niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 98.

*oczami Wery, przed koncertem w Teksasie*

- Nie martw się. Na pewno zaraz przyjdzie – zapewniła mnie mama Logana, już kolejny raz w przeciągu ostatniej godziny. – Sama dobrze wiesz, że zawsze się spóźnia.

- Raz na milion przyjdzie na czas – dorzucił Kendall, siedząc w fotelu pod ścianą. – Myślisz, że dlaczego inaczej spóźniamy się na koncerty? Logan zawsze musi jeszcze coś załatwić.

Nieprzekonana pokręciłam głową. Siedzieliśmy w salonie rodziców Logana i czekaliśmy na ich syna. James spał rozłożony na ziemi, Kendall grał na telefonie. Carlos i Alexa już dawno poszli na spacer. Uznali, że nie chcą spędzić popołudnia w towarzystwie samych nudziarzy.

Byłam wściekła, że dałam się namówić Loganowi na przyjazd tutaj. Nie raczył nawet przyjechać na lotnisko, a gdy do niego zadzwoniłam, powiedział, że coś mu wypadło. Odkąd wylądowałam w Dallas, próbowałam skontaktować się z Ewą. Nie odpowiadała na telefony, ani na smsy. Pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że nie zrobi nic głupiego, a Chrissy się nią zaopiekuje. Sama wymigała się od przyjazdu tutaj ważnym egzaminem, ale wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że nie chciała zostawiać Ewy samej. Zrobiłabym to samo, ale miałam wyrzuty sumienia, że powiedziałam jej prosto w twarz co o niej myślę.

- Zaokrągliłaś się – przerwał mi rozmyślania Dustin.

- Mam to odebrać jako komplement czy raczej obelgę?

- Ciąża ci służy – sprecyzował i wyszczerzył się do mnie.

Mama Logana o dziwo dobrze zareagowała na informację o tym, że zostanie babcią. Jak się okazało, Logan sam jej o tym powiedział z samego rana, zanim zniknął jak kamfora.

- W ogóle co tam u Chrissy? – zapytał Kendall, podnosząc głowę znad telefonu.

Popatrzyłam na Dustina przerażonym wzrokiem. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że to nie o Chrissy mu chodziło.

- Coś ty jej w ogóle zrobił? – dorzuciła swoje trzy grosze Presley, wchodząc do pokoju. – Słodko razem wyglądaliście, a Ewa jest naprawdę fajna.

Kendall prychnął pod nosem, ale nie odpowiedział. Podniósł się tylko z fotela i z miną skazańca idącego na pewną śmierć, wyszedł z pokoju.

W salonie zapadła niezręczna cisza. Dlaczego ja miałam te wyrzuty sumienia? Powiedziałam jej prawdę. Ewa zachowywała się jak suka w stosunku do Kendalla i nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo go raniła. Miałam ochotę jeszcze bardziej jej wygarnąć, ale nie chciałam psuć między nami reszty przyjaznych stosunków. Jeśli oczywiście jeszcze jakieś pozostały.

Drzwi wejściowe w holu cicho skrzypnęły i w progu pokoju pojawił się uradowany Logan. Odszukał mnie wzrokiem i uśmiechnął się na mój widok z wyraźną ulgą. W policzkach ukazały mu się dołeczki, a oczy miał błyszczące ze szczęścia.

- Przepraszam, że tak długo, ale zaraz zobaczysz o co chodzi – wyjaśnił szybko i wyciągnął w moim kierunku rękę. Ujęłam ją z niepewnością wypisaną na twarzy.

- Następnym razem kupię ci zegarek – powiedziała z sarkazmem Presley, jedząc lody truskawkowe. – Henderson, nic się nie stało. Henderson, nic się nie stało – zanuciła cicho, ale i tak wszyscy ją usłyszeliśmy.

- Idź weź się utop, a potem powiedz jaka woda – odgryzł się jej brat i bez czekania na zbędne komentarze, wyciągnął mnie z domu.

- Możesz mi wytłumaczyć gdzie ty do cholery byłeś? – zapytałam go z wyrzutem, zaraz gdy tylko znaleźliśmy się w ogrodzie państwa Henderson.

- Pójdziesz ze mną na krótki spacer? – zaproponował, zupełnie ignorując to, co miałam mu do powodzenia.

- Pójdę, jeśli wyjaśnisz mi dlaczego mnie tu ściągasz, a później znikasz na pół dnia. Nie raczyłeś mnie nawet odebrać z lotniska!

Logan zagryzł wargę. Nie wiedział co mi odpowiedzieć. Byłam na niego zła, ale mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie widziałam go raptem dwa tygodnie, a wydawało mi się jakby minęła wieczność. Jego włosy były jaśniejsze od pustynnego słońca i uroczo zmierzwione, jakby przebiegł spory kawałek. Jego skóra przybrała ciemniejszą barwę. Przy nim moje ciało wyglądało jakby je potraktowano wybielaczem.

- Powiem ci wszystko co tylko będziesz chcieć, ale gdy dojdziemy na miejsce. Proszę? – zamrugał kokieteryjnie powiekami.

Skinęłam twierdząco głową. Chciałam rzucić mu się na szyję, ale część mnie dalej była zdeterminowana, by najpierw usłyszeć od niego wyjaśnienia.

***

Szliśmy w ciszy przez pustynię. Piasek przesypywał się pod naszymi nogami, a teksańskie słońce parzyło niemiłosiernie. Miałam wielką ochotę ściągnąć buty i po prostu iść na bosaka, ale co jakiś czas rosły kolczaste rośliny i mogłoby się to źle skończyć dla moich stóp.

Czułam, że włosy przyklejają mi się do karku.  Chciało mi się pić, ale powstrzymywałam się od jakichkolwiek narzekań. Przecież ileż można iść? Niedługo zacznie się koncert i na pewno trzeba będzie zaraz wracać.

- Myślałam, że to miał być krótki spacer – warknęłam.

- Bo miał być, ale sprawy nie potoczyły się po mojej myśli. – Głos Logana był dziwny. Jakby się czymś martwił, a nie chciał tego okazać.

Zatrzymałam się i podniosłam głowę. Chłopak próbował ukryć zmieszanie, ale niezbyt dobrze mu to wyszło.

- Coś się stało? – zapytałam go z troską.

- Chyba się zgubiliśmy.

- Że co?! – wydarłam się.

Żaden z moich scenariuszy nie zakładał zgubienia się na pustyni! Niedługo zapadnie zmrok, będzie cholernie zimno, a tego idiotę nie obchodzi fakt, że jestem z nim w ciąży!

Zaczęłam bez ładu i składu chodzić w kółko. Po prostu modlę się, żeby dziecko odziedziczyło tylko wygląd Logana, ale punktualność i rozum po mnie. Nie wytrzymałabym przecież z dwoma mężczyznami o takim samym charakterze. O ile oczywiście urodzę chłopczyka.

Nagle zobaczyłam coś błyszczącego w piasku. Myślałam, że to tylko zwykłe szkło, ale jakże się myliłam! Uklękłam na gorącym piasku i wzięłam do ręki złoty pierścionek z niewielkim diamentem. Zaczęłam obracać go w palcach. Nie był zbyt wyszukany, ale każdy wiedział, że był wiele wart. Był piękny.

Przejechałam opuszkami po jego zewnętrznej stronie i moim oczom ukazał się wygrawerowany napis. Starłam ziarenka piasku, które weszły w szczeliny i oszołomiona go odczytałam. Logan i Weronika.

Otworzyłam usta szeroko ze zdziwienia. Nagle wszystko dotarło do mnie ze zdwojoną siłą. Przecież dlatego Logan zniknął na cały dzień. Dlatego nie przyjechał po mnie na lotnisko. Cały czas był tutaj, a przecież samo dojście zajęło nam dobrą godzinę. Chciał schować w piasku mój pierścionek zaręczynowy, a cała scena ze zgubieniem drogi, była na pokaz. Przecież był aktorem!

- Wera – wyszeptał ponad moim uchem.

Nie zwróciłam uwagi, kiedy podszedł tak blisko. Na karku poczułam jego oddech, zimny w porównaniu z parnym powietrzem pustyni.

Chłopak zgrabnie mnie wyminął i stanął przede mną. Wziął pierścionek z moich dłoni i uklęknął na jedno kolano. Nasze twarze były na tym samym poziomie, a ja wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Miał najpiękniejsze oczy na świecie i chciałam, żeby nasze dziecko odziedziczyło swoje po ojcu.

Logan niepewnie wziął moją rękę i delikatnie musnął ją ustami.

- Powinienem zrobić to zdecydowanie wcześniej – zaczął.

Był zdenerwowany. Przygryzał nerwowo wargę, ale bez większego wysiłku patrzył mi w oczy. Nie uciekał spojrzeniem.

- Lepiej późno niż wcale – zażartowałam.

Chłopak wziął głęboki oddech zanim zadał pytanie, o które była cała dzisiejsza szopka. Na które czekałam od bardzo dawna. Na które już mu kiedyś odpowiedziałam i nie miałam wątpliwości, jak odpowiem dzisiaj.

- Czy zostaniesz moją żoną?

Poczułam pieczenie w kącikach oczu. Jeszcze tylko tego brakowało, żebym zaczęła tutaj płakać. Nie chciałam tego. Nie teraz, nie w tej chwili.

Pojedyncza łza nieubłaganie spływała po moim policzku. Logan otarł ją bez wahania, ale nie od razu odsunął dłoń. Już nie wydawał się być zdenerwowany. Teraz po prostu czekał, aż rozsądzę o przyszłości naszego związku.

- Tak – powiedziałam z pewnością, o jaką siebie nawet nie podejrzewałam.

Logan uśmiechnął się szeroko. Wsunął ostrożnie pierścionek na mój serdeczny palec. Pocałował każdy z opuszków moich palców, a później od teraz należący do mnie pierścionek.


Nie mogłam już dłużej wytrzymać. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przylgnęłam do niego całym ciałem. Bez problemu odnaleźliśmy swoje usta i zaczęliśmy się całować. Na kolanach, na środku teksańskiej pustyni. Przynajmniej nie musieliśmy się martwić, że jakiś paparazzi zrobi nam zdjęcie.

----------------------------------------------

Pocieszę was, jeszcze 2 rozdziały i koniec tego opowiadania :D
A ta notka z dedykacją dla Weroniki... Nie, nie ma zombie!
I takie ogłoszenie parafialne... Doszłam do wniosku, że nie ma sensu pisać tych opowiadań, które kiedyś zamówiliście. Z jakiego powodu? Otóż ja tu się produkuje i je pisze, wymyślam i męczę się nad nimi a osoby, które je zamówiły nawet nie raczą podziękować. Więc jeśli czyta to osoba, która zamówiła u mnie opowiadanie w maju i jeszcze go nie dostała to niech napisze pod tą notką, a może się dogadamy bo nie mam zamiaru pisać dla ludzi-widmo.
No na tyle.. I do za tydzień :D
PS. Dziękuję za 29 tysięcy wyświetleń ;*

 


7 komentarzy:

  1. Piekne i cie rozumiem tylko Skoda ze sie juz konczy to znaczy ze konczys blogiem.
    Tak mi przykro o i DPA mnie nie musisz pisac i Tak Lubie twoje opowiadania.
    Czy bendzies jeszcze uzywac moj pomysl?
    Bylo by mi bardzo milo Ale Tak pozatem.
    Fantastyczny Blog.

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie mam na Mysli gupi i Pad!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dwa rozdziały i koniec? Już rozumiem, co masz na myśli. "Dobiję do setki i daję sobie spokój." To masz na myśli?
    A opowiadanie oczywiście świetne. Nie wiem, czy to dobrze, że Ewa nadal się focha na Kendalla, ale mam nadzieję, że niedługo sobie wszystko wyjaśnią. No i oczywiście cieszę się, że Logan oświadczył się Weronice. Liczę, że będą szczęśliwi i oczywiście mam nadzieję, że nie rzucasz pisania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawiodlam sie. Gdzie te dlugo oczekiwane zombie?! Obiecalas! Zdradzilas mnie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy ja moglabym prosic o jedno opowiadanie z Loganem ? Uwielbiam twojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyli jeszcze tylko 2 rozdziały ? Szkodaa ;'( Ale nie przestawaj pisać, bo masz talent : D
    Aaa zaręcznnny <3 Super ; D

    OdpowiedzUsuń
  7. Dwa rozdziały i koniec ? :( Ale mnie zdołowałaś :(

    OdpowiedzUsuń