środa, 30 października 2013

Last Shot. Part II

Zakręciło mi się z głowie i osunęłam się na kolana tuż przy jego głowie.
- O mój Boże - wyszeptałam do siebie. - Boże, Boże, Boże.
Sydney trąciła moją rękę i przeturlała ją na ramię Carlosa. Zaszczekała jeszcze raz i pełna bólu pobiegła w kierunku, z którego padł strzał.
- Sydney! - krzyknęłam za nią łamiącym się głosem, ale nie zawróciła.
- Chyba nici z naszego spaceru - wychrypiał cicho Carlos.
- Szzz.. - uciszyłam go. - To nie jest twoja wina.
- Tak bardzo chciałem...
Nie dokończył, bo zaniósł się głośnym kaszlem.
Nie tracąc czasu, wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer na pogotowie. Zanim wytłumaczyłam dyżurującej pielęgniarce co się stało, zdążyłam się rozpłakać. Machinalnie ocierałam łzy i co chwila zerkałam na Carlosa i upewniałam się, czy jeszcze oddycha.
Z bezsilności i wściekłości rzuciłam telefon na chodnik. Karetka była w drodze, a ja nie mogłam jej w żaden sposób popędzić.
Powieki Carlosa otwierały się z co raz większym wysiłkiem, a klatka piersiowa ledwo się unosiła.
- Nigdzie stąd nie idziesz! - wrzasnęłam zrozpaczona. - Nie wolno ci zostawić mnie samej!
- Alexa...
W wypowiedzenie tego słowa włożył ostatnie wysiłki. Zamknął oczy i uśmiechnął się smutno.
Przyłożyłam głowę do jego torsu, nie dbając, że się ubrudzę. Nie mogłam dłużej wytrzymać. Wybuchłam niepochamowanym szlochem. Darłam się i kopałam każdego, kto próbował odciągnąć mnie od Carlosa.
Nie zauważyłam gdy przybyli sanitariusze. Zaczęli rozmawiać między sobą. Jedyne słowa jakie wyłapywałam to śmierć i klinika.
Potem coś ukłuło mnie w ramię i opadłam bezwładnie na ziemię. Chciałam stracić świadomość ale przed oczami cały czas stawała mi nieruchoma twarz Carlosa.

~*~


                Ocknęłam się na czymś twardym. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale było mi zimno i chciało mi się pić. Machinalnie dotknęłam palcami suchych warg. Ile spałam? Co się stało?
Mimo długiego odpoczynku czułam się, jakby ktoś mnie pogryzł i wypluł. Jeszcze nigdy nie byłam taka zmęczona.
Z wysiłkiem otworzyłam oczy, ale zaraz je zamknęłam. Oślepiło mnie mocne światło szpitalnych jarzeniówek. Do tego czułam, jakbym miała powieki z ołowiu.
Wspomnienia przedarły się do mojej podświadomości gwałtowną falą.
Wydawało mi się, że koszmar wcale się nie skończył. Że nadal klęczę przy nieruchomym ciele Carlosa na środku ulicy. Wszędzie było pełno krwi. Miałam ją na twarzy i rękach, a ona mimo pocierania, dalej nie schodziła.
Podniosłam się gwałtownie do pozycji pionowej, ale zaraz z powrotem do łóżka pociągnęły mnie jakieś rurki. Musiałam się dowiedzieć co z Carlosem, a jakieś idiotyczne maszyny mi to uniemożliwiały!
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu pielęgniarki, ale byłam sama. Pociągnęłam więc za pierwszy przewód i zamierzałam go oderwać, ale zamarłam, gdy usłyszałam Jego głos.
- Radzę ci tego nie robić - powiedział ze śmiechem.
Popatrzyłam na niewielką kanapę, stojącą pod ścianą. Carlos siedział na niej, ubrany w biel. Otaczała go delikatna poświata, a jego idealny wygląd psuł tylko bandaż na klatce piersiowej.
- To dziwne. Myślałam, że anioły mają skrzydła.
- Jeszcze dużo rzeczy nie wiesz.
Carlos podniósł się, z gracją przeszedł przez pokój i stanął w nogach mojego łóżka. Zachłannie śledziłam każdy jego ruch. Zapomniałam, że chce mi się pić. Ważniejszy był mój prywatny Anioł Stróż. Czy wcześniej też przemieszczał się z taką swobodą, czy grację ruchów nabył dopiero po śmierci?
- Co ja tu robię? Przecież to ty... - ostatnie słowo utknęło mi w gardle.
Wiedziałam, że Carlos jest już na tamtym świecie, ale gdybym powiedziała to na głos, pogodziłabym się z tym faktem, a byłam od tego daleka.
- Nigdy nie byłem bardziej żywy niż jestem teraz.
- Dobrze ci tam gdzie teraz jesteś?
Carlos uśmiechnął się zawadiacko. Bardzo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej, ale jedynie to pytanie udało mi się zadać. Później łzy zaczęły ciurkiem spływać mi po twarzy i zaniosłam się niepochamowanym płaczem.
- Nie płacz. Nie warto.
- Jak mam nie płakać? Ciebie już nie ma.
I znowu jego radosny uśmiech. Już miałam na końcu języka dobrą ciętą ripostę, ale nagle zrobiłam się strasznie zmęczona. Próbowałam odgonić sen, mrugając powiekami, ale bezskutecznie. Zapadła ciemność. To już koniec? Tak wygląda śmierć? Moja dusza będzie tu tak tkwić, otoczona nicością z każdej strony?
- Kocham cię - z otchłani usłyszałam głos Carlosa.
Na mojej twarzy zakwitł uśmiech, ale nie starczyło mi sił, by odpowiedzieć. Też cię kocham, pomyślałam.

~*~


                - Alexa! - jakiś zbyt znajomy głos zawołał mnie po imieniu.
Kendall tu był i coś ode mnie chciał.
- Co? - warknęłam, bez zaszczycania go ani jednym spojrzeniem.
Zaraz za Kendallem do sali wparowali Logan z Jamesem. Brakowało tu tylko...
- Carlosa - odgadł bezbłędnie Kendall.
Nie miałam pojęcia, skąd wiedział, o czym pomyślałam, ale może po prostu zobaczył to w moich oczach. Nigdy nie umiałam dobrze ukrywać uczuć przed bliskimi.
Logan podszedł do mojego łóżka i usiadł na jego kraju. Zaczął uważnie studiować każdy szczegół mojej twarzy. Odnotowywał każdy najdrobniejszy ruch mięśnia.
- Co, sprawdzasz, czy to na pewno jestem ja? - żachnęłam się.
- Po prostu sprawdzam, czy nic ci nie jest.
- Akurat uwierzę, że się o mnie martwisz.
- Jesteś dziewczyną naszego przyjaciela. To oczywiste, że dbamy o to, co się z tobą dzieje - wtrącił James.
Zagryzłam wargę, by nie rzucić jakiegoś uszczypliwego komentarza i odwróciłam głowę.
- Więc jak się czujesz?
Wiedziałam, że po prostu się o mnie troszczą, byli moimi przyjaciółmi, ale zadali złe pytanie w nieodpowiednim czasie.
Czułam, że zaraz się rozpłaczę. Zakryłam twarz rękami, żeby nie widzieli mojej słabości, ale chłopcy cierpliwie czekali na odpowiedź.
Co miałam im powiedzieć? Tak, czuję się wyśmienicie. Co prawda mój chłopak nie żyje, ale co tam. Znajdę sobie nowego?
Rozsuwane drzwi do mojej sali otworzyły się i ktoś wszedł do środka. Byłam przekonana, że to pielęgniarka, i że zaraz wygoni moich gości z pokoju, ale jakże się zdziwiłam, gdy koło swojego ucha usłyszałam Jego głos.
- Hej.
Był wyraźniejszy od tego w mojej głowie. A może nasza rozmowa miała miejsce naprawdę? Może znowu duch Carlosa przyszedł do mnie na Ziemię? Pozostawała oczywiście opcja, że zwariowałam, ale nie dbałam o to, dopóki będę mogła rozmawiać z Carlosem.
Jego ciepłe palce dotknęły moich dłoni i odsunęły je od twarzy.
- Nie chowaj się przede mną.
Brakowało mi słów. W końcu był tu czy zwariowałam? Chłopcy zachowywali jakby go widzieli, więc może nie powinnam się leczyć?
- Do twarzy ci w tej szpitalnej pidżamie - zaśmiał się Logan.
Carlos całkowicie ich ignorował.
Wpatrywał się w moje zapłakane oczy, jakby nie było poza nimi nic innego na świecie.
- Carlos? - upewniłam się łamiącym głosem.
- Szzz... - przyłożył mi palec do ust. - Jestem tu
- Przecież ty... Ten postrzał, ta krew, lekarze... - zaczęłam mówić bez ładu i składu.
- Nic mi nie jest. Będę miał tylko bliznę.
- Myślałam, że... Że...
Trudno było mi uwierzyć, że tak poważny wypadek skończy się jedynie blizną. W pewnym momencie na tej ulicy myślałam, że więcej krwi było na ziemi, niż w żyłach chłopaka.
Carlos otarł mi łzy i oparł się swoim czołem o moje.
- Nic mi nie jest - powtórzył, ucinając tym wszelką dyskusję.
Gdy jego oddech owiał mi twarz, byłam już pewna, że nie zwariowałam. Carlos był tu. Cały i zdrowy, w jednym kawałku.
Gdy jego usta dotknęły moich, oprzytomniałam nagle. Pocałunek był niewinny, ale przecież nie byliśmy sami w pokoju.
- Czekaj - zaoponowałam, zanim zaczną się złośliwe komentarze.
- Jesteśmy sami - bezbłędnie odgadł moje myśli.
Dłonie Carlosa spoczęły na mojej talii i zaczęły przemieszczać się do góry. Chłopak chciał znowu mnie pocałować, ale ja odsunęłam się i jego usta trafiły w próżnię. Musiałam dowiedzieć się jeszcze jednej rzeczy.
- Byłeś tu, prawda?
Nie zaprzeczył. Dotknęłam opuszkami jego twarzy i delikatnie przesunęłam nimi w dół po kościach policzkowych, obwiodłam kontur ust. Czekałam na jakąkolwiek reakcję, ale na próżno.
- Jesteś strasznie blada.
- A ty coś ukrywasz.
Przesunęłam palcami po jego wargach. Zadrżał.
- Niby co mam ukrywać?
- Swój prawdziwy stan zdrowia.
Oderwałam dłonie od twarzy Carlosa i przeniosłam je na kark. Chłopak spuścił głowę i położył ją na moim ramieniu.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest - odwrócił pałeczkę.
- To ty tu byłeś postrzelony. Wiadomo kto to zrobił?
- Znasz procedury policyjne. Nic nie robią, a chcą podwyżek. Podejrzewają jedynie, że to był czysty przypadek. Oczywiście tylko oni tak uważają. Reszta sądzi, że to był zamach.
- Bo to był zamach.
- Nie ma pewności. Oberwałem dość mocno. Kula trafiła niedaleko serca i miałem dużo szczęścia, że to się tylko tak skończyło. Przez jakiś czas muszę uważać, żeby się nie przemęczać i powinno być dobrze.
- Myślałam, że nie żyjesz! - udarłam się głośniej, niż to było potrzebne.
- Kochanie... - zaczął niepewnie.
Podniósł głowę i popatrzył na mnie oczami pełnymi miłości. Jego spojrzenie było szczere i pewne, tak, że bez problemu uwierzyłam w każde jego słowo.
- Wszystko będzie dobrze.
- Wiem - szepnęłam.
- Kocham cię.
Chciałam odpowiedzieć tym samym, ale znowu coś mi przeszkodziło. Tym razem były to zachłanne usta Carlosa.

THE END


------------------------------------------


Nie żeby coś, ale to opowiadanie zostało w całości napisane na plaży w Chorwacji xd.
I z dedykacją dla Ady! Mam nadzieję, że druga część się spodoba. ;)


 

7 komentarzy:

  1. piekne juz myslalam ze po mojim carlose ale ze tam jest i jest szcesliwy z Alexa cieszy mnie najbardziej.Ola miala racie jestes najlepsza.

    OdpowiedzUsuń
  2. No no Ada byla zachwycona mi sie tez podobalo po prostu pieknie Carlexa forever!
    Nie moge sie doczekacz na halloweenowiej opowiesci i kendalla urodziny.I czekam kiedy moj pomysl napiszes i nie moge sie doczekac kiedy moja zamowiana opowiec napiszes.Jestes geniuszem!

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba się i to jak !!! Dziewczyno, talentu to ci nie brak ^^
    Już niedługo urodzinki Kendalla : ) I Halloween : ] I can't wait !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Moze byc ale jak dla mnie za duzo romansu a za malo akcji. I brak zombie! To obraza xD jak smiesz mi pokazywac to xDDD chce opo z zombie. Wszystkiee xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Są takie chwile, gdzie człowiek na prawdę chce zemdleć. Ja to wiem.
    Fajnie to sobie wymyśliłaś. Opowiadanie super, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń