sobota, 2 listopada 2013

Happened 'That Night'

          - Cukierek albo psikus! – takie wołania rozlegały się na każdym kroku. Na ulicach było pełno dzieci, nastolatków a jeszcze więcej wydrążonych dyń. Maskotki w kształcie czarownic i nietoperzy zwisały z każdej werandy. Sztuczna krew i pajęczyny zdobiły prawie każdy dom. Oprócz mojego.
Przestronna willa, w której mieszkałam wraz z rodzicami była jakby z innej bajki wśród całego miasta upiornych dekoracji.
Nie brałam udziału w tegorocznym święcie Halloween. Nie po tym, co się zdarzyło rok temu…


~*~


                - No proszę, zgódź się! – usłyszałam ten tekst z ust Gwen chyba już tysięczny raz w ciągu ostatniego tygodnia. Nie licząc dzisiejszego dnia, bo już straciłam rachubę. W połowie już nie słuchałam, co do mnie mówiła. Wiedziałam, że co drugie jej zdanie skierowane do mnie dotyczyło właśnie tej nieszczęsnej imprezy.
- Przypomnisz mi, dlaczego tę imprezę mamy zrobić akurat u mnie?
- Bo masz największy dom! A twoi rodzice wyjeżdżają na ten weekend! – Gwen przybrała błagalny wyraz twarzy. – A poza tym, to nie chciałabyś zrobić czegoś dla Kendalla z okazji jego urodzin?
- Kendall ma urodziny 2 listopada a nie w Halloween – stwierdziłam sucho.
Zaczęłam pospiesznie wrzucać książki do torby. Klasa była już pusta, nie zanotowałam, kiedy wszyscy zdążyli ją opuścić. Co się dziwić, Gwen potrafiła skutecznie skupić moją uwagę na czymś innym. Na przykład na imprezie, której nie chciałam zrobić. Albo na kolejnym nieubłaganym spóźnieniu.
- Gabie… - Gwen zaczęła tonem głosu, którym mówi się do dziecka z zespołem downa. – 2 listopada to niedziela. Kendall nie zrobi imprezy w niedzielę.
Zatrzasnęłam klapę torby i w końcu zaszczyciłam Gwen swoim spojrzeniem. Udałam przez chwilę, że się zastanawiam, choć i tak wiedziałam, co odpowiem.
- Nie.
I tym samym zgasiłam ostatni płomień nadziei w oczach swojej przyjaciółki.
W ogóle skąd wpadła na pomysł, że Kendall będzie chciał robić imprezę? Miałam ochotę palnąć ją w czoło.
- Wiesz co? Jesteś podła.
- Wiem – wyszczerzyłam się. – I nawzajem.
Cmoknęłam powietrze koło jej głowy i chwytając torbę, wybiegłam z klasy.
Nie zdążyłam długo nacieszyć się chwilą wytchnienia od kolejnych próśb. Na korytarzu wpadłam prosto w ramiona Kendalla. Jego widok rozpromienił mnie jeszcze bardziej z uwagi na to, że dopiero teraz pojawił się w szkole. Po jakichś czterech lekcjach.
Chłopak pochylił się i pocałował mnie. Jego usta smakowały papierosami i kawą. Teraz już wiedziałam, jak spędził poranek.
- A dzisiaj z jakiego powodu wagarowałeś? – zapytałam dla formalności, odsuwając się od niego na chwilę.
- A no wiesz… Sprawdzian z trygonometrii i odpowiedź z biologii z ostatnich dwóch lat – uśmiechnął się szeroko.
- I wszystko jasne.
Kendall zamknął moją dłoń w szczelnym uścisku i spojrzał na mnie spod wachlarza swoich rzęs.
- Zgódź się – poprosił ciepło.
- Na? – ach, te jego zielone oczy!
Chłopak odgarnął mi zbłąkany kosmyk włosów z twarzy. Nie cofnął ręki, zatrzymał ją na moim policzku.
- Na imprezę…
- Ty też? – warknęłam.
Przez te ich ciągłe wręcz błagania zaczynałam poważniej myśleć o tej całej imprezie. Może nie dla stu osób, ale dla najbliższych znajomych…
- Nie chciałabyś mi zrobić przyjemności? W końcu w ten weekend kończę osiemnaście lat. Drugiej takiej okazji nie będzie – uśmiechnął się ciepło. Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że jest bezinteresowny.
Dopiero teraz zauważyłam, że ma worki pod oczami a skórę na twarzy jeszcze bardziej bladą niż kilka dni temu. Wyglądało na to, że Kendall zaczął odrobinę przesadzać z braniem marihuany.
Wyrzuciłam z głowy głupie myśli. Kendall był rozsądnym i odpowiedzialnym chłopakiem. Nigdy by nie przedawkował narkotyków. Wiedziałam to.
- A nie chciałbyś spędzić swoich urodzin ze mną? Tylko we dwoje? – kokieteryjnie zamrugałam powiekami.
Kendall nie powiedziałby mi tego wprost, ale wiedziałam, że to nie jest jego wymarzony sposób na spędzenie osiemnastych urodzin. A ja przede wszystkim chciałam, żeby był szczęśliwy.
Impreza dalej stała pod znakiem zapytania. Podświadomie zaczęłam jednak tworzyć listę gości. Ja, sam zainteresowany solenizant Kendall, Joy, Anabeth… I może nawet zlituję się na Gwen i Renem. Jeśli oczywiście Ren się zgodzi, bo ostatnio był bardzo zapracowanym studentem.
- A co dostanę w zamian? – rzuciłam od niechcenia, zanim Kendall wymyśli jakąś inteligentną odpowiedź na moje pytanie.
- A co byś chciała? – uniósł do góry jedną brew.
Zagryzłam wargę i udałam, że się zastanawiam. Podrapałam się po brodzie dla lepszego efektu.
- To – odparłam i przyciągnęłam usta Kendall do swoich.
Ledwo zdążyłam ich dotknąć, gdy zadzwonił dzwonek, a ktoś położył mi spoconą dłoń na ramieniu. Drgnęłam.
- Hanger, Schmidt – usłyszałam za sobą srogi głos dyrektora.
Odwróciłam się w jego kierunku z rękami prowokująco skrzyżowanymi na piersi.
Docelus Michaelson był niskim, grubym, otyłym, tłustym, brzydkim… i inne obraźliwe przymiotniki, jakie kiedykolwiek powstały. Nikt go nie lubił, a jego ksywka brzmiała Dundersztyc. Może przez to, że jak na nauczyciela chemii przystało, bardzo angażował się w swoją pracę. Nigdy nie rozstawał się ze swoim fartuchem ochronnym. Jego pokrętne tłumaczenie zakładało, że nigdy nic nie wiadomo. Teoretycznie w każdej chwili mogła na niego wybuchnąć jakaś szkodliwa substancja. Zastanawiałam się tylko, czy także w nim śpi. Chyba, że ma specjalną edycję na pidżamę.
- My właśnie idziemy do klasy, prze pana – Kendall odpowiedział za nas dwoje.
- Właśnie widziałem.
Prychnęłam pod nosem. Dyrektor na moje szczęście tego nie usłyszał.
- Więc jaka jest twoja ostateczna odpowiedź? – Kendall zupełnie zignorował obecność naszego wściekłego nauczyciela i zwrócił się prosto do mnie.
-Dobra. Niech wam będzie, ale tylko dla naszego grona.
- Panno Gabrielo Hanger! – Dundersztyc zrobił się cały czerwony na twarzy.
- Kocham cię – powiedział Kendall bezgłośnie i oddalił się w stronę sali gimnastycznej na następną lekcję.
Chciałam odpowiedzieć tym samym, ale dyrektor boleśnie zacisnął dłoń na moim przegubie i niezbyt delikatnie zaciągnął mnie do pracowni chemicznej.

~*~


                - Zagrajmy w butelkę! – krzyknęła Joy. Jej propozycja spotkała się z głośną dezaprobatą.
Gwen pociągnęła duży łyk piwa. Kilka kropel wylało jej się na brodę. Dziewczyna szybko otarła je wierzchem dłoni.
- Zawsze gramy w butelkę. Jest Halloween! Zróbmy coś fajnego! – odezwała się Anabeth.
- Więc Ana, co proponujesz? – podchwycił Kendall.
Chłopak w dalszym ciągu bawił się zegarkiem, który dostał ode mnie chwilę wcześniej z okazji swoich osiemnastych urodzin.
Początkowo myślałam, że to tandetny prezent. Zegarek z naszym zdjęciem służącym za tarczę. Niby co innego mogłam kupić komuś, kto ma już wszystko? Kendall albo był wyśmienitym aktorem, albo rzeczywiście podobał mu się podarunek. Ewentualnie już się upił, a urodzinowy tort zrobił swoje i nie miał siły, żeby wyrażać niezadowolenie.
- Przywołajmy ducha – wypaliłam.
Myślałam, że mój pomysł zostanie wyśmiany, ale o dziwo wzbudził zainteresowanie.
- A masz tę taką planszę? – upewnił się Ren.
- Jeśli się nie mylę, masz ją w piwnicy – wtrąciła Gwen. – Kiedyś robiłyśmy tam razem porządki i się na nią natknęłyśmy, pamiętasz? – dodała pospiesznie, widząc moją zdezorientowaną minę.
Nie wiem skąd przyszło mi takie coś do głowy. Żałowałam już w chwili, w której to powiedziałam. Chciałabym to cofnąć, ale chyba łatwiej przesunąć szczyt w Alpach.
- To ja w takim razie się pofatyguję – dokończyła i zniknęła za drzwiami do piwnicy.
My za to wrzuciliśmy wszystkie puste butelki po piwie do worka na śmieci i ustawiliśmy go koło drzwi. W pokoju pachniało alkoholem. Będę musiała się gęsto tłumaczyć, ale w tej chwili jakoś mnie to nie obchodziło.
Wszyscy przy tym drobnym wysiłku zataczali kółka, co było dosyć dziwne. Przecież to ja z nas najwięcej wypiłam, a jeszcze nie czułam się, jakbym była napruta.
Niepotrzebne rzeczy zgarnęliśmy ze stoliku i tym samym zrobiłyśmy miejsce na wielką tablicę spirytystyczną. Gdy Gwen ostrożnie położyła ją na blacie, uwolniła w powietrze tumany kurzy.
Zajęliśmy swoje miejsca na puchowym dywanie. Joy delikatnie uniosła wieko, a naszym oczom ukazała się najzwyczajniejsza tablica z literami alfabetu.
Sięgnęłam po zwitek papieru załączony do opakowania i odczytałam instrukcję na głos z udawaną powagą:
- „Aby zacząć, jedno z was musi upuścić kilka kropel swojej krwi na środek planszy”.
- Ja chcę! – wyrwał się Ren.
- A może pozwolimy solenizantowi? – zaproponowała Ana. – Kendall na pewno sobie poradzi.
Miałam złe przeczucia. Nie chciałam, żeby to akurat mój chłopak oddał swoją krew, ale wiedziałam, że i tak mnie nie posłucha. Sama sobie próbowałam tłumaczyć, że jestem przewrażliwiona.
Wzięłam głęboki oddech na uspokojenie.
- Może zechcecie wysłuchać mnie do końca? – warknęłam. Widocznie tylko mnie nie było do śmiechu.
Wszyscy w pokoju momentalnie zastygli w bezruchu. W skupieniu wpatrywali się w przemieszczające się litery z jednego końca planszy na drugi.
- O mój Boże. To działa – wyszeptała oszołomiona Gwen.
Wybite piwo chyba w końcu dało o sobie znać. Zaczęła mnie boleć głowa od dziwnego rodzaju energii, czułam krew szumiącą w uszach. Jednak tylko ja zachowałam jasność umysłu.
- Połóżcie palce w rogach tablicy, szybko – powiedziałam siląc się na spokój. – I pod żadnym pozorem nie puszczajcie.
Zrobili tak, jak kazałam, bez zbędnych kłótni. Może byli po prostu zbyt pijani.
Litery uspokoiły się i znowu ułożyły się w alfabet, tak jak wcześniej. Myślałam, że kryzys został zażegnany, ale nawet nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam. Litery znowu się poruszyły. Tym razem utworzyły tylko jedno słowo: KREW.
Ręką, którą nie trzymałam planszy, chwyciłam dłoń Kendalla. Czułam zimno napływające do pokoju i wypełniające przestrzeń. Napierało na mnie, jakby chciało pozbawić mnie tchu.
- Wygląda na to, że ktoś jest głodny – roześmiała się Gwen.
Pięć osób natychmiast zgromiło ją spojrzeniem. Dziewczyna zamilkła speszona i oblała się rumieńcem.
- Wygląda na to, że muszę się poświęcić – mruknął Kendall.
Wysunął rękę z mojego uścisku i sięgnął nią po nóż leżący obok stolika. Nie zanotowałam momentu, w którym ktoś go tam położył.
Ostrze zabłysło złowrogo w przytłumionym świetle lampy.
Chłopak z wahaniem przejechał nożem po wewnętrznej stronie dłoni. Skrzywił się lekko. Zafascynowani obserwowaliśmy, jak szkarłatnoczerwone krople krwi spadają na planszę i wsiąkają w nią jak w gąbkę, nie zostawiając najmniejszego śladu.
Nie miałam pojęcia, czego oczekiwałam. Może jakiegoś wielkiego wybuchu? Tornada w salonie? Nic takiego się nie wydarzyło. Nawet gdy Gwen oderwała palce od tarczy.
Widziałam, że Ren próbuje powstrzymać się od śmiechu. Ja za to dalej siedziałam jak skamieniała, nie byłam wstanie się poruszyć.
Ana także odsunęła się od planszy. Otrzepała ręce i wbiła tępo wzrok w czarny ekran telewizora.
Żarówka w lampie trzasnęła. Powietrze w pokoju zrobiło się gęstsze. Z każdym kolejnym oddechem coraz bardziej bolały mnie płuca. Najwidoczniej tylko ja czułam tę dziwną atmosferę.
Zerknęłam przerażona na Kendalla. I o mało nie zwymiotowałam.
Gwen całowała się z moim chłopakiem. Nie tyle całowała, ile nawet go połykała. Tak nie całują się normalni ludzie.
Widziałam, że oboje próbowali przestać, ale jakaś niewidzialna siła im nie pozwalała. Nie mogli nic zrobić, a mimo to jeszcze nigdy nie byłam tak wściekła. Nigdy nienawidziłam tak Gwen jak w tej chwili. Mimo że była moją najlepszą przyjaciółką, miałam ochotę urwać jej głowę.
- Co do… - powiedział zdezorientowany Ren.
Momentalnie poderwał się z klęczek i dopadł jednym susem do swojej dziewczyny. Zamachnął się i z całej siły uderzył Kendalla w twarz. Chłopak poleciał do tyłu. Z jego nosa zaczęła lecieć krew.
Sama chciałam to zrobić, ale gdy Ren mnie wyprzedził, byłam jeszcze bardziej wściekła. Tak jakby ktoś miał pilota do moich emocji i podnosił mi złość w każdej minucie o oczko wyżej.
Chciałam jednak jak najszybciej zobaczyć, czy Kendallowi nic nie jest. Nie mogłam się jednak ruszyć. Sterowanie moimi kończynami też zostało przejęte.
Oczy Any były puste. Wywróciły się białkami do góry. Jej już tu z nami nie było.
Gwen także przypominała żywego trupa. A Ren i Joy ślinili się jak psy. Nawet nie zdawali sobie z tego sprawy.
„Chcesz być następna?” – usłyszałam mocny damski głos w swojej głowie.
Drgnęłam.
„Twój chłopak pocałował twoją najlepszą przyjaciółkę. I mogę się założyć, że mu się to podobało. Nie chciałabyś się zemścić?”
Próbowałam odpowiedzieć, ale moje usta jakby należały do kogoś innego. Byłam wstanie jedynie sięgnąć po nóż, którym Kendall przeciął sobie dłoń.
Demon podniósł moje ciało z podłogi i poprowadził je w kierunku chłopaka.
„Żaden z ludzi, którzy mnie przywołali, nie skończyli dobrze. Wbrew pozorom to on skończy najlepiej. Wy będziecie musieli z tym żyć. Szczególnie ty.”
„To był przypadek.” – pomyślałam, ale demon także tego nie usłyszał.
Stanęłam nad nieprzytomnym i niczego nieświadomym Kendallem, chłopakiem, którego kochałam.
Pragnęłam cofnąć się do dzisiejszego ranka. Żebym mogła jeszcze raz odmówić Gwen zorganizowania tej nieszczęsnej imprezy. A potem powiedzieć to samo Kendallowi. I znowu się z nim całować na szkolnym korytarzu.
A teraz musiałam go zabić. Kendalla. Chłopaka, na którym mi zależało jak na nikim innym.
Moje dłonie były całe spocone. W normalnych okolicznościach nóż już dawno wypadłby mi z ręki. Demon jednak utrzymywał go w nich za mnie, bo gdyby to ode mnie zależało, już dawno uciekłabym z krzykiem.
Twarz Kendalla leżącego przede mną, wyryła mi się w pamięci. Nigdy nie zapomnę tego obrazu.
Po moich policzkach zaczęły ściekać łzy.
Wbrew sobie uniosłam nóż.
I wbiłam go w serce Kendalla.

The End


--------------------------------------------------------------------------------


Takie halloweenowe coś pomieszane z urodzinami Kendalla z dedykacją dla Gabi ;)
Ren specjalnie dla Uli! :D
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i komentarze. Ostatnio było prawie 300 wyświetleń w ciągu jednego dnia!
PS. Co do pomysłu, który podrzuciła Ola... Jak znajdę chwilę to na pewno go wykorzystam w innym opowiadaniu ;)


 

6 komentarzy:

  1. Ciiiiiii.... Sikam w majty ... nie żartuję ... ; ] Świetne ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajne :) mam nadzieje że napiszesz ciąg dalszy końcówka najlepsza!!! fajnie się czyta ,świetny rozdział:D
    zajrzysz ?
    http://yuki75.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne I zarazem smutne ale dobre.
    Nie moge sie doczekac Co wymyslisz do mojego pomyslu.
    Piszes dobrze jestes genialna

    OdpowiedzUsuń
  4. Ekstra to wyszło! Bohaterka świetnie biła się z myślami. Pomysł na główny temat jakby na czasie, ale i tak wyszło super.

    OdpowiedzUsuń
  5. Biste to było, ale błagam, kończ lepiej xDDD Bo się przestraszyłam ;c Czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Myślałam, że będzie jak zawsze - słodko i romantycznie.
    A tu proszę! Zaskoczyłaś mnie. Genialne.
    Kurcze, czytanie tego po 23.00 to nie był dobry pomysł XD

    OdpowiedzUsuń