
- Ja też nie, ale mam serdecznie dosyć. Zbliża się trasa więc mamy próby z choreografami i różnymi innymi osobami – w brzmieniu jego głosu można było się dosłyszeć, że coś go trapi.
Promień słoneczny padł na policzek chłopaka, tym samym ukazując worki pod oczami. Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że jego cera była blada niczym papier. Wyniszczony chemikaliami i zmęczony ciągłą pracą. To nie mogła być tylko wina nieustannej harówki. Coś jeszcze sprawiło, że wygląda tak jak wygląda.

-------------------------------------------

Kolejne opowiadanie z zamówień, tym razem z Jamesem dla Natki. Przepraszam, że znowu w częściach, ale coś długie wyszło i nie chcę was zanudzać. I mam nadzieję, że się spodoba ;)
Bardzo dziękuję za komentarze pod ostatnim wpisem o średniowieczu. Może opowiadanie nie jest najlepsze, ale jestem z niego dumna xd.
I dzięki za wejścia i wgl. <3.


 

 

7 komentarzy:

  1. Pierwsza część jest znakomita! *.* Zrobiłaś ze mnie niezdarę, którą trochę jestem xd Nie mogę się doczekać kolejnych części. ♥ Dziękuję Ci. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. James <3 Brałabym go na ulicy, a Natalia taka nierozsądna xDDD
    Nie no, świetne :*
    CZEKAM NA TEN O MNIE KURDE! XD

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Aśka Schmidt1 lipca 2013 14:36

    Zanudzać?! Dziewczyno ja byłam rozczarowana że już się skończyło xD Ojej jakie to słodziutkie *__* Oj.. James zjedz Snickersa bo zaczynasz strasznie gwiazdożyć^^ Tej pochlebiasz sobie.. ale co tam ważne że się zgodziła =) Część pierwsza cudooownaaa! Czekam na nn:*

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest świetne ! <3
    Chcę następną część, JUŻ !

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne, 100% wakacyjne XD Tak trzymaj :)

    OdpowiedzUsuń
  6. moglas sie bardziej postarac, stac cie na wiecej. beznadzieja jak kromka z maslem i nutella...

    OdpowiedzUsuń